Ciągle myślę o moim Podolu... Podolu miodem i mlekiem płynącym

Czytaj dalej
Fot. Archiwum pana Mariana
Szymon Kozica

Ciągle myślę o moim Podolu... Podolu miodem i mlekiem płynącym

Szymon Kozica

- Oj, jako dziecko podziwiałem w Tarnopolu pomnik Józefa Piłsudskiego na koniu. Dziś pomnika marszałka już nie ma, tylko Tarasa Szewczenki - opowiada Marian Figiel z Zielonej Góry, który pochodzi z Czernielowa Ruskiego.

Z panem Marianem, rocznik 1928, rozmawiałem telefonicznie, gdy przygotowywałem niewielki artykuł o Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Zielonej Górze i o sławnym chórze Pohulanka. Wspominał, że pochodzi z Czernielowa Ruskiego. To miejscowość położona między Tarnopolem a Zbarażem. Na Ziemię Lubuską przyjechał razem z mamą, transportem przesiedleńczym w 1945 roku. Najpierw trafił do Sulęcina, gdzie spędził dziesięć lat. Kolejnym przystankiem w życiu był Głogów, na dwa lata. Wreszcie dotarł do Zielonej Góry i tu mieszka do dziś. Tu uczył przedmiotów zawodowych i prowadził zajęcia praktyczne w warsztatach.

- Ciągle o Podolu myślę - mówił pan Marian z nutą nostalgii w głosie, choć od wyjazdu z Kresów na zachód minęło prawie 70 lat. - Podole mlekiem i miodem płynące. U nas nie było piasku. U nas był czarnoziem. Niemcy wagonami wywozili tę ziemię na swoje tereny. Tutaj drzewa owocują co dwa lata, a tam co roku, bo miały skąd ciągnąć, z tej ziemi. Dlatego tak za Podolem tęsknię.

został zesłany na Sybir za to, że nie sporządził listy, kogo trzeba wywieźć...

W trakcie naszej rozmowy pan Marian zaproponował, że zaśpiewa mi piosenkę. I zaśpiewał. Piękną, niemal rzewną, w której zwrotka po zwrotce odżywały wspomnienia młodości i krainy, w której spędził dzieciństwo. Tym piękniejszą, że własną. Sam ułożył słowa, sam wymyślił melodię. Nie ma co - pomyślałem - musimy umówić się na dłuższą pogawędkę.

Kościół parafialny w Tarnopolu.
Archiwum pana Mariana Kościół ojców dominikanów w Tarnopolu.

Spotykamy się w redakcji. Pan Marian, jak na nauczyciela przystało, przychodzi z "pomocami naukowymi". - Myślę, że warto by było najpierw napisać coś o województwie tarnopolskim - stwierdza. - Byłem tam w 1985 roku i dostałem taką książeczkę od syna ukraińskiego posła. On został zesłany na Sybir za to, że nie sporządził listy, kogo trzeba wywieźć... Na podstawie tej książeczki przygotowałem taką notatkę.

"Województwo tarnopolskie rozpoczęło swe istnienie 1 września 1921 roku, posiadało 17 powiatów. Największym bogactwem naturalnym województwa jest gleba - na wyżynie podolskiej spoczywa jednostajna powłoka nadzwyczaj urodzajnego czarnoziemu, którego skład stanowi glinka pomieszana z próchnicą stepowych roślin.

Podole słynie z pasiecznictwa. Również na większą skalę uprawiane jest tkactwo, powroźnictwo, garncarstwo i koszykarstwo. Kamienie - piaskowiec trembowelski, pokłady wapieni, gipsu, czerwony piaskowiec na eksport. Lasy - 12 procent województwa. Hodowla bydła rasy podolskiej - czerwonej.

Kultura ludowa: bogata przeszłość terenu województwa, na które oddziaływały wpływy rzymskie, wędrówki narodów, wpływy prasłowiańskie, najazdy i okupacje ludów wschodu. Sztuka ludowa: wnętrze głównej izby mieszkalnej - tradycyjny wygląd - główna belka biegnie przez środek powały, ozdobiona jest kolorowymi wycinkami lub ptaszkami, ołtarzyk w kącie.

W końcu wybór padł na Zieloną Górę, gdzie pracowała w LO-21, VII LO i - jako emerytowana nauczycielka - w Technikum Budowlanym.

Województwo tarnopolskie posiada największą liczbę warowni obronnych, dawnych strażnic kresowych, tak pięknie opisanych przez Henryka Sienkiewicza, jak Zbaraż, Trembowla i inne. Tarnopol jest stolicą, leży nad rzeką Seret, 310-320 metrów nad poziomem morza. Liczba mieszkańców wynosi 40.000, w czym 18.000 Polaków, 14.000 Żydów i 7.000 Rusinów. Od Lwowa do Tarnopola - 141 km. Tarnopol został założony w 1540 roku przez hetmana Jana Tarnowskiego, który uzyskał od króla Zygmunta Starego przywilej lokacyjny. W czasie wojen turecko-tatarskich w wieku XVII miasto zostało kilkakrotnie spalone i złupione".

Pan Marian podsuwa mi książkę swojej krajanki "Spieszmy się ocalić Kresy od zapomnienia" i zaprasza na spacerek po Tarnopolu. Dosłownie, bo taki tytuł nosi wiersz z tego tomu poezji Ireny Cisek-Piątkowskiej. Autorka urodziła się we Lwowie. Po wojnie los rzucił ją na Śląsk, później na Mazury, do Krakowa i znów na Śląsk. W końcu wybór padł na Zieloną Górę, gdzie pracowała w LO-21, VII LO i - jako emerytowana nauczycielka - w Technikum Budowlanym. - Strona 71. - podpowiada mój rozmówca i wyjaśnia, że Marian F. z dedykacji pod tytułem to właśnie on.

Dziś już tylko wspomnienie - tego, co mi drogie -
Moje miasto rodzinne - widzę, jak przez mgłę.
Ukochany Tarnopol - nie, zapomnieć nie mogę,
Choć pół wieku minęło, powrócić tam chce...
I stanąć przed pomnikiem czcigodnego wieszcza, -
Co wznosi się na placu przy swojej ulicy,
Najpiękniejszej w mieście - alei Mickiewicza,
Przy której był magistrat i urzędy liczne -

I chciałbym złożyć kwiatów wiązankę poecie
W dwusetną już rocznicę jego urodzin,
Za to, że Polskę rozsławił na świecie. -
Każdy z nas chętnie pod ten pomnik przychodził,
Co w trudnych latach powstał, dzięki ofiarności
Polskiego społeczeństwa pod austriackim zaborem. -
Była to wielka manifestacja polskości
- Chlubne dzieło Dykasa - Ojczyzny symbolem...

Kościół parafialny w Tarnopolu.
Archiwum pana Mariana Teatr dramatyczny w Tarnopolu.

Ojczyzny symbolem dla mieszkańców był też posąg Józefa Piłsudskiego na placu Sobieskiego. - Oj, jako dziecko podziwiałem pomnik marszałka na koniu - nie ukrywa pan Marian. - W roku 1998 byliśmy na wycieczce w Krzemieńcu, gdzie urodził się Juliusz Słowacki. Wracaliśmy przez Tarnopol. Miasto bardzo się rozrosło, jest dużo wieżowców, są aleje wysadzane kasztanowcami, mikrobusy, trolejbusy... Ale pomnika Piłsudskiego już nie ma, tylko Tarasa Szewczenki.

Przed wojną stawiano domy z takiego charakterystycznego kamienia, który siekierą dał się obrabiać

Gdybyśmy poszperali trochę w internecie, na stronie poświęconej Tarnopolowi znajdziemy kapitalną informację z 1865 roku. I dowiemy się, że wtedy w mieście było: 15 piekarzy, 1 lakiernik, 3 budowniczych, 3 introligatorów, 1 rusznikarz, 5 tokarzy, 6 geometrów, 1 fryzjer, 4 szklarzy, 3 rzeźników, 2 garbarzy, 4 rękawiczników, 3 konowałów, 2 kapeluszników, 2 grzebieniarzy, 1 czapnik, 20 kotlarzy i druciarzy, 1 pieczęciarz, 13 kuśnierzy, 82 mularzy, 2 mechaników, 4 krupiarzy, 2 pozłotników, 2 kominiarzy, 1 parasolnik, 14 siodlarzy i rymarzy, 5 mydlarzy, 20 krawców, 120 szewców, 7 ślusarzy, 5 szlifierzy, 1 powroźnik, 5 złotników, 3 kamieniarzy, 2 kopaczy studni, 60 stolarzy, 2 garncarzy, 2 postrzygaczów, 8 zegarmistrzów, 9 kołodziejów, 4 waciarzy, 20 tkaczy, 21 cieśli.

- Tarnopol nie był dużym miastem, po wojnie miał 40.000 mieszkańców, teraz zbliża się do 250.000 - porównuje pan Marian. - Nie miał wysokiej zabudowy, dużo było domów jednorodzinnych, blachą krytych. A u nas, na wioskach, były strzechy. Przed wojną stawiano domy z takiego charakterystycznego kamienia, który siekierą dał się obrabiać. I z cegły.

- W Tarnopolu było bardzo wielu handlarzy końmi. Kupował taki szkapinę, tydzień podkarmił i sprzedawał w Zbarażu. Potem kupował w Zbarażu, tydzień podhodował i sprzedawał w Tarnopolu. I na każdej transakcji zarabiał - wspomina z uśmiechem pan Marian. - Było też wielu Żydów. Gdy jakiś Polak wybudował sklep, przypuśćmy z kapeluszami, to zaraz Żyd tuż obok stawiał swój. I gdy jakiś rolnik chciał kupić kapelusz u Polaka, to Żyd zapraszał go do siebie i sprzedawał o dwa złote taniej. Tak rozprawiali się z konkurencją!

Kościół parafialny w Tarnopolu.
Archiwum pana Mariana Kościół parafialny w Tarnopolu.

Tu życie płynęło wesoło, beztrosko po łąkach biegałem, u góry mi śpiewał skowronek

Pan Marian mieszkał w Czernielowie Ruskim. Nieopodal była miejscowość Czołhańszczyzna. - A w niej wąwóz z 20-metrowymi ścianami gliny. Starsi ludzie opowiadali, że to podobno pozostało od czasów potopu... - mówi. - A wie pan, że jak kiedyś nie było zasypek dla niemowląt, to ludzie wykorzystywali do tego glinę? Skrobali ją, była bardzo miałka.
I w te okolice przeniesiemy się z panem Marianem.

- A poda pan jeszcze słowa tej pięknej piosenki o Podolu, którą sam pan ułożył? - proszę.
- To ja zaśpiewam! - słyszę w odpowiedzi.
- Jak pan zaśpiewa, to znów nie zdążę zanotować wszystkich zwrotek... - rozkładam ręce.
- Dobra, to podaję - zgadza się pan Marian.

Podole, moje Podole
Podole mego dzieciństwa
Wyrosłem w podolskiej młodości
Podole, moje Podole

Tu życie płynęło wesoło
Beztrosko po łąkach biegałem
U góry mi śpiewał skowronek
Podole, moje Podole

Tu ziemia mi była przyjazna
Dolina kwiatami pokryta
I wonne powietrze wdychałem
Podole, moje Podole

Dziś jestem daleko od Ciebie, Podole
I tęsknię za tym krajobrazem
Dziś tylko w snach stajesz przede mną
Podole, moje Podole

- Ale jedną zwrotkę panu zaśpiewam! - nie daje za wygraną pan Marian.

Podole, moje Podole
Podole mego dzieciństwa
Wyrosłem w podolskiej młodości
Podole, moje Podole
Szymon Kozica

Z „Gazetą Lubuską” jestem związany od lipca 2000 roku - wtedy przyszedłem na praktyki do Działu Sportowego. Pracuję w redakcji w Zielonej Górze. Interesuję się sportem, ze szczególnym uwzględnieniem lekkiej atletyki i żużla, a także tym, co dzieje się w Zielonej Górze. Uwielbiam żywe lekcje historii, czyli wspomnienia Czytelników pochodzących z Kresów i nie tylko z Kresów. Czas wolny chętnie spędzam z książką w ręku. Moim ulubionym autorem jest Gabriel García Márquez, który o sobie mówił tak: „W gruncie rzeczy nie jestem ani nie będę nikim więcej niż jednym z szesnaściorga dzieci telegrafisty z Aracataki”.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.