Pan porucznik, który znalazł się wśród jeńców

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Bolesława Kozubala
Szymon Kozica

Pan porucznik, który znalazł się wśród jeńców

Szymon Kozica

Podobno ludzie umierają dopiero wtedy, gdy przestaje się o nich mówić i ich wspominać - pisze wnuczka Franciszka Kozubala w pracy poświęconej dziadkowi, który był Orlęciem Lwowskim.

Trudne dziedzictwo - tak zatytułowana jest praca. "Bohaterem głównym prezentacji jest mój dziadek po mieczu, Franciszek Kozubal - nauczyciel z wyboru i powołania, obrońca Lwowa, organizator grupy polskich jeńców wracających do kraju po wojnie polsko-bolszewickiej, absolwent seminarium nauczycielskiego, uczestnik kampanii wrześniowej, jeniec trzech obozów, harcerz i inicjator tajnego nauczania" - wnuczka w skrócie przedstawia tę nietuzinkową postać.

Młodzieńcze losy pana Franciszka (rocznik 1901) opisałem przed tygodniem. Fascynujące historie opowiedział mi jego syn Bolesław, który mieszka w Lubrzy. Wspominał, jak ojciec w wieku 17 lat przerwał edukację w Seminarium Nauczycielskim w Krośnie i jako ochotnik ruszył na odsiecz Lwowa. Jak podczas walki z kozakami został silnie cięty szablą w głowę i uznany za poległego, choć w rzeczywistości przeżył i trafił do niewoli. Jak w 1921 roku, po dwuipółletniej tułaczce, wrócił do rodzinnego domu i rok później ukończył wspomniane seminarium...

Wzięty do niewoli

Świeżo upieczony nauczyciel Franciszek Kozubal natychmiast został oddelegowany do pracy w szkole powszechnej w Wieli_chowie w województwie poznańskim. - Tam poznał moją mamę - dodaje pan Bolesław. Kolejnym przystankiem w karierze młodego belfra był Nowy Tomyśl. - Tam poza pracą zawodową opiekował się najpierw drużyną harcerską w szkole, następnie zorganizował szczep. Prowadził wiele obozów stałych i wędrownych - wylicza pan Bolesław. Wśród bezcennych rodzinnych dokumentów, które zgromadził i z pietyzmem przechowuje w opasłych segregatorach, jest kilka unikalnych fotografii z obozu w Worochcie z lipca 1934. Na każdej Franciszek Kozubal otoczony gromadką uśmiechniętych harcerzy.

Wielichowo, lata 1923-1925. Grono nauczycielskie, z lewej stoi Franciszek Kozubal.
Archiwum Bolesława Kozubala Lipiec 1934. Franciszek Kozubal z harcerzami na obozie w Worochcie.

Pięć lat przed wybuchem II wojny światowej nasz bohater został kierownikiem szkoły powszechnej w Niepruszewie niedaleko Buku. - Dysponuję kopią kroniki szkoły, obrazującą przebieg jego pracy zawodowej i na rzecz środowiska lokalnego - zaznacza pan Bolesław. I z godną podziwu precyzją podaje kolejne stopnie wojskowego awansu ojca. Dokładnie 19 marca 1939 Franciszek Kozubal został porucznikiem rezerwy. W kampanii wrześniowej dowodził kompanią zapasowego ośrodka 14. Dywizji Piechoty.

Był sanitariuszem w obozie niemieckim, w którym przebywał ojciec. Fałszował wyniki jego badań, systematycznie dopisując wysoką temperaturę.

- Po walkach stoczonych 22 i 23 września pod Kamionką Strumiłową nad Bugiem dostał się do niewoli niemieckiej. Przebywał kolejno w Radomsku, Częstochowie i w Stalagu XI w Altengraben pod Magdeburgiem, skąd 1 lipca 1940 został zwolniony jako inwalida wojenny. Przez długi czas przebywał w jenieckich lazaretach - relacjonuje pan Bolesław. W segregatorze są oczywiście zdjęcia, a nawet autoportret, dokumentujące okres spędzony w niewoli. Na jednej fotografii stoi podparty o bok Albin Moszka z Wielichowa. - Był sanitariuszem w obozie niemieckim, w którym przebywał ojciec. Fałszował wyniki jego badań, systematycznie dopisując wysoką temperaturę. Na tej podstawie niemiecki lekarz wojskowy stwierdził, że taki chory jeniec powinien pójść do domu - wspomina pan Bolesław.

Tymczasem pod koniec sierpnia 1939 ewakuowano rodzinę Franciszka Kozubala - żonę Marię oraz synów Mariana i Adama - ponieważ w pobliżu Niepruszewa miała przebiegać linia polskiej obrony. Gdy po miesiącu matka z dziećmi wróciła, okazało się, że mieszkanie zajął niemiecki kierownik szkoły. Nie wpuścił ich do środka, nie pozwolił nic zabrać. Pani Maria przeniosła się do swoich rodziców w Wielicho_wie. Tam odnalazł ją mąż i zatrudnił się jako księgowy w mleczarni.

(...) do domu przyszło kilku policjantów i cywilnych funkcjonariuszy urzędu miejskiego, nakazując wszystkim ubrać się, zabrać niezbędne rzeczy i natychmiast opuścić dom.

Wielichowo, lata 1923-1925. Grono nauczycielskie, z lewej stoi Franciszek Kozubal.
Archiwum Bolesława Kozubala Altengraben, 18 maja 1940. Franciszek Kozubal w obozie jenieckim - autoportret.

Życie w izdebce

- W miarę napływu ludności niemieckiej policja wysiedlała Polaków z domów i mieszkań, które przeznaczała dla przybywających osadników - urzędników i ich rodzin, pracowników służb okupacyjnych. Wysiedlonych wysyłano transportem kolejowym na tereny południowo-wschodniej Polski - opisuje pan Bolesław. - W latach 1940-1941 wysiedlano także rolników. Nasza rodzina mieszkała u babci, która prowadziła gospodarstwo rolne. Jesienią 1940 późnym wieczorem do domu przyszło kilku policjantów i cywilnych funkcjonariuszy urzędu miejskiego, nakazując wszystkim ubrać się, zabrać niezbędne rzeczy i natychmiast opuścić dom. Pozwolili wziąć tylko po jednej sztuce bagażu podręcznego i zaprowadzili do punktu zbornego, który znajdował się w szopie majątku. Tam moja rodzina przebywała dwa dni pod strażą, aż skompletowano transport. Nazajutrz po eksmisji w punkcie zbornym pojawił się kierownik mleczarni z niemieckim urzędnikiem i uzyskał zwolnienie dla swojego księgowego, czyli mojego taty, i rodziny.

Kozubalowie dostali zgodę na pozostanie w Wielichowie pod warunkiem, że znajdą sobie takie mieszkanie, które nie nadaje się dla osadników z Niemiec. Pan Franciszek szukał długo i wytrwale. I wreszcie znalazł. - U państwa Nijakich przy ulicy Lipowej. Był to niewielki stary domek, w którym oprócz właścicieli mieszkali już lokatorzy. Nasza rodzina zajęła pokoik o wymiarach trzy na cztery metry. Pomieszczenie to zostało tak zmyślnie zagospodarowane, że było kuchnią, sypialnią i izbą mieszkalną, a później miejscem, gdzie odbywały się lekcje. W tym pokoju 19 października 1941 ja się urodziłem - mówi nie bez dumy pan Bolesław.

Pod opieką Franciszka Kozubala w Wielichowie powstała Tajna Drużyna Harcerska im. Jana Zamoyskiego. Początkowo liczyła dziesięciu druhów, po dwóch latach już 40. Pierwszym drużynowym był Tadeusz Markowski. - Jednocześnie trwało tajne nauczanie w zakresie szkoły powszechnej. Lekcje odbywały się w tej izdebce, w której mieszkała cała nasza rodzina - przypomina pan Bolesław. - Tato opowiadał, że uczniowie przychodzili na lekcje z zakupami, pod którymi ukryte były zeszyty. Jeden uczeń siedział przy oknie i pilnował, by nie wszedł nikt niepowołany. Po wojnie około 40 osób zdało egzamin państwowy z zakresu szkoły powszechnej i otrzymało świadectwo jej ukończenia.

Wielichowo, lata 1923-1925. Grono nauczycielskie, z lewej stoi Franciszek Kozubal.
Archiwum Bolesława Kozubala Wielichowo, lata 1923-1925. Grono nauczycielskie, z lewej stoi Franciszek Kozubal.

Żywimy w Bogu nadzieję

Armia Radziecka wkroczyła do Wielichowa w styczniu 1945. Krótko po tym powołano radę miejską z przewodniczącym Franciszkiem Kozubalem. - Po zakończeniu wojny tato został kierownikiem Publicznej Szkoły w Ptaszkowie w powiecie nowotomyskim. W dalszym ciągu uczył historii i geografii, opiekował się harcerstwem, prowadził amatorski teatr, całym sercem zaangażowany był w życie społeczne swojej wsi - wylicza pan Bolesław. Warto dodać, że mógł też uczyć... religii. A zgodę na to dostał od samego Augusta Hlonda, arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego, prymasa Polski, metropolity. "Żywimy w Bogu nadzieję, że Pan Kozubal przyswajając prawdy wiary młodzieży sobie powierzonej wychowywać ją będzie przykładem swego życia do wzniosłych cnót chrześcijańskich zaszczepiając równocześnie w jej duszach głębokie przywiązanie do Kościoła Chrystusowego" - czytam w dokumencie datowanym na 29 października 1938.

Franciszek Kozubal zmarł po długiej i ciężkiej chorobie w czerwcu 1960. W segregatorze jest taki dokument: "Mówi Radiowęzeł Nowy Tomyśl. Nadajemy nasz program lokalny. Na długo przed pogrzebem gromadzili się mieszkańcy wsi Ptaszkowo oraz z okolicznych wiosek, a nawet powiatu u trumny zmarłego Franciszka Kozubala, zasłużonego pedagoga i działacza społecznego, by oddać hołd zmarłemu. Licznie stawiły się z wieńcami delegacje nauczycieli oraz Harcerstwa Grodziskiego. Powszechny smutek i żal po zgonie zmarłego świadczą o miłości i głębokim szacunku, jakim cieszył się za życia".

Szymon Kozica

Z „Gazetą Lubuską” jestem związany od lipca 2000 roku - wtedy przyszedłem na praktyki do Działu Sportowego. Pracuję w redakcji w Zielonej Górze. Interesuję się sportem, ze szczególnym uwzględnieniem lekkiej atletyki i żużla, a także tym, co dzieje się w Zielonej Górze. Uwielbiam żywe lekcje historii, czyli wspomnienia Czytelników pochodzących z Kresów i nie tylko z Kresów. Czas wolny chętnie spędzam z książką w ręku. Moim ulubionym autorem jest Gabriel García Márquez, który o sobie mówił tak: „W gruncie rzeczy nie jestem ani nie będę nikim więcej niż jednym z szesnaściorga dzieci telegrafisty z Aracataki”.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.