Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
Dariusz Chajewski

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji

Dariusz Chajewski

Przed 1945 rokiem Środkowe Nadodrze było krainą małych, prowincjonalnych miasteczek z niepowtarzalnym klimatem. Mieliśmy trzymać się blisko wody, ale tym razem odjedziemy kilka kilometrów od brzegu Odry. Startujemy jednak na rzece, a raczej ponad jej nurtem. Bowiem zwiedzanie Bytomia Odrzańskiego proponujemy rozpocząć od... mola.

Ma 140 metrów długości i pozwala stanąć ponad rzeką skąd roztacza się rewelacyjny widok. Brama stanowiąca jego początek nawiązuje do konstrukcji mostu, który spinał Odrę przed 1945 rokiem. Pierwszą przeprawę przez rzekę zbudowano tutaj gdzieś w latach 1609 - 1611. Ten metalowy powstał ze składek społecznych i stanął w 1907 roku. Przeprawa była dziełem, a jakże, znanej nam już zielonogórskiej firmy Beuchelt. Aż do II wojny światowej pobierano tutaj opłatę mostową. Konstrukcję wysadziły wycofujące się oddziały niemieckie w styczniu 1945 roku. Próbę jego odbudowy podjęto w latach 60., ale na próbach i wylaniu nowego betonowego wieńca na jego filarach się skończyło...

IDZIEMY DALEJ WZDŁUŻ ODRY:
Przy niewielkiej budce zobaczymy łódź. Dzięki niej możemy przepłynąć na drugi brzeg i odwiedzić Siedlisko. Łódka zabiera także cyklistów. Jeśli nie pasuje nam ten rejs wkraczamy do portu i przystani. Na osobach, które były ostatnio w Bytomiu przed laty ogromne wrażenie zrobi skarpa, która przez dziesięciolecia była dżunglą chaszczy i ulubionym miejsce spotkań miłośników tanich alkoholi. Teraz mamy tutaj alejki spacerowe i belwedery z fontannami, specjalne oświetlenie parkowe w trzech poziomach, promenada. Jednak my wchodzimy na rynek słynnymi i klimatycznymi rybackimi schodami.

Wchodząc na słynny już bytomski rynek najpierw ujrzymy... plecy. Jegomościa w kapeluszu i kota. W butach.

Podobno kot odprowadza tutaj podchmielonych gości do domu. Wprawdzie rzecznicy wychowania w trzeźwości nie byli z tych postaci zadowoleni, ale już stały się one jednym z symboli miasta.

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji
Fot. Mariusz Kapała [i][b]Rzeźba na rynku[/b]: Legenda mówi, ze podobno każdego wieczora czarny kot w butach odprowadza do domu zawianych gości[/i]

W roku 1561 właścicielem Bytomia stał się lokalny krezus Fabian von Schönaich, który posiadał ogromne włości leżące między Nysą, Bobrem i Odrą. Był osobą starannie wykształconą, miał za sobą paziowanie i edukację na dworze Zygmunta I Starego. Był wojskowym i dyplomatą. Mimo katolickiego wyznania zapewniał luteranom pełną swobodę wyznania. Wraz z pastorem Peterem Tietzem uczynił wiele dla podniesienia rangi miasta. Kiedy w 1591 r. umarł Fabian von Schönaich, jego dobra przejął bratanek - Georg. Wykształcony na uniwersytecie w Wittenberdze przyjął nauki Lutra. Po podróży do Francji i Włoch przyjechał do Bytomia Odrzańskiego, gdzie skutecznie zarządzał majątkiem. Jego sukcesy gospodarcze były na tyle efektowne, że otrzymał funkcję kanclerza państwa...

ZBUDOWAŁ MOST I GIMNAZJUM
Pod jego rządami Bytom Odrzański i Siedlisko przeżywały okres świetności. Właśnie wówczas zbudowano nowy zamek w Siedlisku. Aby zapewnić komunikację między Siedliskiem a Bytomiem Odrzańskim, zbudowano na Odrze w 1609 r. pierwszy most. Jego dziełami są także nowy ratusz, przytułek dla ubogich, kościół św. Hieronima, szpital, nowe domy i kilka młynów.

Jednak najistotniejszym dziełem Georga von Schönaich stało się gimnazjum akademickie, które nie działało długo, ale należało do najważniejszych szkół na Śląsku. Wszystko zaczęło się w roku 1599 r., kiedy otwarto szkołę łacińską, która najprawdopodobniej działała w dawnym zamku. W 1605 r. przekształcono ją w gimnazjum. W 1616 r uruchomiono pedagogium Schönaichianum - Carolatheum, które stanowiło pierwszy etap tworzenia uczelni wyższej. Rychło zdobyło sobie sławę i do Bytomia zaczęli ciągnąć uczniowie z Polski, Śląska, Czech, Niemiec, a nawet Węgier.

To jedna z najpiękniejszych kamieniczek przy rynku - Hotel pod Lwem:

BYŁ JUŻ SYSTEM STYPENDIALNY
W Schönaichianum-Carolatheum studiowali młodzieńcy, którzy ukończyli 12 lat i biegle władali niemczyzną. Jednoczesnie wiedze zdobywało około 70 adeptów nauki. Poddani pana na Siedlisku uczyli się bezpłatnie, „obcy” opłacali czesne proporcjonalnie do ich zasobności. Dla najbiedniejszych uruchomiono system stypendialny.

OBOWIĄZYWAŁ DWUSTOPNIOWY SYSTEM NAUCZANIA:
Najpierw uczniowie uczęszczali do pięcioletniego pedagogium, później ci zdolniejsi kontynuowali naukę w trzyletnim gimnazjum. Pięcioletnia nauka kończyła się egzaminem, po którym przechodziło się do gimnazjum. Absolwenci uczelni mogli szczycić się stopniem bakałarza, najwybitniejsi zostawali magistrami, co było równoznaczne ze stopniem uniwersyteckim. W Bytomiu wykładały znakomitosci swojego czasu - Jerzy Mantius, filozof i matematyk Caspar Dornavius, prawnik Joachim Exner oraz profesor medycyny Andreas Pulitius.

MAJĄTEK PRZEJĘLI JEZUICI
Sławę zdobywali także absolwenci akademii - przyrodnik, pedagog i filozof Jan Jonston, historiograf Joachim Pastorius, polityk, prawnik, teolog Jonasz Szlichting, barokowy pisarz Marcin Opitz. Przy uczelni funkcjonowała także pierwsza w Bytomiu drukarnia, założona przez Johana Doerfera z Wirtenbergii.

Niestety kres rozwojowi bytomskiej uczelni położyła wojna trzydziestoletnia. Od 1619 r. dobrami władał Johannes von Schönaich, zwany... Nieszczęśliwym. W wojnie stanął po stronie protestanckiej co skończyło się gniewem Habsburgów, którzy skonfiskowali część jego majątku i przekazali jezuitom. Oni także przejęli majątek szkoły ostatecznie zamkniętej w 1628 roku...

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji
Fot. Mariusz Kapała [i][b]Fontanna[/b]: Rzeźba wieńcząca bytomską fontannę jest podobno pierwowzorem "siusiającego chłopczyka" w Brukseli[/i]

POD SZABLĄ POLSKICH KOZAKÓW
Na rynku w Bytomiu Odrzańskim można zobaczyć pamiątkową tablicę. Według wielu informatorów napisana po niemiecku fraza jest poświęcona lisowczykom. Jednak nie do końca, jest ona raczej poświęcona bytomianom, którzy w 1622 przeżyli przemarsz lisowczyków. A nie było to łatwe...

Tablica nawiązująca do „wizyty” w mieście, podczas wojny trzydziestoletniej tzw. polskich Kozaków, czyli lisowczyków. Nie byli tutaj mile wspominani. Palili, rabowali, gwałcili. 1 grudnia 1622 roku lisowczycy wkroczyli do Nowego Miasteczka, kilka dni później do Bytomia. Bawili tutaj mniej więcej tydzień, aby ruszyć dalej, w kierunku Sławy...

Środkowe Nadodrze podczas wojny trzydziestoletniej (1618-1648) było nie tyle jednym wielkim polem bitwy, co raczej areną przemarszów i obozowisk. Na dodatek właściciele Bytomia Odrzańskiego, potężna rodzina von Schönaich, zaangażowała się po jednej ze stron konfliktu. Już zimą 1620 r. przeszły przez Bytom i Nową Sól oddziały uciekającego po przegranej bitwie pod Białą Górą protestanckiego króla Czech, Fryderyka. Jednak prawdziwie czarną kartę w historii okolicy zapisali tzw. lisowczycy, którzy zostali zaciągnięci na służbę przez Ferdynanda II.

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji
Fot. Mariusz Kapała [i][b]Ozdoby[/b]: Ozdoby wokół rynku są bardzo bogato zdobione. Te płaskorzeźby umieszczono na portalu jednego z domów.[/i]

29 maja 1622 roku z Krzepic skierowali się na Śląsk. Pod Bystrzycą Kłodzką wybili wojska chłopskie. Jak chcą niektórzy historycy - położyli trupem 2 tys. przeciwników. Potem dotarli aż pod szwajcarską granicę. Wracając mieli przejść przez Głogów, ale skierowano ich do Bytomia Odrzańskiego, gdzie przeprawę obsadził Karol Hanibal von Dohna. Był tutaj już od listopada i miał za zadanie ukarać Schönaichów. Palił i plądrował bez skrupułów okolicę. 1 grudnia 1622 roku lisowczycy wkroczyli do Nowego Miasteczka, kilka dni później do Bytomia. Bawili tutaj mniej więcej tydzień, aby ruszyć dalej, w kierunku Sławy.

RYCERZE I RABUSIE
Ten tydzień przeszedł do historii, mimo że w tym okresie okolica stała się widownią dantejskich scen i przyczyniali się do tego żołdacy obu stron. Jednak lisowczycy, jako obce wojska łatwiej było obarczać za całe zło. Przyczynili się do tego paląc, rabując i gwałcąc. Lisowczycy, zwani także „polskimi Kozakami” stali się dla tej części Dolnego Śląska symbolem cierpień wojny trzydziestoletniej.

Wywodzili się z oddziałów ochotników zwerbowanych przez magnatów polskich chcących wprowadzić na tron moskiewski popieranych przez nich pretendentów. Gdy ci nie mieli pieniędzy na żołd dla najemników ci zawiązali konfederację wojskową, na czele której stał między innymi Aleksander Lisowski. Konfederaci zmusili patrona do oddania im pod zastaw dużych połaci ziemi, pobierając z nich kontrybucje. Po upadku Dymitra Samozwańca II Lisowski po początkowych oporach wszedł na czele części oddziałów do służby króla polskiego, służąc nie za żołd, lecz w zamian za swobodę w łupieniu ziem moskiewskich. Jako wojska najemne służyli u Habsburgów). Po roku 1635 - 36 ulegli rozproszeniu.

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji
[i][b]Kiosk Meteorologiczny[/b]: Jednym z głównych elementów przedwojennego rynku był kiosk meteorologiczny (na pierwszym planie). Kto wie, być może wróci jeszcze na swoje miejsce[/i]

O bytomskich kamieniczkach nie będziemy się rozpisywać (przełom renesansu i baroku), chociaż koniecznie trzeba zwrócić uwagę na jedną z nich - Hotel pod Lwem. Na środku rynku, na jego bruku, zaznaczono zarysy dawnego ratusza. Wiadomo, że stał już tutaj w 1483 roku. W latach 1602-1609, po wielkim pożarze miasta, zbudowano nową siedzibę magistratu. Zamiast w centrum stanęła w zachodniej pierzei rynku. Podczas wojny trzydziestoletniej budynek, podobnie jak większość miasta został zniszczony.

Z pewnością zwrócimy także uwagę na fontannę. Ozdobiona figurką chłopca pochodzi z XIX wieku. Historia jej powstania obrosła już legendą - podobno została ufundowana przez zamożnego mieszczanina po tym, jak w Odrze utonął jego ukochany syn. Można także usłyszeć historię, niestety nieprawdziwą, że na tej rzeźbie wzorowany jest słynny brukselski Manneken pis.

Przechodząc obok kościoła św. Hieronima w Bytomiu Odrzańskim, łatwo przeoczyć kolejny rarytas. Kilka kamieni z nieporadnie narysowanymi na nich egzemplarzami białej broni. Nóż, miecz, szczyt oszczepu... Są wmurowane w ścianę kościoła. To ewenement. To tropy dawnych zbrodni, a raczej przyznanie się i pokuty za ich popełnienie. Zwyczaj wystawiania krzyża pokutnego, najpierw jako sposobu rozstrzygania sporów dotyczących winy i kary, a później jako jednej z kar wymierzanych np. mordercy po udowodnieniu mu winy. Często na krzyżach pokutnych wykuwano znak narzędzia zbrodni.

My ruszamy w przeciwnym kierunku. Do Nowego Miasteczka jedziemy boczną drogą 293 przez Królikowice. Uwaga, już na rogatkach tego miasta przekraczamy krajową „trójkę”. W Gołaszynie znajdziemy kolejny krzyż pokutny, a przy drodze szybkiego ruchu ujrzymy... dyliżans. Nie, to nie sztuka dla sztuki. Przez Nowe Miasteczko wiódł bardzo ważny trakt pocztowy z Warszawy do Drezna. Trakt ten należał do największych na Śląsku. W 1863 r. w miasteczku utworzona została placówka francuskiej poczty wojskowej. Funkcjonowała tutaj zajezdnia dyliżansów, w której można było zmienić zaprzęg konny.

Nowe Miasteczko było miastem prywatnym, założył je zapewne ówczesny właściciel Gołaszyna, nieznany z nazwiska. Źródłowe wzmianki o dziedzicach pojawiają się od 1486 roku, kiedy to odnotowany został ród Wirsingów. W XV i XVI wieku posiadało miasto podwójnych właścicieli, którzy w rezultacie transakcji zmieniali się dość często, wchodząc w posiadanie połowy, ćwierci bądź trzech czwartych Nowego Miasteczka. W latach 1649-1776 należało do klasztoru jezuitów w Otyniu, a następnie znalazło się w dobrach księstwa żagańskiego.

Zabytkowe wartości posiada historyczny układ przestrzenny. Bez większych zmian zachowało się trzynastowieczne, regularne rozplanowanie. Kamieniczki przy rynku i sąsiednich uliczkach pochodzą z XIX - XX wieku. Z budowli użyteczności publicznej zachował się kościół, zbór poewangelicki oraz ratusz. Po ostatniej rewitalizacji centrum wygląda przyjemnie, a w jednym z dwóch kościołów odkryto XV-wieczne malowidła.

A teraz do Kożuchowa

Ponownie wybieramy boczną drogę wiodąca przez Borów Wielki i Stypułow. W obu miejscowościach znajdziemy po dwa pałace i po jednym ciekawym kościele. Samego Kożuchowa nie trzeba zachwalać, nie na darmo nazywany jest lubuskim Carcassonne.

Obwarowania Kożuchowa składały się niegdyś z dwóch pierścieni murów. Pierwszy pas fortyfikacji to wzniesiony z kamienia polnego mur kurtynowy opatrzony basztami i bramami. Zewnętrzny obwód umocnień miejskich stanowiła fortyfikacja bastejowa.

Całkiem jak na obrazku w podręczniku historii... Były mury, baszty, fosa i zwodzone mosty. Najpierw powstał mur wewnętrzny. Setki robotników wzniosły go prawdopodobnie na przełomie XIII i XIV wieku. To dowodzi, że Kożuchów zyskał już wówczas rangę bardzo ważnego ośrodka. Nie tylko handlowego, ale także administracyjnego. W tym samy czasie budowano zresztą obwarowanie wielu dolnośląskich miast, chociażby Szprotawy. Wcześniej istniał tutaj warowny gród, o który rozbiło się kilka niemieckich nawałnic.

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji
Fot. Mariusz Kapała [i][b]Podróż w czasie[/b]: Spacerując po Kożuchowie ma się wrażenie podróży w czasie. Nie dość, że pracuje tutaj znamienity płatnerz, to jeszcze, to jeszcze można spotkać prawdziwych rycerzy. Jednak tylko podczas dni Kożuchowa.[/i]

Samochód zostawiamy na parkingu, najlepiej przy zamku. UWAGA! Po Kożuchowie nie jeździ się łatwo, a to za sprawą systemu ulic jednokierunkowych. Gdy obejdziemy mury warto zatrzymać się na rynku. Szkoda, że tak zaniedbanym. Kopalnią wiedzy o historii miasta jest Zdzisław Szukiełowicz, społeczny opiekun kożuchowskich zabytków.

ŚCIANA JAK KURTYNA
Nad Kożuchowem historycy tylko cmokają z zachwytu. Pierwszy mur była to prosta, jak mówią fachowcy, kurtynowa ściana obronna o wysokości ponad ośmiu metrów i grubości do dwóch. Do niego dostawiono kilkanaście - prawdopodobnie 12 - baszt w formie wykuszu. Do dziś można wypatrzyć pozostałości siedmiu z nich. Miały trzy kondygnacje, które można było pokonać przy pomocy drabin.

Na ich szczycie znajdowała się drewniana tzw. hurdycja, która umożliwiała skuteczniejszy ostrzał przeciwnika.

Budulec? Wznoszono z tego, co było pod ręką. Czyli przede wszystkim z kamienia polnego o regularnych, zaokrąglonych kształtach. Głazy układano warstwami po kilkanaście centymetrów, które następnie przedzielano, aby wyrównać konstrukcję, masą drobnych łupków granitowych. Do dziś widać ślady tej techniki. Zaprawę stanowiło wapno i w niektórych miejscach ruda darniowa. Wzdłuż wewnętrznej części murów biegł drewniany ganek.

Wśród wielu zabytków najbardziej zadziwia bogato zdobiona kamieniczka przy ul. Klasztornej, z której pozostała jedynie fasada. Umieszczono na niej płaskorzeźby św Piotra o Pawła:

WROTA BYŁY SOLIDNE
Jak w każdym średniowiecznym mieście także w Kożuchowie kluczową rolę pełniły bramy. Do miasta można było wjechać przez trzy - Krośnieńską, Żagańską oraz Głogowską. Stanowiły przedłużenie traktów handlowych - dlatego przed laty tutaj powstała osada. Być może była jeszcze czwarta brama zwana Szprotawską. Te budowle można sobie dziś tylko wyobrazić - piętrowe budynki z potężnymi, okutymi wrotami...

Zabytkowa fasada:Wśród wielu zabytków najbardziej zadziwia bogato zdobiona kamieniczka przy ul. Klasztornej, z której pozostała jedynie fasada. Umieszczono na niej płaskorzeźby św Piotra o Pawła

Czego jeszcze brakuje nam do obrazu typowego zamczyska? Oczywiście fosy. W Kożuchowie można ją bez trudu wypatrzyć - zwłaszcza, że w niektórych miejscach jej szerokość sięgała 22 metrów. Otaczała całe miasto od Bramy Głogowskiej po Krośnieńską i zamek. Przeprawę zapewniały drewniane mosty przy bramach i mosty zwodzone. Dalej fosy kopać nie było trzeba, gdyż przed wiekami rozciągały się tutaj trudne do przebycia bagna. Aby dodatkowo utrudnić życie nieprzyjacielowi po zewnętrznej części fosy usypano wał ziemny, który niegdyś mógł mieć nawet ponad sześć metrów wysokości.

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji
Fot. Mariusz Kapała [i][b]Zamek:[/b] Został wzniesiony na początku XIV wieku. Wcześniej stał tutaj średniowieczny gród kasztelański. Od końca XIV wieku stanowił siedzibę książęcą. W 1685 roku został przekształcony w klasztor karmelitów. Dziś mieści się tutaj ośrodek kultury u Zamek.[/i]

ZNISZCZYŁA JE ARTYLERIA
Ten skomplikowany system spełniał swoją rolę tylko do XV wieku, gdy do gry weszła artyleria. Wówczas zbudowano drugi pierścień murów. Wokół wybudowano umocnienia bastejowe, które niestety niemal nie przetrwały.

Wzniesiono je również z polnego kamienia równolegle do wcześniejszych umocnień. Dzięki nim na murach mogły stanąć działa i prowadzić skuteczny ostrzał. Przy okazji zmieniono fosę, przebudowano stare bramy, które połączono z nowymi tzw. szyjami bramnymi, czyli poprzecznymi murami.

Izba regionalna mieści się we wzniesionej w II połowie XV wieku baszcie Bramy Krośnieńskiej. Część baszty została przebudowana na dom mieszkalny, a w drugiej urządzono w 1922 roku Izbę Regionalną. Możemy tu zobaczyć m.in. wystawy poświęcone historii miasta, wartownię-zbrojownię, izbę mieszczańską, makiety miasta, stare mapy i widokówki.

Z każdym wiekiem, wraz z rozwojem sztuki oblężniczej, średniowieczne umocnienia stawały się coraz mniej przydatne. Wojna Trzydziestoletnia w wieku XVII dowiodła, że mury i baszty nie są żadną przeszkodą dla najeźdźców. W połowie wieku XVIII miejska rada zezwoliła na rozebranie umocnień, by uzyskać materiał na odbudowę zniszczonych w pożarze domów...
Po latach zaniedbań powoli zaczęło coś się na murach dziać, nieźle wygląda domek kata, fosa zaczyna zamieniać się w park. Jednak do poziomu, by mury stały się ozdobą tego wspaniałego miasta droga jeszcze daleka...
Koniec spaceru po murach. Zajrzyjmy do kościoła Najświętszej Marii Panny.

PIASTOWIE POD POSADZKĄ
Ile polskich miast może poszczycić się grobowcami Piastów? A Kożuchów prawdopodobnie może. „Prawdopodobnie”, gdyż nikt nie jest pewien, czy sarkofagi nadal znajdują się w podziemiach kościoła.

O tym, że pod posadzką kożuchowskiego monumentalnego gotyckiego kościoła NMP spoczywają dwaj ostatni władcy z dynastii Piastów głogowsko-żagańskich można przeczytać w większości podręczników. Jednak tak naprawdę nikt nie jest tego pewien. Powód jest bardzo prozaiczny, od wieków nie ma dostępu do podziemi. I czy do końca można wierzyć kronikarzom...?
- Niestety nie dzieje się nic, aby ten dylemat historyczny rozstrzygnąć - mówi Zdzislaw Szukielowicz.

DWAJ OSTATNI...
Kto miałby spoczywać w tej krypcie? Henryk IX Starszy Głogowski, jego żona Katarzyna Opolska i ich syn Henryk XI. Pierwszy z nich władał do roku 1392, przez pewien czas wspólnie z braćmi Szprotawą, Krosnem Odrzańskim, Świebodzinem połową Glogowa, Kożuchowem, Świebodzinem, Lubinem... Według ówczesnych kronik Henryk IX był człowiekiem łagodnym, o spokojnym usposobieniu. W młodości proponowano mu biskupstwo wrocławskie, którego jednak nie przyjął. Czasy, w których przyszło sprawować mu rządy były niespokojne - był to okres wojen husyckich, które objęły swoim zasięgiem Śląsk i księstwo głogowskie.

Środkowe Nadodrze. Bo małe jest piękne, czyli dyskretny urok prowincji


Henryk IX był gospodarnym władcą. Kiedy zaraza zniszczyła w Zielonej Górze winnice, sprowadził z Moraw i Węgier nowe sadzonki i odbudował winnice. Zmarł w Krośnie Odrzańskim i pochowany został w kaplicy Masjonarzy w Kożuchowie.

Jego następca został Henryk XI Głogowski, władca nieudolny. Zamieszkiwał w Kożuchowie. Pod koniec życia ożenił się z Barbarą, córką elektora brandenburskiego Albrechta Achillesa. W kontrakcie zapisał, że w momencie bezpotomnej śmierci księstwo głogowskie przypadnie Brandenburgii. Zmarł 22 lutego 1476 r. prawdopodobnie otruty. O spadek po nim rozpoczęła się wieloletnia wojna o tzw. sukcesję głogowską. W jej wyniku Krosno i Sulechów dostały się we władanie Brandenburgii.

Według przekazów historycznych Piastowie zostali pochowani w kaplicy mansjonarzy.

Był to swego rodzaju zakon świecki zajmujący się utrzymaniem świątyń, jego członkowie byli też często kapłanami bez obowiązków duszpasterskich, lecz zobowiązanymi do odprawiania mszy św. i śpiewania, a także wikariuszami funkcjonującymi na specjalnych prawach. Budynek obok kościoła stanowił ich siedzibę, a do kaplicy prowadził krużganek, specjalne zadaszone przejście.

GDYBY NIE POŻAR
I zapewne krypta byłaby dostępna po dziś dzień, gdyby nie pożar, który nawiedził miasto w XVI wieku. Zniszczył także świątynię. Bardzo prawdopodobne, że wówczas zostały zniszczone i zasypane sarkofagi oraz podziemie. A mogło się zdarzyć i tak, że przeniesiono je w inne miejsce. Dziś najstarszym reliktem historii kościoła jest płyta mansjonarzy z XV wieku. - To bez wątpienia przydałoby znaczenia naszemu kościołowi, który niegdyś był farą i miastu - dodaje Szukiełowicz. - Ile jest miast, w których spoczywają władcy na dodatek z dynastii Piastów?

KRÓLESTWO NEPOMUCENA
Zdzisław Szukiełowicz wymienia cztery podobizny św. Nepomucena, które naliczył w Kożuchowie. Jest ich bardzo dużo na Śląsku i Dolnym Śląsku. Można je było spotkać przy każdym kościele, każdym moście. Od św. Nepomucenów roi się w Lubuskiem. Dwa w Nowej Soli, dwa w Otyniu, są także w Nowym Miasteczku, Wschowie, Łysinach, Nowej Wsi, Gryżynie, Zmysłowie... Ta z Kożuchowa bardzo przypomina figurę znaną z mostu Karola w Pradze.

Św. Jan Nepomucen urodził się w 1350 w Nepomuku. Był spowiednikiem Zofii, żony króla czeskiego Wacława. W związku z zatargiem między królem Czech Wacławem IV a arcybiskupem, Jan Nepomucen popadł w niełaskę władcy i w 1393 został uwięziony. Następnie zrzucono go z mostu Karola do rzeki Wełtawy. Jego kult rozwijali głównie jezuici, częściowo po to, aby osłabić silny w Czechach kult Jana Husa. Zdaniem jednych historyków obecność przedstawień tego świętego świadczy o uchodźcach z Czech, którzy falami nawiedzali nasz kraj.

Oto fortyfikacje średniowieczne tworzą tutaj niemal kompletny pierścień opasający obszar miasta lokacyjnego. Składają się z dwóch obwodów. Wewnętrznego o długości około 1.300 metrów z zachowanymi fragmentami bramy i sześcioma basztami oraz kilometrowego zewnętrznego z pięcioma bastejami. Całość uzupełnia imponujący zamek. Jednak to nie wszystkie atrakcje. Rynek z kamieniczkami już niedawno porównywaliśmy do tego w Krakowie i Gdańsku i tak nie do końca na wyrost.

Najmniej znaną atrakcją Kożuchowa jest chyba lapidarium, które należy do jednego z najlepiej zachowanych zespołów rzeźby nagrobnej w Polsce. Powstało w latach 70. na terenie byłego cmentarza protestanckiego, na którego założenie gmina ewangelicka dostała pozwolenie w 1634 roku. Cmentarz Św. Trójcy, położony na Przedmieściu Żagańskim użytkowany był jeszcze sporadycznie po 1945 roku i stanowił główną nekropolię miasta. Powiększony w 1736 roku, ponadhektarowy teren otoczono wysokim, murem. Najstarszym obiektem jest XVII-wieczna, zbudowana tuż przy bramie głównej kaplica. Na cmentarzu znajduje się około 200 płyt nagrobnych. Do tego trafiły tutaj również XVI-wieczne epitafia figuralne z pobliskiego Długiego.

Rowerowy Szlak Odry (niebieski):

Na Szlaku Dziadoszan:

Dariusz Chajewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.