Marzęcin to nieistniejące już wieś, po której została piękna okolica

Czytaj dalej
Fot. Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski, (oprac. Michał Korn)

Marzęcin to nieistniejące już wieś, po której została piękna okolica

Jarosław Miłkowski, (oprac. Michał Korn)

Tajemnicze drogi w głębi puszczy, duch Marzęcina i Celiny galopującej po dawnym pałacowym parku... Warto wsiąść na rower i nie będę owijał w bawełnę. Mój dzisiejszy szlak to nie jest droga na dwie godziny jazdy. Co więcej... Mój dzisiejszy szlak to nie jest też trasa dla „panienek”, bo wymagający jest niemiłosiernie. Po jego przejechaniu wiem jednak jedno: przyroda swoim pięknem potrafi wynagrodzić trud podróżnika. Zacznijmy jednak od początku...

W pewne niedzielne popołudnie wybrałem się na szlak z Kłodawy do Bogdańca. Wytyczył go Zbigniew Rudziński z oddziału PTTK Ziemii Gorzowskiej. Zrobił to kilkanaście lat temu. Przede mną było prawie 40 km. Przejażdżkę rozpocząłem przy urzędzie gminy w Kłodawie. Dobrze, że coś mnie tknęło, by w pobliskim sklepie zaopatrzyć się w napoje. Później, przez lwią część szlaku, takiej możliwości nie ma. Na zabranie ze sobą czegoś do picia zwracam uwagę nie bez powodu, bo w letni dzień organizm na tej trasie upomni się o płyny bardzo szybko.

Z Kłodawy wybrałem się najpierw asfaltową drogą do odległych o 2 km Mironic. W centrum wsi jest ośrodek Cysters. Nazwa mnie zaintrygowała, więc po powrocie do domu poszperałem trochę w internecie.

Źródła historyczne mówią, że miejscowość istniała już w 1300 r., gdy została przekazana właśnie cystersom. Zakonnicy w ciągu dwóch wieków doprowadzili jednak do upadku życia zakonnego, bo gdy w 1515 przybył tu z wizytacją opat Walentyn Ludovici, odnotował, że w klasztorze (dziś nie ma po nim śladu) żyją też kobiety, a mnisi opuszczają budynek nocą, wstają późno i upijają się po pobliskich karczmach.

Ja jednak ruszyłem w drogę dalej. Na skraju wsi, tuż przy wyjeździe z Kłodawy, skręciłem w prawo. Tu rozpoczyna się droga brukowa. Aby nie zniechęcić się do jazdy, warto mieć świadomość, że będziemy jechać nią dobre kilkanaście kilometrów i przygotować się na to, że trochę nas wytrzęsie.

Można oczywiście jechać łagodniejszym i wyjeżdżonym już odrobinę poboczem. Czasami jednak, zwłaszcza po długim okresie bez deszczu, leżący z boku drogi piach może być sypki. Rowerowe koła zwyczajnie w nim grzęzną. Zawsze mnie ciekawiło, kiedy te brukowane drogi w gorzowskich lasach powstały. Spodziewałem się, że mają co najmniej ze sto lat. Tymczasem Z. Rudziński z PTTK trochę mnie zaskoczył: - Zostały zbudowane w latach 30. Dzięki nim poprawił się transport drzewa. Przy budowie tych dróg obowiązywały głodowe płace. Starczały jedynie na dzienny posiłek - wyjaśnił mi popularyzator turystyki w Gorzowie i okolicach.

Brukiem można jechać cały czas przed siebie, ale można - bo warto - zboczyć na chwilę ze szlaku. Powody są co najmniej trzy. Pierwszy to przyrodnicza ścieżka edukacyjna wokół pobliskiego jeziora Sulemińskiego. Na umieszczonych przy niej tablicach informacyjnych można poczytać m.in. o... wędrówce drzew. Kto ma więcej czasu i ochotę, może połowić sobie ryby. W pobliżu znajduje się ośrodek wędkarsko-rybacki Azyl.

Drugim powodem jest Marzęcin. To nieistniejąca już wieś. Kiedyś była tu kuźnica, młyn, ale została spalona w styczniu 1945 r. przez Rosjan, na których nieopodal niemieckie czołgi zastawiły zasadzkę.

Trasa wokół Marzęcina

Dziś żadnych domów już tam nie ma, jednak bez trudu można zobaczyć, gdzie mieściły się domostwa, młyn oraz cmentarz (w jego miejscu znajduje się dziś lapidarium z nagrobków).

Tutaj była wieś...
Marzęcin, wieś, której nie ma, ale po której zostały ślady. To wioska założona w czasach, kiedy Fryderyk II Wielki, król pruski zakładał huty i zakłady produkujące surówkę żelazną. Był 1782 r. i mała huta jakoś działała, ale następnego roku przyszła powódź i dokonała olbrzymich szkód. Zakład wytapiający żelazo z rudy darniowej istniał tu aż do 1818 r. W 1825 r. dobra trafiły do sprzedaży i kupił je Ernst Gotthilf Rasch i uruchomił młyn. Wtedy powstała nazwa - Marzęcin. Wywodzi się ona od tego, że we wsi jest źródełko nazwane imieniem córki Rascha - Marii.

Kiedy już dojeżdżamy do Marzęcina, to tylko tablica informuje, że to była wieś. Wszędzie wysoki las. Strzałki prowadzą w lewo do starego, ukrytego w lesie cmentarza. zachowały się nawet szeregi nagrobków. Znicze przy niektórych świadczą, że autochtoni pamiętają o tym miejscu.

Jezioro Marwicko często odwiedzają amatorzy sportów wodnych. Można tu też poleżeć na plaży.


Co tu się stało? Historia i w tym przypadku pokazuje swoje okrucieństwo.



W lutym 1945 r. do wsi przyszli posilić się niemieccy żołnierze, niedobitki wielkiej armii. Ostrzeżono ich, że we wsi są Rosjanie. Ale się nie przestraszyli. Dostali jedzenie i poszli. Kilka chwil potem doszło do strzelaniny. Zginęło wówczas czterech Rosjan. Po kilku godzinach przyjechały trzy sowieckie czołgi. Żołnierze metodycznie chodząc od domu do domu wypędzali mieszkańców. A kiedy wieś już opustoszała, spalili ją i tak pozostała tylko w pamięci potomnych, którzy rozpierzchli się po całych Niemczech...

Tak samo jak do Marzęcina, leśny drogowskaz pokieruje nas też do tablicy upamiętniającej zabitego tu leśniczego. Jak wspomina Rudziński, Herman Schultz został zamordowany w walce przez kłusowników 18 listopada 1923, gdy pełnił swoje obowiązki.

Po powrocie na szlak zielony możemy ruszać dalej w kierunku Bogdańca, w dalszym ciągu jadąc po bruku. Na skrzyżowaniu szerokich leśnych dróg (miejsce charakterystyczne, bo na jednym z kwartałów las jest wycięty) skręciłem w lewo i udałem się w kierunku doliny Kłodawki. Tu radzę się przygotować na jazdę po „hopkach”, które prowadzą do stawów hodowlanych. To idealne miejsce na krótki wypoczynek oraz „odsapnięcie” od lasu. Warto przystanąć na podjeździe pod jedną z górek choćby po to, by przyjrzeć się łowiącym ryby wędkarzom.

Po odpoczynku ruszyłem dalej. Gdy zbliżałem się do mostku na Marwicy, z każdym metrem coraz wyraźniej dobiegały mnie odgłosy przejeżdżających samochodów, a ja - świadomy, że zbliżam się do drogi S3 - zacząłem zastanawiać się, jak ją pokonam. Obawy szybko na szczęście prysły, bo okazało się, że pod drogą wybudowany został tunel. Gdy jednak za chwilę przeciąłem też asfalt „starej trójki”, pobladłem. Szlak prowadzący dalej, do jeziora Marwicko, zryty był przez ciężki sprzęt leśników. Próbowałem nim jechać, ale opony grzęzły w piachu. Nie dało się też jechać po poboczu. Cóż, przez kilka kilometrów rower musiałem prowadzić.

Po kilkudziesięciu minutach „spaceru” nawierzchnia znów była na tyle twarda, że można było wsiąść na rower i po chwili dotrzeć nad jezioro. Tu warto zatrzymać się na dłużej. Pomostu nie ma, ale plaża, jak na jeziora w okolicach Gorzowa, jest dosyć szeroka - ma chyba z 200 metrów. Jezioro ma 152,24 ha powierzchni i ponad 12 metrów głębokości maksymalnej. W ostatnich latach akwen stał się popularny wśród miłośników skuterów wodnych. Kto zatem lubi posiedzieć nad wodą w ciszy, ten czasem może się zawieść. Jezior wokół Gorzowa jest jednak cała masa. Każdy więc znajdzie coś dla siebie. Nad jeziorem spędziłem kilkadziesiąt minut i z nowymi siłami ruszyłem w dalszą drogę. Jakże inną od tej, którą pokonywałem przez pierwsze godziny.

Znad Marwicka szeroką drogą przez las udałem się do Wysokiej. To wieś w gminie Lubiszyn. W niej też warto zatrzymać się na chwilę. Choćby po to, by zobaczyć kościół szachulcowy w centrum miejscowości. Świątynia pochodzi z I poł. XVIII w., natomiast ołtarz, który w niej się znajduje jest jeszcze o kilkadziesiąt lat starszy.

Miłośnicy kolei - zawsze znajdą się wśród rowerzystów - z pewnością zainteresuje możliwość podjechania do byłej stacji kolejowej. Dziś pociągi już się przy niej nie zatrzymują, bo linia została zamknięta wiele lat temu. Wybudowana 90 lat temu wieża ciśnień cały czas jednak stoi.

Prosto ze stacji jadę do Lubna. Jeszcze kilkanaście lat temu można było wybrać się polną ścieżką wśród drzew. Dziś to już jednak niemożliwe. Trasa zarosła. Radzę o tym pamiętać, bo niemiło zaskoczony byłem nie tylko ja, ale również napotkany po drodze biegacz. By dojechać do Lubna, trzeba wybrać drogę asfaltową i trasą Dębno - Gorzów pojechać chwilę w kierunku Baczyny, a następnie skręcić w prawo do Lubna.

Jezioro Marwicko często odwiedzają amatorzy sportów wodnych. Można tu też poleżeć na plaży.
Fot. Jakub Pikulik [i]Legenda mówi, że w ruinach tego pałacu straszy piękna Celina i jak to duch ukazuje się wyłącznie po zmroku. Skusicie się sprawdzić wiarygodność tej legendy? [/i]

Lubno to najpiękniejsza wieś Lubuskiego sprzed dwóch lat, ale też jedna z najstarszych miejscowości w regionie. Dokumenty wspominały o niej już w 1243 r. To 14 lat wcześniej niż powstał Gorzów! Prawdopodobnie była własnością rycerskiego zakonu templariuszy.

Z XIII w. pochodzi również kościół z granitowych ciosów. Też jeden z najstarszych w okolicy. Naprzeciwko niego znajduje się park, a w nim ruiny neogotyckiego pałacu z XIX wieku. Jak mówi legenda do dziś pojawia się w nich Celina, piękna pani pałacu.

Z Lubna mamy już przysłowiowy rzut kamieniem do Stanowic. To lokalna „dolina krzemowa”. W centrum wsi ulokował się m.in. park naukowo-przemysłowy. Od niespełna roku badane tu jest m.in. możliwość odzyskiwania. Wszystko obok XVIII-wiecznego pałacu, z którego ruin Zakład Utylizacji Odpadów chce w szybkim czasie zrobić prawdziwą perełkę. Za kilka lat będzie tu można przenocować. Już dziś warto tu jednak przyjechać choćby po to, by zrobić dziecku frajdę podczas doświadczeń w Klubie Młodego Wynalazcy.

W PIGUŁCE:

Stanowice to też ulubiony cel moich rowerowych wojaży. W samym centrum wsi zaczyna się bowiem kilkukilometrowy zjazd do Bogdańca, czyli finału mojej wycieczki. Rower bez problemów rozpędza się tu do prędkości powyżej 40 km/h. Dla zmęczonego jazdą rowerzysty - tak pokonywany ostatni etap trasy jest jak znalazł.

Na dole wsi warto zatrzymałem się przy Zagrodzie Młyńskiej, czyli części Muzeum Lubuskiego. To jedno z najchętniej odwiedzanych miejsc w okolicy. Wycieczki szkolne pojawiają się tu praktycznie codziennie. I ja też przystanąłem sobie na chwilę. Nic tak bowiem nie koi myśli jak szum strumyka. W tym wypadku Bogdanki. Wypoczęty i zadowolony mogłem wrócić do domu.

Jarosław Miłkowski, (oprac. Michał Korn)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.