Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin

Czytaj dalej
Fot. Google Street View
Dariusz Chajewski, Leszek Kalinowski, Artur Matyszczyk

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin

Dariusz Chajewski, Leszek Kalinowski, Artur Matyszczyk

Wprawdzie jedziemy po niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej, ale spójrzmy na rzeczy, które spinają oba brzegi rzeki. Naszą rowerową wycieczkę proponujemy rozpocząć w Gubinie, a raczej w Gubinie-Guben. To ciągle miejscowość o potencjale turystycznym, który nie jest odkryty.

Może dlatego, że zawsze uchodziła za wielki przygraniczny bazar, a może dlatego, że to okazałe przed 1945 rokiem miasto zostało zniszczone na zakończenie II wojny światowej. Widomym śladem tej tragedii są ruiny gotyckiego kościoła farnego, największej świątyni regionu. Robią porażające wrażenie, mimo że sporo już zrobiono aby je uporządkować.

Pierwsze udokumentowane wzmianki o świątyni pochodzą z 1294 r. Po wojnie zawsze była otoczona szczyptą aury tajemniczości, gdyż przez dziesięciolecia pokutowało przekonanie o ukrytych w jej podziemiach skarbach dawnych mieszkańców. Od pewnego czasu można na wieżę wejść i obejrzeć imponującą panoramę.

Nie dość, że jest największym kościołem nie tylko w województwie, to jeszcze skrywa wiele tajemnic. Poszukiwania skarbu wciąż trwają.

KOPUŁA WRÓCIŁA NA SWOJE MIEJSCE
Kościół został zniszczony w 1945 roku podczas natarcia wojsk radzieckich na Gubin. Spalono wówczas hełm wieży, dach oraz sklepienia. Do dziś budynek nie został odbudowany – kilkakrotnie zabezpieczany, traktowany jest jako trwała ruina. Ale zaraz, zaraz… wieża i hełm jest! Pytamy o to Jakuba Bartczaka z Fundacji Fara Gubińska Centrum Spotkań Polsko-Niemieckich. Jest jednym z tych, którzy zaangażowali się w przywrócenie kościołowi dawnego blasku. - A wszystko zaczęło się od księdza Zbigniewa Samociaka, byłego gubińskiego proboszcza, dziś - parafii katedralnej w Gorzowie – mówi.

W Gubinie powstała fundacja, w Guben - Stowarzyszenie Wsparcia Odbudowy Fary w Gubinie, które założyli Gunter Quiel i Peter Dreissig. - Udało się już wiele, zrobiliśmy inwentaryzację, odbudowaliśmy wieżę. A groziła ona zawaleniem na ratusz. Zabezpieczyliśmy mury – wylicza G. Quiel i przypomina sobie, jak nakładano kopułę na szczyt wieży: - 70-metrowy dźwig przyjechał z Berlina, obsługiwał go Niemiec. Na samej górze nałożenie kopuły nadzorował Polak. Między nimi stał tłumacz, Jakub Bartczak – Polak, absolwent Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. To symbol, jak można wspólnie działać.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
Fot. Mariusz Kapała [i]Wieża kościelna, to najbardziej charakterystyczny punkt w panoramie Gubina. Zabezpieczono ją przed niszczeniem, montując na szczycie specjalną kopułę.[/i]

PODZIEMNE KORYTARZE
Po murach fary wspinali się na linach członkowie żagańskich Bobrów. Robili zdjęcia, opisywali stan kościoła. Dzięki specjalnemu dźwigowi z Niemiec do środka fary mogli zajrzeć też mieszkańcy i turyści. Po wywiezieniu stąd ton gruzu i ziemi oraz zabezpieczeniu murów można dziś wejść do środka (z kaskiem na głowie) i podziwiać zachowane trzy nawy i 14 wysokich, bo 20-metrowych, kolumn. A także zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia. Wcześniej trzeba to jednak uzgodnić z przedstawicielami fundacji, której siedziba znajduje się w sąsiadującym z kościołem – ratuszu. Przed świątynią niedawno umieszczono też tablicę informacyjną na temat zabytku.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
[i]Pamiątkowa tablica przypomina, że w Gębicach w polowym obozie jenieckim w 1939 roku przetrzymywany był ojciec Maksymilian Kolbe[/i]

Mieszkańcy mówią, że podziemne korytarze pod farą przebiegały pod ratuszem i Nysą, prowadząc do dzisiejszego Guben.

Dowód? A choćby zapadająca się podłoga w ratuszowej galerii. Miejscowi miłośnicy historii Tadeusz Buczek i Jerzy Czabator nie potwierdzają tej hipotezy. Za prawdopodobne uznają natomiast podziemne przejście pod rzeką, które po wojnie zostało zasypane gruzami.

GDZIE JEST TEN SKARB?
Tajemnice fary próbowali też odkryć specjaliści z Krakowa, którzy za pomocą mikrokamery zajrzeli do podziemi. Nie ma wątpliwości, że pod zabytkiem są krypty. Naukowcy zlokalizowali też podziemne fragmenty ścian bazyliki romańskiej. Pod posadzką ujawnili też istnienie dwóch wież romańskich. Pokrywa się to z wynikami badań przeprowadzonych tu w latach 70. przez pracowników Politechniki Wrocławskiej.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
[i]Nie potwierdziło się istnienie tunelu pod prezbiterium. Choć część mieszkańców mocno w to wierzy.[/i]

Kolejnym etapem było fizyczne odkrycie krypt. Przez dwa tygodnie badali je archeolodzy, epigraficy i antropolodzy. - Tonie jest tak, że w Gubinie Polacy pojawili się dopiero po drugiej wojnie światowej. Oni żyli na tym terenie dużo wcześniej - Marcin Gierstun z fundacji na rzecz odbudowy fary wskazuje na odkopaną płytę nagrobną.

A na niej cztery herby rodzin szlacheckich: polski (Nałęczów), niemiecki (Grünbergów), śląski i łużycki. - Współistnienie tych symboli na jednym kamieniu dobitnie świadczy o wzajemnej współpracy. I to bliskiej - komentuje Gierstun.

Ostatnie prace naukowców ujawniły też, że podwyższenie znajdujące się przy wschodnim krańcu zabytku, to nic innego, jak ołtarz zbudowany z płyt epitafijnych.

- Prawdopodobnie w XIX wieku, podczas montażu ogrzewania, inaczej zaaranżowano wnętrze kościoła. Płyty nagrobne ułożono tyłem do góry. Absurdalnie, dzięki temu właśnie się zachowały. A dopiero teraz ujrzały światło dzienne - dodaje archeolog Jarosław Lewczuk.

KRYPTY BRUTALNIE SPLĄDROWANO
Wśród kamiennych płyt najciekawsza jest ta, pochodząca z XVI wieku. Wyryty na niej tekst łaciński dobrze się zachował. Teraz tylko trzeba go odczytać. To zadanie dla epigrafika. Już zajął się nią dr Adam Górski z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Po odkopaniu podziemnych krypt okazało się, że te tuż po wojnie brutalnie splądrowano. - Niektóre groby wyglądały tak, jakby ktoś wrzucił w nie odbezpieczony granat - denerwuje się Lewczuk. - Kości ludzkie były porozrzucane w promieniu kilkunastu metrów. To może świadczyć o tym, że ktoś bawił się zwłokami.

WIELKI KOŚCIÓŁ
Pierwsza wzmianka o kościele farnym - jak podają miejscowi przewodnicy - pochodzi z 1324 roku. Został on zbudowany w stylu romańskim, miał trzy nawy. Gubin należał wówczas do jednych z największych miast handlowych śląsko-łużyckich.

W XIV wieku mieszkańcy przeżyli chwile grozy - trzęsienie ziemi. Nie oszczędziło ono także kościoła. Uszkodzona świątynia zagrażała bezpieczeństwu mieszkańców, dlatego postanowiono ją rozebrać, a na jej miejscu postawić nowy kościół. I tak powstaje fara gotycka mająca sześć kondygnacji i prostokątną wieżę.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin


Budowa trwała kilkadziesiąt lat, zmieniały się koncepcje. W 1557 roku ukończono stawianie 61-metrowej wieży. Ostatecznie zakończenie budowy i wyposażenie fary datuje się na 1844 rok. Miała 60 metrów długości, 30 - szerokości i mogła pomieścić co najmniej 1.600 wiernych.

Fara była nie tylko miejscem kultu religijnego, ale także... mieszkaniem. Dla dzwonnika i jego rodziny. Mieszkano w wieży aż do 1920 roku...

Dzikie plądrowanie podziemi zabytku tuż po wojnie, to w dużej mierze efekt legendy. Opowieści o tym, że fara skrywa skarb.

Kosztowności, które rzekomo mieli pozostawić mieszkańcy Gubina tuż przed 1945 rokiem, gdy w panice uciekali przed wojskami radzieckimi. Ponoć do krypt kościelnych trafiły, oprócz przedmiotów należących do wiernych, także pieniądze, zabytki sztuki sakralnej i złote wyposażenie liturgiczne.

Tego skarbu naukowcy nie odkryli. Inne owszem
Bo kamienne płyty, których wiek niebawem sięgnie 500 lat, są historycznie wręcz bezcenne. Podobnie jak i płyta nagrobna mieszczki, z idealnie zachowanymi rzeźbieniami głowy, tułowia czy sukni.

Dziś w kościele nie rosną już drzewa i bluszcz. Świątynia z odbudowaną wieżą góruje nad miastem. Widoczna jest z obu stron rzeki. Zachwyca wiele osób, ostatnio także reżysera Roberta Glińskiego, który właśnie w Gubinie kręci film ,,Do widzenia Tomek” (z wykształcenia architekt bardzo zainteresowany jest farą).

Na tle ruiny duże wrażenie robi wyremontowany budynek gubińskiego ratusza, zwłaszcza jeśli pomyślimy, że w 1945 roku jego stan przypominał ten, w którym jest fara.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
Fot. Mariusz Kapała [i]Ratusz jest jedynym starym budynkiem w centrum miasta, który został całkowicie odbudowany.[/i]

Budowla została wzniesiona w XVII wieku w stylu późnorenesansowym. Wieżę postawiono wcześniej, w pierwszej dekadzie XVI wieku. To tutaj obradowali miejscy radni i urzędowali ławnicy, a od 1335 roku zasiadał burmistrz.

Na przestrzeni lat, budynek ratusza wielokrotnie przebudowywano. W pierwszym dziesięcioleciu XVI wieku dobudowano zachodnią część oraz wieżę, a w wieku XVII przebudowano go na styl późnorenesansowy, dołączając trzy szczyty. Ratusz jako reprezentacyjna siedziba władz, gościł w swoich murach Zygmunta Jagiellończyka, Zygmunta Starego, August II Mocnego, a w 1712 roku car Piotr I.

Na placu przed farą przyjrzyjmy się brukowi. W pewnym miejscu dostrzeżemy fragment... torów. Tędy biegły niegdyś tory tramwajowe. W 1900 roku Gubin liczył 33 tys. mieszkańców, a w roku 1939 blisko 46 tys. Budowniczowie linii tramwajowej napotykali sporo problemów, na przykład specjalnymi sztabami trzeba było wzmocnić most na Nysie. Wybrano linię o metrowym rozstawie torów, aby łatwiej wpasować się w ulice.

Przedsiębiorstwo zatrudniało kierownika, ośmiu motorniczych, kontrolera i czterech pracowników obsługi. Pierwszą linię uroczyście otwarto w lutym 1904 roku. Wsiadać do tramwaju można było w dowolnych miejscach, jednak wysiadanie było dozwolone tylko na przystankach, których było 16, średnio co 175 metrów. Często dochodziło do wypadków za sprawą wyskakujących w czasie jazdy pasażerów. Ostatecznie w przedwojennym Gubinie istniały cztery linie.

Zanim jednak śladem tramwajów przejedziemy na lewy brzeg Nysy odwiedźmy Wyspę Teatralną. Zielone płuca miasta - tak zawsze ją nazywano. Obecnie leży na terytorium Polski, przed II wojną światową służyła mieszkańcom z obu brzegów Nysy Łużyckiej.

Guben wita nas szerokim traktem wiodącym wprost do centrum. Nowego centrum, gdyż przed 1945 rokiem znajdowało się ono na prawym brzegu Nysy. Po prawdziwej rewolucji urbanistycznej życie Guben toczy się przede wszystkim na terenie dawnej fabryki kapeluszy Wilkego. Przy dzisiejszym placu Friedrich-Wilke-Platz znajduje się ratusz, biblioteka, miejska szkoła muzyczna oraz Muzeum Miasta i Przemysłu. W tym ostatnim możemy poznać prezentację multimedialną historii miasta i przemysłu.

Ruszamy jednak trasą rowerową wzdłuż Nysy. Ponieważ szukamy „spinaczy” dwóch brzegów nie zatrzymujmy się na wysokości Sadzarzewic, gdyż mostu jeż nie ma. Jeszcze niedawno podobnie było w Markosicach, ale miejscowi polscy i niemieccy strażacy z Gross Gastrose uzupełnili zniszczoną przeprawę o metalowe schodki i granicę można pokonać z rowerem pod pachą. A miejscowość ma starą metrykę, w dokumentach miejscowości wspomniana jest już w roku 1293 jako Marquardisdorf), a od 1550 roku nosiła nazwę Merkersdorf. Od XV wieku we wsi był kościół ale nie przetrwał ostatniej wojny. Miał tutaj swoją kwaterę w 1759 roku Fryderyk Wielki w czasie wycofywania się wojsk austriackich przed Prusakami.

Po drodze podziwiamy zadbane, chociaż jakby opustoszałe miejscowości. Wkrótce dojedziemy do symbolu kolejnej rzeczy łączącej oba brzegi Nysy.

W okolicy Horno znajduje się gigantyczna dziura w ziemi. Robi ogromne wrażenie i przygnębiającego nastroju nie poprawiają tablice pokazujące jak teren zostanie zrekultywowany. Słowem, Niemcy także mają węgiel brunatny. Tutaj kiedyś znajdowała się miejscowość Horno (Rogow). Stała się symbolem. Po pierwsze oporu przeciw zagładzie. Mieszkańcy walczyli o ocalenie już od 1977 r., kiedy to wieś objęły plany kopalni. Walczyli przed sądami, o Horno stało się głośno, ale kopalnia i tak dopięła swego. W 2004 r. przeniesiono cmentarz, pod koniec roku wysadzono w powietrze 500-letni kościół... Jeśli wystarczy nam czasu przed Forst możemy odwiedzić wieś Neue Horno. To raczej osiedle, do którego przeniesiono mieszkańców wysiedlonej wsi.

Po lewej stronie, przed Forst zobaczymy most, po którego sforsowaniu znajdziemy się na bazarze w polskich Zasiekach. Ale wcześniej odwiedźmy miasto. Tutaj także przekonamy się co zmyślni architekci potrafią zrobić z dawnymi fabrykami, chociaż tutaj także straszą dawne zakłady przemysłowe. Warto zatrzymać się na popas nad Nysą. Najpierw zobaczymy szczątki dwóch mostów, a raczej mostu i kładki. Naprzeciwko, po polskiej stronie, znajduje się wieś Zasieki, która przed 1945 r. była częścią Forst zwaną Berge. Jeśli dobrze się przyjrzymy zobaczymy na prawym brzegu pozostałości schodów, latarni, a może i cokół dawnej fontanny...

Jednak my wybierzmy się na zwiedzanie Forst. Miasto zostało nazwane w 2004 roku „Miastem Róż”. To miano zawdzięcza Ogrodowi Różanemu, który w 2013 roku obchodził jubileusz stulecia powstania.

Ten historyczny park został wyróżniony honorowym tytułem „Najpiękniejszego Parku Niemiec” (2013). Na terenie o powierzchni 17 ha można podziwiać 40 tys. krzewów różanych w ponad 700 odmianach. Wśród nich są takie rarytasy botaniczne jak: róża zielona, róża czteropłatkowa (omeiensis) oraz róża czarna. Jeśli są z nami najmłodsi zakochają się w parku Królewny Śnieżki...

A teraz mamy dwie możliwości. Albo ruszymy dalej na południe, ku Łęknicy i Bad Muskau, albo przejedziemy przez most drogowy i możemy wrócić drogą równoległą do Nysy w kierunku Gubina. Niestety nie możemy zapewnić takiego komfortu, jaki dają ścieżki rowerowe wzdłuż niemieckiego brzegu rzeki.

Ale tu się odbywały imprezy! Przy muzyce i winie. Restauracji z tarasami widokowymi nie brakowało. Nic dziwnego, że ściągał tu cały Berlin! Także dziś wiele osób wchodzi na Wzgórze Wolfa, Engelmana czy Piękną Górę.

Wiele osób, które kiedyś mieszkały w Gubinie, wspominając miasto od razu wymienia: Wzgórza Gubińskie. Co w nich jest takiego niezwykłego, że nie pozwalają o sobie zapomnieć. - To magiczne i piękne miejsce. Pamiętam z dzieciństwa, kiedy to z rodzicami mieszkałam w Gubinie – mówi gwiazda światowej sławy Urszula Dudziak, honorowa obywatelka Gubina. - Razem ze starszym bratem Leszkiem i jego kolegą Aleksandrem – którego odnalazłam po latach – biegaliśmy tam ciągle. Brat miał wiatrówkę, ja łuk… Czuliśmy się jak na wojnie. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że na wzgórzach jest pełno niewypałów. Dorośli nas ostrzegali, ale my lubiliśmy psocić. Np. wrzucaliśmy proch i rakiety do ognia. Czerwone oznaczały, że ktoś próbuje przekroczyć granicę. Straż graniczna się zleciała. Tatuś na nas krzyczał…

Wzgórza Gubińskie:

GUBIŃSKIE BIESZCZADY
Gubinian Aleko Bliznakopulu, który obecnie mieszka w Poznaniu, na pytanie o miasto także bez zastanowienia odpowiada: Wzgórza Gubińskie. Z nimi wiążą się najmilsze wspomnienia. Tu były najlepsze zabawy. Tu odbywały się poważne rozmowy i mocniej biło serce…

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
Fot. Mariusz Kapała [i]Warto zboczyć z głównej drogi prowadzącej do miasta naprzeciw boisk ze sztuczną trawą i wjechać do wsi Komorów. Samochód można zatrzymać na przykościelnym parkingu. Tu znajduje się najgrubszy i najstarszy w Polsce, ale i prawdopodobnie w Europie wiąz szypułkowy. Jego obwód wynosi 887 cm, średnica pierśnicy 282 cm, wysokość 35,5 m. Leśnicy nazwali go Wiedźminem. Adolf Leda ze Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Gubińskiej wspomina, jak w latach 60. robił sobie wewnątrz drzewa pamiątkowe zdjęcia. Dziś wiąz jest ogrodzony. Jednak nadal chętnie odwiedzany przez turystów. Z daleka wygląda dostojnie i tajemniczo, z bliska - bardzo przyjaźnie.[/i]

W Stowarzyszeniu Przyjaciół Ziemi Gubińskiej pytamy o Wzgórza. Jerzy Czabator podkreśla: - To jest szansa dla Gubina. Nawet nie fara. Ale to te wzniesienia przyciągały przed wojną na weekendy i wakacje rzesze berlińczyków i mieszkańców innych miast. Tu były restauracja, tarasy widokowe. Wszyscy podziwiali piękno krajobrazu. Bo widoki są niesamowite.

J. Czabator zaprasza na wycieczkę, zaznaczając, że by przejść przez Wzgórza Gubińskie (inaczej nazywane Pagórkami lub Wzniesieniami Gubińskimi) potrzeba ok. trzech godzin. A najlepiej zrobić sobie taką wyprawę cztery razy do roku. Bo o każdej porze wzniesienia wyglądają inaczej, ale tak samo pięknie.

Historia tego miejsca sięga epoki lodowcowej
Przez Ziemię Lubuską lodowiec przetoczył się trzy razy. Od czasów średniowiecznych wzniesienia te były wykorzystywane do wypasu owiec. W XIII wieku rozpoczęto zakładanie winnic, a wino gubińskie znane było w całej Europie! Wzgórza mają kształt rogala, po przeciwnej stronie leżą Jaromirowice. - Między nimi a wzniesieniami przebiega dziś administracyjna granica miasta. Kiedyś była to natomiast granica między Saksonią a Prusami – mówi nasz przewodnik i bez trudu wchodzi na pierwszy szczyt. Dookoła wysokie po pas trawy. W powietrzu unosi się przyjemny zapach. Choć powoli zaczynamy kichać.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
Fot. Mariusz Kapała [i]Nysa Łużycka jest drugim co do wielkości lewobrzeżnym dopływem Odry. Jej źródła leżą w Górach Izerskich na terenie Republiki Czeskiej. Jej długość to 251,8 km, w tym 197,6 km na obszarze Polski. Płynie z reguły w wąskiej, obwałowanej dolinie. Z powodu znacznego spadku Nysy Łużyckiej traktowana jest jako rzeka górska.[/i]

MIAŁY SWOJE NAZWY
J. Czabator przypomina, że do 1945 roku każde ze wzgórz miało swoją nazwę, pochodzącą od bogatego przedsiębiorcy lub związane z inną historią. - Te nazwy przetrwały do dziś – zaznacza pionier, przybyły do Gubina ze Wschodu. – Już w XVIII wieku doceniano walory turystyczne tego miejsca. Czynnych było to kilkanaście restauracji, ba, nawet schronisko z miejscami noclegowymi. Na przełomie XIX i XX wieku zakładano tu sady. Pięknie kwitły drzewa owocowegrusze, jabłonie, wiśnie, czereśnie. I specyficzne śliwki – gubinki. Z zachowanych starych dokumentów wiemy dziś, że w 1929 roku na wzgórzach naliczono 12 tys. czereśni, 4 tys. śliwek gubinek. 3 tys. wiśni, 3 tys. drzew brzoskwiniowych, 8 tys. innych śliw, grusz...

Przeróbką owoców zajmowały się 22 zakłady. Łagodny klimat sprzyjał też uprawie warzyw…

J. Czabator pokazuje nam rzadkie odmiany drzew. I przyznaje, że niewielu osobom je prezentuje. By nie zniszczyć tak wspaniałych okazów. Za chwilę prowadzi nas na Górę Samotnego Świerku.

- Tu stała ławeczka, na której zasiadali zakochani i się całowali – opowiada. – Im dłużej, tym większa była ich miłość. A drzewo, stojące obok ławki w rzeczywistości było sosną. Ale górę nazwano „ze świerkiem”. Może ładniejszy…
Nieco dalej strome zbocze mieni się żółtym piaskiem. To wyrobisko! W latach 80. zasypany został tu człowiek… Nie wnikamy jednak w smutną historię, wędrujemy dalej, wyżej. Po drodze mijamy sporej wielkości fragmenty budynku.

PRZY WIEŻY BISMARCKA
- To elementy Wieży Bismarcka. Gdy nastąpił wybuch, gruz znalazł się w wielu miejscach wzgórz – zaznacza J. Czabator i gdy wchodzimy jeszcze wyżej, zwraca naszą uwagę na kolejne fragmenty. – Proszę zobaczyć, to są litery. B, C… Nazwa wieży była wykuta w tych kamieniach.

Dawniej z tarasu Wieży Bismarcka z wysokości 133 m.n.p.m. można było podziwiać przepiękne widoki. Później Rosjanie wykorzystali gruz do postawienia na Wzgórzu Radarów swoich stacji.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
[i]Gubińska Wieża Bismarcka widziana z lotu ptaka. Lata 30. XX wieku.[/i]

Dawni mieszkańcy miasta, których J. Czabator także oprowadza po wzgórzach wspominają, że najpiękniejszy widok rozciągał się ze Wzgórza Engelmana. Restauracja tu istniejąca chwaliła się wyśmienitymi winami gubińskimi i pysznymi ciastami. Inne restauracje Sanssouci i Tivoli przyciągały zaś klientów koncertami i oryginalną kawą.

Nysa dzieliła, a teraz łączy i to także... rowerzystów. Na turystycznym szlaku. Przystanek: Gubin
[i]Pełzacz leśny mieszka w lasach iglastych, liściastych i mieszanych bogatych w starodrzewy. Najbardziej lubi lasy górskie i subalpejskie. Jest bardzo systematyczny. Pokarm zbiera zaczynając od podstawy pnia, ruchem okrężnym spiralnie głową do góry wspina się po drzewie wokół i w górę, wyszukując w korze owadów i pająków. Umożliwiają mu to silne palce o długich pazurach. Podpiera się także sterówkami.[/i]

Pytamy o Górę Śmierci, bo o takiej słyszeliśmy.
- To jedyna polska nazwa. Wzięła się stąd, że na wzgórzach było wiele niewypałów. I dużo osób po wojnie straciło tu życie czy zdrowie – wyjaśnia J. Czabator. Ma jednak nadzieję, że to magiczne miejsce doczeka się czasów powrotu do dawnej świetności. Dodając: to prawdziwa szansa Gubina. Niestety, dla niektórych współczesnych mieszkańców grodu nad Nysą wzgórza są miejscem, gdzie można wyrzucić stare sprzęt i inne śmieci.

Dariusz Chajewski, Leszek Kalinowski, Artur Matyszczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.