Śladami szlaku rowerowego Zbąszyń - Zbąszynek: "O ciężkiej kowala robocie i wyspie, raju zwierząt"

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
Ewa Dziardziel, (oprac. Michał Korn)

Śladami szlaku rowerowego Zbąszyń - Zbąszynek: "O ciężkiej kowala robocie i wyspie, raju zwierząt"

Ewa Dziardziel, (oprac. Michał Korn)

Zimorodki, bociany, łyski i żurawie, to jedyni kompani, którzy będą towarzyszyć nam podczas przejażdżki ze Zbąszynia do Zbąszynka. W międzyczasie będziemy mogli odetchnąć podziwiając skatepark, piękną plażę, na której zawsze dużo się dzieje. W międzyczasie warto będzie chwilę odetchnąć i posłuchać opowieści złomoholika.

Wyprawę zaczynamy w Zbąszyniu. Tutaj, na plaży "Łazienki" swój początek ma ścieżka rowerowa biegnąca nad jeziorem Błędno, wzdłuż promenady, aż do Zbąszynka. Już sama plaża, nie tylko ze względu na nazwę, jest miejscem wartym odwiedzenia.

- Mamy tutaj cztery profesjonalne boiska do siatkówki plażowej, skatepark, z którego można korzystać na co dzień. Dużą popularnością cieszy się też pięćdziesięciometrowa zjeżdżalnia. Specjalnie przyjeżdża na nią młodzież z okolicznych miejscowości. Mamy wypożyczalnię sprzętu wodnego, a także rowerów. Jezioro można przemierzyć także motorową łodzią wycieczkową, która pomieści nawet 12 osób. Kąpielisko jest strzeżone, więc możemy tam pływać bez obaw o nasze bezpieczeństwo - opowiada nam Tomasz Szczechowicz, dyrektor "Zbąszynianki" - Centrum Sportu i Rekreacji.

Przy samym wejściu na plażę ustawiono tablicę informacyjną, na której dokładnie możemy prześledzić przebieg trasy rowerowej i sprawdzić, przez jakie atrakcyjne miejsca prowadzi.

Jadąc siedmiokilometrową ścieżką wjeżdżamy na początek na teren dawnej kopalni torfu i wapna. Dzisiaj są tam bagna i stawy, ostoja wielu gatunków ptaków. Ich śpiew z pewnością umili nam podróż. Tutaj, na obszarze Natura 2000 „Jeziora Pszczewskiego i Doliny Obry”, możemy usłyszeć i zobaczyć m.in. zimorodka, orlika krzykliwego, bociana białego i czarnego, łyskę, dzięcioła i żurawia. Uważny obserwator poza ptakami może zauważyć też inne zwierzęta będące pod ochroną - bobry, wydry i kumaki nizinne...

Jak mówi nasz przewodnik, najładniejsze miejsce ścieżki jest na granicy Zbąszynia i Nądni. Po prawej stronie zobaczymy jezioro Błędno, a po lewej rozległy staw. I tak jedziemy kilkaset metrów między spokojnymi wodami, w otoczeniu ptaków, wśród trzcin i drzew. Romantycznie.

Po przejechaniu czterech kilometrów docieramy do Nądni. Wioski małej, ale wartej odwiedzenia, głównie z uwagi na tamtejszego kowala, Mariana Kwaśnego. Od dwudziestu lat interesuje się kowalstwem tradycyjnym. Ze starego składowiska na drewno, zrobił kuźnię, którą dzisiaj odwiedzają dzieci i dorośli. Mistrz szczególnie upodobał sobie kowalstwo ozdobne.

- Staram się jak najbardziej pielęgnować te tradycyjne metody, spawu prawie nie używam. Chcę propagować profesję prawdziwego kowala, który może jest bardziej wymagający, ale mnie cieszy najbardziej - opowiada. - Głównie zajmuję się wytwarzaniem ozdobnych wiatrowskazów w starej technologii. To różnego rodzaju figury, które stawiano na szczytach dachów, albo na kominach, które miały za zadanie wskazywanie kierunku wiatru: nie dokąd, tylko skąd wiał wiatr - dodaje.

Przy ulicy, przed samym wejściem do kuźni, kowal postawił wiatrowskaz z dużym kogutem wyciętym z blachy i z różą wiatrów, czyli oznaczeniem kierunków.

Kowal z Nądni, wszystko co może wycina ręcznie, tak jak robiono to kiedyś. Warto zobaczyć go w czasie pracy, nie tylko żeby obejrzeć jego kuźnię i sposób, w jaki wykuwa swoje prace, ale również dlatego, aby posłuchać ciekawych opowieści o zawodzie i stworzonych eksponatach. A te gawędy kowal może snuć godzinami.

Marian Kwaśny nazywa siebie „złomoholikiem”, a to dlatego, że wiele starych i dobrych narzędzi znajduje właśnie na złomowiskach. W swojej kolekcji ma już ponad 200 młotków. Z przetopionych metali wykonał także miecz, który dzisiaj jest atrakcją dla odwiedzających kuźnię dzieci.

Zresztą to nie tylko kuźnia i kowalstwo. Pan Marian ma też kolekcję 350 dzwonków do roweru, które można oglądać na wystawie w muzeum w Słowowie. Kowal ma też kilka unikalnych, amerykańskich modeli rowerów, o które warto go zapytać. To propozycja nie tylko dla cyklistów.

Muzeum w kuźni powstało w zeszłym roku. Kowal ma dość sporo eksponatów, których nigdzie nie można zobaczyć, bo kuźnia jest zbyt mała. Przychodzi i opowiada, o tych narzędziach. Nie ma tego dużo, ale z czasem będzie coraz więcej - zachęca Sławomir Przybyła ze Stowarzyszenia Promocji i Rozwoju wsi Nądnia.

W pobliżu muzeum znajduje się też boisko do gry w piłkę, drewniane stoliki z ławkami i figura Matki Boskiej. Po przejechaniu dwóch i pół kilometra docieramy do granicy gmin Zbąszyń i Zbąszynek.

W drodze możemy zatrzymać się przy wiacie wybudowanej przez nadleśnictwo w Babimoście. Ale to nie koniec trasy. Następnym przystankiem jest Jeziorko Koźlarskie. Nie jest to prawdziwe jezioro, a czterohektarowy akwen, do którego spływa deszczówka z ogromnego dachu pobliskiego przedsiębiorstwa Swedwood. Władze Zbąszynka potrafiły jednak przekuć ten problem w swój atut. Na środku zbiornika jest wyspa, po której biegają kozy, owca kameruńska, króliki, kury i dwa barany Chlastuś i Plastuś. Taki mały raj.

Trasy rowerowe w okolicy:
1)

2)

3)

Zwierzęta mają tam swoje schronienie, a codziennie przyjeżdża do nich opiekun z ogromnym workiem jedzenia, podawanym na specjalnym sznurze, który ciągnie się od brzegu do wyspy. Do sznura przyczepiony jest koszyk pełen warzyw i innych smakołyków, a opiekun kręcąc wajchą przesuwa kosz w stronę czekających już na skraju wyspy zwierząt.

Nie można dostać się na wyspę, ale to, co jest dookoła jeziora, jest równie ciekawe. Mamy tutaj ścieżkę zdrowia i co kilkanaście metrów jest okazja popracować nad swoją kondycją. Jest też wymarzona atrakcja dla dzieci, drewniany plac zabaw.

W czasie, gdy dzieci się bawią, dorośli mogą odpocząć pod drewnianymi wiatami, czy rozpalić ognisko albo grilla.

A specjalnie dla wędkarzy zbudowano pięć pomostów, z których jeden jest pływający. Przy nim można zacumować łódź. Dookoła jeziora przebiega ścieżka rowerowa, która służy nie tylko rowerzystom. Przychodzą tam też biegacze i miłośnicy spacerów z kijkami nordic walking. Tutaj kończy się nasza trasa, ale jeśli jeszcze szukamy wrażeń to czeka piękny las wokół, w który też możemy wyruszyć na wyprawę. Niedługo ścieżka ma się rozbudować. Możemy już zdradzić, że w planach jest budowany nowy jej odcinek, który ma okrążyć jezioro Błędno.

Trasy rowerowe w okolicy:
4)

5)

6)

To miał być hit! Koło zamachowe gospodarki w gminie! Tor narciarski na jeziorze w Zbąszyniu. Trzeci w Polsce. Jednak jeden inwestor już zrezygnował, a drugi męczył się z biurokracją. Błędne koło?

- Słyszałam opowieść, że kiedyś w nocy żaglówka czy statek chciały zawinąć do portu, ale mgła była tak duża, iż zabłądziły - opowiada Wanda Heppel ze Zbąszynka siedząc w Łazienkach. - Dlatego nazwa jezioro brzmi: Błędno.

Inne wieści głoszą, że kajakarzom trudno znaleźć ujście z tego potężnego akwenu (760 ha) do Obry, która przezeń przepływa. I błądzą. Trzeba przyznać, iż pod względem fikcyjnych, jak i prawdziwych opowieści Błędno nie ma sobie równych. W tym horror o weselu, które zimą po lodzie podążało bryczkami z Nądni do kościoła i utonęło, czy o ogromnym sumie...

- W młodości zdawałem na jeziorze egzamin na tzw. żółty czepek - opowiada pan Piotr. - Trzeba było przepłynąć 1,5 km. Było nas ze 20 osób. Zaczęliśmy w Łazienkach płynąc w kierunku środka jeziora, do boji, i z powrotem. W pewnym momencie patrzę, a kolega obok mnie zasuwa...na piechotę. Tak było płytko.

WYSPA Z LEGENDĄ
Płycizna to dawna wyspa z legendy o sumie (wielkim chyba jak wieloryb), który wkurzył się, że nie chciała go dziewczyna z Dąbków, uwięziona przez niego w chatce na wyspie. Ze złości walnął ogonem i wywołał taką falę, iż zmiotła wyspę, została tylko płycizna na środku.

Nie mniej dramatyczna, tyle, że prawdziwa jest opowieść Kazimierza Berlińskiego (rocznik 1926), który pod koniec stycznia 1945 r. znalazł się w grupie około 200-300 mieszkańców Zbąszynia wypędzonych przez hitlerowców na zamarznięte Błędno.

Kazano im wyrąbywać przeręble, żeby powstrzymać ofensywę Armii Czerwonej. Potem lód miał być wysadzony w powietrze. – Prawdopodobnie byliśmy skazani na śmierć, ale udało się przeżyć - wspomina K. Berliński. - Nadleciał ruski kukuruźnik, Niemcy się wystraszyli, a że wśród nich byli Ślązacy mówiący po polsku, ci kazali nam uciekać z lodu.

Jezioro, nad którym usadowił się gród Zbąskich (zresztą dosłownie, wystarczy wejść do parku, żeby sprawdzić) jest mocno związane z miastem, jednak współcześnie w niewielkim stopniu wykorzystane turystycznie. Niewielkim, jak na jego potencjał. Tak uważa Mieczysław Wachowski, od lat dzierżawiący od samorządu Łazienki, czyli plażę miejską.

Jezioro Błędno ma - wg niektórych źródeł 742 ha, wg innych 760 ha powierzchni, długość 7.100 m, szerokość 2.270 m, maksymalna głębokość 9,6 m. Zbiornik wodny jest jeziorem typu wytopiskowego, największym na całym szlaku Obry.



Akwen i jego okolice zamieszkują liczne gatunki ptaków (trzcinniczek, potrzos, brzęczka, łyska, perkoz dwuczuby, krzyżówka, gęś gęgawa, bąk, błotniak stawowy, łabędzie, od pewnego czasu pojawiły się koromorany), a także oczywiście ryb (m.in. leszcze, płocie, węgorze, sandacze), zaobserwowano też piżmaki i wydry.

- To ogromne jezioro, to wielka szansa miasta - wskazuje. - Wciąż liczę, że wreszcie ktoś zacznie tutaj inwestować, żeby stworzyć prawdziwą turystykę wodną. Tymczasem proszę popatrzeć na plażę. Spory teren, nowy plac zabaw, nowe boiska do piłki plażowej, ale na wodzie nic. Mam dwa pomosty, lecz miasto nie dało mi żadnej atrakcji choćby w postaci zjeżdżalni. A sama woda nie przyciągnie!

Wachowski pokazuje taflę Błędna i dorzuca pytanie o to, gdzie są żaglówki? Nie widać żadnej!

Choć kilkaset metrów dalej, w przystani żeglarskiej w Dąbkach stoi przy pomostach ponad 70 wypasionych łódek żaglowych. - Na wodzie kołyszą się miliony! - mówi przygodny turysta przyglądając się z podziwem. Łodzie są jednak bardziej dla szpanu, niż pływania. Oczywiście działa tu i organizuje regaty Zbąszyński Klub Żeglarski. Ale jak na tak wielki akwen to jest kropla w Błędnie...

Aż prosi się o realizację wielokrotnie rzucanego pomysłu stworzenia białej floty na szlaku jezior zbąszyńskich. Tak zwie się ciąg jezior nanizanych na nitkę Obry, od Kopanicy do Skwierzyny. Przed laty próbował uruchomić jeden stateczek (na wzór Spreewaldu) wójt gminy Siedlec, Adam Cukier. Miał pływać z Grójca Wielkiego do Zbąszynia. Nic z tego nie wyszło. Potem były kolejne niewypały. Nie ma chętnych na rejsy przez co najmniej sześć, siedem jezior? Dziwne!

NARTY NA WODZIE
Teraz mówi się o kolejnym pomyśle. Pytanie tylko: czy wypali. Zaczęło się bowiem od falstartu. Ok 2009 roku szykował się hit turystyczny. Za 2,5 mln zł szykowano atrakcję w postaci 900-metrowego toru do nart wodnych. W kraju istniały wówczas tylko dwa takie, w tym w Augustowie. Niestety, okazało się, iż magistrat wpuścił w kanał inwestora topiąc jego zapał i pomysł.

Śladami szlaku rowerowego Zbąszyń - Zbąszynek: "O ciężkiej kowala robocie i wyspie, raju zwierząt"
[i]Jezioro Błędno jest rajem dla żeglarzy, a zwłaszcza windsurferów, którzy pojawiają się na wodzie w wietrzne dni; za pośrednictwem internetu korzystają przy tym z własnej stacji meteo. [/i]

Tor narciarski to cztery potężne słupy na planie prostokąta wbite w dno jeziora. Na słupach rozciągnięta jest stalowa lina, po której kursuje typowa narciarska wyrwirączka. Rączkę narciarz bierze w ręce i startuje siedząc na pomoście. Trasa do pokonania między słupami wynosi 940 m. Taka atrakcja, która mogłaby zmienić turystyczne oblicze miasta. O ile wypali...

Pomysł zyskał poparcie prof. Zygmunta Młynarczyka z UAM w Poznaniu, rodowitego zbąszynianina, geografa. Jego zdaniem „mącenie” wody przez narciarzy wodnych mogłoby poprawić jej jakość, bowiem tym sposobem natleni się akwen zbyt często „zakwitający” zielonym planktonem. Mętna woda jest jednym z felerów Błędna. Choć chemicznie czysta, wyglądem „odrzuca” wczasowiczów.

- Woda jaka jest to widać... - uważają Sławomir i Lidia, zbąszynianie.
- Jest ciepła, fajna - stwierdza Kacper Waśkowiak, który spędza tu wakacje u babci.
- Za to z jeziora można wyłowić naprawdę smakowite ryby, mam lodówkę pełną sandaczy - Piotr Zachorski, często przyjeżdża tutaj wędkować.

Ewa Dziardziel, (oprac. Michał Korn)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.