Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje

Czytaj dalej
Fot. Fot. Agnieszka Drzewiecka
(oprac. Michał Korn)

Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje

(oprac. Michał Korn)

Odwiedzając Puszczę Barlinecką, zwiedzimy stawy i ruiny dawnego młyna. Trasa wygodna, niezbyt długa, idealna na rodzinny wypad. To szlak doskonały dla osób niezbyt wprawionych lub mających problem z kondycją. Łatwo go przejechać utwardzoną leśną drogą, nie ma większych podjazdów, a trasa liczy zaledwie 14,5 km.

Dankowski szlak rozpoczynamy na polnej drodze ze Strzelec Krajeńskich do Wielisławic. Ponad 5 km jedziemy polną drogą oraz starą aleją lipową. W samej wsi zobaczymy kościół z przełomu XVIII i XIX w. Przejeżdżamy przez wieś i brukowaną drogą docieramy do drewnianego drogowskazu. Jadąc dalej prosto znajdziemy się na Szlaku Rezerwatów. Ale my skręcamy w prawo wybierając Szlak Dankowski.

W ten sposób znaleźliśmy się w Puszczy Barlineckiej, w lasach, w których żyje ponad 20 gatunków chronionych ptaków. To np. bielik, puchacz, bocian czarny czy zimorodek. Jest to obszar specjalnej ochrony Natura 2000.

Po drodze jedzie się wygodnie, nic nie przeszkadza w podziwianiu przyrody. Niby nie odjechaliśmy od miasta czy najbliższej wsi bardzo daleko, ale tu już nie słychać nic innego poza śpiewem rozmaitych ptaków. Po drodze mijamy, widoczny za zaroślami, zabagniony użytek ekologiczny. Są to niewielkie, często nawet miniaturowe, rezerwaty - cenne przyrodniczo obszary wymagające ochrony, jednak zbyt małe, aby mogły zostać objęte ochroną rezerwatową. Ten, który ciągnie się wzdłuż naszego szlaku ma 3,7 ha powierzchni. Chroni się na nim roślinność bagienną, jak chociażby turzyce czy sitowie, a także zwierzęta - kaczki krzyżówki i cyranki. Zatrzymuję się na chwilę. Zza krzaków widzę fragment bagna. Patrzę na teren, w który człowiek nie ingeruje od lat w żaden, nawet najmniejszy, sposób. Tak wyglądała puszcza...

Mniej więcej w połowie szlaku natrafiam na trawiasty brzeg stawów hodowlanych.

- Te stawy dziś nie są już przez nikogo zarządzane ani używane. Nie mają właściciela. Nieopodal jest tzw. rybakówka, ktoś jeszcze mieszka w tym domu, ale miejsce to nie pełni już swojej dawnej funkcji - tłumaczy Mirosław Dyliński, leśniczy leśnictwa Buszów.

Są przy nich ponure i surowe opuszczone magazyny rybackie. Klimat trochę jak z filmów grozy, ale jeśli jest pogodnie to idealne miejsce na przerwę. Można wyjąć kanapkę, termos, poleżeć trochę na trawie. Nasz przewodnik mówi, że w wodach stawów swoje posiłki łowią bieliki i rybołowy, stołują się również czaple siwe czy łyski. Można tam też spotkać wydry oraz norki amerykańskie.

Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje
Fot. Agnieszka Drzewiecka

Na trasie jest jeszcze kilka miejsc, w których możemy odpocząć. Jadąc, tuż za stawami, miniemy punkt z zadaszonymi ławeczkami i tablicami edukacyjnymi, a po pokonaniu kolejnych trzech kilometrów dotrzemy do tzw. dolnego młyna, czyli ruin młyna wodnego na rzece Polka. To chyba jeden z najbardziej uroczych punktów na naszej trasie.

- Jeszcze po wojnie stał tutaj młyn, który zagospodarowano na budynek mieszkalny. W latach 50. było widać nawet koło młyńskie - opowiada leśniczy Mirosław Dyliński.

Dziś te ruiny to jedynie kawałki ścian dawnego młyna, a w miejscu, gdzie kręciło się młyńskie koło woda spiętrza się tworząc mały, ale głośny wodospad. Zobaczymy i usłyszymy go stojąc na mostku nad Polką.

Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje
Fot. Agnieszka Drzewiecka

Ponownie wsiadam na rower. Wyjeżdżam z lasu i, przemieszczając się dalej tą samą drogą, mijam ośrodek agroturystyczny Marianowo (takich ośrodków noclegowych jest w Dankowie jeszcze kilka). Tablica informacyjna znajduje się przy asfaltowej drodze. Gdy przejedziemy przez asfalt na wprost, dojedziemy do Dankowa. Tam czekają na nas kolejne miejsca zdecydowanie warte uwagi.

W Dankowie, czyli w kryjówce

Miejscowość powstała w drugiej połowie XIII wieku. Przez wieki zamieszkiwali ją wielkopolscy Grzymalici, łużyccy Kietlicze i pruscy Krzyżacy oraz Brandenburczycy. Wjeżdżając w głąb wioski natkniemy się na pozostałości po wielkim majątku ziemskim, a także fragmenty fos w miejscu, gdzie kiedyś stał zamek…

Zamek na skraju puszczy

Góra Wałowa znajduje się między jeziorami Wielgie i Kinołęka – to tam prawdopodobnie zlokalizowany był w okresie od VIII do XII wieku gród. W jego miejscu, na grodzisku, miał zostać zbudowany zamek margrabiów brandenburskich, który stał się niezwykle prestiżowym miejscem. Zatrzymywali się w nim margrabiowie przyjeżdżający tutaj, na skraj wielkiego lasu, na polowania.

Poza łowami spotykali się tu z nowomarchijską szlachtą, sporządzali ważne dokumenty czy umowy handlowe. Przebywali tu często z całym dworem i wieloosobową świtą, co sprzyjało ściąganiu na podzamcze osadników zajmujących się rzemiosłem i handlem i prowadziło do rozwoju miejscowości. W okresie nowożytnym zamek był prawdopodobnie wykorzystywany w charakterze szańców. Ostatecznie popadł w ruinę. Dziś po tym założeniu nie pozostały żadne widoczne ślady.
Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje
Danków posiadał fortyfikacje, jednak jego największą wartością obronną było położenie - wieś zbudowano na półwyspie wrzynającym się w jezioro, które okalało Danków z trzech stron, odsłoniętą część chroniły wały podwójne wały z ok. 1347 r. Nie wzniesiono natomiast nigdy murów okalających ówczesne miasta. Anco Wogdolbus. Widok Dankowa z 1937 roku.

W średniowieczu Danków zapisywano jako Tankow. Według Carla Treua, dawnego burmistrza i historyka, ta nazwa to Taynikow, oznaczająca tajemnicę, kryjówkę. Miejscowość ta faktycznie ukryta była w mrokach leśnych. Danków posiadał fortyfikacje, jednak jego największą wartością obronną było położenie - wieś zbudowano na półwyspie wrzynającym się w jezioro, które okalało zabudowania z trzech stron. Odsłoniętą część chroniły podwójne wały z ok. 1347 roku.

W 1452 roku Krzyżacy przejęli Danków. Do początku XVI wieku Danków był ośrodkiem mającym ograniczone prawa miejskie. W tym okresie zarządzało nim kilku właścicieli (najdłużej rodzina von Papstein - od 1465 do 1788 roku). Potem był w rękach rodów von Bock, a od 1793 r. von Massow.

W 1820 roku majątek przejęła rodzina von Brandt. To właśnie za ich czasów powstał pałac, folwark i kościół.

Budową pałacu zajął się kanonik Camillus von Brandt w latach 30. XIX wieku. Było to dwukondygnacyjne, murowane założenie z reprezentacyjnymi wejściami od strony dziedzińca i parku oraz dwiema wieżami. Budynek zdobiły przedstawienia heraldyczne oraz dekorowane gzymsy i opaski okienne. W pałacu urządzono wielką salę balową z galerią siedemnastowiecznych mistrzów i okazałą bibliotekę. Obok zbudowano istniejącą do dziś oranżerię, a w latach 50. XIX w. przylegający do pałacu folwark.

Wokół dankowskiego pałacu założono park w stylu angielskim. Kręte drogi i naturalna roślinność miały sprzyjać kontemplacji i wzbudzać podniosły nastrój. Na jego terenie znajdowało się również jezioro. Przebieg głównej drogi został zaplanowany tak, aby spacerujący zawsze widzieli pałac, za każdym razem z innej perspektywy. Do parku przylegał kościół, połączony z pałacem za pomocą alei, co miało ułatwiać właścicielom dotarcie do świątyni.

Ostatnim właścicielem Dankowa był Wichard von Alvensleben - joannita, gorliwy chrześcijanin. Zarządzał majątkiem od 1929 do 1939 r.


Kto chroni skarbu dawnych właścicieli Dankowa - Papsteinów?

Skarb ukryto w głębi Góry Wałowej. Według legendy chroni go bezgłowy jeździec cwałujący na siwku o północy w dankowskich lasach.
Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje
Jednak nie zniechęca to wszystkich. Pewnego razu jeden śmiałek zakradł się tam nocą, wykopał ciężką skrzynię i otworzył jej wieko. Wtedy z wnętrza buchnął ogień, a skrzynia zapadła się w głębinę. A odważny poszukiwacz skarbów usłyszał z otchłani głos ducha: „Nie trudź się więcej człeku. Skarb może wydobyć tylko potomek rodu Papsteinów i musi na głowie mieć wiadomy ich znak.” Poszukiwacz odszedł i nikt go już więcej nie widział.

W poszukiwaniu średniowiecznego miasta

W 2009 r. archeolodzy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu przeszukali dna dwóch jezior. Naukowcy poszukiwali reliktów konstrukcji drewnianych związanych z zespołem pałacowo-parkowym, późnośredniowiecznym miastem, jednak... nie odkryli ich. Możliwe, że znajdują się w głębszych partiach akwenu, pod warstwą osadów biogenicznych lub w zarośniętych dnach brzegowych. Znaleźli natomiast fragmenty późnośredniowiecznych naczyń ceramicznych, gotycki kafel garnkowy, żelazne kłódki.

Pan Zbigniew, który jest płetwonurkiem, twierdzi, że na dnie leży sama historia.

– Wyłowiono tu m.in. ręcznie robioną butelkę z ok. 1700 roku. Ja znalazłem kubek z okresu II wojny światowej – pokazuje palcem na koniec stołu. – Jak nurkuję widzę starą broń, hełmy, ale to zostawiam na dnie.

W tym miejscu znaleziono również zatopiony posąg cesarza Austrii Franciszka Józefa I. „Cesarz jak żywy” – myślę przeglądając w komputerze w domu pana Zbigniewa zdjęcia znaleziska.

Archeolodzy prowadzili również badania sondażowe w terenie. Odkryli fragmenty ceramiki, groty strzał, a także pozostałości po wieży strażniczej… I wiemy jedno: Danków wciąż czeka na archeologów.

Polka dzieląca na żywych i umarłych

Wracamy do głównej drogi. Cofam się nią w stronę ośrodka agroturystycznego (tego, który mijałam po wyjeździe z lasu). Jadę dalej prosto i kawałek za leśniczówką skręcam w lewo, w las. Po prawej stronie, ukryte wśród drzew i zagłębione w piaszczystej skarpie, stoi stare mauzoleum. Jego budowę, podobnie jak pałacu, zaczął Camillus von Brandt. Chowano w nim właścicieli Dankowa.

Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje
Fot. Agnieszka Drzewiecka Dziś mauzoleum się sypie, ale wciąż robi wrażenie. Związana jest z nim pewna legenda. Ponoć Camillus von Brandt zdecydował się pochować tam swojego ojca wbrew jego woli. Ojciec oczekiwał, że zostanie pochowany na wiejskim cmentarzu. Od tego czasu jego upiór błąka się podobno po polach i złorzeczy na tę nietrafioną decyzję syna.

Droga do mauzoleum wiodła przez cały pałacowy park. Żałobny kondukt przemieszczał się z pałacu do kościoła, a potem przez most na rzece Polce, do mauzoleum. W ten sposób Polka, podobnie jak mityczny Styks, oddzielała krainę żywych i umarłych. Według niektórych badaczy właśnie ta romantyczna koncepcja, połączenie tych dwóch światów, jest świetnym przykładem filozoficznego podejścia do komponowania krajobrazu.

W pobliżu grobowca wybieramy leśną drogę, którą dojeżdżamy do jeziora. W ten sposób dotarliśmy do „trupiarni”.

„Trupiarnia”

Nadleśnictwo zorganizowało przy brzegu jeziora bezpłatne, ogólnodostępne pole biwakowe. Jest mały pomost, są ławki, wiaty, miejsce na ognisko i toaleta na bieżąco opróżniana w sezonie letnim. Pracownicy nadleśnictwa chcieli, by pole nazywało się... mauzoleum, jednak ta nazwa się nie przyjęła. A jaka obowiązuje? Wszyscy, nie tylko mieszkańcy, mówią na to miejsce „trupiarnia”. Można tutaj rozbić namiot, zjeść, popływać. Mimo niezbyt szczęśliwej nazwy idealne miejsce na zakończenie szlaku.

Ruiny, które przypominają dawną świetność Dankowa

Koniec dawnego Dankowa to 29 stycznia 1945 r.

W tym okresie temperatura w nocy spadała do -19 stopni. Już od kilku dni pobliską szosą szło mnóstwo uciekinierów z Prus Wschodnich i Kraju Warty, którzy zatrzymywali się w Dankowie na ciepły posiłek i nocleg na sianie. Z oranżerii usunięto egzotyczne rośliny i wprowadzano tam chorych. Córki Cory von Alvensleben, właścicielki pałacu w Dankowie, odesłano ciężarówką 25 stycznia. Sama Cora wraz ze służbą miała ewakuować się z uciekinierami z majątku w Bobrówku, ale wymarsz, zaplanowany na poranek 29 stycznia, nie nastąpił…

O godz. 5.30 wjechało sześć czołgów. Tych, którzy nie uciekli wcześniej, zabijano lub brano w niewolę. Kobiety gwałcono.

„Cora von Alvensleben, leśniczy Pieper, żona ogrodnika pani Bottcher z dzieckiem, gospodyni i dwie dopiero co poprzedniego dnia przybyłe uciekinierki popełniły samobójstwo, wzajemnie strzelając do siebie. Pałac płonął, niektóre domy mieszkalne też” - czytamy w książce Edwarda Rymara „Danków na przestrzeni wieków”.

Pałac został splądrowany i częściowo spalony przez żołnierzy radzieckich.

Wakacyjny piknik przy... trupiarni. Podziwiajcie teren, w który człowiek od kilku lat nie ingeruje

Potem popadał w coraz większą ruinę. Siostry zakonne prowadzące ośrodek wychowawczy w Mierzęcinie zwróciły się do władz z prośbą o przekazanie im budynku, ale władze odmówiły. Ostatecznie PGR z Tuczna rozebrał budynek.

Do dziś stoi niszczejąca oranżeria, są budynki gospodarcze na obrzeżach dziedzińca folwarcznego, spichlerz i oficyna pałacowa. A w parku jest mauzoleum. Ponoć jeszcze do niedawna w witrażowym okienku nad wejściem były kawałki szyb...

Wybierasz się do Danikowa? Sprawdź, co warto zobaczyć będąc w okolicach „kryjówki”

(oprac. Michał Korn)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.