Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking

Czytaj dalej
Fot. Sandra Soczewa
Sandra Soczewa, Renata Ochwat (oprac. Michał Korn)

Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking

Sandra Soczewa, Renata Ochwat (oprac. Michał Korn)

Aktywny turysta w Barlinku znajdzie wszystko: trasy piesze, rowerowe i nordic walking. A do tego może popływać. Bo Jezioro Barlineckie, to ogrom atrakcji!

Moim przewodnikiem była mieszkanka Barlinka, więc tę trasę miała w małym palcu. Z racji tego, że do samego Barlinka dojechałyśmy rowerem, to pieszą trasę postanowiłyśmy przejść z kijkami - w końcu stolica zobowiązuje. Jaka stolica! Tak, tak, Barlinek szczyci się na każdym kroku tytułem europejskiej stolicy nordic walking.

Wokół jeziora... Marsz! Mówi się, iż barlineckie trasy, to „nasze” Bieszczady

Dojechałyśmy do centrum, na rynek i stamtąd doszłyśmy do jeziora. Trasę zaczęłyśmy od prawej strony - to ta, przy której są do wypożyczenia łódki, stoi hotel i najwyższe kijki do nordic walking - to chyba pierwsza atrakcja na jaką natrafiamy idąc właśnie tą trasą. Następnie maszeruje się dalej pięknie zrobioną promenadą.

Ale po dłuższej chwili wędrówki, kończy się ten miejski krajobraz i zaczyna się trasa prowadząca dosłownie przez las. Niezwykle malowniczy. Tak, tego nam było trzeba. Nic więc dziwnego, że mówi się, iż barlineckie trasy, to „nasze” Bieszczady. Może i w naszym regionie jest kilka miejsc pretendujących do tego tytułu, ale nas Barlinek przekonuje.

Szlak prowadzący dookoła jeziora jest wspaniały. Są liczne wzniesienia, doliny. Zadziwia wszystkich fantazyjnością kształtów.

- Tak właśnie w skrócie prezentuje się polodowcowy krajobraz. Jest bardzo zróżnicowany. Ten szlak w Barlinku powinien być ścieżką dydaktyczną, pokazującą właśnie, czym taki krajobraz się charakteryzuje - mówi moja przewodniczka Martyna. Ale nie tylko liczne wzniesienia przyciągają moją uwagę. Zachwycają też drzewa. Drzewostan w tym miejscu jest bardzo zróżnicowany. Maszerując dłuższą chwilę, szybkim tempem, człowiek dochodzi szybko do wniosku, że jednak z matką naturą powinniśmy żyć w zgodzie, bo gdyby nie ona, to nie mielibyśmy okazji podziwiać tak pięknych miejsc i to tak blisko nas.

No i w końcu natrafiamy na małe, dzikie źródełko.

- Jest tutaj ich o wiele więcej. Moim zdaniem najciekawsze jest to, przy którym trasa się kończy - mówi zagadnięty przechodzień (oczywiście też z kijkami).

EKSPEDYCJA NA WYSPĘ

Spacerując dookoła jeziora będziemy mijać też wysypy: Sowią, Zieloną, Nadziei i Łabędzią. Oczywiście dostać można się na nie jedynie rowerami wodnymi. Wielu, wypoczywających tutaj turystów korzysta właśnie z tej formy zwiedzania i dopływa do wszystkich zakątków Jeziora Barlineckiego. Trasa ta, staje się najciekawsza przy jej południowej stronie. Z tej perspektywy wyraźnie widać szlaki porośnięte bukami, tzw. Buczyny Barlineckie (rezerwat, który jest w trakcie zatwierdzania).

Dodam też, że w tym miejscu nie warto zawzięcie podążać zielonym szlakiem. Innymi, krętymi ścieżkami, warto zboczyć nieco z trasy, by zobaczyć tak fenomenalne krajobrazy. Dla rowerzystów byłoby to dość trudne do zrobienia, ponieważ wzniesienia z tej strony są naprawdę strome i słabo utwardzone. Ale jeżeli chce się zobaczyć coś więcej, to naprawdę warto! Liczne morenowe "wzgórza" porasta bluszcz, który wspina się na drzewa.

W końcu napotykamy też na źródełko Boży Dar - najbardziej znane w okolicy. Jest zabezpieczone schodkami i barierkami. Tuż przy nim są też ławki dla zmęczonych turystów. Odpoczywając można przysłuchiwać się szumiącej wodzie i szeleszczącym drzewom. - To chyba jedno z najbardziej ulubionych miejsc wielu mieszkańców - mówi Martyna.

A TERAZ BARLINEK
Mijamy jeszcze jedną polanę i szlak się kończy. Zbliżamy się już do centrum. Cała trasa nazywana jest ścieżką ekologiczną. Pełni ona też funkcje dydaktyczne - co jakiś czas mija się tablice informacyjne. Mijałyśmy wzgórza, łąki, polany, mokradła, źródła i podziwiałyśmy niezwykle zróżnicowaną roślinność. Ale opuszczając te urokliwe krajobrazy i wkraczając do miasta, Barlinek nie przestaje zadziwiać, bo napotykamy na kolejne ciekawe miejsca.

Kiedy opuściłyśmy już las i wyszłyśmy na drogę (tutaj ścieżka pieszo - rowerowa też prowadzi) pierwsze co zobaczyłyśmy, to tzw. pałacyk cebulowy.

Powstał on na początku XX w. i do dziś jest zamieszkiwany. Skąd jego nazwa? Najprawdopodobniej chodzi o jego kolor o raz o to, że jego dwie wieżyczki są zwieńczone czymś na kształt „cebulowych hełmów”.

Z GWIAZDĄ NA ŁAWCE
Dochodzimy do rynku. Na jego środku jest fontanna zwana Gęsiarką. Jej autorem jest Ackermann z Monachium. Najstarsze domy otaczające rynek pochodzą z XVIII i XIX wieku. To typowe domy mieszczańskie. Dookoła porozstawiane są też ławki, a każda z nich należy do jednej z polskich gwiazd. Swoje ławki w Barlinku mają m.in. Jan Nowicki i Michał Bajor.

Kolejna ważna informacja: przy barlineckim rynku jest wspaniała lodziorania! Wszyscy widzą, że jak jeść lody, to tylko tutaj. I najlepiej wybrać te klasyczne: waniliowe, śmietankowe, czekoladowe, albo o smaku białej czekolady. Jak smakują? Trzeba przekonać się samemu. Pycha.

I jeszcze jedno. Na przełomie XIX i XX w. Barlinek (Berlinchen) stał się popularnym kurortem zwanym Turystyczną Perłą Nowej Marchii.

W 1927 r. wybudowano tu kąpielisko z małym pensjonatem. Ten kompleks rekreacyjny do dziś jest wspaniałym zabytkiem architektury uzdrowiskowej, alpejskiej, rzadko spotykanej na terenie zachodniej Polski. Ale wracamy do szlaku. Przy rynku znajduje się też gotycki kościół. Wszystko wskazuje na to, że był on w tym miejscu już od XIII w. Ale nie przetrwał do dzisiejszych czasów.

W obecnym budynku znajdują się jednak elementy XIII-wiecznej budowli: kamienne ciosy wmurowane w ściany wieży oraz cokół. Idąc w dół, w stronę jeziora napotkamy pozostałości murów obronnych oraz tzw. Chiński Dom. To idealne miejsce na zakończenie pieszego szlaku. Na ławkach przy jeziorze można usiąść i odetchnąć po ponad 10 km wędrówki.

Wracając jednak do okolicznych lasów. Ich drzewa pamiętają Kopernika

Nie da się ukryć tutaj jak majestatyczne dęby i buki przeplatają się z sosnowymi zagajnikami. Legendy na tym szlaku umieszczają też Szalonego Myśliwego i hordę bezgłowych rabusiów. A jak jeszcze mamy siłę, to możemy się wybrać do barlineckich młynów.

- Wielką wartością nadleśnictwa są stare dęby. Rosną w grupach lub pojedynczo na całym terenie - mówi nadleśniczy Janusz Sikorski z Barlinka. Tłumaczy, że niektóre z tych drzew mają nawet ponad 470 lat. Udowodniły to specjalistyczne badania poznańskich dendrologów. - Kiedy się pomyśli, że takie drzewo skiełkowało w 1540 r., w 1534 r. umiera Kopernik, a podczas I wojny drzewo miało już 374 lat i 75 cm obwodu, to robi jednak wrażenie - mówi nadleśniczy.

Nadleśnictwo Barlinek to południowa rubież województwa Zachodniopomorskiego. To tysiące hektarów zadbanych lasów, piękne jeziora z czystą woda i kilometrami szlaków do chodzenia lub jeżdżenia rowerem. - Do lasu mogą wjeżdżać tylko uprawnione samochody - mówi Stefan Mikołajczak, dziś kierowca, kiedyś pilarz w nadleśnictwie, który pracował przy wyrębie wiekowych drzew. Naszym przewodnikiem jest Mirosław Czarnecki, który na co dzień w nadleśnictwie zajmuje się ochrona lasów.

Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking
Fot. Puszcza Gorzowska

Razem z nimi jedziemy na Szlak Dębów, który zaczyna się we wsi Krzynka przy głazie ze stosownym napisem. I choć szlak nie jest oznakowany, to trudno się zgubić, bo wiedzie wybrukowanym duktem. Podobnie jak w przypadku nadleśnictwa Bierzwnik część bruku układały ręce francuskich jeńców wojennych po przegranej wojnie francusko-pruskiej w 1871r.

Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking

Tuż za kamieniem skręcamy w prawo i już się zagłębiamy w przepiękny mieszany las. - Ta droga nosi nazwę Wężowej. Tędy przez lata wędrowali ludzie, wożono drewno. Kiedyś należała do zakonu templariuszy, potem po sekularyzacji zakonu do kolegiaty w Myśliborzu. Ta drogą 30 stycznia 1945 r. Rosjanie wzięli w okrążenie Barlinek - opowiada przewodnik.

Dróżka rzeczywiście wije się niczym zaskroniec. Jest przyjemna, ponieważ cały czas ocieniają ją majestatyczne drzewa. Jest cicho i spokojnie. To taki szlak, który sprawi przyjemność piechurom czy rowerzystom lubiącym samotność i długie drogi do pokonania.

PUCHACZ
Drugi po dębie symbol nadleśnictwa Barlinek. Wielka polska sowa z rodziny puszczykowatych. Można go spotkać na Dębowym Szlaku oraz w innych miejscach nadleśnictwa. Warunek, do lasu trzeba pójść tuż przed zmrokiem. I kiedy się już usłyszy majestatyczne „pu-hu” wiadomo, że jest gdzieś blisko. W Polsce jest ich zaledwie około 270 par lęgowych. Poza Zachodniopomorskiem można go spotkać też w Wielkopolsce, Puszczy Białowieskiej, w Lubelskiem.

Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking


Największa polska sowama około 78 cm długości, rozpiętość skrzydeł sięga nawet do 180 cm, waga od dwóch do czterech kilogramów. Samice są większe od samców. Sylwetki mają masywne z dużą okrągłą głową, szerokimi zaokrąglonymi skrzydłami i krótkim ogonem. Na głowie charakterystyczne „uszy” z piór na 8 cm długich. Upierzenie w różnych odcieniach brązu. Potrafią tokować przez całą jesień i zimę. A jak są zaniepokojone, to kłapią dziobami. Prowadzi aktywne życie od zmroku do świtu, a w dzień siedzi na jakiejś wysokiej gałęzi.

Lubi mieszkać w starych lasach, w pobliżu bagien, rzek i innych zbiorników wodnych. Do przysmaków diety puchacza zaliczają się: ptaki i ssaki od wróbla, poprzez myszy, szczury, jastrzębie, zające. Ale nie pogardzi żabami. A poza tym to stały w uczuciach ptak. Pary żyją razem przez całe życie.

Gdzieniegdzie widać leżące i próchniejące pnie. - I one sobie tak będą leżeć, ponieważ są potrzebna dla ekosytemu - tłumaczy nasz przewodnik i dodaje, że tego rodzaju wiatrołomy wywożono z lasów w czasach komuny, kiedy panowało przekonanie o ich szkodliwości dla lasów.

NIE TYLKO DZIUPLA
Wbrew obiegowej opinii wiewiórki nie mieszkają w dziuplach.a służą im one jako schronienie głównie przed zimą. Wiewiórka buduje dwa rodzaje siedzib. Główne gniazdo zwane lęgowym służy do wyprowadzania młodych. Drugie z kolei jest mniejsze i może służyć jako schronienie oraz miejsce odpoczynku, czasem także jako zastępcze gniazdo lęgowe.

Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking


Gniazdo lęgowe ma masywną budowę i grube ścianki. Jego średnica najczęściej wynosi 30 - 40 cm. Wyściółka gniazda składa się z mchu, porostów i suchej trawy. Wejście znajduje się u dołu , co odróżnia gniazdo wiewiórki od gniazd ptasich. Prawie zawsze w gnieździe wiewiórki można znaleźć drugie wyjścia, tzw. ewakuacyjne.

Gołym okiem widać, że ze starymi drzewami sąsiadują dużo młodsze osobniki. To pokolenie tych ponadtrzystuletnich, które będą powoli obumierać, ale zostawią swoich następców.

Po kilku minutach dojeżdżamy do ślicznego, choć nieco zarośniętego parowu, prawdopodobnie tędy płynęła kiedyś woda.

- To Diabelska Dolina, użytek ekologiczny, czyli mini rezerwat. Jest taka legenda, że tu grasowali rycerze bez głów napadający na co się da. Ale pewnego dnia jechał chłop od Karska. Zdążył nogą wokół siebie krąg zatoczyć i w środku tego koła życie zachował - opowiada M. Czarnecki. I żartuje, że ludzie różne brednie potrafią wymyślić, ale nasz kierowca przypomina, że w tym miejscu zdarza się maksymalnie dużo wypadków i pokazuje mocno pokancerowane drzewa stojące tuż przy drodze. Okazuje się, że w wypadku zginęli dwaj żołnierze jadący wojskową sanitarką.

Szybko opuszczamy to miejsce i dalej jedziemy Wężową Drogą. Na rozstaju skręcamy w prawo, przekraczamy asfaltówkę łączącą Gorzów z Barlinkiem i znów możemy się cieszyć majestatem lasu.

Dojeżdżamy do wskaźnika - Leśniczówka Śródborów. Za chwilę wyjeżdżamy z lasu i pierwsze co się pokazuje oczom - majestatyczny, jeden z najstarszych dębów zwanego Mohorem.

Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking
Fot. Kazimierz Ligocki [i]Potężny dąb "Mohort" ma ledwie ponad 270 lat i został nazwany tak po pierwszym polskim leśniczym Janie Pieńkowskim - Mohorcie[/i]

- Z tym miejsce wiążą się tragiczne wydarzenia. Zaraz po zakończeniu II wojny do tej leśniczówki trafił kapitan Jan Pieńkowski, były partyzant najpierw Batalionów Chłopskich, potem Armii Krajowej. Wówczas miejsce to nazywało się Kerngrund i mieszkało tu jeszcze kilka osób, prawdopodobnie rodzina leśniczego. Leśniczówkę zaraz ochrzcił Mohortów, od swego partyznackiego przydomka - Mohort - opowiada nasz przewodnik. Jan Pieńkowski wytrzymał dwa lata, a potem przez głupią ubecką prowokację trafił do Urzędu Bezpieczeństwa w Myśliborzu. - Ktoś mu podłożył broń, za to go aresztowali. W Myśliborzu wydało się, że to prowokacja, bo jeden z ubeków był zaskoczony widokiem swojej broni, jako dowodu przestępstwa - mówi M. Czarnecki.

Jeszcze rzut oka na pamiątkowy głaz ustawiony z okazji 80-lecia Lasów Państwowych i tą samą droga wracamy do Barlinka.

- To może jeszcze pokażemy młyny - proponuje przewodnik i po chwili już jedziemy w kierunku na Chrapowo (zjazd z ronda, które wyprowadza na Strzelce Krajeńskie i Choszczno). Tu uwaga, tuż przed tablicą oznaczającą koniec miejscowości jest polna droga wywijająca w lewo. Kilkadziesiąt metrów i jest - pierwszy młyn nad Płonią. Choć budynek stary i zniszczony, nadal zachwyca pięknem. Nawet wysokie na półtora metra pokrzywy są też na miejscu.

Dzika Łąka
Interesujące miejsce na Dębowym Szlaku. Trzeba wyjść z Krzynki i zamiast skręcić od razu w lewo pójść prosto na Karsk.

Wędrujemy po barlińskich Bieszczadach - europejskiej stolicy nordic walking


Będziemy widzieli, że jesteśmy na miejscu, kiedy staniemy pod tablicą informacyjną prezentującą zwierzęta związane z chrustem. Obecnie użytek ekologiczny, czyli coś na kształt malutkiego rezerwatu. Właśnie tu ponoć można spotkać Dzikiego Myśliwego grasującego na bruku.

Potem wracamy do głównej drogi i wzdłuż Płoni jedziemy ślicznym lasem, tylko po to, aby za jednym z zakrętów zobaczyć znany młyn papiernia, czyli stację naukową Uniwersytetu Szczecińskiego.

To czarowne miejsce, częściowo już odbudowane. Warto się zatrzymać i po prostu popatrzeć. Ale żeby dotrzeć do ostatniego młyna, z którego zostało niewiele - trzeba poprosić o pomoc miejscowych. W Żydowie trzeba zjechać nad jezioro, skręcić w lewo i polna drogą tuż obok stawów dojechać w miejsce, gdzie straszy betonowa stara budowla.

Potem szlak - zarośnięta niemiłosiernie droga wyprowadza kawałeczek w stronę, z której przyjechaliśmy. Na rozwidleniu ostro w prawo i do góry i znów w prawo. Jak się dobrze przyjrzeć, to można zobaczyć wysokie dzikie leśne czereśnie - mają korę taką, jak domowe. Po chwili wiadukt i asfalt. I znów jesteśmy w Barlinku...

RUSZAJ DO LASU Z KIJKAMI W DŁONI

NA ROWERZE WOKÓŁ JEZIOR

Rezerwat Zdroiskie Buki
To dość daleko od Barlinka, ale miejsce urokliwe. Rezerwat bowiem położny jest jest w przepięknym krajobrazie leśnym doliny rzeki Santocznej - niezniekształconej, naturalnej, meandrującej licznymi zakolami z charakterystycznymi terasami. Obszar rezerwatu zajmuje ciągły pas po obu stronach rzeki o łącznej długości około 5 km i szerokości 50 do 370 m.

Położony jest między Zdroiskiem a Górkami Noteckimi. I miejscami człowiek może się tu poczuć, jak w Beskidach czy innych Bieszczadach. Na runo składają się: szczawik zajęczy, gajowiec żółty, zawilec gajowy, sałatnik leśny, miejscowo fiołek i dąbrówka, konwalia, borówka, narecznica, orlica. Tu też widać, jak obok starych majestatycznych buków rośnie młode pokolenie tych drzew. Występują tu też graby.

Sandra Soczewa, Renata Ochwat (oprac. Michał Korn)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.