Kazali mi płacić za zmarłego męża!

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Rusek
Tomasz Rusek

Kazali mi płacić za zmarłego męża!

Tomasz Rusek

Mąż pani Lidii nie żyje od pięciu lat, ale firma komornicza twierdziła jednak, że... używał w tym czasie komórki!

W sercu mnie ścisnęło, gdy zobaczyłam, co ta firma próbuje udowodnić. Mój mąż nie żyje od pięciu lat, a z ich pisma wynikało, że w zeszłym roku używał komórki! - pani Lidia Kowalczyk zawiesza głos. A potem dzielnie mówi: - Zgadzam się na zdjęcie do gazety i ujawnienie danych. Żeby innych ostrzec. Ja mogłam stracić ponad 6 tys. zł! A to mogło spotkać każdego z Czytelników.

Listy z przestrogą

To było w grudniu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Pani Lidia, jej dwie córki i dwóch synów zamiast skupić się na przygotowaniach do świętowania, zamartwiali się dziwnymi listami. Dostało je każde z nich. W środku było wezwanie do zapłaty 6 tys. 182 zł i 62 groszy. Był to zaległy dług, jaki miał nabić na rachunkach telefonicznych nieżyjący mąż pani Lidii i ojciec jej dzieci!

Nie regulujmy podobnych żądań natychmiast, w obawie, że zaraz spadną na nas konsekwencje. Sprawdźmy kto, czego i dlaczego żąda właśnie od nas

„W przypadku braku zapłaty w terminie 7 dni od dnia otrzymania niniejszego pisma, zostaną podjęte stosowne czynności, zmierzające do uzyskania tytułu egzekucyjnego przeciwko spadkobiercom” - to było napisane u dołu profesjonalnie przygotowanego wezwania.

- Byłam zszokowana. Mąż nie żył od pięciu lat, tymczasem z pism wynikało, że ostatnia z z jego komórek była aktywna jeszcze w zeszłym roku. Miałam taką gonitwę myśli... - wspomina Czytelniczka.

To przez nazwisko

Nie dała się zastraszyć ostrzeżeniem o „siedmiu dniach”. Wraz z dziećmi postanowiła wyjaśnić sprawę. Wzięła się za to jej córka Beata. Gdy poruszyła niebo i ziemię, by rozwikłać zagadkę, okazało się, że... nie ma żadnego długu! Jak doszło do pomyłki? Firma komornicza z Warszawy szukała spadkobierców dłużnika Stanisława Kowalczyka. Tak trafiła na dane pani Lidii Kowalczyk i jej dzieci. A potem na ślepo, bez sprawdzania, wysłała do nich wezwania! Bo była zbieżność nazwisk! Uwaga: to nie nasze czy pani Lidii domysły! To oficjalne tłumaczenie z listu z przeprosinami, jaki spółka przysłała Czytelniczce i jej dzieciom.

Chcieliśmy wyjaśnić w warszawskiej firmie, jakim cudem jej pracownicy nie sprawdzili danych, zanim wzięli się za straszenie ludzi. Jednak konsultantka spółki komorniczej po usłyszeniu, w jakiej sprawie dzwonimy, natychmiast zakończyła rozmowę. Potem otrzymaliśmy prośbę o wysłanie pytań mailem. Odpowiedzi, jak dotąd, nie dostaliśmy.

Brawa za spokój

Radca prawny doktor Krzysztof Grzesiowski jest pod wrażeniem spokoju pani Lidii. - Tak właśnie trzeba postępować: bez nerwów i na chłodno. Nie regulujmy podobnych żądań natychmiast, w obawie, że zaraz spadną na nas konsekwencje. Sprawdźmy kto, czego i dlaczego żąda właśnie od nas. Jeśli mamy pewność, że nie mamy zobowiązania, nie płaćmy - radzi prawnik.

Wyjaśnia, że niektóre firmy komornicze tak działają: wyszukują osoby z danymi zbliżonymi do dłużnika (nazwisko, okolica zamieszkania), a następnie wysyłają groźne pismo z żądaniem płatności. - Zdarza się, że uczciwi, nie mający żadnych zobowiązań ludzie, ze strachu regulują takie płatności. Po prostu wolą zapłacić kilkadziesiąt czy nawet kilkaset złotych, by nie narażać się na problemy - mówi Grzesiowski.

A jeśli znajdzie się ktoś nieustępliwy, jak pani Lidia, zawsze można wytłumaczyć się mniej więcej tak: - Och, przepraszamy, pomyłka...

Tomasz Rusek

Najwięcej moich tekstów znajdziecie obecnie na stronie międzyrzecz.naszemiasto.pl. Żyję newsami, ciekawostkami, inwestycjami, problemami i dobrymi wieściami z Międzyrzecza, Skwierzyny, Trzciela, Przytocznej, Pszczewa i Bledzewa.
To niezywkły powiat, moim zdaniem jeden z najpiękniejszych (i najciekawszych!) w Lubuskiem. Są tam też wspaniali ludzie, z którymi mam szansę porozmawiać na facebookowym profilu Głos Międzyrzecza i Skwierzyny. Wpadnijcie tam koniecznie. Udało się nam stworzyć wraz z ponad 15 tysiącami ludzi fajne, przyjazne miejsce, gdzie znajdziecie newsy, piękne zdjęcia, relacje z ważnych wydarzeń i - codziennie! - najnowszą prognozę pogody. Bo od pogody zaczynamy dzień.


Staram się pilnować najważniejszych spraw i tematów. Sporo piszę o:


jeziorze Głębokim, o inwestycjach, czy atrakcjach turystycznych, ale poruszamy (MY - bo wiele tematów do załatwienia i opisania podpowiadacie Wy, Czytelnicy) dziesiątki innych spraw. 
Dlatego przy okazji wielkie dzięki za Wasze komentarze, opinie, zaangażowanie i wsparcie.



Zdarza się też, że piszę o Gorzowie. To moje rodzinne miasto, które - tak lubię myśleć - znam jak własną kieszeń. Cały czas się zmienia, rozbudowuje, wiecznie są tu jakieś remonty i inwestycje, więc pewnie jeszcze przez lata nie zabraknie mi tematów!



 


Do Gazety Lubuskiej (portal międzyrzecz.naszemiasto.pl jest jej częścią) trafiłem niemal 20 lat temu. Akurat zakończyłem swoją kilkuletnią przygodę z Radiem Gorzów i Radiem Plus, więc postanowiłem się sprawdzić w słowie pisanym (choć mówione było świetną przygodą). I tak się sprawdzam, i sprawdzam, i sprawdzam. Musicie bowiem wiedzieć, że Lubuska sprzed nastu lat i obecna to zupełnie inne gazety. Dziś, poza pisaniem, robimy zdjęcia, nagrywamy filmy, przygotowujemy relację. Żaden dzień nie jest takim sam. I chyba dlatego tak lubię tę pracę.

Lubię też:



  • jazdę na rowerze

  • pływanie

  • urlopy

  • gołąbki

  • seriale

  • lenistwo



nie przepadam za:



  • winem

  • górami

  • ogórkową

  • tłumem

  • hałasami

  • wczesnym wstawaniem (aczkolwiek nieźle mi wychodzi!)



OK, w ostateczności mogę zjeść ogórkową.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.