Pawel Stachnik

1 września 1939 roku. Odkłamać kampanię: wojenne uproszczenia i stereotypy

Obraz przedstawiający bitwę pod Kockiem Fot. archiwum Obraz przedstawiający bitwę pod Kockiem
Pawel Stachnik

Niemieckie wojska atakują Polskę. Rozpoczyna się kampania wrześniowa. Napisano o niej wiele książek. Na zachodzie nie jest jednak dobrze znana. Najwyższy czas to zmienić.

Kampania wrześniowa zapoczątkowała dla Polski wydarzenia II wojny światowej, a ta stała się dla naszego kraju jedną z największych dziejowych tragedii.

Wywalczona wielkim wysiłkiem II Rzeczpospolita po zaledwie dwóch dekadach przestała istnieć. Wojna przyniosła Polsce ogromne straty ludnościowe i materialne, a potem na prawie pół wieku zepchnęła w zależność od Związku Sowieckiego. Nic więc dziwnego, że o wrześniowej klęsce pisano u nas dużo i często.

35 tys. pozycji

Pierwsze publikacje ukazały się jeszcze w czasie trwania wojny. Raporty, relacje, wspomnienia pisali dowódcy i oficerowie, którzy znaleźli się we Francji i Wielkiej Brytanii. Rząd gen. Sikorskiego powołał specjalną komisję badającą przyczyny klęski, a przybywający z obozów internowania i z kraju oficerowie składali relacje ze swojego udziału w kampanii.

Już wtedy wydane drukiem zostały pierwsze wspomnienia i opracowania uczestników walk. Pisali je m.in. gen. Kazimierz Sosnkowski (Londyn 1943), płk Józef Jaklicz (Grenoble 1942), płk Ludwik Schweizer (Kirkcaldy 1943), płk Roman Umiastowski (Londyn 1942) i inni.

Własną relację z działań wojennych spisał w Rumunii marsz. Rydz-Śmigły. Opracowana przez historyka płk. Wacława Lipińskiego, ukazała się najpierw na Węgrzech, a potem w 1941 r. w Warszawie pt. „Wojna polsko-niemiecka. Kampania wrześniowa w Polsce w 1939 r.”.

W większym zakresie prace o Wrześniu mogły zacząć wychodzić po zakończeniu wojny. Tyle że te wydawane w kraju pod koniec lat 40. i w latach 50. skażone były ideologicznym podejściem, które nakazywało bezwzględne krytykowanie przedwojennej Polski, jej armii i przebiegu wojny obronnej.

Zmiana nastąpiła po 1956 r. Zaczęły się wtedy ukazywać pierwsze bardziej obiektywne publikacje, a z czasem również solidne prace naukowe. Wymieńmy tu choćby do dziś cytowane przez badaczy „Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 r.” płk. Mariana Porwita, głośną „Wojnę polską” Leszka Moczulskiego czy „Bitwy polskiego września” płk. Apoloniusza Zawilskiego.

W kolejnych pracach analizowano przebieg wydarzeń, szukano przyczyn i winnych klęski, zastanawiano się, czy można było uniknąć katastrofy. Jak oszacowali badacze, do początku lat 2000. ukazało się około 35 tys. różnego typu polskich publikacji o kampanii wrześniowej. Kolejne cały czas się pojawiają.

Wojna od 1940 r.

A jak było i jest za granicą? Czy kampania polska budziła zainteresowanie tamtejszych historyków? Czy atak Niemiec na Polskę był tam przedmiotem badań i publikacji?

- Niestety kampania wrześniowa jest bardzo marginalnym tematem w zachodniej narracji o II wojnie. Angielskojęzyczna narracja o wojnie jest pod wieloma względami bardzo ważna i centralna w światowej historiografii, ale wciąż może być bardzo zaściankowa. Wiele polskich tematów jest nieznanych zachodnim czytelnikom. Jednym z nich jest z pewnością kampania wrześniowa. Większość ludzi ma świadomość, że Wielka Brytania i Francja poszły na wojnę o Polskę w 1939 r., ale poza tym niewiele wiedzą. Ja próbuję to zmienić - mówi brytyjski historyk II wojny Roger Moorhouse, autor wydanej właśnie monografii zatytułowanej „Polska 1939. Pierwsi przeciw Hitlerowi”.

Rzeczywiście. Przeglądając wiele zachodnich historii II wojny światowej dostrzec można, że kampanii w Polsce poświęcono bardzo niewiele miejsca: niekiedy stronę, niekiedy dwie, czasem jeden krótki rozdział, a czasem tylko niewielki akapit. Ba, zdarzały się - i to jeszcze nie dawno - publikacje o II wojnie światowej zaczynające się od… niemieckiego ataku na Europę Zachodnią w 1940 r.

W tych zaś pracach, które wojnę polską uwzględniały, zwykle czyniono to dość powierzchownie. „Niektóre z tych dzieł ignorują temat całkowicie bądź są komicznie wprost anglocentryczne, opisując wybuch wojny wyłącznie w kategoriach konfrontacji w Whitehall i rozterek przeżywanych podczas meczów krykieta rozgrywanych na południowym wschodzie Anglii” - pisze w swojej książce Roger Moorhouse.

Co gorsza, większość zachodnich prac w opisie kampanii wrześniowej opiera się na źródłach i opracowaniach niemieckich, co skutkuje prezentowaniem niemieckiego punktu widzenia. Wynika to też z bariery językowej. Mało który z zachodnich badaczy zna bowiem język polski i może korzystać z polskich źródeł i opracowań. Natomiast każdy, kto zajmuje się II wojną światową zna język niemiecki. Siłą rzeczy więc przeważa niemieckie spojrzenie na działania wojenne we wrześniu.

Zepchnięta w cień

Jak pisze Moorhouse, po swojej pierwszej zwycięskiej kampanii Niemcy opublikowali liczne propagandowe książki, albumy, relacje i wspomnienia pod ogólnym hasłem „Feldzug in Polen”. Pokazywali w nich przebieg ataku na Polskę, opisując militarną przewagę Wehrmachtu nad zacofaną polską armią, sukcesy odnoszone w walce, odwagę i poświęcenie swoich żołnierzy.

Własną narrację prowadził Związek Sowiecki, przekonując o rozpadzie państwa polskiego i wzięciu pod ochronę ludności ukraińskiej i białoruskiej. Głosy polskie był słabo słyszalne, a potem kampania polska została zepchnięta w cień przez o wiele większe i krwawsze kampanie na wschodzie i zachodzie.

W anglojęzycznych opracowaniach nadal funkcjonują znane stereotypy o polskiej kawalerii szarżującej na czołgi, łatwym pokonaniu naszego kraju w ciągu dwóch tygodni i wszystkie inne uproszczenia wywoływane przez hasło Blitzkrieg w Polsce.

- Jedną z moich głównych intencji podczas pisania książki była próba podważenia tych mitów. Przy braku wiedzy na temat kampanii wrześniowej nadal dominują mitologie wojenne, takie jak niemieckie propagandowe opowieści o polskiej kawalerii atakującej czołgi oraz sowiecki mit, że Armia Czerwona wcale nie zaatakowała Polski. Mam nadzieję, że moja nowa książka zacznie poszerzać wiedzę w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, a bajki ostatecznie trafią na śmietnik historii - mówi Roger Moorhouse.

Pisząc „Polskę 1939” autor oparł się w ogromnej mierze na literaturze polskiej i to najnowszej, bo wydanej w latach 90. i 2000. (najnowsze prace w bibliografii są z 2018 r.). Opisał sytuację polityczną w Europie, jaka doprowadziła do wybuchu wojny, przedstawił zarys dziejów Polski od XVI w. do 1939 r. pod wymownym tytułem „Tyrania geografii”. Najwięcej jednak miejsca poświęcił działaniom wojennym.

Czytamy więc m.in. o obronie Westerplatte, walkach pod Węgierską Górką, Mławą, Mokrą i w Borach Tucholskich, obronie odcinka Wizna, bombardowaniach Warszawy, bitwie nad Bzurą, obronie Lwowa, wkroczeniu Sowietów i ostatnich starciach pod Kockiem. Autor unika stereotypów i łatwych ocen. Pisze o rzeczach może w Polsce od dawna znanych, ale nieobecnych w świadomości zachodnich badaczy.

Ot, choćby o przebazowaniu polskich samolotów na polowe lotniska, przez co nasze siły powietrzne wcale nie zostały zniszczone w pierwszych dniach wojny. O świetnie się spisujących armatach 75 mm, karabinach przeciwpancernych Ur-35 i czołgach 7TP. I o udanych szarżach polskiej kawalerii na niemiecką piechotę.

Niekompetencja

Moorhouse szczegółowo relacjonuje ważne dla nas epizody kampanii: obronę Westerplatte i Poczty Polskiej w Gdańsku, krwawe zajścia w Bydgoszczy, bitwę pod Mokrą, śmierć kpt. Mieczysława Medweckiego na lotnisku w Balicach, działania 10. Brygady Kawalerii gen. Maczka, szarżę pod Krojantami, pancerne starcie polskich i niemieckich czołgów koło Woli Krzysztoporskiej.

Nie omija mniej chwalebnych wydarzeń: ucieczki dowódcy Armii „Łódź” gen. Rómmla, załamania nerwowego gen. Bortnowskiego, słabości obrony przeciwlotniczej, braku łączności, wszechobecnych taborów blokujących drogi. Rekonstruuje też genezę nieszczęsnego mitu o atakach polskich ułanów na czołgi.

- Moja ocena wysiłku wojennego Polski we wrześniu 1939 r. jest mieszana. Polska z pewnością nie była prymitywną siłą, jak to przedstawiała niemiecka propaganda. Siły polskie były liczne, o rozsądnej jakości i ilości czołgów i samolotów, i miały przemyślany strategiczny plan walki z Niemcami. Nawet tradycyjny (i negatywny) wizerunek polskiej kawalerii jest przesadzony. Kawaleria walczyła spieszona i była wyposażona w działa i karabiny przeciwpancerne, a konie wykorzystywała do przemieszczania się. Mogła być niezwykle skuteczna przeciwko niemieckiej piechocie i przeciwko niemieckiej kawalerii.

Siły polskie miały jednak poważne wady, zwłaszcza kulturę tajemnicy wojskowej, która utrudniała jakąkolwiek współpracę między sąsiednimi jednostkami, a także brak pojazdów, w tym pancernych, które mogłyby pozwolić na planowane wycofanie się. Myślę, że ewakuacja Naczelnego Dowództwa była nieco przedwczesna, zaostrzyła również problemy z komunikacją i w ten sposób poważnie naruszyła zdolność Polski do obrony. Poza tym z perspektywy czasu widzimy, że większe inwestycje w broń pancerną i motoryzację w latach międzywojennych byłyby korzystne, ale doceniam to, że po prostu nie było na to pieniędzy - mówi autor.

A jak zachodni historyk wyjaśnia nieudzielenie pomocy walczącej Rzeczypospolitej przez Anglię i Francję?

- Myślę, że czasami tłumaczy się to w Polsce jako pewien spisek, w którym Polska została rzucona wilkom, aby umożliwić Wielkiej Brytanii i Francji przetrwanie. Nie widzę tego w tych kategoriach. Myślę, że była to bardziej niekompetencja niż spisek. Wielka Brytania i Francja sądziły, że tylko podnosząc głos w 1939 r. uda się powstrzymać Hitlera przed inwazją na Polskę. A kiedy okazało się, że nie został powstrzymany, nie opracowały żadnych planów wojskowych koniecznych, aby słowa wcielić w czyny.

Oczywiście w Londynie i Paryżu nie było też woli politycznej do prowadzenia wojny z Niemcami w 1939 r.; oba kraje wciąż żyły w cieniu strat z I wojny światowej i - zasadniczo - chciały uniknąć wojny z Niemcami - mówi Roger Moorhouse.

Uniknąć klęski

Czy Polska w jakiś sposób mogła uniknąć klęski? Zdaniem autora - nie. Nasz kraj znajdował się w bardzo trudnej sytuacji politycznej i militarnej. Walczył z dwoma totalitarnymi sąsiadami i był uzależniony od pomocy wahających się zachodnich aliantów.

Co więcej, w przypadku Niemiec Polska stanęła ona w obliczu najbardziej zaawansowanej siły wojskowej - pod względem technologii i doktryny - na świecie. Być może jedyną możliwością było znalezienie w sobie przez Brytyjczyków i Francuzów woli ataku z prawdziwą energią. W takich okolicznościach Niemcy mogłyby zostać zmuszone do wycofania części sił z Polski, a to mogło przedłużyć kampanię, mogło nawet skłonić Hitlera do przemyślenia swoich planów.

- Ale wszystko to jest czystą spekulacją, ponieważ - jak wiemy - w Londynie i Paryżu brakowało woli ataku na Niemcy - konkluduje Roger Moorhouse.

Czy jego książka zmieni postrzeganie kampanii wrześniowej na Zachodzie? Miejmy nadzieję, że tak.

- Na szersze rozpropagowanie zasługuje wiele epizodów. Oczywiście historia obrony Westerplatte. I barbarzyństwo niemieckiego ataku na Pocztę Polską w Gdańsku. Poza tym stoicka i heroiczna obrona Warszawy jest niezwykła. I, co zaskakujące, wielu niepolskich odbiorców nawet nie wie, że Armia Czerwona najechała Polskę w 1939 r., więc bardzo dobrze byłoby promować prawdę o tym. Jednak przede wszystkim moją ambicją przy tworzeniu tej książki - przynajmniej poza Polską - było doprowadzenie kampanii wrześniowej do poziomu uznania i zrozumienia, na jakie zasługuje to wydarzenie - mówi autor.

Pawel Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.