Rozmawiał Tomasz Ryzner

Adrian Ekiert: Mam jeden cel: chcę być zawodowym kulturystą

Adrian Ekiert w 2 lata zmienił się nie do poznania i zdobył pierwsze mistrzostwo Fot. achwium adraiana ekierta Adrian Ekiert w 2 lata zmienił się nie do poznania i zdobył pierwsze mistrzostwo
Rozmawiał Tomasz Ryzner

Na zawodach trzeba pozować, uśmiechać się, a tak naprawdę jest się wykończonym, na granicy wytrzymałości - mówi Adrian Ekiert, kulturysta z Korczyny, który w dwa lata doszedł do mistrzostwa Polski.

Poszedłeś na siłownię, aby imponować dziewczynom sylwetką?
(śmiech) Chciałem lepiej wyglądać. Miałem 15 lat i ważyłem 45 kilogramów. Chucherko było ze mnie.

Ile ważysz dziś?
Na mistrzostwach startowałem w kategorii wszechwag. Ważyłem 73 kilogramy. Dziś mam 10 kilogramów więcej.

Istna metamorfoza.
Na początku chodziło tylko o siłę, nabranie paru kilogramów. Nie robiłem wielkich planów, ale okazało się, że mam dobrą genetykę do tego sportu. Szybko przyszły efekty. Złapałem motywację i po 2 latach jestem mistrzem Polski Juniorów.

To gdzie będziesz za kolejne kilka lat?
Cel jest jeden - zawodowstwo.

Ilu mamy takich zawodników w Polsce.
Czterech. Niewielu, ale wierzę, że mnie się uda.

Zawodowiec może zarobić na godne życie?

Jak najbardziej. Robert Piotrkowicz, mistrz świata, za godzinę treningu bierze 600 złotych. Ja też zaczynam doradzać, rozpisywać treningi. Oczywiście stawki mam o wiele mniejsze, ale jak mam okazję, to podaję adres facebooka. Adrian Ekiert - young bodybuilder.

Ile u mistrza Polski kosztuje rozpisanie treningu?
Razem z dietą 80 złotych. Indywidualne prowadzenie to 100 złotych, ale wtedy jestem do dyspozycji przez osiem tygodni.

W jakiej siłowni można cię najczęściej spotkać?
W SkyActive w mojej Korczynie. W czasie zawodów reprezentuję jednak klub Black&White z Ostrowca Świętokrzyskiego.

Co jest najtrudniejsze kulturystyce?
Redukcja, czyli kilka tygodni przed zawodami, gdy zmniejsza się wagę, likwiduje tkankę tłuszczową. To mordęga. Na zawodach trzeba pozować, uśmiechać się, a tak naprawdę jest się wykończonym, na granicy wytrzymałości.

Miałeś kryzysy?
Miałem. Budziłem się w nocy i chciałem otwierać lodówkę. Redukcja boli. (śmiech)

Widziałem, że twoi koledzy z podium byli wyżsi.
Mam 173 centymetry. Na niższym zawodniku mięśnie lepiej się prezentują, ale to jeszcze wcale nie gwarantuje sukcesu. Trzeba też umieć sprzedać sylwetkę sędziom. Bywa, że ktoś nawet fajnie wygląda, ale zawala pozowanie.

Zmieniłeś wygląd. Charakter też?
O tyle, że czuję się pewniej, niż kiedyś, ale nie odbiła mi sodówka. Jestem normalny.

Ale w lustrze przeglądasz się częściej, niż niejedna dziewczyna.
(śmiech) Ale nie przez samouwielbienie. Po prostu trzeba kontrolować efekty pracy.

Z ubiorem jest problem?
Przed zawodami zbijam wagę, po zawodach kilogramy wracają. Trzeba zmieniać ubrania, a najtrudniej kupić spodnie, które miałby odpowiednio szerokie nogawki w udach.

Chodziłem na siłownię, ale przesadziłem z ćwiczeniami na brzuch.
Są delikatne, łatwo o kontuzję. Widzę na siłowni różne rzeczy. Za mocny trening, za słaby, brak techniki.

I co wtedy robisz?
Nie wymądrzam się, ale gdy wygląda, że ktoś może sobie zrobić krzywdę, to raczej zwrócę uwagę.

Na koniec wracamy do dziewczyn. Na plaży czujesz na sobie ich wzrok?
Czy ja wiem. Tych mięśni jest coraz więcej, nie wyglądam, jak przeciętny nastolatek. Dziewczyny chyba bardziej się mnie boją, niż podziwiają (śmiech).

Rozmawiał Tomasz Ryzner

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.