Andrzej Kruszewicz: W świecie zwierząt samica precyzyjnie wybiera samca, żeby nie mieć dzieci z byle kim

Czytaj dalej
Fot. Fot Grzegorz Jakubowski/Polskapresse
Anita Czupryn

Andrzej Kruszewicz: W świecie zwierząt samica precyzyjnie wybiera samca, żeby nie mieć dzieci z byle kim

Anita Czupryn

To co zwierzęta wobec siebie czują i co okazują, zawsze jest autentyczne. Ludzie nie okazują swoich uczuć w sposób otwarty. Wykształciliśmy skomplikowany, zawiły proceder ich maskowania. W świecie zwierząt nikt się nie maskuje – mówi Andrzej G. Kruszewicz, ornitolog, dyrektor warszawskiego zoo.

Które gatunki ze świata zwierząt zaczynają najszybciej budzić się wiosną do miłości?

Takie gatunki ptaków jak orzechówki już w lutym potrafią mieć gniazda, tak samo jak krzyżodzioby. U niedźwiedzi aktywności płciowej teraz nie ma, bo samica rodzi małe, wychowuje potomstwo. Ale już na przykład świstaki, jak tylko się obudzą, to natychmiast zaczynają zaloty. Ich okres godowy zaczyna się dość wcześnie, w górach, na południowych stokach. Samice lisów cieczkę mają już za sobą. Okres godowy dzików to praktycznie przełom grudnia i stycznia. Styczeń oznacza ruję u wilków, w lutym – lisy. A koty, rysie – w marcu. Zatem to już się dzieje.

Z wielką przyjemnością przeczytałam najnowszą Pana książkę, napisaną razem z Katarzyną Burdą, pod tytułem „Sekrety życia seksualnego zwierząt”, w której sporo miejsca poświęcacie Państwo na to, że w świecie zwierząt to samce przeważnie są piękniejsi; są bardziej urodziwi niż samice. Dlaczego?

Jeszcze w latach 80. trudno było nawet o tym wspominać, że samce są piękniejsi, dlatego, że to samice dokonują wyboru partnera, jako dawcy genów dla przyszłego pokolenia. Jeszcze nawet ewolucjonistom, którzy zwracali na to uwagę, wydawało się, że jest to po prostu konkurencja o względy samic. No, dobrze, tylko co to w istocie oznacza? Nikt wtedy nie powiedział wprost o tym, że to samice dokonują wyboru. Ale czy samice byłyby na tyle próżne, żeby tylko ulegać pięknu samców? To piękno musi nieść ze sobą jakiś dodatkowy walor, który jest dla ewolucji praktyczny.

Piękno samców jest więc praktyczne?

W tym sensie, ponieważ jest ono związane z witalnością, z siłą. Z jednej strony więc samiec musi nosić ozdoby, które im bardziej są kosztowne, tym bardziej są przez samicę poważane. To po pierwsze. Po drugie muszą one świadczyć o sile, zdrowiu i witalności samca, jako dawcy genów dla przyszłego pokolenia. To jest więc sprawdzian owej witalności. Samce, które mają ozdoby nie najświeższe, czyli na przykład poroże jelenia rosło przez pół roku, ale akurat teraz jeleń może być w dołku, może od tygodnia chorować, a musi utrzymywać harem, musi utrzymywać terytorium, walczyć z innymi samcami, ryczeć, to jest sprawdzian, czy ów samiec jest pełen wigoru. U ptaków są śpiewy, podskoki, tańce – to też jest sprawdzian ich wigoru. Są też takie ozdoby, które ważne są tylko w danej chwili. Na przykład dzwonki u koguta. On musi być piękny, musi piać, musi być pełen siły i wigoru, ale grzebień i dzwonki muszą być jędrne, ukrwione, solidne, bo to dowód na jego siłę. Nawet gospodynie wiejskie wiedzą, że kogut, którego kupują na swoje podwórko, musi mieć stojący, krwistoczerwony grzebień.

W książce znajdziemy liczne przykłady na to, że im samiec piękniejszy, tym jest mniej wierny.

W świecie zwierząt jest tak, że im większa różnica w ubarwieniu pomiędzy samcem a samicą, tym większa skłonność do poligamii. Czyli tam, gdzie jest monogamia, tam ubarwienie samca i samicy jest podobne. Nie oznacza to jednak, że monogamia to monotonia. W świecie zwierząt monotonia to monogamia, ale w drugą stronę – monogamia nie musi być monotonią i każdy z nas o tym wie.

W książce zamieściliście państwo strategie zwierząt, które dają im szanse na ojcostwo i macierzyństwo; strategie, które podobnie jak u ludzi prowadzą do tego, żeby zdobyć i uwieść partnera. Do jednej z tych strategii należą ozdoby, o których Pan powiedział. Ale jest ich więcej. To na przykład feromony. Teraz rozumiem, dlaczego jelenie potrafią się tarzać we własnym moczu.

Świat ssaków jest światem zapachów. W świecie ptaków liczą się kolory. Ssaki pierwotnie funkcjonowały w cieniu dinozaurów, były aktywne nocą, ale były stałocieplne, dlatego przetrwały wymieranie dinozaurów, ale przez nocną aktywność nie wszystkie rozpoznają kolory. Ssaki często są daltonistami, czy to jeleniowate, czy nasze psy. U nich musiały więc wykształcić się inne wabiki, inne sposoby komunikowania się pomiędzy samcem a samicą i to są właśnie feromony, które są bardzo dobrze wyczuwalne przez osobnika tego samego gatunku, ale dla innych gatunków są tajemnicze i niezrozumiałe. Feromony te czasem, w okresie rui, przybierają postać bardzo intensywnego zapachu; tak jest u dzików, u wspomnianych jeleniowatych. Weźmy też lisa – będąc na spacerze wyczujemy jego zapach. Ale to są zwierzęta terytorialne, które muszą bronić terytorium, zawsze zostawiają zapachy intensywne w miejscach charakterystycznych: kuna na kamieniu, wilk na skrzyżowaniu dróg. To mają też być znaki dla innych samców. Te zwierzęta, które żyją w dużych grupach, nie są aż tak intensywnie pachnące, im to jest niepotrzebne; nie są aż tak terytorialne.

Do pobudzania, zdobywania i uwodzenia partnera służą zwierzętom genitalia, ale ogromnym zaskoczeniem było dla mnie to, że genitalia u samców wodniczek stanowią jedną czwartą ich ciała! Przez lata jeździłam wiosną nad Biebrzę, aby obserwować te ptaszki i o tym nie wiedziałam. Podobnie, jak o ich swoistych orgiach, bo one nie są monogamiczne.

Wodniczki to wyjątek w świecie małych ptaków śpiewających, które często są monogamiczne. Tu wygląd samca i samiczki wodniczki jest bardzo podobny, co by sugerowało monogamię, a jednak mamy tu zupełnie absurdalną sytuację, to się nazywa poligynandria, czyli samica wybiera dowolną liczbę partnerów, którzy jej się spodobają, a samce starają się zapłodnić jak najwięcej samic. Tego typu zjawisko jest możliwe tylko w środowisku niezwykle żyznym, gdzie jest mnóstwo pokarmu i samica nie potrzebuje samca do wychowania potomstwa. Bagna biebrzańskie, rozlewiska, turzycowe łąki oferują mnóstwo możliwości ukrycia gniazda, mnóstwo pokarmu, mnóstwo budulca na gniazdo, więc samica sama jest w stanie wysiedzieć jaja, wychować potomstwo i samiec nie jest jej do tego potrzebny. Samica wiec stara się zdobyć jak najlepsze samce z okolicy jako dawców genów dla swojego potomstwa. Z kolei ekstremalna aktywność seksualna samców wodniczki przekłada się na paradoksalną wielkość jąder. Tak, to jedna czwarta masy ciała! U człowieka byłoby to co najmniej 20 kg. Wypada współczuć.

W ciekawy, a nawet humorystyczny sposób przedstawione są w książce parkowe kosy. Okazuje się, że w ich świecie dzieją się dramaty na miarę Szekspira. Zdrady, rozwody, ponowne małżeństwa, nowe związki.

Kosy badał w Szczecinie profesor Dariusz Wysocki i z tych badań wiemy, że młoda samica nie przepchnie się, żeby zdobyć dobre terytorium, wszystkie dobre samce są już zajęte przez inne, więc próbuje wejść do takiego terytorium „na trzecią”, ryzykując, że bez opieki samca nie wychowa potomstwa. Ale mając nadzieję, że jeśli pierwsza samica kosa straci lęg – a straty w lęgach u tak drobnych ptaków są częste – to wtedy ta druga stanie się tą pierwszą. Sytuację tę można skomentować następująco: lepiej być drugą żoną u super samca niż pierwszą żoną u pariasa. Przekładając to na stosunki ludzkie, można powiedzieć, że lepiej być szóstą żoną szejka niż pierwszą żoną żebraka.

Wśród strategii, jaką przyjmują zwierzęta, żeby zdobyć i uwieść partnera, jest i taka, którą możemy określić jako „na chatę”. Czyli samiec może zwabić samicę pięknym gniazdem. Ale jeśli zbuduje ich zbyt wiele, by posiąść wiele partnerek, może się to na nim nieciekawie odbyć. Tak jest chyba wśród remizów, prawda? Remiz tka swoje misterne gniazdo za gniazdem, ale kiedy partnerki dowiedzą się, że je zdradza mogą go zostawić z jajkami i niech je sobie sam wysiaduje!

Nie chodzi nawet o zdradę, bo ona jest niejako oczywista, ale u remizów panuje coś w rodzaju wojny nerwów. Samica nie porzuci gniazda, jeśli złoży w nim co najmniej cztery jaja, bo jest to już duży wydatek energetyczny z jej strony i szkoda by było to zostawić. Samcowi jest łatwiej podjąć taką decyzję, żeby porzucić samicę i zbudować nowe gniazdo. Wtedy ona zostaje sama i sama będzie wysiadywała jaja. Tak naprawdę rzadko dochodzi do pełnego porzucenia lęgu, ale bardzo często samica sama wychowuje te swoje 4 czy 5 piskląt. Samczyk ma dwie albo trzy samiczki, ale jak samica jest sprytna, to jego może zostawić z trzema jajami i w tym momencie on zostaje jako ten, który wysiaduje i potem wychowuje.

Zatem remiz staje na wysokości zadania; potrafi to zrobić.

Potrafi, ale to jest zupełnie wyjątkowa strategia; rzadki przypadek. Myślę, że u remizów dopiero od niedawna ona się rozwinęła. Znam publikacje o remizach jeszcze z lat 70., kiedy pisało się o nich jako o parach monogamicznych. Ale te ptaki były rzadkie, żyły w rozproszeniu. W momencie, kiedy zwiększyły swoją liczebność i mają więcej interakcji między osobnikami, wykształciły taką strategię, żeby ci, którzy mają odnieść sukces, odnieśli ten sukces zwielokrotniony.

W świecie zwierząt samce wabią samice nie tylko „na chatę”, na terytorium, ale też na takie oznaki luksusu, jakimi w świecie ludzi są na przykład luksusowe auta typu czerwone porsche.

No tak! Proszę sobie wyobrazić taniec pawia. Ten piękny, ozdobny tren nie służy do zdobywania pokarmu. Nie ułatwia ucieczki przed drapieżnikiem. Nie chroni przed deszczem i wiatrem. Nie pomaga też przy wychowywaniu potomstwa. On jest wyłącznie ozdobą samczą, która pokazuje: „wszędzie czyhają drapieżniki, choroby, głód, ale ja sobie radzę. Mnie na taką ozdobę stać”. Taką samą funkcję w świecie ludzi spełnia luksusowy samochód. Nie służy do tego, żeby jeździć nim po zakupy.

No, chyba, że do Galerii Lafayette, bo na pewno nie do Biedronki.

Taki samochód nie służy też temu, żeby odwozić dziecko do szkoły. Ale jak się takim samochodem podjedzie na wsi pod dyskotekę – to sukces murowany.

Tych ozdób, które w codziennym życiu zwierząt nie pomagają, jest więcej. Na przykład u jelenia - rogi.

Poroże! Rogi są u krowy, owcy i kozy. No, oczywiście, jeleń musi nosić poroże na głowie, duży samiec nosi nawet 10 kilo. Ale to jest symbol jego potęgi, siły, jego władzy, bo ma terytorium, ma łanie wokół siebie i byle byczek, tak zwany chłystek do niego nie podejdzie, żeby się z nim mierzyć. Podobnie jest z rykiem – wraz z wiekiem on jest coraz niższy, potężniejszy i już po samym głosie inne byki poznają, że z takim wielkim bykiem nie ma co wchodzić w interakcje. To są sygnały dla samic, że w okolicy jest super samiec, ale także dla innych samców, żeby się nie zbliżały.

Samce chwalą się ozdobami, mają piękne upierzenie, wspaniale tokują, za to samice mają wymagania. W jaki sposób samice wyczuwają, że dany samiec będzie świetnym ojcem dla ich dzieci?

Mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju konfliktem płci, dlatego, że samica – na przykład wśród większości ptaków śpiewających – może znieść w gnieździe pięć jaj. Więcej nie ma co znosić, bo nie wykarmi piskląt. Jest więc ograniczona; w danym lęgu może wydać tylko pięć komórek rozrodczych. A samiec w tym samym czasie może wyprodukować ich miliardy. Rola samca polega więc na tym, żeby zapłodnić jak najwięcej samic, czyli z jego strony jest nastawienie na ilość potomstwa. Natomiast samica nie może inwestować w ilość; może inwestować tylko w jakość potomstwa. Dlatego bardzo precyzyjnie wybiera samca, który będzie dawcą genów, żeby nie mieć dzieci z byle kim. Ona czasem łączy się w parę, bo samiec potrzebny jest do pomocy przy karmieniu dzieci; łączy się w tę parę nawet z takim samcem, który nie jest super samcem. Ale często DNA, czyli materiał genetyczny zdobywa od super samca w okolicy. To są tak zwane kontakty pozamałżeńskie, które, jak się okazuje, u drobnych ptaków są bardzo częste. Mimo tego, że ptaki żyją w parach i wspólnie wychowują potomstwo.

W świecie ludzi mówi się, że nie ten ojciec, który spłodził, ale ten, który wychował. Ale jeśli jesteśmy już przy sprycie samic, to nie można nie wspomnieć o modliszkach, które znane są ze złego PR. Z Pana książki dowiedziałam się, że nie każdy samiec traci życie w trakcie kopulacji, ale jeśli już traci, to ma to wyższy sens. Z życiem ujdzie zaś ten, który wie, jaką samicę wybrać.

Chodzi o to, żeby nie wybierać chudej i głodnej (śmiech). Łaskawa jest samica dobrze odżywiona, w dobrym nastroju. Samiec musi się do niej zbliżyć w odpowiednim momencie, bo kiedy ona będzie już zapłodniona, a on będzie się narzucał, to będzie potraktowany jako pokarm. Ale u modliszek jest jeszcze inny ciekawy aspekt, który nawiązuje do ludzkich strategii – tak naprawdę w działaniach seksualnych lepiej się samiec sprawdza, jeżeli utraci głowę. Faktycznie, i to w sensie dosłownym – jeśli straci głowę podczas kopulacji, to wtedy siła aktu seksualnego jest większa.
Krótko mówiąc, jak samiec wyłączy myślenie, to będzie sprawniejszy. Ludziom też można by to zalecić – jeśli wyłączy się myślenie, to wszystko zacznie lepiej funkcjonować.

U zwierząt – jeśli chodzi o miłosne igraszki – istotne jest nie tylko wyczuwanie feromonów. Dla mnie ważną ciekawostką w książce jest fakt, że ptaki widzą siebie inaczej, niż patrzymy na nie my – ludzie. One potrafią widzieć w ultrafiolecie.

U ptaków feromony mają duże mniejsze znaczenie niż u ssaków, ale wiemy, że u kaczek w okresie płodnym samica tak pachnie, że one szaleją. My tego zapachu nie wyczuwamy. Natomiast ptaki widzą w ultrafiolecie i są one dla siebie bardziej atrakcyjne w świetle ultrafioletowym. Dlatego hodując ptaki w ZOO musimy dbać o to, żeby one miały kontakt ze światłem słonecznym i z ultrafioletem – mamy specjalne szyby, które przepuszczają ultrafiolet, bo wtedy ptaki są dla siebie atrakcyjne i chcą się rozmnażać. Dla nas gawron to czarny ptak; czasem na śniegu błyśnie jakimś kolorem. Tymczasem gawron w oczach drugiego gawrona błyszczy metalicznie wszystkim barwami tęczy. My tego nie widzimy i nie możemy tego ocenić. Ptaki, patrząc na siebie, widzą swoją kondycję, płeć, wiek. Wszystko o sobie wiedzą. Ciekawa sprawa jest z kwiatami, które chcą zwabić do siebie kolibry, ćmy czy motyle, po to, żeby wypiły nektar, a przy okazji, aby taki kwiat zapylić – przekazać pyłek z pręcików na znamię słupka. Taki jest cel, stąd te kielichy kwiatów są rozbudowane, przystosowane do konkretnego gatunku, by ten konkretny gatunek latał od konkretnego kwiatka do konkretnego kwiatka, by w obrębie tego samego gatunku przekazywać pyłek. Wtedy to ma sens. Okazuje się, że kwiatki, które są gotowe do zapylenia i mają wyprodukowany nektar, świecą w ultrafiolecie. I wszystkie owady oraz kolibry to widzą, że dany kwiatek zaprasza, ma nektar i jest gotowy do zapylenia. Koliberek, który musi wypić tyle nektaru, ile sam waży, latałby bez sensu po wszystkich kwiatkach, także pustych. A dzięki temu, że widzi w ultrafiolecie, lata tylko do tych kwiatków, które go zapraszają, bo mają wyprodukowany nektar. Kwiatek już zapylony nie chce, żeby mu ktoś w środku grzebał, bo on chce wykształcić nasionka. Niech sobie pani wyobrazi, jak takie światełko ułatwiłoby kontakty międzyludzkie.

Zgodnie z fizyką kwantową, człowiek też świeci – świecą w nim fotony, czyli najmniejsze cząstki elementarne pola elektromagnetycznego, które wytwarzamy. Szkoda, że tego nie widzimy.

Może kiedyś zaczniemy to widzieć. Te światełka w nas są, tylko zobaczenie ich wymaga dojrzałości partnerów, żeby je widzieć. To, że oko samiczki błyszczy tak a nie inaczej – młody samiec nie zobaczy. Ale dorosły samiec już to rozpozna. Zatem te światełka są, ale świecą bardzo subtelnie.

Przyroda jest sensowna i zadbała o wiele spraw. To, że niektóre samice, wysiadując jaja, są tak niepokaźne, to po to, aby się wtapiały w tło i…

… i nie rzucały się w oczy drapieżnikom.

Tak. Ale nie zawsze tak jest.

Czasem samiec i samica są ubarwione podobnie – jak na przykład u szczygłów. Ale to też kwestia środowiska, w jakim żyją. U papug samce i samice są podobnie ubarwione, jaskrawo, ale one też żyją w takim środowisku, gdzie sprawy barwy nie rzucają się w oczy. Ogólnie samica musi się starać zniknąć.

Jeśli mowa o znikaniu, to ciekawie dzieje się w świecie ryb – samiec potrafi wrosnąć w ciało partnerki, aby już mieć ją do końca życia.

Tak się dzieje u żabnicowatych, ale to efekt tego, że one żyją w głęboko w toni wodnej, gdzie światło nie dochodzi i jest ciemno, trudno im się ze sobą spotkać, a jeśli już spotka się samiec z samicą, to wolałby tej szansy nie tracić. W związku z tym, że samiec jest dużo mniejszy od samicy, wykształcił się taki mechanizm, że w trakcie kopulacji samiec wgryza się w ciało samicy i jest przez nią obrastany. W pewnym momencie jego ciało zaczyna odżywiać się z organizmu samicy; stopniowo traci on własne narządy. W ostatecznej formie taki samiec zredukowany jest tylko do jąder. To jest taka strategia, którą każdy samiec chciałby mieć, bo następuje redukcja wszystkiego, całego organizmu, pozostają tylko jądra. Na dodatek takiemu samcowi wydaje się, że jest on jedynym w życiu samicy. Ale ona z drugiej strony może mieć drugiego samca.

Ale czy to znaczy, że jeśli taki samiec zredukowany jest tylko do jąder, to może wciąż kopulować?

Coś za coś. On tak naprawdę jest w permanentnej kopulacji. Tylko nie wiadomo, czy ma tego świadomość.

Jak jest z seksem dla przyjemności u zwierząt? Wiemy, że seks dla przyjemności uprawiają ssaki, ptaki. A ryby?

U ryb jest to trudne do wykazania. Jak jest orgia u karpiowatych, karasi złocistych, czy linów, czy nawet jak u płoci jest zbiorowe tarło, to karasie srebrzyste się do tej orgii przyłączają. Z jednej strony chodzi o przyjemność – w tym wypadku jest to sodomia, bo to obcy gatunek – ale z drugiej strony tam nie dochodzi do zapłodnienia ikry, bo samice w czasie tej orgii składają ikrę; ale plemniki obcego gatunku tylko indukują rozwój; karasie srebrzyste są dzieworodne – czyli od pokoleń są kopiami swojej matki. Myślę, że to jest jedyny przypadek, gdzie ryba rzeczywiście, biorąc udział w tarle, robi coś przy okazji dla przyjemności. To coś podobnego do tego, co widzimy u ptaków, gdzie masturbacje są częste, czy u ssaków, gdzie są nagminne. Wystarczy obserwować swojego psa, kota. To samo dzieje się u większości małp.

Wśród zwierząt zdarzają się też, jak u ludzi, romantyczne, długotrwałe związki.

Takie związki w świecie ssaków są bardzo rzadkie. Tego typu monogamia musi być związana z inteligencją. Chodzi tu o wypracowanie zachowań, które nawzajem podtrzymują atrakcyjność tego związku. Z całą pewnością taką dozgonną monogamię zobaczymy u papug, gdzie po stracie partnera ptaki praktycznie już się nie łączą w pary. Zobaczymy ją u żurawi, u łabędzi, u gęsi. Ale już nie u kaczek. Gęsi, łabędzie, papugi, żurawie i ptaki krukowate to elita intelektualna zwierzęcego świata; tam zobaczymy dozgonną monogamię, wierność, sygnały unikalne dla danej pary.

Podsumowując – jaka jest zwierzęca miłość?

Intensywna i prawdziwa. W świecie zwierząt nie ma kłamstw.

Czego warto byłoby się nauczyć od zwierząt, jeśli chodzi o nasze relacje, emocje, uczucia?

Szczerości. To co zwierzęta wobec siebie czują i co okazują, zawsze jest autentyczne. To nie jest zakamuflowane, nie jest ukryte. Ludzie rzadko dają sobie znać: „Podobasz mi się”. To byłoby źle odebrane; wręcz nietaktowne. Nie okazujemy w sposób otwarty swoich uczuć. Wykształciliśmy cały skomplikowany, zawiły proceder maskowania ich. W świecie zwierząt tego nie ma. Nikt się nie maskuje. Sygnały są jednoznaczne.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.