Będzie albo drogo, albo... byle jak

Czytaj dalej
Fot. Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski

Będzie albo drogo, albo... byle jak

Jarosław Miłkowski

Dramatycznie spadła liczba rzemieślników. Jest ich kilka razy mniej niż przed laty. Mówi nam o tym Karol Mazur, dyrektor Izby Rzemiosła i Przedsiębiorców w Gorzowie.

Otrzymujemy w redakcji zgłoszenia, że Czytelnicy coraz częściej mają problemy ze znalezieniem fachowców. A to ciężko jest znaleźć glazurnika, a to osobę, która robi kominki. Rzeczywiście jest taki problem z fachowcami?
To prawda. I jest kilka powodów, które na to się złożyły. Z jednej strony kilkanaście lat temu podupadło szkolnictwo zawodowe, a z drugiej pracownicy powyjeżdżali na Zachód. Dziś mamy więc sytuację, że brakuje wykwalifikowanych pracowników. Takich, którzy rzecz czy usługę wykonają fachowo i nie ucierpi na tym jakość. Bo takich „fachowców”, którzy zrobią coś byle jak, to pan znajdzie.

A jakich konkretnie fachowców brakuje?
Najbardziej to ślusarzy. W związku z tym oni mogą liczyć na wysokie zarobki. Brakuje też fachowców w zawodach budowlanych: murarzy, tynkarzy, brukarzy. Na rynku nie ma też za wielu chętnych do bycia fryzjerem…

Przepraszam, ale zakłady fryzjerskie są niemal na każdym rogu.
Oczywiście, nie ma problemu, by się ostrzyc. Jest już jednak problem z tym, aby zakład fryzjerski się rozwijał i mógł zwiększyć zatrudnienie.

Jak wielkie są braki na rynku rzemieślniczym?
To doskonale widać po liczbach dla północy Lubuskiego. Jeszcze kilkanaście lat temu w naszych księgach odnotowywaliśmy około 1 tys. egzaminów czeladniczych i mistrzowskich Dziś jest ich ledwie 300.

Jak rozumiem, musimy się liczyć z tym, że wraz ze spadającą liczbą fachowców cena będzie szła w górę? Będziemy mieli do wyboru: albo zapłacić fortunę, albo mieć coś zrobione byle jak…
Za jakość zawsze trzeba zapłacić więcej.

Są w ogóle chętni do bycia fachowcem: ślusarzem, brukarzem, tynkarzem?
W Polsce mamy do czynienia ze zmianą mentalności. Był okres, gdy nauczyciele w szkołach podstawowych czy gimnazjach dosłownie straszyli dzieci szkołą zawodową. Mówili: „Jak nie będziesz się uczył, to pójdziesz do zawodówki”. Efekt tego mamy dziś taki, że 40 proc. młodzieży uczy się w liceach ogólnokształcących, 40 proc. w technikach, a 20 proc. w zawodówkach. Tymczasem najlepszym modelem jest, gdy 16-latek idzie do pracy u rzemieślnika i jednocześnie chodzi do szkoły zawodowej. W Gorzowie w ten sposób uczy się jedynie 300 nastolatków. To pokazuje, jak duży jest problem z tym, aby fachowców przybywało.

Jest szansa, by to zmienić?
Dopiero gdy ustawodawcy zrozumieją, że najlepiej gdy młody człowiek najszybciej nauczy się zawodu, obserwując pracę rzemieślnika od najmłodszych lat.

Jarosław Miłkowski

Jestem dziennikarzem gorzowskiego działu miejskiego "Gazety Lubuskiej". Zajmuję się tym, co na co dzień dzieje się w Gorzowie - opisuję to, co dzieje się w magistracie, przyglądam się miejskim inwestycjom, jestem też blisko Czytelników. Często piszę teksty o problemach, z którymi mieszkańcy przychodzą do naszej redakcji w Gorzowie (Park 111, ul. Sikorskiego 111, II piętro). Poza tym bliskie mi są tematy związane z Kościołem. Od dzieciństwa jestem też miłośnikiem żużla, więc zajmuję się też tą dyscypliną sportu. Gdy żużlowcy rozgrywają sparingi, turnieje szkoleniowe a także jeżdżą w turniejach za granicą Polski, wybieram się tam z aparatem fotograficznym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.