Bobry zjadają... dowody

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Brożek
Dariusz Brożek

Bobry zjadają... dowody

Dariusz Brożek

W sądzie toczy się sprawa przeciwko wójtowi i staroście o niedoszłą wycinkę drzew w Strychach. Niewiele sobie z niej robią bobry, które wzięły się za usuwanie dowodów urzędniczej „zbrodni”.

O drzewkach w Strychach słyszał już chyba każdy mieszkaniec powiatu międzyrzeckiego i nie tylko. Piszemy o nich od kilku miesięcy (czytaj w ramce). Wyrok w tej sprawie miał już zapaść. Był wyznaczony nawet konkretny termin: 14 kwietnia, ale sędzia Krzysztof Martysz przełożył go na 10 maja. Postanowił bowiem zwrócić się do Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze o udzielenie informacji, czy w woj. lubu-skim wykorzystano w całości środki finansowe z Unii Europejskiej na realizację tego programu. Sędzia chce wiedzieć, czy odmówiono jakiejś gminie dotacji ze względu na wyczerpanie przeznaczonej na to puli pieniędzy. Mogłoby to oznaczać, że na bezprawnym działaniu urzędników z Przytocznej i Międzyrzecza ktoś stracił.

Kilka dni po tej rozprawie pojechaliśmy do Strych, bo dowiedzieliśmy się, że dowody urzędniczej „zbrodni”... zjadają bobry. Rozmawialiśmy też o tej sprawie z mieszkańcami. Wszyscy stanęli murem za wójtem. - Robi bardzo wiele dla gminy. Chciał przecież dobrze - przekonuje mieszkanka wsi Eleonora Szlachetka.

Razem z sołtysem niewielkiej wsi Krystyną Kaczmarek stoimy nad stawem, a właściwie nad cuchnącym bajorem otoczonym chaszczami i drzewami. Wiele z nich leży w wodzie. Niektóre jeszcze stoją, ale na ich pniach widać ślady ostrych jak brzytwa zębów. - Obali je pierwsza burza. To robota bobrów - mówi K. Kaczmarek. Z dwóch stron bagnisko otacza druciana siatka. W jednym miejscu jest zarwana. - Spadła tutaj jabłonka, która była jedną z pierwszych ofiar bobrów. Zatarasowała drogę.

Bobry zjadają dowody sądowe
Dariusz Brożek Mieszkanka wsi Eleonora Szlachetka przy drzewach ściętych przez bobry. - Wójt miał dobre intencje - mówi.

Odciągnęłam ją razem z mężem - wspomina K. Kaczmarek. Przedzieramy się przez chaszcze na brzeg. - Kiedyś woda w stawie była tak czysta, że ludzie się tutaj kąpali. A zimą jeździli na łyżwach. Teraz strach się zbliżyć do tego mokradła. I na małe dzieci trzeba uważać - dodaje Jan Sinicki. Latem bagnisko jest wylęgarnią komarów. - Drzew ubywa z miesiąca na miesiąc, bo bobry są bardzo pracowite i nikogo się nie boją. Za kilka lat nie będzie tutaj ani jednego drzewa. Tak jak po wojnie, kiedy staw był zadbany i otaczała go łąka, na której nasi rodzice urządzali sobie potańcówki - wspomina J. Sinicki.

Urzędnikom grożą surowe kary. Dla wójta prokurator Tomasz Chechła domaga się kary 17 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywny w wysokości 4,5 tys. zł. A do tego zwrotu kosztów postępowania sądowego oraz sześcioletniego zakazu zajmowania stanowisk w instytucjach państwowych i samorządowych. Dla starosty prokurator żąda 14 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata, 3 tys. zł grzywny, zwrot kosztów postępowania sądowego oraz pięcioletni zakaz zajmowania stanowisk. Prokuratura oskarżyła też urzędnika z Przytocznej Krzysztofa C. Wszyscy urzędnicy twierdzą, że są niewinni. Nie wiadomo, czy do wyroku na urzędników i jego uprawomocnienia (bo odwołań można się spodziewać) drzewa będą jeszcze stały. Bobry podgryzają je i to bez żadnych zezwoleń. Najwidoczniej nie boją się ani śledczych, ani sędziów.

O co chodzi w procesie

- Drzew, o które toczy się proces, ubywa z miesiąca na miesiąc, bo bobry są bardzo pracowite i nikogo się nie boją
- mówi Jan Sinicki.

O drzewkach w Strychach piszemy od kilku miesięcy. Przypomnijmy: wójt Przytocznej Bartłomiej Kucharyk chciał je wyciąć, bo zamierzał oczyścić staw i zrobić tam plac zabaw.
Starosta międzyrzecki Grzegorz Gabryelski wydał mu na to pozwolenie. I obaj trafili na ławę oskarżonych. Dlaczego? Drzew było o ponad 50 więcej, niż początkowo policzono. Zamiast jednak wydać kolejne pozwolenie na wycinkę urzędniczka starostwa - w ocenie prokuratury za wiedzą swojego szefa - sfabrykowała nowy dokument z wcześniejszą datą. W starostwie doszło więc do kombinacji, które oskarżyciel zakwalifikował jako przekroczenie uprawnień przez urzędników. Ponieważ wójt wystąpił wcześniej o ponad 100 tys. unijnej dotacji na plac zabaw, prokurator oskarżył ich jeszcze o próbę wyłudzenia pieniędzy na rzecz gminy.

Wyrok w tej sprawie miał zapaść już 14 kwietnia.Stawili się i starosta, i wójt. Przed wejściem na salę rozpraw nie kryli zdenerwowania procesem. Sędzia Krzysztof Martysz na chwilę wznowił proces i przełożył termin ogłoszenia wyroku na 10 maja.

Dariusz Brożek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.