Bohaterski kierowca z Ukrainy uratował cztery osoby, po czym... ruszył wielotonową ciężarówką w trasę do Norwegii [WIDEO]

Czytaj dalej
Fot. Zbigniew Borek
Zbigniew Borek

Bohaterski kierowca z Ukrainy uratował cztery osoby, po czym... ruszył wielotonową ciężarówką w trasę do Norwegii [WIDEO]

Zbigniew Borek

Andriej Sirowatskyi, mieszkający obecnie w Strzelcach kierowca z Ukrainy, który w karambolu pod Szczecinem ratował ludzi z płonącego samochodu, pojechał potem w trasę do... Norwegii. Wczoraj w Gorzowie opowiadał o swoich przeżyciach. A właściwie mówiły o nich jego żona i córka, bo on nie był w stanie. - Nie sądzi pan, że bohater zasługuje na pomoc psychologa? - zapytał reporter GL wicewojewodę Wojciecha Perczaka.

- Nie jestem żadnym bohaterem. Jeśli już, to dla swojego syna. To, co zrobiłem, to normalne. Każdy by tak zrobił - mówił skromnie. Ten silny facet najwyraźniej miał problem z opowiedzeniem o tym, czego był bohaterskim uczestnikiem. I przeszkodą nie była tylko słaba znajomość polskiego.

Żona i córka podkreślały, że to dzielny człowiek, zawsze chętny do pomocy. - Jest naszym bohaterem od zawsze - mówiły. Przyznały jednak, że Andriej po powrocie z trasy strasznie przeżywa to, co się stało. - Na zewnątrz jakby nosił maskę, ale pod spodem coś się dzieje. Nie śpi w nocy - powiedziała żona.

- Nie sądzi pan, że bohater zasługuje na pomoc psychologa? - zapytał reporter GL wicewojewodę Wojciecha Perczaka. Ten odparł: - Tak... Zajmiemy się tym, nie mieliśmy świadomości – odparł zaskoczony.

Okazuje się, że Andriej Sirowatskyi był cały czas w trasie. Po wypadku był przesłuchany. Jeszcze tego samego dnia wyjechał w trasę wielotonową ciężarówką do Norwegii. Po powrocie dziś (poniedziałek 17 czerwca) na spotkania zaprosili go z rodziną: marszałek zachodniopomorski i wojewoda lubuski. Nikt nie pomyślał, że człowiek po takich przejściach wymaga wsparcia psychologicznego. – On stara się zachowywać zwyczajnie, przekonać nas, że wszystko jest w porządku, ale widzę, że nie jest – mówiła jego żona reporterowi GL.

Do tragedii doszło 9 czerwca na trasie S3 w okolicy zjazdu na Wielgowo. Ciężarówka, którą kierował 35-letni mieszkaniec woj. lubuskiego, wjechała w rząd aut. Samochody stanęły w płomieniach... Sześć osób zginęło, cztery trafiły do szpitala. Ofiar byłoby więcej, gdyby nie kierowca z Ukrainy Andriej Sirowatskyi, który wyciągnął z płonących aut cztery osoby. – Ja to zrobiłem, bo tak trzeba. Każdy by tak zrobił – powtarzał na dzisiejszej konferencji prasowej.

Andriej Sirowatski to obecnie mieszkaniec Strzelec Krajeńskich. W najbliższą sobotę 22 czerwca skończy 48 lat. Ma żonę, 17- letnią córkę i syna, który teraz pójdzie do pierwszej klasy. Przeprowadził się do Strzelec całą rodziną trzy lata temu.

Więcej, w tym opis dramatycznej akcji ratunkowej Andrieja, we wtorek 18 czerwca w drukowanej GL

Zbigniew Borek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.