Natalia Dyjas-Szatkowska

Chcemy pokazać, że można pomagać innym

Natalia Dyjas-Szatkowska

O chęci i zaangażowaniu w pomoc syryjskim rodzinom z Aleppo rozmawiamy z Zofią Szozdą, z grupy Wspólna ZG.

Chcą państwo nieść pomoc. W jaki sposób?
Wspólna ZG chciałaby sprowadzić jedną rodzinę lub kilkoro dzieci z Aleppo, w Syrii. Wspiera nas kilka organizacji, wspólnie zastanawiamy się, co zrobić, jakie najlepsze rozwiązanie znaleźć. Chcielibyśmy pomóc rodzinie lub dzieciom. Może udałoby nam się uratować dziesięcioro, pięcioro dzieci? To nie chodzi o liczbę, ale o pomoc. O to, by przełamywać bariery. Chcemy pokazać, że można pomagać.

To ile osób chcą Państwo sprowadzić do miasta?
Na pewno nie stu, dwustu uchodźców, ale jedną rodzinę lub kilkoro dzieci. Dzieci mogłyby trafić na początku do placówek opiekuńczo-wychowawczych. Następnie ci, którzy sprostaliby wymaganiom może mogliby takie dziecko adoptować. Dzieci mogłyby też trafić do rodzin zastępczych.

Jakby ta pomoc wyglądała w praktyce?
Chcemy posiłkować się taką ścieżką, jaką idzie Sopot, który przyjął rezolucję i chce wystąpić do premier Beaty Szydło z informacją, że mają możliwość zapewnienia odpowiednich warunków (syryjskim – dop. red.) dzieciom. Miasto zwraca się z prośbą, by pani premier ułatwiła ten cały proces, by można było te dzieci sprowadzić. Wspólna ZG będzie także występować do różnych instytucji, żeby ten proces ułatwiły. Ale żeby sprowadzić dzieci lub rodzinę z Aleppo musi być też odpowiedni klimat, bezpieczeństwo. Musimy się postarać, by tym ludziom realnie pomóc, a nie bardziej zaszkodzić.

Ale jeżeli mieszkańcy nie wyrażą zgody na przybycie tych kilku imigrantów do naszego miasta?
Mamy świadomość, że tak może się stać. Dlatego apeluję do imigrantów, którzy mieszkają już w naszym mieście, żeby odezwali się do mnie, chociażby przy pomocy facebooka. Chcielibyśmy, by imigranci, którzy są już w naszym mieście pokazali, że tu żyją, mieszkają, pracują i, że dobrze im się tu żyje. Chcemy spytać tych, którzy już tu są, czy uważają, że sprowadzenie takiej rodziny to dobry pomysł. Ale jeśli zielonogórzanie się na to nie zgodzą, to będę szukała innych miast, które są gotowe na przyjęcie takiej rodziny. Nie chcemy nikomu nic narzucać, pragnęlibyśmy tylko pomóc. Jeśli nie uda się sprowadzić rodziny, to chcielibyśmy pomóc tym imigrantom, którzy są u nas na miejscu. I na pewno prowadzić działania, w których będziemy rozmawiać ze społeczeństwem, edukować, by łamać bariery i stereotypy.

Przypuśćmy, że taką rodzinę udało się do nas sprowadzić, kto miałby udzielić im wsparcia tu na miejscu?
Chcielibyśmy, żeby miasto dało im przez rok wsparcie w postaci mieszkania i początkowo środków socjalnych, by mogli się oni tutaj rozwijać i uczyć języka polskiego. Wiadomo, że my też taką rodzinę wspieralibyśmy pod różnym kątem, mam nadzieję, że jeszcze więcej organizacji się dołączy. Jeśli ktoś pomógłby w nauce języka, w zakupie środków, to już by było dużo. Taka rodzina musiałaby znaleźć tutaj zatrudnienie, zasymilować się.

A co w przypadku, jeśli do miasta miałyby przyjechać dzieci?
Najważniejsza byłaby dla nich pomoc psychologiczna. Te dzieci przeżyły traumę, widziały śmierć swoich bliskich, inne straszne rzeczy, których my nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić... One mogłyby się u nas szybciej zaklimatyzować, nauczyć języka. Ale to wsparcie psychologiczne byłoby najważniejsze.

Jakie jest stanowisko miasta w tej sprawie?
Chcemy wystąpić z tym pomysłem do miasta, kiedy będziemy mieć już oficjalną koncepcję. Obecnie wszystko wspólnie uzgadniamy, jak takie ściągniecie miałoby wyglądać, by nie wyrządzić uchodźcom większej szkody niż ta, która do tej pory ich spotkała. Dodatkowa trauma jest tu niepotrzebna.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.