Co robi chłopak z zapałkami? Buduje z nich takie statki, że aż dech zapiera

Czytaj dalej
Fot. Renata Hryniewicz
Renata Hryniewicz

Co robi chłopak z zapałkami? Buduje z nich takie statki, że aż dech zapiera

Renata Hryniewicz

Fenicja to jacht żaglowy. Ma 170 cm długości i 1,5 m wysokości i poszło na niego 40 tysięcy zapałek. Budowa trwała trzy miesiące. Miał być dla... dziewczyny.

Widzisz Grzegorza Trzmielewskiego i od razu się nazuwa: chłopiec z zapałkami. 19-letni, drobny blondyn o przyjemnym głosie wydaje się nieśmiały, ale po chwili „rozkręca się”.

- Mój tata jest stolarzem. Kiedy byłem mały, przyniósł mi listewki. Mimo że miałem dopiero 6 lat, już wiedziałem, że zrobię z nich statek. I zrobiłem. Po paru próbach powstał malutki model, który nawet pływał. Ależ się wtedy cieszyłem! - wspomina Grzegorz.

Potem były kartony, plastik i inne tworzywa. Statki powstawały, ale chłopakowi to nie wystarczało. - Część z tych rzeczy, to były gotowe elementy, a ja marzyłem, żeby stworzyć coś samemu, od początku, milimetr po milimetrze... - mówi modelarz.

Spróbował z zapałek. Zaczął od małych żaglowców. Powstawały coraz większe i coraz lepsze. Po siedmiu zbudowanych modelach (które znalazły się już nawet na wystawie w słubickiej bibliotece miejskiej), Grzegorz postawił poprzeczkę wyżej i postanowił wybudować największą w Polsce replikę statku. Tak powstał legendarny Dar Młodzieży z 80 tys. zapałek.

- Zacząłem budować inną technologią. Łączyłem zapałki tak, by wyglądało to jeszcze lepiej - wyjaśnia budowniczy.

Grzegorz Trzmielewski budował Fenicję trzy miesiące. Jego prace, w tym replikę Daru Młodzieży z zapałek, można zobaczyć w słubickiej bibliotece.
Renata Hryniewicz Grzegorz Trzmielewski budował Fenicję trzy miesiące. Jego prace, w tym replikę Daru Młodzieży z zapałek, można zobaczyć w słubickiej bibliotece.

Dar Młodzieży konstruował 10 miesięcy. Powstał 2-metrowy model, na który poszło 500 zł z kieszonkowego.

Grzegorz miał wtedy 17 lat i uczył się Zespole Szkół Budowlanych i Samochodowych w Gorzowie. - Nauczyciele wiedzieli, co robię i czasami przymykali oko na inne niedociągnięcia. Czasami też pozwolili wziąć wolne od szkoły. Wtedy - teraz już mogę się przyznać - trochę to wykorzystywałem i czasami dzień przeciągał się do tygodnia. Ale nie miałem problemów z nauką - usprawiedliwia się 19- latek.

Na 76-lecie szkoły wybudował wielką makietę, na której znalazły się wszystkie szkolne budynki, place, zieleń, boisko. Wracał z lekcji i od razu brał się do „roboty”. Nie siedział przy komputerze, nie grał - jak jego koledzy - w piłkę. Cały wolny czas poświęcał budowaniu z zapałek.

Żeby iść „do przodu”, Grzegorz wziął się za statki wojenne. Pierwszy był okręt Bismarck. Dziś model znajduje się w jedynym w Polsce Muzeum Filumenistycznym w Bystrzycy Kłodzkiej (gromadzi to, co związane z ogniem, zapałkami i zapalniczkami).

Jeszcze nigdzie na świecie taki statek nie powstał. Była tylko koncepcja jego zbudowania. Było ciężko, bo miałem do dyspozycji tylko trzy zdjęcia

Po nim powstał pancernik włoski Vittorio Veneto. Ostatni model to pływający jacht żaglowy Fenicja. - To jedyny statek posiadający żagle. Do swoich statków dodawałem też inne elementy. Statki wojenne musiały strzelać, więc działa musiały się obracać na boki - w moich modelach się obracają. Żeby statki strzelały dalej lub bliżej, rufy muszą się podnosić - moje się podnoszą - mówi z dumą Grzegorz.

Fenicja to trzymasztowiec. - Jeszcze nigdzie na świecie taki statek nie powstał. Była tylko koncepcja jego zbudowania. Było ciężko, bo miałem do dyspozycji tylko trzy zdjęcia. Nie wiedziałem, jaka ma być długość i jakie mają być proporcje: długość do wysokości. Nigdzie nie było to opisane, w żadnych notatkach. Musiałem korzystać tylko ze zdjęć i swojej wyobraźni - mówi chłopak.

Fenicja ma jeszcze inne nietypowe dla modeli statków elementy. - Gdy woda będzie wlatywała do wnętrza statku, model zabarwi się na czerwono. Wtedy wiem, że trzeba go będzie załatać. Fenicja ma też podświetlane elementy i jest z tyłu oszklona - opisuje Grzegorz. - Muszę się przyznać, że za ten model sam siebie podziwiam i zastanawiam się, jak mi się udało stworzyć coś takiego. Miał być dla dziewczyny, są nawet pod spodem inicjały... - pokazuje. Z dziewczyną się rozstał, a Fenicja została.

Pokój Grzegorza jest zapełniony statkami. Nie ma ich już gdzie pomieścić. - Rodzice cieszą się, że buduję, są ze mnie dumni, ale jak przychodzą do pokoju, to się denerwują, bo wszędzie stoją statki i leżą zapałki: na podłodze, na stole, na półce, wszędzie... Ale tego nie da się sprzątać na bieżąco - przekonuje modelarz.

„Motorem napędowym” dla Grzegorza jest brat bliźniak. - Zawsze mówi: nie dasz rady, daj sobie spokój. Wtedy myślę: ja nie dam rady?! I zabieram się za kolejną pracę. W ten sposób powstał mój pierwszy zegarek z zapałek, taki na rękę. Jedynym elementem nie z zapałek był mechanizm. Tarczę musiałem wyszlifować na 0,1 milimetra. Było trudno - mówi Grzegorz.

W okolicy jest już znany. Na zaproszenie szkół dzieciom i młodzieży pokazuje, jak tworzyć z zapałek. - Dzieciaki uwielbiają takie zajęcia. Razem budujemy, ja im coś opowiem... To naprawdę mnie cieszy - mówi.

Żadna z prac Grzegorza, choć są niezwykłe, nie jest wpisana do „Księgi rekordów Guinnessa”. - To kosztuje 900 zł, szkoda na to pieniędzy - mówi. Za to zdjęcia wyjątkowych modeli statków i film z pływającą Fenicją możecie zobaczyć na naszej stronie: plus.gazetalubuska.pl.

Renata Hryniewicz

Moje działania reporterskie skupiają się na terenie powiatu słubickiego i sulęcińskiego. Szukam tu ludzi, miejsc, wydarzeń, o których warto pisać i je pokazywać. Szukam tematów, które niosą jakiś przekaz, pokazują ciekawe działania, ale także takich, w których poprzez nagłośnienie mogę pomóc rozwiązać problem. Zawsze staram się dociec prawdy wysłuchując różnych wariantów, jeśli chodzi o spór – wysłuchuję i opisuję obie strony. Staram się, żeby Czytelnik sam ocenił, po której stronie leży prawda. Można zgłosić mi każdy temat, każdy problem, każdą inicjatywę.
Jestem zawsze blisko ludzi i staram się spotykać z nimi osobiście, by ocenić sytuację, a w temacie ująć także emocje. Lubię pisać o ludziach i ich przeżyciach, pokazywać to, co w moim rejonie dzieje się dobrego, ale nie uciekam od spraw kontrowersyjnych, o czym nie raz przekonali się moi Czytelnicy.
Jestem optymistką i nigdy się nie załamuję. Wierzę, że zawsze jest jakieś wyjście. Lubię dobry żart i ludzi wesołych z pozytywną energią. Nie znoszę smutasów.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.