Co za akcja na wieży kościoła Antoniego?
Samochody straży pożarnej przed tzw. czerwonym kościołem! Syreny, rozciągnięta drabina. Przyczyną pożar gorzowskiej katedry
- Ćwiczenia? - pytam zbiegających z wieży kościoła św. Antoniego strażaków. Przez drewniane stopnie sypie się kurz spod ich ciężkich butów. - Nie, pożar! - słyszę w odpowiedzi. - Ale na os. Konstytucji - ktoś dodaje.
Po ponad dwóch godzinach, ok. 15.30 skończyły się ćwiczenia strażackie w kościele pw. św. Antoniego. Z włączonymi syrenami strażacy odjechali.
Były to ćwiczenia, które mają służyć sprawnej akcji, w razie gdyby w kościele doszło do podobnego pożaru, jaki wybuchł na wieży gorzowskiej katedry. Komenda państwowej straży pożarnej zwróciła się do powiatowej komendy w Nowej Soli o wytypowanie obiektów sakralnych, które mogą stworzyć największe zagrożenie pożarowe i dla bezpieczeństwa trzeba przeprowadzić tam ćwiczenia.
- Symulowaliśmy pożar na drugiej kondygnacji kościoła, w okolicach organ. Zadaniem strażaków było dotarcie do poszkodowanych, odnalezienie ich, bezpieczna ewakuacja i udzielenie pierwszej pomocy przedmedycznej - wyjaśnia kapitan Tomasz Duber, dowódca jednostki z Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli.
Proboszcz Kazimierz Golec, zamykając drzwi do dzwonnicy, przyznaje, że wcześniej wiedział o akcji, dlatego ze spokojem wziął w niej udział. - Wielu strażaków nie było w naszym kościele, a już na pewno nie w takich zakamarkach, w których dzisiaj się znaleźli - wyjaśnia. Na to zwraca uwagę także kapitan Duber. - To jest jeden z elementów tych ćwiczeń. Strażacy mają możliwość zapoznania się z obiektami, mogą zajrzeć w każdy zakątek, wejść tam gdzie inni ludzie nie mają dostępu. Podczas różnych zdarzeń, pożarów, w takich miejscach mogą się ukrywać ludzie. W związku z tym strażacy ćwiczą jak dotrzeć do takich osób - wyjaśnia kpt. Tomasz Duber.
Czy kościół św. Antoniego jest bezpieczny? - dopytuję proboszcza parafii św. Antoniego. - Pan Bóg czuwa nad tym, ale ludzie też myślą jak go odpowiednio zabezpieczyć - odpowiada brat Kazimierz Golec i jednocześnie wyraża wdzięczność dziewiętnastowiecznym projektantom, którzy tak zaprojektowali świątynię, żeby mogło wejść do niej jak najwięcej ludzi, ale jednocześnie mogli oni w razie zagrożenia szybko się z niej wydostać. - Wtedy nie było takiej straży pożarnej jak dzisiaj, a do kościoła przychodziło o wiele więcej ludzi. Ale wyjścia ewakuacyjne były tak przemyślane, żeby szybko i sprawnie przeprowadzić ewakuację - przyznaje proboszcz.
Po ćwiczeniach wszyscy strażacy razem z proboszczem i pracownicą kancelarii przeszli przez cały kościół aż na wieżę. - Mogliśmy na spokojnie omówić każde miejsce. Strażacy dzielili się informacjami o tym, w których miejscach ewakuacja jest ułatwiona, a w których trudniejsza - opowiada proboszcz.
Drugim wytypowanym w powiecie kościołem do podobnej akcji jest świątynia w Lubięcinie.