Dariusz Chajewski

Czy aplikant adwokacki ma nazistowskie ciągoty?

Z reguły skrajna prawica nie obnosi się ze swoimi twarzami... Fot. Fot. Polskapress Grupa Z reguły skrajna prawica nie obnosi się ze swoimi twarzami...
Dariusz Chajewski

W mediach pojawiła się informacja, że młody zielonogórski prawnik bierze udział w nacjonalistycznych, faszyzujących akcjach. On sam twierdzi, że w tych kręgach obracał się dawno, dawno temu...

Naprzeciw siada młody człowiek o aparycji początkującego urzędnika. Biała koszula, fryzura, której głównym zadaniem jest nierzucanie się w oczy. Stąd dziwnie brzmi oświadczenie: Tak, to ja jestem na tych fotografiach. Zdjęcia nie pasują do tego wizerunku. Jedne w klimacie Ku Klux Klanu z płonącymi symbolami, inne z hitlerowskim pozdrowieniem. Nie pozostawiają wątpliwości, że związane są z ideologią nazistowską.

- Nic podobnego - zaprzecza Kamil Masionek. - Prawda, na tym zdjęciu jest tzw. hajlowanie, ale nie pamiętam okoliczności, w jakich zostało zrobione. Wie pan, alkohol. Natomiast pozostałe fotografie z nazizmem nie mają nic wspólnego, ale z... politeizmem.

Chór świętego Urbana

Masionek ma kłopoty. Właśnie rozpoczął aplikację adwokacją, a tutaj taka wpadka. Nie dość, że wypłynęły te fotografie, to jeszcze był podobno widziany, mniej więcej przedmiesiącem, podczas rozdawania rasistowskich ulotek przed Uniwersytetem Zielonogórskim. Na ulotkach efektowna blondyna i napis: „Kochaj swoją rasę”. To była akcja tzw. Opcji Socjalnarodowej.

- To bzdura, mnie tam nie było - tłumaczy pan Kamil. - Ktoś, kto chce mi zaszkodzić, wybrał zły dzień. Mam to rozpisane niemal co do minuty: byłem na zajęciach związanych z aplikacją, później na próbie chóru świętego Urbana... I są świadkowie, którzy to potwierdzą.

Skąd zatem te zdjęcia? Tutaj następuje opowieść o nastolatku z katolickiej rodziny, którego dopada zwątpienie. Niespecjalnie dogaduje się z rówieśnikami, jest raczej typem samotnika. Dużo czyta, szuka odpowiedzi, buntuje się przeciwko konsumpcyjnemu światu. Wydaje mu się, że sens znajduje w politeizmie, w wierze w wielu bogów, a za przewodników wybiera sobie tych prasłowiańskich. Poczuł ulgę, gdy okazało się, że są ludzie tacy jak on, którzy spotykają się podczas kultowych obrzędów. Był w grupie.

- Ten znak na zdjęciu to nie jest swastyka, a świaszczyca, jeden z najstarszych symboli znanych ludzkości, naszym przodkom - tłumaczy. - Różni się zresztą od tej wykorzystywanej przez nazistów. Na kolejnym zdjęciu jest runa Odala, jeszcze na innym Zadruga... Jednak ich znaczenia nie trzeba wcale kojarzyć z neonazizmem. To raczej efekt fascynacji historią Słowian, Celtów. Na tych spotkaniach pojawiało się wielu nieznanych mi ludzi, którzy rzeczywiście dryfowali w stronę faszyzmu. Byli starsi i zapewne w niektórych sytuacjach starałem się zachowywać tak jak oni, był alkohol. I ten tatuaż na przegubie to także efekt pewnego spotkania, gdy alkoholu było dużo za dużo. Jednak, gdy to wszystko zaczęło iść w stronę nazizmu, dałem sobie spokój.

Jak zapewnia przyszły adwokat, ta fascynacja, to towarzystwo, spotkania trwały mniej więcej rok. Wszystko skończyło się dawno temu. I gdy słyszy o nacjonalistycznych grillach w swoim ogrodzie, o roli duchowego przywódcy lokalnego ruchu nazistowskiego, radykalnych wpisach na portalach społecznościowych czy udziale w neofaszystowskich akcjach propagandowych, nie wie, czy ma płakać, czy śmiać się.

- I śmiałbym się, gdyby nie to, że te reminiscencje z przeszłości mogą zaważyć na mojej przyszłości - mówi Masionek. - Nie wiem, komu może zależeć na wyciągnięciu tej starej sprawy. Czy byłym kompanom z mityngów, czy zawodowym antyfaszystom, którzy chcą uzasadnić swoje istnienie. Tak czy inaczej, ta fala przypominania przeszłości ruszyła wraz z informacją, że rozpocząłem aplikację. Może za bardzo się tym chwaliłem... Dla mnie to etap zamknięty, wróciłem do katolicyzmu, śpiewam w chórze świętego Urbana, a moje poglądy określiłbym jako konserwatywno-liberalne...

- Jest pan pewien, że 14 lutego nie rozdawał tych ulotek?
- Na sto procent.
- A co, jeśli pana obecność potwierdzi, na przykład, monitoring?
- Nie potwierdzi, gdyż mnie tam nie było.
- Jako prawnik nie uważa pan, że powinien sięgnąć po instrumenty prawne?
- Biorę to pod uwagę...

Łatwo jest wejść

Kilka dni temu odbyło się posiedzenie Okręgowej Rady Adwokackiej, na którym zdecydowano przekazać sprawę aplikanta rzecznikowi dyscyplinarnemu, który będzie się starał ustalić, czy opisywane działania Kamila Masionka miały miejsce już po wpisaniu na listę aplikantów. W szczególności badana będzie sprawa rozprowadzania ulotek.

- Pan Masionek twierdzi, że nie podejmował radykalnych działań od lat - mówi dziekan ORA Krzysztof Szymański. - Stąd rzecznik osobno będzie oceniał, czy udział w przeszłości w takich wiecach powinien rzutować na jego karierę. Z naszego punktu widzenia jest istotne, czy teraz działa i wyznaje poglądy rasistowskie. Jeśli tak, to poważnie mogłoby to zaważyć na jego losach jako aplikanta adwokackiego.

- Przecież choćby z mediów znamy adwokatów, którzy mają bardzo radykalne i kontrowersyjne poglądy i nikt im nie zabrania głoszenia swoich poglądów - stwierdzamy.

- Bo i nie ma określonej granicy tolerowanych poglądów, ale już inaczej ma się to z ich głoszeniem, propagowaniem.

W zasadach zawodu wpisana jest zasada „nieskazitelności”. Czy taka przeszłość, a być może teraźniejszość, stoi w sprzeczności z tą zasadą? Masionek mówi, że cała ta historia uderza również, całkowicie niezasłużenie, w jego patronkę - zielonogórską adwokat.

Magia liczb

Anna (prosi, aby tak ją przedstawić) w tzw. zielonogórskiej antifie działała przez lata. Teraz to zostawiła. Mąż, dzieci...

- Kojarzę tego Kamila, ale czy był on istotnym ogniwem tego faszyzującego środowiska? - zastanawia się przez chwilę. - Nie przesadzałabym. I trudno mi powiedzieć, czy nadal się w tym kręci. U nas te poglądy to raczej domena ekstremalnej grupki kiboli. Nawet ci radykalni zbliżyli się teraz do ONR, można oficjalnie pochodzić i pokrzyczeć. Jednak w Zielonej Górze neonaziści są słabsi niż w Żarach czy Słubicach. Nawiasem mówiąc, takiej klasycznej antify także nie ma, ale jest kilka osób bardzo na neofaszystów wyczulonych i na szczęście tak jest. Ale w tę opowieść nawróconej owieczki specjalnie bym nie wierzyła. Ta historia przypomina mi kilka innych, gdy prawicowi politycy musieli się tłumaczyć z takich związków. I jeszcze jedno. W to środowisko łatwo jest wejść, trudno wyjść i myślę, że historia tego Kamila jest na to dowodem.

Małgorzata Stanisławska z Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze szkoli kolegów „w temacie” przestępstw popełnianych za sprawą nienawiści i uprzedzeń.

- Mówimy tutaj nie tylko o grupach neonazistowskich czy faszyzujących, gdyż te stosunkowo łatwo rozpoznać - tłumaczy. - Jednak rozpoznać nie znaczy wcale, że łatwo jest takie grupki, bo o nich w naszych warunkach mówimy, zwalczać. Nie mamy informacji, by działały u nas takie pierwszoplanowe organizacje, jak chociażby Blood&Honour. Ostatnio mieliśmy jedynie kilka doniesień o przestępstwach z nienawiści, ale chodziło głównie o hejt internetowy.

Jak mówią ludzie zaangażowani w walkę z neonazizmem jednym z problemów jest brak listy zakazanych symboli. Oczywiście z wyjątkiem swastyki. Na ulicach można spotkać młodych ludzi w bluzach lub koszulkach z liczbą 18 (pierwsza i ósma litera alfabetu, czyli AH - Adolf Hitler) lub 88 (HH, czyli Heil Hitler). Zresztą tutaj pomysłowość nie zna granic. Oto wystarczy ubrać koszulkę pewnej znanej firmy, na nią narzucić rozpiętą kurtkę lub koszulę i ze środkowej części napisu zostaje „NSDA” (brakuje tylko literki „P” do pełnej nazwy niemieckiej partii narodowosocjalistycznej). Grupki pojawiają się i znikają.

- Do tego dochodzą rozmaite wariacje na temat swastyki, krzyża celtyckiego... - dodaje Stanisławska. - Oczywiście staramy się monitorować radykalne środowiska, obserwujemy strony internetowe, trzymamy rękę na pulsie.

Młody działacz młodej lewicy prosi, aby nie zdradzać jego tożsamości. I tak jest na czarnej liście skrajnych prawicowców. Zabić, nie zabiją, ale stomatologię może trafić szlag. Pytamy, czy zna pana Kamila, który podobno jest „mózgiem” neonazistów. Nie wie, o kim mowa, a jak twierdzi, zna raczej wszystkich bardziej zaangażowanych.

- Spokojnie, naprawdę sami promujemy to środowisko, poświęcając mu tyle uwagi - mówi. - Oni są nie tyle liczni, co głośni. Sami ich lansujemy. Zagrożenie trzeba widzieć, ale nie wytaczajmy dział. Nawiasem mówiąc, z tą całą antifą również przesadzamy. Rzeczywiście, trochę ludzi bawi się w neopoga-nizm. I rzeczywiście przenika się to z postawą osób faszyzujących - w końcu Hitler także odwoływał się do tradycji starogermańskich. Jednak ci faszyzujący stawiają na tradycje chrześcijańskie. To wszystko jest zresztą bardzo płynne, jak to u młodych ludzi. Teraz to wszystko spaja kibolstwo Falubazu i uściślijmy, że nie myślę o kibicach.

Wracamy do pana Kamila i o niego pytamy naszego informatora.

- Jego opowieść trzyma się kupy - mówi. - W to środowisko łatwiej jest wejść niż wyjść. Sam jestem ciekaw, czy rzeczywiście rozdawał te ulotki. Jeśli tego nie robił, nie sądzę, aby donieśli na niego ludzie lewicy. Po co zajmować się kimś, kto przewinął się lata temu? Jednak nie wierzę w alkohol przy hajlowaniu i tatuowaniu. Prawdziwi „neo” z unikania alkoholu i innych używek uczynili swoją filozofię...
***
Pan Kamil wstydliwie przesuwa zegarek by ukryć tatuaż. Jak tłumaczy, wiele razy próbował już go usunąć, wydał na to pieniądze zarobione w Norwegii.

- Cóż, liczyłem się z tym, że ta sprawa wypłynie, bałem się - mówi. - Jednak nie myślałem, że nabierze to tego wymiaru. Ktoś moją przyszłość, moje życie, potraktował instrumentalnie...

Ciekawe, co wykaże „śledztwo” Okręgowej Rady Adwokackiej...

Dariusz Chajewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.