Dozamecie, wypłać pensje!

Czytaj dalej
Fot. Filip Pobihuszka
Filip Pobihuszka

Dozamecie, wypłać pensje!

Filip Pobihuszka

Produkcja stoi, ludzie w domach... Ani wypłat, ani nadziei na cokolwiek - tak sytuację w nowosolskim Dozamecie opisują zdesperowani pracownicy.

Dozamet. Kiedyś żywa legenda, największy w Europie producent maszyn i urządzeń odlewniczych. Zakład, w którym pracowało pięć tysięcy osób, którego nazwę mieli na koszulkach piłkarze z Nowej Soli, kiedy awansowali do ówczesnej drugiej ligi... Dziś coraz częściej mówi się jednak o Dozamecie jako synonimie gospodarczego upadku. I to nie pierwszego w długiej historii firmy...

Smutną tradycją stają się między innymi odcięcia prądu w lutym. Tak było w roku 2014 i 2015, tak jest i teraz... Zakład stoi, a załoga zamiast pracować zastanawia się, kiedy zobaczy zaległe pensje.

Ile można wytrzymać?

„Na zakładzie nie ma prądu już dwa tygodnie, bo pan prezes nie zapłacił rachunków, firma stanęła, a ludzie tam pracujący z dnia na dzień poszli na postojowe. A tak naprawdę to nikt nie wie, na czym stoi” - napisał w mailu do naszej redakcji jeden z rozgoryczonych pracowników Dozametu. Dodał, że właściciel zakładu zalega ludziom trzy-cztery wypłaty, a ochroniarzom aż pięć. „Od października nawet! Produkcja stoi, ludzie w domach... Ani wypłat, ani nadziei na cokolwiek. Teraz ponad 100 osób zasili pośredniak, już ponad 30 odeszło od początku lutego. Jak nie płaci, to ile można wytrzymać?” - opisał w mailu.

Część załogi, która wciąż czeka na poprawę sytuacji, czuje się zawieszona w próżni. Z jednej strony firma zalega im z płatnościami. Z drugiej, przyciskana co jakiś czas przez inspekcję pracy, wynajduje pewne kwoty na wypłaty...
Rodzą się pytania: Na jaką pomoc mogą liczyć pracownicy zakładu? Czy taka sytuacja musi się powtarzać?

Na dwa sposoby

- W Dozamecie nasi inspektorzy są systematycznie. Akurat takich rzeczy nie odpuszczamy - zapewnia nas Franciszek Grześkowiak, okręgowy inspektor pracy w Zielonej Górze. - Ostatnio firma była sprawdzana dwa-trzy tygodnie temu.
To sprawdzanie prowadzone jest oczywiście pod kątem zaległych wynagrodzeń, a tych jest mnóstwo. Wydane w ubiegłym roku decyzje nakazujące wypłatę należnych pensji opiewały na 3,2 miliona złotych!
- Z tego wypłacono w sumie 2,1 miliona złotych. To daje jeszcze ponad milion zaległości - wylicza inspektor Grześko¬wiak.
Jak zatem inspekcja może dyscyplinować nieposłusznych pracodawców?

Na dwa sposoby. Notoryczne uchylanie się od wypłacania wynagrodzeń czy ignorowanie decyzji inspektorów pracy może skończyć się skierowaniem sprawy do prokuratury. Później sąd może nałożyć grzywnę do 30 tysięcy złotych.
- Z kolei kary od inspektora mogą wynieść do pięciu tysięcy złotych, w przypadku recydywy. Normalnie jest to do dwóch tysięcy złotych - precyzuje Franciszek Grześkowiak.

„Na zakładzie nie ma prądu już dwa tygodnie, bo pan prezes nie zapłacił rachunków”

Jak się dowiedzieliśmy, inspekcja pracy nie oddała jeszcze sprawy Dozametu prokuraturze, głównie ze względu na podejmowane próby regulowania należności. Z drugiej strony, inspektorzy już nakładali kary na zakład.
Jak mówią eksperci, można tu jednak łatwo wpaść w błędne koło, bo nakładanie kar w nieskończoność z pewnością nie przyczyni się do tego, że firmowe pieniądze szybciej znajdą się w kieszeniach pracowników...

Tylko tyle i aż tyle

Podobne wątpliwości ma zresztą wicewojewoda Robert Paluch, którego poinformowaliśmy o sprawie i który obiecał nam zdiagnozować sytuację.
- Mogę oczywiście przyjrzeć się temu, jakie działania są w inspekcji pracy podejmowane. Mogę sprawdzić, czy inspektorzy wykorzystali wszystkie mechanizmy, jakie tylko mogli wykorzystać, by pomóc tym pracownikom. I zrobię to - deklaruje wicewojewoda Paluch. - Mogę zrobić tylko tyle i aż tyle. Bo nie mogę wyjść poza swoje kompetencje, choć oczywiście wiem, że sprawa jest poważna.

O to, jakie ruchy może wykonać pracownik postawiony w takiej sytuacji, zapytaliśmy Jolantę Jankowską z Okręgowej Inspekcji Pracy w Zielonej Górze.
- W przypadku zaległości sięgających kilku miesięcy zawsze można rozwiązać umowę o pracę, bez wypowiedzenia i z winy pracodawcy - tłumaczy Jolanta Jankowska. I podkreśla, że osobie, która w ten sposób trafi na bezrobocie, przysługuje zasiłek.

- Oczywiście można też zdecydować się na oddanie sprawy do sądu pracy. Może to być pozew indywidualny lub zbiorowy o wypłatę zaległych wynagrodzeń. W tym przypadku nie ma znaczenia, czy dany pracownik wciąż jest zatrudniony w firmie, czy też nie - wyjaśnia J. Jankowska. Przyznaje jednak, że w przypadku firm o tak niejasnej sytuacji jak Dozamet, trudno jednoznacznie doradzić najlepsze rozwiązanie.

A telefon milczy

Wspomnianego na początku tekstu pracownika firmy zapytałem o to, czy któryś z jego kolegów zdecydował się walczyć o sprawiedliwość w sądzie. Okazało się, że tak, ale do dziś nie przyniosło to żadnego skutku.
Co ciekawe, w firmie pojawiła się plotka o rychłym końcu spółki. Upadłość miałaby zostać ogłoszona jeszcze w tym miesiącu. Ale czy tak się stanie?

„Może to tylko ściema, żeby ludzie nie zwalniali się masowo z paragrafu 55” - pisze mój rozmówca. Chodzi o artykuł 55 Kodeksu pracy, dotyczący rozwiązania umowy przez pracownika z uwagi na ciężkie uchybienia pracodawcy, bez wypowiedzenia.
Tymczasem telefon Janusza Wójcika, właściciela Dozametu, od kilku dni konsekwentnie nie odpowiada.

Filip Pobihuszka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.