Dramatyczna sytuacja w krośnieńskim szpitalu

Czytaj dalej
Fot. Fot.Szymczak Krzysztof / Polskapress
Natalia Dyjas-Szatkowska

Dramatyczna sytuacja w krośnieńskim szpitalu

Natalia Dyjas-Szatkowska

- Na zawieszonych oddziałach nie ma już pacjentów, nowi nie są też przyjmowani - mówi Marcin Szulwiński ze spółki Nowy Szpital.

- Szpital prowadzi prywatna spółka. To jest skandal, że ona tak postępuje - mówi starosta krośnieński, Mirosław Glaz. A w oficjalnym stanowisku informuje: „W związku ze skandalicznymi działaniami grupy GNS, szpital w Krośnie został zamknięty”. M. Glaz przypomniał, że działania władz powiatu obecnej kadencji zmierzające do zmiany operatora szpitala trwają od dłuższego czasu. Powiat przedstawił warunki: rozwiązanie wszystkich umów z podmiotami Grupy Nowy Szpital na mocy porozumienia stron; przejęcie placówki bez długów wygenerowanych przez prywatną spółkę, dotychczas prowadzącą szpital.

Z inicjatywy Piotra Brombera, p.o. dyrektora lubuskiego NFZ, pod koniec października, odbyło się kolejne spotkanie w sprawie krośnieńskiego szpitala. Wzięli w nim udział: wicewojewoda Robert Paluch, starosta, a także przedstawiciele GNS. W jego trakcie wojewoda podjął decyzję o zapewnieniu do przyszłego poniedziałku, 7 bm., dodatkowych karetek w powiecie krośnieńskim. Pomocy, w przyjmowaniu pacjentów, mają też udzielić: 105. Kresowy Szpital Wojskowy w Żarach, Szpital na Wyspie w Żarach i Wojewódzki Szpital Kliniczny w Zielonej Górze.

Na stronie internetowej NFZ została też utworzona specjalna zakładka. Znajdują się tam wykazy placówek, do których mogą zgłaszać się pacjenci, by uzyskać pomoc medyczną. W zakładce podane są numery telefonów dla ubezpieczonych, gdzie można uzyskać niezbędne informacje na temat świadczeń opieki zdrowotnej.

- Sytuacja w szpitalu jest tragiczna. A przecież dobro pacjentów jest najważniejsze! – mówi pielęgniarka Ewa Klepczyńska. – Musimy wspólnie wziąć się za karby i ratować szpital!

O dramatycznej sytuacji placówki w Krośnie pisaliśmy wielokrotnie. Pielęgniarki, pracownicy administracji i ratownicy protestowali już przed szpitalem we wrześniu 2015 roku, bo spółka Nowy Szpital od kilku lat nie wypłacała pracownikom pieniędzy w ramach świadczeń socjalnych.

Kłopoty pojawiły się też pod koniec 2015 roku

Już wtedy szpital miał problemy z personelem. Na oddziale wewnętrznym od listopada nie było ordynatora, pielęgniarki z interny informowały też, że nie mają oddziałowej. Przed świętami oddział wewnętrzny został zamknięty… Próbowano sobie radzić z kłopotami w placówce. I choć wydawało się, że sytuacja częściowo się poprawiła, to w czerwcu br. wypowiedzenia złożyły pielęgniarki z oddziału wewnętrznego. Dlaczego? Bo w trakcie konfliktu personelu z OIOM-u ściągnięto pielęgniarki z innych szpitali, by wypełniły one braki w personelu. Panie z oddziału wewnętrznego dostawały niższe wynagrodzenie za tę pracę – mówiła „GL” jedna z pielęgniarek, Agnieszka Olejarz. Wtedy zarząd rozmawiał z paniami.

- Doceniamy pracę pielęgniarek i chcemy się z nimi porozumieć – mówiła rzecznika spółki Nowy Szpital, Marta Pióro. - Chcemy też dobrze służyć pacjentom. Szpital, aby mógł leczyć, musi płacić za leki, materiały medyczne, itd. Chcielibyśmy, aby panie to zrozumiały.

W lipcu tego roku spółka Nowy Szpital wciąż informowała, że chce ratować placówkę. A sytuacja była dramatyczna: problemy na oddziale dziecięcym, kłopoty z personelem odpowiedzialnym za transport, niewypłacanie świadczeń socjalnych dla pracowników, ogromne zadłużenie… Wtedy też starostwo zgłosiło zawiadomienie do prokuratury o domniemanym zagrożeniu życia. Spółka postanowiła działać, na miejsce poprzedniej wiceprezes zatrudniono Aleksandrę Zaborowską, która wraz ze sztabem ludzi pracowała nad planem rekonstrukcji szpitala. Miało to pozwolić wygospodarować oszczędności i wyjść z potężnych długów. Trwały intensywne rozmowy z pracownikami placówki.

W sierpniu odbyła się komisja zdrowia. Podczas niej starosta apelował do prywatnego właściciela, by szpital oddać.
- Powinniśmy się rozstać. Oddanie szpitala w prywatne ręce to był wielki błąd. Nasza współpraca się skończyła. Oddajcie nam szpital - podkreślał. Taki obrót sprawy zaskoczył spółkę, która liczyła na rozmowę o potencjalnych rozwiązaniach problemów.
Ostatecznie starostwo przystąpiło do dialogu w sprawie rozwiązania umowy ze spółką Nowy Szpital. Rozmowy nieustannie trwały, wydawało się, że porozumienie jest coraz bardziej realne. Jednak teraz starosta krośnieński poinformował, że szpital został zamknięty...

O obecną sytuację w krośnieńskim szpitalu spytaliśmy prezesa zarządu spółki Nowy Szpital, Marcina Szulwińskiego:
- Szpital był prowadzony przez spółkę, należącą do grupy Nowy Szpital i dalej tak jest. W sierpniu na spotkaniu komisji zdrowia starosta ogłosił, że chce przejąć szpital. I ogłoszono też, że działania powiatu będą w kierunku przejęcia szpitala za porozumieniem stron. To oświadczenie spowodowało, że pracownicy, lekarze poczuli dużą niepewność, co do przyszłości szpitala i zaczęli szukać nowych zajęć. Wiedzieliśmy, jakie skutki może wywołać takie oświadczenie. Dlatego dążyliśmy do tego, by natychmiast przekazać szpital, czy to powiatowi, czy innemu podmiotowi. Chcieliśmy to uzgodnić. Jednak te rozmowy się przeciągnęły, powodując, że rzeczywiście pracownicy, głównie lekarze, zaczęli rozglądać się za inną pracą, znaleźli tę pracę i spinanie grafików stało się bardzo trudne, wręcz czasami niemożliwe. Zdarzały się sytuacje, że nagle nam się lekarze wypisywali z dnia na dzień. Mieliśmy istotny problem, żeby prowadzić szpital w ten sposób, jaki jest akceptowany przez NFZ. W tej chwili doszło do czasowego zawieszenia większości oddziałów. Cały czas trwają prace zarządu, żeby jednak tych lekarzy pozatrudniać, żeby jak najszybciej wznowić działalność oddziałów.

Spółka otrzymała deklarację od starosty, że jest gotowy przejąć szpital. - Mamy nadzieję, że to nastąpi szybko. Jeszcze w listopadzie. Wtedy oraz po przeprowadzaniu odpowiednich procedur możliwe będzie pełniejsze uruchomienie oddziałów - dodaje Szulwiński. - Myślę, że w tym tygodniu będą kolejne spotkania, podczas których dojdzie do sfinalizowania transakcji.

Jakie oddziały działają obecnie? Na pewno zakład opieki zdrowotnej w Gubinie, hospicjum domowe, poradnie, POZ w Gubinie.
Na nasze pytania o niewypłacanie pracownikom wynagrodzeń prezes odpowiedział: - Wynagrodzenia pracowników zatrudnionych na umowę o pracę były wypłacane na bieżąco. Są zaległości w przypadku lekarzy. Zarząd na bieżąco rozmawia z nimi i stara się temu zaradzić. Czy to mogło się przyczynić do tego, że lekarze opuszczali placówkę? Do czasu, kiedy powiat ogłosił, że przejmuje placówkę, zarząd radził sobie na bieżąco ze wszystkimi problemami. - Jako samorządowiec deklaruję pomoc w tej sytuacji - mówi burmistrz Krosna Marek Cebula. - Już dwa miesiące temu podkreślałem, że najważniejsze jest zabezpieczenia dobra naszych mieszkańców, ale również bytu pracowników i ich rodzin. Bo już wtedy było zagrożenie bezpieczeństwa pracowników, jeśli chodzi o wypłaty. Pieniądze nie są wypłacane pracownikom od jakiegoś czasu. Jeśli szpital przestaje płacić swoim pracownikom, zwalnia ich w trybie dyscyplinarnym to jest jakiś znak ostrzegawczy. Informowałem o tych problemów pana starostę. Ta kwestia powinna się jak najszybciej rozwiązać, przede wszystkim dla dobra mieszkańców, bo oni sami są niezorientowani, co dalej.

- Pamiętam, jak już około cztery lata temu mówiłem: „Nie pozwólmy spółce przenosić oddziałów z Gubina do Krosna. Bo będzie to początek końca tego szpitala” - mówi burmistrz Gubina, Bartłomiej Bartczak. - I wtedy powiat poszedł na rękę spółce, pozwolił skumulować oddziały w jednym miejscu. Od tamtej pory było tylko gorzej. Niestety okazało się, że jestem złym prorokiem. Jesteśmy oczywiście otwarci na pomoc mieszkańcom, jeżeli będzie trzeba, to uruchomimy busy, pomożemy w inny sposób. Dla nas sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, bo przeżyliśmy ją cztery lata temu, wtedy, kiedy wyprowadzono te oddziały z Gubina do Krosna. Teraz mieszkańcy Krosna przeżywają teraz to, co my wtedy. Nie można politycznie rozkładać oddziałów szpitalnych. Tu powinna rządzić merytoryka. Tam, gdzie jest więcej lekarzy, pielęgniarek, tam gdzie jest do nich trudniejszy dostęp, tam, gdzie są fachowcy. A nie, wtedy kiedy ktoś sobie zamarzył, że wszystkie oddziały będą w Krośnie, bo starosta był z Krosna. Niech tu decyduje merytoryka. Niech nowy operator sobie wybierze, które budynki mu bardziej pasują, gdzie jest większy rozwój, gdzie jest więcej fachowców, lekarzy, pielęgniarek, gdzie jest większa szansa na rozwój. Mam nadzieję, że sytuacja wyklaruje się jak najszybciej.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.