Dziecko cierpi, ale karetka nie przyjedzie

Czytaj dalej
Fot. Piotr Jędzura
Filip Pobihuszka

Dziecko cierpi, ale karetka nie przyjedzie

Filip Pobihuszka

Rano stan Julki ze Wschowy się pogorszył, ciało miała pokryte plamami. Mama zadzwoniła na pogotowie, ale dyspozytorka odmówiła wysłania karetki. Dramat dopiero się zaczynał...

11-miesięczna Julka raz czuła się dobrze, uśmiechała się, a za chwilę bladła, zaczynała płakać i podkurczać nóżki. - Mąż był akurat w sklepie. Zadzwoniłam, żeby wracał i poprosił swoją siostrę, bo tylko ona ma samochód, żeby zabrała nas do przychodni - opowiada Maja Piwowarska ze Wschowy, mama dziewczynki. - Przy okienku poprosiłam o szybkie przyjęcie, córka akurat przestała płakać. Pani doktor zaleciła specjalną dietę, zapytała, czy mam coś na gorączkę. Nic nie wskazywało, że będzie gorzej. Wróciliśmy do domu, córka wypiła herbatkę i usnęła. Nawet był taki moment, że pojawił się uśmiech na jej buzi.

„Boże! Szybko, szpital!”

Był wtorek, 8 marca. Pani Maja całą noc czuwała nad dzieckiem. Krótko po 6.00 stan Julki znów się pogorszył, całe ciało miała pokryte plamami. - Zadecydowałam, że dzwonię na pogotowie. Nie pamiętam dokładnie, co mówiłam, ale przedstawiłam się i powiedziałam, że chcę wezwać karetkę do córki. Opowiedziałam o objawach, i że niepokoją mnie te plamki. Usłyszałam, że nie przyjadą - wspomina mama. Na nic zdały się prośby i tłumaczenia, że nie ma samochodu. - Usłyszałam: „Jak pani chce przyjechać na pogotowie, to niech sama pani przyjedzie” - dodaje.

Pani Maja kolejny raz skorzystała z pomocy szwagierki. Gdy dotarła do szpitala we Wschowie, czym prędzej poprosiła o pomoc lekarza. - Od pielęgniarki usłyszałam, że nie ma żadnego pediatry. Poprosiłam więc o jakiegokolwiek. Mówiłam: „Proszę zobaczyć, co mi się z córką dzieje!”. Kazali mi czekać dwie godziny - relacjonuje. Julka robiła się coraz bledsza i słabsza. Rodzina wsiadła do auta i chwilę później była w przychodni, u tej samej lekarki, która oglądała dziewczynkę dzień wcześniej. „Boże! Szybko, szpital!” - krzyknęła lekarka, gdy zobaczyła plamy na skórze dziecka. - Zaczęły mi się ręce trząść, mąż zbladł... W tym samym czasie córka zaczęła się dusić, głowa i ręce jej opadły. Medycy podali małej tlen - mówi mama.

Usłyszałam, że jakbym czekała do wieczora, to Julka mogłaby już nie żyć

Przychodnia miała własną karetkę, która szybko zabrała Julkę do szpitala w Głogowie. - Pan z karetki powiedział, że tam nas na pewno przyjmą - podkreśla pani Maja. Na miejscu dziewczynkę obejrzał lekarz, trafiła na oddział. Okazało się, że szybka reakcja mamy była kluczowa. - Usłyszałam, że jakbym czekała do wieczora, to Julka mogłaby już nie żyć - przyznaje pani Maja. Lekarze poinformowali, że podejrzewają sepsę. Padła propozycja wprowadzenia dziecka w stan śpiączki farmakologicznej i przewiezienia do szpitala w Legnicy. Tak też się stało. Na miejscu doszła kolejna diagnoza: ropne zapalenie opon mózgowych...

Ze szpitala do prokuratury

Z panią Mają rozmawiałem kilka dni po całym zajściu. Na szczęście, jej córka czuje się już lepiej (wczoraj była jeszcze w szpitalu), ale lekarze przestrzegali kobietę przed nadmiernym optymizmem. - Nie wiem, jakie mogą być skutki czy powikłania. Mogą pojawić się za rok lub za dziesięć lat. Może się okazać, że córka na przykład nie słyszy, nie widzi, że jest potrzebna jakaś rehabilitacja - tłumaczy pani Maja.

Czy dyspozytorkę, która odmówiła wysłania karetki, spotkały jakieś konsekwencje? - Wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające i na jego czas została odsunięta od pracy w dyspozytorni - informuje Małgorzata Barańska, prezes Nowego Szpitala we Wschowie. - My tę sprawę wyjaśniamy, analizujemy dokumenty i nagrania, ustalamy, jak to przebiegało, jaka jest ocena postępowania dyspozytorki. Niezaprzeczalnym faktem jest, że karetka zespołu ratownictwa nie wyjechała do tego zgłoszenia. Natomiast dyspozytorka poinformowała matkę, że powinna zgłosić się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, co też oczywiście jest jedną z procedur postępowania zespołów ratownictwa medycznego. W tym momencie dyspozytorka nie stwierdziła, że dziecko znajdowało się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia ani zdrowia. Trudno więc przyjąć, że został popełniony jakiś błąd. Przy tak intensywnym przebiegu choroby wszystko zmienia się z godziny na godzinę. Jeszcze w Głogowie były wątpliwości, jaka jest przyczyna tej choroby.

Dziecko cierpi, ale karetka nie przyjedzie
Piotr Jędzura Usłyszałam: „Jak pani chce przyjechać na pogotowie, to niech sama pani przyjedzie” - opowiada Maja Piwowarska, mama Julki.

- Miała pani okazję porozmawiać z panią Mają już po zajściu? - pytam. - Spotkała się z nią pani dyrektor do spraw operacyjnych, jak również pielęgniarka naczelna i pielęgniarka epidemiologiczna - odpowiada prezes Barańska. - Wyjaśniliśmy rodzinie tę sytuację, bo powstała wątpliwość, czy nie mamy przypadkiem do czynienia z chorobą zakaźną, i że być może trzeba się zaszczepić. Wyjaśniliśmy, jakie procedury powinny być wykonane przez osoby, które miały kontakt z tym dzieckiem, nasz personel został zabezpieczony poprzez podanie antybiotyku, a rodzinie taki antybiotyk powinien wypisać lekarz podstawowej opieki zdrowotnej.

W szpitalu we Wschowie ma zostać powołany zespół, w którego skład wejdą m.in. specjaliści medycyny ratunkowej. Ocenią, czy dyspozytorka postąpiła zgodnie z procedurami.
Pani Maja zaznacza, że w rozmowach z szefostwem lecznicy do dziś nie padło słowo przepraszam. A pielęgniarka, z którą spotkała się po przyjeździe do szpitala, prosiła, by nie nagłaśniać sprawy w mediach.

Wszczęliśmy śledztwo w sprawie nieudzielenia pomocy w sytuacji zagrożenia życia

Nie czekając na ustalenia lecznicy, pani Maja zgłosiła sprawę prokuraturze. - 10 marca matka dziecka złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Niezwłocznie zabezpieczyliśmy więc nagranie jej rozmowy telefonicznej z dyspozytorką i wszczęliśmy śledztwo w sprawie nieudzielenia pomocy w sytuacji zagrożenia życia - potwierdza Artur Dryjas, szef prokuratury we Wschowie. - Będziemy powoływać biegłego z dziedziny ratownictwa medycznego, który oceni, czy dyspozytorka, dysponując informacjami o zaobserwowanych objawach, powinna rozdysponować karetkę. Uzupełniamy dowody, przesłuchujemy świadków. Nagranie rozmowy jest zrozumiałe.

To nie powinno się zdarzyć

Warto zauważyć, że zaledwie w poniedziałek, 14 bm. pisaliśmy o poważnych problemach, z jakimi boryka się lubuska pediatria. Dr Tomasz Jarmoliński, ordynator pediatrii w szpitalu w Międzyrzeczu i wojewódzki konsultant w tej dziedzinie, w liście do naszej redakcji alarmował: „Bywają dni, że w całym województwie nie ma wolnego miejsca dla dziecka. Trzeba wówczas ratować się dostawkami w różnych dziwnych lokalizacjach”. Marszałek Elżbieta Polak podkreślała, że zarząd województwa przyjął „Kierunki rozwoju lecznictwa w zakresie opieki nad matką i dzieckiem”. Planowane jest utworzenie Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Zielonej Górze, w którym ma być dziecięcy oddział intensywnej opieki i blok operacyjny. Urząd marszałkowski uważa, że Centrum kompleksowo zabezpieczy małych pacjentów w regionie.

O komentarz poprosiłem Marka Asta, związanego ze Wschową posła PiS. - Na pewno mamy świadomość, co przez ostatnie osiem lat ze służbą zdrowia zrobiła koalicja PO-PSL. Od początku było jasne, że przekształcanie placówek medycznych w spółki prawa handlowego będzie skutkować tym, że szpitale zaczną zamykać oddziały, które nie przynoszą dochodów. A pediatria takim oddziałem jest. Oczywiście dziś rozwiązanie problemu leży po stronie rządzących i jestem przekonany, że minister Radziwiłł, jak i inni politycy PiS będą pracowali nad rozwiązaniem tego problemu zarówno w skali mikro, jak i makro, między innymi poprzez rozwiązanie Narodowego Funduszu Zdrowia. Nie zanosi się, by miało to miejsce w tym roku, ale to nie znaczy, że z inicjatywy się wycofano - przekonuje poseł Ast, a to, co wydarzyło się w szpitalu we Wschowie, komentuje krótko: - Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.

Filip Pobihuszka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.