Dzisiaj rocznica wielkiej powodzi w Nowej Soli

Czytaj dalej
Fot. Edward Gurban
Edward Gurban

Dzisiaj rocznica wielkiej powodzi w Nowej Soli

Edward Gurban

- 17 lipca 1997 roku przerwany został wał przy dużym moście. Mój zakład woda zalała na 210 cm, psy się topiły, cudem je uratowaliśmy – wspomina Alfred Gąsior z Nowej Soli. Mija dwadzieścia lat od wielkiej powodzi.

Alfred Gąsior z Nowej Soli wspomina powódź stulecia. Jego firma znajdowała się przy ul. Piaskowej na szlaku wody, która przerwała wał w okolicach Starej Wsi. Były nawet głosy, że celowo zrobiono tamtędy przejście fali zalewowej, żeby ocalić Nową Sól. Jednak tak naprawdę nikt nie mógł wiedzieć, którędy woda pójdzie. Dzięki ofiarności mieszkańców uratowano wschodnią ścianę miasta, ale woda przerwała się od strony południowej. Zalała browar, wdarła się na teren ZSP 2 „Nitki”, w okolicach Liceum Ogólnokształcącego utworzyła basen na terenie parku, wlała się także do piwnic mieszkań na os. Zamenhofa.

Największy dramat przeżyli mieszkańcy Starej Wsi, w okolicach której znajdował się zakład pana Alfreda. Tam woda sięgała ponad dwóch metrów.

Zakład jest położony na pagórkowatym terenie. Są małe wzniesienia, na których chroniły się m.in. sarny, dokarmiane następnie przez policjantów. Do nich przywożono zaopatrzenie. Były też zagłębienia, w które wlewała się woda. Zakład niestety położony był w takiej niecce.
- 17 lipca 1997 roku przerwany został wał przy dużym moście. Mój zakład woda zalała na 210 cm, psy się topiły, cudem je uratowaliśmy wspomina A. Gąsior. Właściwie to cały zakład był zalany. Busom widać było tylko dachy. Woda utrzymywała się na tej wysokości przez kilka dni. Po tygodniu przerwała wał przy ul. Południowej i zaczęła opadać na 160 cm. Stan podtopienia utrzymywał się przez wiele tygodni. Zniszczone zostały fundamenty, instalacje, kanalizacja. Wyłączenie z produkcji oznaczało ogromne straty.

Jakby niemało było nieszczęścia, to zostałem także okradziony z narzędzi, części, paliwa, silników - opowiada pan Alfred
Firma zatrudniała wówczas 30 ludzi, w tym siedmiu kierowców. Na pomoc miastu jeździło siedem aut, w tym dwa tiry o ładowności 26 ton. Nocą były do obsługi wagony z piaskiem i jego firma podstawiała tam dwie wywrotki. Kierowcy dyżurowali na zmianę przez całe noce. Mniejsze samochody pomagały mieszkańcom, woziły zwierzęta. Woziły piasek na Pleszówek i do Modrzycy. Alfred Gąsior z powodu stracił sporo pieniędzy, ale do dziś ma ogromną satysfakcję z tego, że pomógł w potrzebie miastu.

Edward Gurban

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.