Marcin Łada

ekantor.pl Falubaz prezentuje się jak na ekstraligę przystało. Tylko uśmiechu było trochę mało

Kibice przyjęli zespół z entuzjazmem i reagowali dopingiem, kiedy chcieli. Nikt nie gwizdał, nie wyzywał - pełna kontrola emocji. Fot. Tomasz Gawałkiewicz Kibice przyjęli zespół z entuzjazmem i reagowali dopingiem, kiedy chcieli. Nikt nie gwizdał, nie wyzywał - pełna kontrola emocji.
Marcin Łada

Prezentacja ekantor.pl Falubazu Zielona Góra za nami. Wytrawni kibice nie powinni czuć się zawiedzeni, bo dostali wszystko, co powinni.

Godzinę przed rozpoczęciem imprezy w holu CR-S można było jeszcze kupić bilet. - Ile ich zostało? - spytałem panią w recepcji, a ta w odpowiedzi pokazała mi wachlarz wejściówek. Jakieś 20 sztuk. Super! I nie chodzi o sukces frekwencji, która sięgnęła w sobotni wieczór jakiś 2.700 osób, ale o pięciozłotówki, które wpłyną na konto Marcina Mulawy. Licealista z zielonogórskiego „Lotnika” i dobrze zapowiadający się adept sportów walki był na prezentacji. Widać, że walczy z potwornym wrogiem, ale przyjechał i usłyszał od fanów gromkie: „Jesteśmy z Tobą!”, a mnie i pewnie wielu innym ciarki przeszły po plecach. Podobne owacje dostali później tylko zawodnicy, a zwłaszcza Piotr Protasiewicz. Nic dziwnego, bo kapitan bardzo się w minionym sezonie wyróżniał.

- Dołożyłem małą cegiełkę do organizacji tych niemal trzech dni z Falubazem. Uważam, że lepiej poświęcić teraz 60 godzin od rana do wieczora, dać z siebie 100 procent i wszystko przekazać sponsorom, dziennikarzom oraz kibicom. Później, kiedy zacznie się już rytm startowy nie będzie trzeba go zarywać. Gdy rusza liga polska, szwedzka, niemiecka i rozmaite eliminacje to takie zarywanie kilku godzin na spotkanie w szkole, przedszkolu nie jest dobre. Dlatego zrobiliśmy to teraz i daliśmy od siebie co należy, bo to integralna część naszego zawodu. Proszę nie odbierać, że to jakaś pańszczyzna. Dla mnie to nie jest problem, ale czysta przyjemność spotkać się z fanami. Zwłaszcza tymi najmłodszymi. A czy to zaprocentuje w przyszłości? Trudno powiedzieć. Klub tak to zaplanował, a my mamy z nim podpisane kontrakty i wypełniamy swoje obowiązki, ale to nie spędza nam snu z powiek i nie zaburza funkcjonowania. Jeśli mamy być lepiej postrzegani i możemy promować dyscyplinę to warto. Nie oszukujmy się, jeśli nie będzie sponsorów to nie będzie klubu, nie będzie gdzie jeździć i nie będzie nas, żużlowców. W sporcie zawodowym podobne akcje są dziś nieodzowne i bardzo potrzebne - powiedział „PePe”. - Prezentacja była przede wszystkim dla kibiców. Ostatnie luźne spotkanie i sygnał, że teraz wsiadamy na motocykle, jesteśmy gotowi i zaczynamy się ścigać. Rok temu nie mieliśmy podobnej imprezy i sezon był, jaki był. Doping kibiców to pozytywy kopniak i bodziec do pracy. Najwięcej przyjemności sprawia mi jednak wsparcie na stadionie, kiedy łączy się z adrenaliną przedstartową. W hali czujemy obecność fanów, namiastkę tego, co będzie się działo za kilka tygodni, a fajne jest to, że nie ma bariery, bandy i nic nas nie oddziela od bezpośredniego kontaktu. Pada dużo pytań, których na konferencji prasowej raczej nie usłyszymy. Nie ma ciśnienia i jest bardzo przyjemnie.

Uważam, że lepiej poświęcić teraz 60 godzin od rana do wieczora, dać z siebie 100 procent i wszystko przekazać sponsorom, dziennikarzom oraz kibicom. Później, kiedy zacznie się już rytm startowy nie będzie trzeba go zarywać

Kapitan porwał tłumy na początku imprezy, a później było z tym różnie. Kibice z umiarkowanym entuzjazmem pożegnali Andreasa Jonssona wywołanego przez prowadzącego imprezę Marcina Nowaka. Szwed nie przyjechał. Był za to Krzysztof Jabłoński i dostał owacje niczym mistrz. - Wszystko co mnie spotkało miało w Zielonej Górze miało niespotykany charakter i pewnie nieprędko przyjdzie mi przeżyć podobne chwile. Cóż, gramy w życiu takimi kartami jakie da nam los i trzeba iść dalej - przyznał „Jabłuszko”. - Zmieniam klub, bo zatęskniłem za systematyczną jazdą. Chcę jeszcze zdobywać punkty.

Po pożegnaniach wybranych byłych zawodników, bo nie było słowa o Grzegorzu Walasku, brawa dostali także Sławomir Dudek i Jacek Frątczak. Później mieliśmy już tylko przywitania. Zaprezentowała się imponująca ekipa piłkarska UKP Falubazu, „Wataha” rugbystów, dziewczyny z grupy baletowej, amatorzy żużla z „Chóraganu”, speedrowerowcy, a nawet „Falubaz Fishing Club” - czyli sekcja wędkarska. Dosłownie cały parkiet ludzi, który razem z kibicami na trybunach czekał na gwoździe programu - żużlowców. Wyszli szybko, każdy powiedział po dwa zdania i do domu. - Chyba są już tym zmęczeni - rzucił kolega obok. Faktycznie, zawodnicy reagowali z umiarkowanym entuzjazmem i nie dali się porwać chwili. Był jednak ważny moment. W pewnym momencie Protasiewicz rzucił ze sceny prośbę o wsparcie dla Darcy’ego Warda. Trybuny zamarły w ciszy, aż wreszcie zaczęły skandować na cześć Australijczyka. Symbolicznie skończyły się podziały i niech tak zostanie.

Marcin Łada

Jestem dziennikarzem sportowym i koncentruję się głównie na sportach motorowych. W redakcji „GL” odpowiadam za żużel, ale nie tylko. W sferze moich zainteresowań są także: futbol, koszykówka, pięciobój czy tenis stołowy. Chętnie piszę o sporcie amatorskim.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.