Gorzów: dlaczego policjant popełnił samobójstwo?
Wdowa po dzielnicowym: - To przez pracę. Kochał tę robotę, ale ona go przygniotła.
Pani Olga (na nazwisko w gazecie się nie zgadza), wdowa po młodym policjancie, który w kwietniu zabił się w komisariacie przy ul. Zygalskiego w Gorzowie, jest pewna, że Paweł nie planował samobójstwa. Tłumaczy, że miał plany. Bliższe i dalsze: umówione wyjście z kumplami na piwo, zakup kurtki dla syna... „Młody” był jego oczkiem głowie. Ojciec i syn, syn i ojciec. Gdy tylko miał chwilę, pędził do syna. A malec na dźwięk domofonu krzyczał od razu: - Tata!
Tego dnia, gdy strzelił sobie ze służbowej broni w głowę, Paweł z rana śmiał się, rozmawiał normalnie. - Nie planował się zabić. Coś musiało się stać. Musiał coś usłyszeć, dostać jakieś kolejne zadanie. Coś w nim pękło... Nigdy nie zostawiłby syna... - mówi pani Olga, płacząc.
Chciał stąd uciec
Dzień przed samobójstwem Paweł poszedł do przełożonego i poprosił o przeniesienie. Powiedziała nam to wdowa. Potwierdził jeden z policjantów, który tego dnia chwilę z Pawłem rozmawiał. Dzielnicowy chciał się przenieść „gdziekolwiek”, choćby - jak mówił - do Strzelec czy Kostrzyna, nawet kosztem niższej pensji. - Tak bardzo nie chciał pracować w pierwszym komisariacie - mówi wdowa. Nie ma wątpliwości, że problemy z pracą były powodem targnięcia się przez Pawła na życie.
Był dzielnicowym. W teorii miał swój kawałek Gorzowa, za który odpowiadał, i już. W praktyce? - Dostawał ciągle jakieś dodatkowe polecenia. Eskortował, pilnował, chodził do szkół. Czasami dostawał wykluczające się wzajemnie rozkazy, z których wynikało, że ma być w dwóch miejscach jednocześnie. Potem się tłumaczył, że coś zawalił czy nie zdążył zrobić. Ale starał się. Zarywał dni. Przez sześć lat, jak byliśmy razem, nie udało się nam zaplanować ani jednego dnia. Ani jednego! Grafik ciągle się zmieniał, z dnia na dzień był czymś zaskakiwany - mówi pani Olga.
Podkreśla: - Pomimo tego wszystkiego nie chciał zmienić pracy. Kochał ją. Miejsce - nie. Ale pracę - tak.
Wdowa dodaje, że w rozmowach z nią Paweł narzekał na przełożonych. Zwłaszcza jeden z nich miał odpowiadać za nadmiar roboty, która przygniatała nie tylko Pawła - także innych szeregowych policjantów.- To on drwił, przydzielał dodatkowe zlecenia i kpił, gdy ludzie mówili, że nie wyrabiają. Tak mi mówił Paweł - wspomina wdowa.
To dlatego panią Olgę tak denerwują sugestie, że Paweł zabił się przez „problemy w życiu prywatnym”. - Nasze zwykłe, codzienne problemy, nieporozumienia i wszystko, co złe, wynikało wyłącznie z nadmiaru jego pracy i jego wiecznego zmęczenia. Fakt, że popełnił samobójstwo w pracy, jest jasnym sygnałem, gdzie był problem. To przez pracę był wymęczony fizycznie i psychicznie - dodaje wdowa.
Adwokaci chcieli zmiany
Panią Olgę reprezentują dwaj adwokaci z Poznania: Jarosław Głuchowski i Patryk Graczyk już zapoznali się ze znaczną częścią akt sprawy. - Towarzyszyliśmy wdowie podczas przesłuchania w komendzie. Dobrze, że byliśmy obecni, ponieważ jedno z pierwszych pytań wskazywały na sugerowaną linię, przyjęta przez organy prowadzące postępowanie. Oczywiście z tą linią się nie zgadzamy, nie ma ona również potwierdzenia w rzeczywistości. Na chwilę obecną nie możemy o tym mówić, bo postępowanie nadal trwa - powiedział nam mec. Głuchowski.
W nieoficjalnych źródłach „GL” ustaliła, że te pytania dotyczyły życia prywatnego, co by miało uprawdopodobnić tezę, że dzielnicowy zabił się z powodów osobistych.
Tak przecież tuż po jego śmierci pisała prokuratura w komunikacie prasowym: „Wykonane na miejscu (...) oględziny (...) oraz wyniki wstępnych czynności wskazują, iż bezpośrednią przyczyną jego śmierci był spowodowany jego problemami osobistymi zamach samobójczy”.
Adwokaci złożyli wnioski „zmierzające do tego, by sprawę rozpoznawała inna prokuratura, najlepiej z innego województwa”. - Na chwilę obecną nie zostały uwzględnione. Nie rozumiemy takiej decyzji. Gdy niedawno we Wrocławiu młody mężczyzna zmarł w komisariacie, sprawa od razu została przekazana do innego województwa. Takie zachowanie stwarza większe gwarancje bezstronności i rzetelności - mówi „GL” mec. Graczyk. - Na chwilę obecną czekamy na kolejne decyzje organów ścigania.
Czy doszło do mobbingu
Prokurator rejonowy Agnieszka Hornicka - Mielcarek przyznała nam wczoraj, że śledczy prowadzą postępowanie z art. 151 kodeksu karnego, czyli namowy bądź pomocy w samobójstwie. To standardowa procedura przy samobójstwie. Prokurator bada też jednak inne wątki - te, na które uwagę zwróciła wdowa w rozmowie z „GL”. - Wyjaśniamy kwestię szeroko rozumianego mobbingu. Sprawdzamy, czy mogło dochodzić do naruszania praw pracowniczych albo znęcania się, które doprowadziło do śmierci samobójczej - mówi prok. Hornicka - Mielcarek. Przesłuchano już rodzinę i kolegów zmarłego policjanta.
- Czy pytania podczas przesłuchania dotyczyły też sfery prywatnej wdowy i samobójcy? - pytała „GL”.
- Tak. Mamy obowiązek wyjaśnić wszystkie kwestie - odpowiedziała pani prokurator.
Do tej pory nie został przesłuchany przełożony Pawła, który zdaniem wdowy najbardziej dał się 29-latkowi we znaki. Śledczy tłumaczą, że postępowanie ciągle trwa i jest jeszcze czas na kolejne przesłuchania.
Udało nam się ustalić dane tego policjanta. Pojechaliśmy do niego. Niestety - w komisariacie go nie było. - Jest na urlopie - usłyszeliśmy od dyżurnego.
Dzwoniliśmy do niego na komórkę. Nie odebrał. Wysłaliśmy SMS z prośbą o kontakt. Nie odpisał. Nie chciał z nami też rozmawiać nadkom. Piotr Bałdych, komendant pierwszego komisariatu, gdzie zastrzelił się dzielnicowy. Poprzez dyżurnego odesłał nas do służb prasowych komendy wojewódzkiej.
Szkoda, że nie zdążył
Już we wtorek wysłaliśmy do zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie 11 pytań dotyczących sprawy samobójstwa.
Poprosiliśmy m.in. o informacje, czy policjanci z pierwszego komisariatu składali oficjalne skargi na przełożonych. Chcieliśmy wiedzieć, czy to prawda, że w ostatnim czasie faktycznie kilka osób zrezygnowało z pracy z powodu przełożonego, o którym wspomniała żona dzielnicowego. Pytaliśmy, ile przypadków mobbingu miało miejsce w lubuskiej komendzie. Zapytaliśmy też, czy do władz komendy wojewódzkiej wpływały informacje o problemach w pierwszym komisariacie.
Do wczorajszego popołudnia nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Grzegorz Jaroszewicz z zespołu prasowego zapewnił, że nad odpowiedziami komenda pracuje, jednak zakres poruszonych tematów tak jest szeroki, że odpowiedzi będą w poniedziałek lub - co mniej prawdopodobne - dziś.
Znajomy nieżyjącego dzielnicowego, który rozmawiał z nim dzień przed śmiercią, podczas wczorajszego spotkania z dziennikarzem „GL” powiedział: - Nie czarujmy się. Policja to nie sklep czy biuro. Tu się robi bez patrzenia na zegarek, zarywając życie rodzinne. Ale Paweł naprawdę był cholernie zagoniony. Ostatnie dni przed śmiercią chodził niedospany, zmęczony. Bardzo chciał się przenieść. Szkoda, że nie zdążył.