Historia niebanalnych narzędzi zbrodni. Od trucizny po seks

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Mariusz Grabowski

Historia niebanalnych narzędzi zbrodni. Od trucizny po seks

Mariusz Grabowski

Historia kryminalistyki zna przypadki użycia wyjątkowo zadziwiających narzędzi zbrodni. Niejaki Mangori, autor zbioru dość zaskakujących i intrygujących powiastek, wydanego w 1786 r., opisuje otrucie sycylijskiego króla Konrada I przez jego przyrodniego brata Manfreda w 1254 r.

Żądny władzy bastard miał zamordować konkurenta za pomocą specjalnie spreparowanej… lewatywy z arszenikiem.

Trudne, ale możliwe

Phillippe Charlier, współczesny patolog i autor książki „Sekrety dawnych zbrodni. Patolog o słynnych morderstwach historycznych”, pochylił się nad rewelacjami Mangoriego i doszedł do zaskakujących wniosków: „Z wielką precyzją Mangori dodaje, a ten fizjologiczny szczegół jest nie do przeoczenia, że podając truciznę w ten sposób, należy dwukrotnie zwiększyć jej dawkę w porównaniu do metody doustnej”. Zatem rzecz jest możliwa, ale dość trudna. Zresztą większość historyków i tak uważa, że Konrad wyzionął ducha z powodu banalnej malarii. To dobitnie świadczy o historycznym prozaizmie.

Ale śmierć Konrada to jeszcze nic. Tenże Mangori pisze bowiem, że w 1414 r. król Neapolu Władysław I Andegaweński przeniósł się na tamten świat po tym, jak za pośrednictwem swej męskości wchłonął podczas stosunku zabójczą substancję, którą jego kochanka umieściła w… waginie.

Trucizna i seks

Tego nietypowego otworu w ciele użył też w drugiej połowie XVIII w. pewien Duńczyk, o czym także donosi nam nieoceniony Mangori. Pewnego ranka, tuż po spółkowaniu, udało mu się włożyć kobiecie do pochwy, przy pomocy palca, mieszankę arszeniku i mąki. W południe małżonka dzierżawcy źle się poczuła i następnego dnia zmarła.

Czy to w ogóle możliwe?

W 2013 r. tym samym sposobem usiłowała pozbyć się męża pewna kobieta z Brazylii. Umieściła truciznę w pochwie, a następnie namówiła mężczyznę na seks oralny. Ten jednak, zaniepokojony dziwnym zapachem, natychmiast zabrał żonę do szpitala, a cała intryga spełzła na niczym…

Niestety, Charlier rozwiewa wszystkie rewelacje Mangoriego pisząc: „podanie trucizny drogą dopochwową, jeśli nie jest prawdą, to przynajmniej toksykologicznym mitem…”. Co dowodzi, że Charlier po prostu nie nadaje się na autora powieści kryminalnych.

Mariusz Grabowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.