Jacek Frątczak: Nie stresuje się rzeczami, na które nie mam wpływu

Czytaj dalej
Fot. Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Sławomir Pawenta

Jacek Frątczak: Nie stresuje się rzeczami, na które nie mam wpływu

Sławomir Pawenta

Rozmowa z Jackiem Frątczakiem, nowym menedżerem Get Wellu Toruń.

Dlaczego zdecydował się przyjąć Pan ofertę Get Wellu Toruń?

To jest dobre pytanie. Była duża determinacja do rozmów ze strony klubu, wynikająca z sytuacji, w której znalazła się drużyna. „Efekt nowej miotły” w zdecydowanej większości przynosi oczekiwane wyniki. Gdyby propozycja przyszła w innym okresie, to na pewno nie podjąłbym się nowej pracy. Prowadzę własną działalność i pewne projekty dzieją się tylko pod moją nieobecności, ale są pod kontrolą. Dodatkowo jest okres urlopowy i dzieci nie chodzą do szkoły. Dzięki temu mam więcej czasu, który mogę spędzić w Toruniu. Podczas rozmów zostałem ciepło przyjęty przez Państwa Termińskich. To też miało dla mnie spore znaczenie.

Zdradzi Pan, kiedy odezwali się do Pana działacze Get Wellu?

To są rzeczy bardzo delikatne. Nie mogę tego powiedzieć przez szacunek do Jacka Gajewskiego, poprzedniego menedżera.

Po raz pierwszy poprowadzi Pan zespół w spotkaniu ligowym 30 lipca. Tego dnia wybierzecie się do Leszna. Dla Pana będzie to trudny debiut.

W przeszłości prowadziłem w wielu meczach Falubaz Zielona Góra, ale przed debiutem w Get Wellu mały stres już jest, ale taki pozytywny. Nie ukrywam, że współpracuję z psychologiem. Prowadzenie życia zawodowego i prywatnego, czy angażowanie się w speedway potrzebuje umiejętności adaptacji stresu. To są wypracowane mechanizmy. Wkładam w to wiele pracy. Oczekuję od żużlowców dobrej jazdy. Adam Małysz zawsze powtarzał przed zawodami, że musi oddać dwa poprawne skoki. Podobnie jest w żużlu. Gdy zawodnicy pojadą dobry mecz, to sumarycznie wynik drużyny będzie dobry. Nie ma sensu się „pompować”. Nie możemy powiedzieć, że do Leszna jedziemy jako faworyt. Trzeba być realistą. Końcówkę sezonu trzeba traktować jako proces, składający się z czterech elementów, a każdy z nich ma swoje priorytety. Jednym z nich jest mecz z Unią.

Po miesiącu przerwy do ścigania wrócił Adrian Miedziński. U naszego zawodnika podczas finału Mistrzostw Polski Par Klubowych było widać brak objeżdżenia.

Na pewno. To jest oczywiste. Jego uraz był trudny do leczenia, bo do takich zaliczają się kontuzje stawów. Przed finałem w Ostrowie zastanawiałem się, czy Adrian powinien jechać. Po treningach i rozmowach z zawodnikiem oraz doktorem Damianem Janiszewskim, postanowiłem, że zgłoszę zawodnika jako rezerwowego. Nie chciałem już w pierwszych zawodach obarczać go psychicznie za wynik. Jechał wtedy, gdy uznał to za stosowne.

Zachowanie Tomasza Jędrzejaka w stosunku do Adriana Miedzińskiego było karygodne.

Jestem bardzo zaskoczony postawą Tomka, a znam go wiele lat. Ewidentnie się „przegrzał”. Każdy ma momenty słabości. Gdy ochłonął, z pewnością doszedł do wniosku, że drugi raz by tego nie zrobił. Regulamin jest nieubłagany. Gdyby sędzia nie pokazał czerwonej kartki, to dałby przyzwolenie na wszystko. Szkoda, że doszło do takiej sytuacji. W przypadku Adriana występuje u niego syndrom Nickiego Pedersena. Nie ważne, co się dzieje na torze, ale to Miedziński jest zawsze winny. To jest problem zawodnika. Będzie musiał się z nim zmierzyć.

Kolejnym Pana problemem jest brak Pawła Przedpełskiego.

Jestem w kontakcie z Pawłem i jego lekarzem prowadzącym. Na spokojnie przyglądamy się sytuacji. Nie stresuje się rzeczami, na które nie mam wpływu. I tak podchodzę do sytuacji. Jest robione wszystko, aby zawodnik był do dyspozycji na mecz z Włókniarzem Częstochowa. Myślę pozytywnie i do tego nakłaniam ekipę w Toruniu.

WIDEO - Jacek Frątczak o kontuzji Darcy'ego Warda:

Sławomir Pawenta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.