Jarosław Miłkowski

Jak gruby jest portfel urzędnika?

Jak gruby jest portfel urzędnika? Fot. Archiwum "GL"
Jarosław Miłkowski

Najwięcej zarabiają pracownicy marszałka w Zielonej Górze.

4.433 zł brutto, a więc 3.155 zł „na rękę” - tyle wynoszą średnie zarobki w Urzędzie Marszałkowskim w Zielonej Górze. Jeśli chodzi o szczebel samorządowy, to najwięcej w całym województwie. Właśnie sprawdziliśmy wybrane urzędy.

Takich zarobków mogą tylko pozazdrościć pracownicy Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie. Tu średnia płaca dla całego urzędu to 3.387 zł brutto, czyli 2.361 zł przelewane na konto.

Lepiej - podkreślmy: statystycznie - zarabiają w starostwie powiatowym w Międzyrzeczu, gdzie średnia wypłata to 4.032 zł brutto (2.876 zł netto).

W przypadku magistratów obu lubuskich stolic lepiej mają urzędnicy z północy. Do ich portfeli wpada prawie 220 zł więcej niż kolegom z południa.

- W mieście mówi się, że jeśli iść do pracy do urzędu, to lepiej do marszałkowskiego, bo tam lepiej zarabia się niż w miejskim - mówi emeryt Stefan Pilch z Zielonej Góry. I rzeczywiście. Urząd Marszałkowski to miejsce, gdzie - jeśli chodzi o administrację samorządową - zarabia się w regionie najlepiej. Statystyczny pracownik marszałka ma 4.433 zł brutto, czyli 3.155 „na rękę” (więcej - patrz: ramka obok).

Zielona Góra z podwyżką

W zielonogórskim ratuszu, gdzie pracuje 506 osób, tak dobrze nie ma. Średnie zarobki to 3.606 zł brutto (2.579 zł netto). Dodajmy - już po tegorocznych podwyżkach, na które dla 3,2 tys. urzędników ratusza i jednostek podległych miastu poszło 7 mln zł.

- Polacy generalnie zarabiają mało pieniędzy i wynagrodzenia urzędników powinny być wyższe. Powinni zarabiać 5-6 tys. zł brutto. A zarobki prezydentów, burmistrzów? Powinny być uzależnione od wysokości budżetów gmin. Poza tym prezydenci miast na prawach powiatu (w Lubuskiem to Gorzów i Zielona Góra - dop. red.). pełnią też funkcję starostów. I to też powinno zostać uwzględnione w wynagrodzeniu - mówi prezydent Janusz Kubicki (dostaje 8.862 „na rękę”).

Więcej w Gorzowie

Trochę lepiej - średnio 220 zł więcej - zarabiają urzędnicy w Urzędzie Miasta w Gorzowie.

- Jak na moje obowiązki, to zarabiam średnio. Zajmuję się sprawami organizacyjnymi, przygotowaniem przetargów, opodatkowaniem nieruchomości miasta, sprawozdaniami. To bardzo odpowiedzialna praca, a zarabiam 2,5 tys. zł „na rękę” - mówi nam Anna Dębicka z wydziału gospodarki nieruchomościami. Być może niebawem będzie zarabiała więcej. Pensje sporej części urzędników stoją od kilku lat w miejscu. Prezydent Jacek Wójcicki (8.403 zł netto) mówił nam wczoraj, że planuje to zmienić. - Może zrobimy to nawet kosztem jakiejś inwestycji. Jeśli bowiem z powodu niskich zarobków urzędnicy zaczną odchodzić z pracy, nie będzie kim tych inwestycji przygotowywać - mówi.

Jak wynika z raportu przygotowanego przez pismo samorządowe „Wspólnota”, Gorzów zajmuje dopiero 13. miejsce wśród stolic województw, jeśli chodzi o wydatki na administrację w przeliczeniu na mieszkańca. Statystyczny gorzowski Kowalski wydaje rocznie na urząd 311 zł (w Zielonej Górze to 328 zł na mieszkańca, ale do wyliczeń doszło jeszcze przed połączeniem miasta z gminą). Urząd marszałkowski statystycznego Lubuszanina kosztuje prawie 61 zł. To najwięcej w kraju, ale dodajmy uczciwie, że wynika to z niewielkiej liczebności regionu i obsługiwania funduszy europejskich przez urząd (inne województwa raczej tego nie robią).

Podobnie jak urzędnicy w Gorzowie, zarabiają ich koledzy z ratusza w Słubicach. Dostają 3.820 zł brutto. W tym roku były podwyżki dla osób, które na porównywalnych stanowiskach zarabiały najmniej.

Najmniej w Nowej Soli

- Zawsze słyszy się o „urzędniczej pensji”. Moja koleżanka pracuje w urzędzie. I faktycznie, jak na liczbę obowiązków, nie zarabia dużo, ale ma za to stałą pewną pracę. U prywaciarzy nigdy nie wiadomo, kiedy pracy może zabraknąć - mówi Urszula Barzykowska, mieszkanka Świebodzina. Tu w urzędzie miejskim zarabia się średnio 2.270 zł „na rękę”, a pracownicy - jak w większości innych urzędów - nie otrzymują premii. W Nowej Soli - to zarobki są najmniejsze - średnia pensja netto to 1,9 tys. zł.

Dużo lepiej mają urzędnicy starostwa powiatowego w Międzyrzeczu. Po styczniowych podwyżkach średni zarobek to 4.095 zł.
- 12 tys. zł brutto, które maksymalnie można zarobić w urzędzie, to nie jest dużo. Szefowie spółek skarbu państwa, którzy często mają mniejszą odpowiedzialność, zarabiają przecież nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Nic nie stałoby na przeszkodzie, aby prezydenci dużych miast czy marszałkowie mogli zarabiać sześciokrotność średniej krajowej, co na dziś daje 26 tys. zł - mówi Mariusz Andrzejewski, ekspert Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Urząd Marszałkowski

Urząd Wojewódzki

ądze dostaje dyrektor generalny urzędu Roman Sondej - najlepiej zarabiający pracownik LUW-u.

Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli
Jako szefowie samorządów zarabiamy najwyżej 8 tys. zł. To jest jednak płaca za pracę jak na dwóch etatach. My pracujemy kilkanaście godzin dziennie, także w weekendy. Prezydentami, burmistrzami, wójtami jesteśmy cały dzień. Ciąży na nas odpowiedzialność. Jesteśmy pozbawieni prywatności. Ciężko podnieść zarobki urzędników. Gdybym chciał, aby wzrosły one o 4 proc., musiałbym o 4 proc. podwyższyć podatki w mieście. Innej możliwości nie ma.

Tomasz Ciszewicz, burmistrz Słubic
Czy to prawda, że im niższy szczebel samorządu, tym średnia zarobków jest niższa? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale tak jakoś jest, że im bliżej urzędnicy są ludzi, tym jest większa presja społeczna. Urzędnicy zdają sobie sprawę z tego, że są oceniani przez ludzi. W moim urzędzie magister inżynier zarabia 2,1 tys. zł, dlatego borykamy się za znalezieniem chętnych do pracy. A gdybym chciał mu dać podwyżkę 200 zł, od razu spotkałbym się z ostrą krytyką.

Jacek Wójcicki, prezydent Gorzowa
Urzędnicy zarabiają za mało. Ktoś zaraz powie, że jest wręcz przeciwnie. Trzeba jednak pamiętać, że urzędnicy odpowiadają za milionowe inwestycje. za sprawy ludzkie, a to jest ogromna odpowiedzialność. Pensje szefów samorządu powinny być regulowane w zależności np. od liczebności mieszkańców. Jako prezydent Gorzowa (120 tys. osób
- dop. red.) zarabiam tyle samo, jak gdy byłem wójtem Deszczna (ponad 8 tys. mieszkańców), choć odpowiedzialność jest nieporównywalna.

Jarosław Miłkowski

Jestem dziennikarzem gorzowskiego działu miejskiego "Gazety Lubuskiej". Zajmuję się tym, co na co dzień dzieje się w Gorzowie - opisuję to, co dzieje się w magistracie, przyglądam się miejskim inwestycjom, jestem też blisko Czytelników. Często piszę teksty o problemach, z którymi mieszkańcy przychodzą do naszej redakcji w Gorzowie (Park 111, ul. Sikorskiego 111, II piętro). Poza tym bliskie mi są tematy związane z Kościołem. Od dzieciństwa jestem też miłośnikiem żużla, więc zajmuję się też tą dyscypliną sportu. Gdy żużlowcy rozgrywają sparingi, turnieje szkoleniowe a także jeżdżą w turniejach za granicą Polski, wybieram się tam z aparatem fotograficznym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.