Jak Polka we Lwowie uratowała Żydówkę. Paulina Wąsata zasłużyła na to, by nie była zapomniana

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Krzysztof Ogiolda

Jak Polka we Lwowie uratowała Żydówkę. Paulina Wąsata zasłużyła na to, by nie była zapomniana

Krzysztof Ogiolda

Paulina Wąsata w czasie okupacji pomogła ocalić życie Żydówce, córce swoich pracodawców. Marek Rzewuski z Namysłowa zabiega, by upamiętnić jej szlachetny czyn.

Paulina, zwana przez krewnych i przyjaciół Michalincią, była ładną dziewczyną. Według rodzinnego przekazu warkocz miała tak długi, że mogła na nim usiąść. Mimo zalet urody za mąż nie wyszła.

Być może zaważyła na tym niezbyt mądra zabawa przy pasieniu krów - dzieciaki maksymalnie rozgrzewały nogi przy ognisku, a potem gwałtownie je studziły w rzece - z czasem na jednej z nóg Pauliny pojawiły się czyraki, potem noga zaczęła „schnąć”, zrobiła się krótsza. Do lekarza do odległego o 12 kilometrów Tarnopola nikt z Zaścianki nie pojechał.

Z chłopakiem, który zaproponował jej małżeństwo, ostatecznie zerwała. Być może wystraszyła się biedy i perspektywy spędzenia reszty życia nad balią, w roli praczki.

Polska bogata, Polacy życzliwi

Pracowała jako służąca w rodzinie bogatych Żydów, państwa Einlegerów w Tarnopolu przy ul. Szeptyckich. Głowa domu, Bernard Einleger był właścicielem rozlewni piwa i lemoniady. Miał konie i wozy, którymi pracownicy rozwozili je do sklepów i lokali. Einlegerowie byli rodzicami dwóch córek, starszej Bronki i młodszej Ireny. Zacną rodzinę znało pół Tarnopola. Kiedy interes się rozwinął, przenieśli się na ul. Połczyńską do Lwowa. Michalincię zabrali ze sobą.

Czuli się najwyraźniej pewnie. Tak pewnie, że kiedy przed wybuchem wojny siostra z Londynu zaproponowała pani Einlegerowej, by ta z rodziną przyjechała do Anglii, póki jeszcze czas, spotkała się z odmową. Po co wyjeżdżać, skoro Polska jest bogata, a Polacy przyjaźni - pytała.
O pamięć o ciotce Paulinie (tak na nią mówi, choć w rzeczywistości była siostrą jego babci) upomina się pan Marek Rzewuski z Namysłowa.

- Pamiętam ją dobrze, mam obecnie 66 lat - wspomina - zmarła w latach 80. Została pochowana w Gręboszowie. Cała rodzina żyła przez lata jej wojenną historią.

Sytuacja Einlegerów, jak wszystkich lwowskich Żydów, zmieniła się z chwilą wejścia Niemców do miasta.

- Bernard Einleger został zamordowany przez Niemców na podwórku swojej kamienicy w1942 - opowiada Marek Rzewuski. - W pamięci naszej rodziny został on jako niezwykle dobry, otwarty, tolerancyjny człowiek. Swoją śmierć przewidział. Zanim zginął od niemieckiej kuli, zdążył konie i pojazdy do przewożenia napojów podarować swoim wozakom. Nie przeszkadzało mu to, że służąca jest głęboko religijna. Einlegerowie chodzili do synagogi, Paulina do kościoła. Ciotka należała do tzw. trzeciego zakonu, chodziła w procesji w białej sukni. A kiedy ufundowała szopkę do kościoła w rodzinnej Zaściance, pan Bernard zaniósł jej do pociągu - niczym nie opakowane - duże gipsowe Dzieciątko Jezus.

Pozostało jeszcze 76% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Krzysztof Ogiolda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.