Jeszcze w tym wieku będziemy w naszym regionie uprawiać winogrona

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Alicja Olchanowska

Jeszcze w tym wieku będziemy w naszym regionie uprawiać winogrona

Alicja Olchanowska

Obserwujemy zmiany termiczne klimatu powodujące wydłużenie sezonu wegetacyjnego, czyli okresu, kiedy produkcja rolna się wydłuża – mówi prof. Andrzej Górniak z Katedry Ekologii Wód na Wydziale Biologii Uniwersytetu w Białymstoku.

Kiedy naukowcy mówią o zmianach klimatycznych, to zazwyczaj mają na myśli te o globalnym charakterze. Niewielu dotąd zajmowało się zmianami klimatu w naszym regionie. Dlaczego pan się tym zainteresował?

U nas, na Podlasiu, te zmiany klimatyczne widoczne są tylko od czasu do czasu, ale jak już się pojawiają, to na tak ogromną skalę, że od razu media informują o pojawieniu się zjawisk, które zagrażają człowiekowi lub niszczą dorobek jego życia. Znacznie częściej o niepokojących zjawiskach mówi się w skali globalnej albo jeśli chodzi o duże regiony jak np. Europa. Jednak problem zmian klimatu zaczyna być coraz bardziej odczuwalny w każdym regionie, dlatego też Unia Europejska w nowej perspektywie finansowej zwraca uwagę na takie działania rozwijające gospodarkę i polepszające nasze warunki bytu, które jednocześnie będą starały się ograniczyć skutki zmian klimatycznych.

Rzeczywiście, w naszym regionie – może ze względu na to, że nie ma u nas placówki naukowej, która szeroko bada i informuje o tych zmianach – to ja podjąłem się tych działań i od kilku lat zajmuję się zagadnieniami ekohydrologicznymi. Woda bowiem to jeden z ważnych elementów, który kształtuje nasze warunki pogodowe. Zająłem się tym zagadnieniem, ponieważ już w czasie studiów geograficznych lubiłem i meteorologię, i klimatologię. Później, w szkole podchorążych, skierowano mnie do Dęblina, gdzie przez 3 miesiące byłem w szkole dla meteorologów i znacząco pogłębiłem swoją wiedzę praktyczną. A kiedy w Malborku miałem praktyki lotnicze, nauczyłem się podstaw prognozowania pogody. Później napisałem moją pierwszą książkę o klimacie województwa podlaskiego, a teraz przygotowuję nowe wydawnictwo na ten temat pt. „Klimat województwa podlaskiego w czasie globalnego ocieplenia”.

I jakie są pana obserwacje?

Nasz klimat powoli się ociepla i wiążą się z tym liczne zmiany przyrodnicze. Środowisko naturalne reaguje na zmiany w dopływie energii do Ziemi, a w glebie odbywa się dalsza dystrybucja ciepła.

Te wzrosty temperatur są niebagatelne, bo – jak pan wskazuje – nasz klimat ociepla się średnio 0,3 stopnia Celsjusza na 10 lat.

Ta wartość w ostatnim dziesięcioleciu uległa dalszemu zwiększeniu. Stosowane w Europie modele klimatyczne, nawet te najbardziej pesymistyczne, zaczynają być, niestety, coraz bardziej aktualne. Gdy zestawiłem pierwsze prognozy dla lat 2010-2020, to– jeśli chodzi o średnią temperaturę powietrza w naszym regionie – ta realna wartość przekroczyła wartości wcześniej prognozowane. Wyprzedzamy niestety uprzednio prognozowane tempo wzrostu temperatury. Jest to bardzo niebezpieczne, bo wzrost średniej temperatury powietrza to jednocześnie wzrost zawartości pary wodnej w powietrzu. W związku z tym mamy większą ilość wody w obiegu atmosferycznym.

To źle, prawda?

Źle, bo wszelkie procesy pogodowe z udziałem wody stają się coraz silniejsze i bardziej energiczne. Tak jak kiedyś mieliśmy po prostu wiatry i burze, to teraz coraz częściej o zjawiskach pogodowych mówi się: „Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy!”. W naszym regionie wzrasta też ilość trąb powietrznych. W ciągu ostatnich 20 lat było aż 30 takich incydentów! A trzeba powiedzieć, że trąba powietrzna to zjawisko bardzo niebezpieczne, które posiada niszczycielską siłę i nie da się przewidzieć jego dokładnej lokalizacji. Na szczęście obejmuje krótkie odcinki terenu, do jednego kilometra. Jednak zniszczenia, jakie niesie, powodują poważne straty gospodarcze.Wskutek gwałtownych ulew coraz częściej zalewa nam ulice, a ludziom – domy, piwnice, garaże.

Poważnym problemem staje się bowiem ilość wody z opadów, która płynie po powierzchni, a nie przenika w głąb gleby. A wszystko przez to, że postępująca urbanizacja spowodowała ograniczenie możliwości przenikania wód opadowych do gruntu. Na przykład w Białymstoku uszczelnienie terenu jest na poziomie 70-80 proc. To generuje duże wezbranie wód nawet po niedużych opadach. Widoczne jest to, gdy porównamy np. rzekę Białą i Czarną. Po opadach na rzece pozamiejskiej nie ma żadnej reakcji, natomiast w Białymstoku już po małym deszczu jest duże wezbranie, a często powoduje ono ogromne zalania miasta.

Podkreśla pan, że musimy zmienić sposób myślenia o systemach melioracyjnych.

Musimy pamiętać, że opady na obszarach miejskich, a nawet wiejskich, ale z dużym uszczelnieniem, mogą powodować bardzo przykre konsekwencje. W związku z tym musimy zmienić nasz sposób myślenia o środowisku, bo zwiększony spływ powierzchniowy skutkuje tym, że zasoby wód podziemnych się kurczą. Zwracam uwagę na to, co my możemy zrobić, żeby nie było gorzej i żebyśmy się czuli bezpiecznie. Bo środowisko zaczyna nam zagrażać bardziej niż nam się to wydaje.

Sugeruje pan m.in. budowę sieci oczek wodnych.

Tak, ale tylko takich, które retencjonują, czyli przytrzymują wodę opadową. Natomiast wątpliwa jest potrzeba kopania szeregu oczek, które zasilane są płytkimi wodami podziemnymi. Takie oczka czy stawy raczej ograniczają retencję, bo to jest tak, jakbyśmy stworzyli na naszej skórze otwartą ranę, z której woda wypływa i ją tracimy. Natomiast warto przede wszystkim kumulować wodę opadową.

Ludzie na całym świecie, a szczególnie w strefach klimatycznych o zróżnicowanych warunkach wilgotnościowych, tworzą liczne podziemne zbiorniki na wodę opadową. Na przykład w klimacie monsunowym, który jest bardzo zróżnicowany sezonowo pod względem ilości opadów, w czasie wilgotnego sezonu ludzie gromadzą w dużych studniach tę wodę po to, żeby ją wykorzystywać w okresie suchym. Również retencjonowanie wody opadowej z dachów uważam za bardzo słuszną ideę. Zresztą pamiętam z dzieciństwa, że kobiety starały się zbierać wodę opadową spływającą z dachów, a potem myły nią włosy, bo taka woda jest wyjątkowo miękka.

Podkreśla pan też znaczenie rowów melioracyjnych.

Tak, bo ich rzeczywistą funkcją do tej pory było przede wszystkim odprowadzanie wody, a w aktualnych warunkach z licznymi suszami muszą zacząć pełnić funkcję regulacyjną. Melioracja bowiem oznacza regulację, a tymczasem w Polsce funkcjonuje złe skojarzenie, że melioracja to tylko odwodnienie. A przecież ilość wody, jaką możemy skumulować w rowach melioracyjnych, odpowiada objętości wody, jaka jest w zbiornikach! Myślę, że jest tu bardzo duża rola właścicieli terenów rolnych, aby te systemy rewitalizować i żebyśmy zwiększyli tę retencję wody na terenach silnie zmeliorowanych, bo to nam przyniesie wymierne efekty.

Wróćmy jeszcze do tematu ocieplenia. Wraz ze wzrostem temperatury powietrza wzrasta też temperatura gleby. Co to oznacza dla rolników? Czy czekają nas zmiany w uprawach?

Na razie rzeczywiście obserwujemy zmiany termiczne klimatu powodujące wydłużenie sezonu wegetacyjnego, czyli okresu, kiedy produkcja rolna się wydłuża. Trzeba jednak zaznaczyć, że u nas, w Polsce północno-wschodniej, ten sezon nie trwa tyle, co np. w Polsce zachodniej. Zawsze są co najmniej 2-3 tygodnie (lub więcej) różnicy między zachodem a naszym regionem. Jednocześnie lata stają się coraz cieplejsze, w związku z tym powinniśmy zastanowić się nad wprowadzeniem do uprawy takich roślin, które by były przydatne dla człowieka, a jednocześnie zwiększyły możliwości produkcji paszy i żywności. Przykładem może być chociażby kukurydza.

W porównaniu do roku 2000 w województwie podlaskim prawie dziesięciokrotnie zwiększyła się powierzchnia uprawy kukurydzy nie tylko na paszę, ale również na ziarno. Z drugiej strony, mamy możliwość uprawy roślin bardziej wymagających termicznie. Oczywiście na razie jeszcze nie myślimy o winogronach (śmiech). Myślę jednak, że pod koniec tego stulecia zaczną występować u nas pola z winogronami. Zresztą, w średniowieczu np. na Lubelszczyźnie uprawiano winną latorośl, ponieważ w tym czasie było wyjątkowo ciepło. Ślad po tym widzimy w herbie Lublina - koziołek opiera się o winną latorośl.

Czy za jakiś czas zobaczymy na podlaskich polach również cytryny i pomarańcze?

Na pewno nie w ciągu najbliższego pięćdziesięciolecia. Uważam za to, że powinniśmy pójść w kierunku produkcji warzyw. Z jednej strony mamy dosyć czyste powietrze, a dobra jakość powietrza jest niezbędnym warunkiem do ich uprawy. Z drugiej strony – warzywa przy niewielkim nawożeniu organicznym dają dosyć dobre plony, a w dodatku uprawa warzyw wpływa bardzo korzystnie na właściwości gleby. Bo musimy zwrócić uwagę na to, że przy zmianach wykorzystania terenu z lasów na tereny uprawne następuje przyspieszona mineralizacja materii organicznej, a trzeba pamiętać, że materia organiczna jest jednym z ważnych czynników retencji wody w glebie.

Ostatnie badania wskazują, że uprawa warzyw w sposób mniej intensywny wykorzystuje zasoby materii organicznej, a wręcz – przy długiej uprawie – powoduje jej wzrost. Na przykład na obszarach Polski, gdzie dawniej były ogrody dworskie, teraz jakość takich gleb jest zdecydowanie wyższa niż na terenach niewykorzystywanych jako ogrody. Na pewno przed rolnikami stoi wiele wyzwań. Myślę, że ważnym ograniczeniem klimatycznym – jeśli chodzi o produkcję rolną – będzie woda. Do uprawy roślin potrzeba dużych zasobów. Pytanie, jak rolnictwo sobie poradzi z okresowymi niedoborami i suszami. Rolnicy powinni pomyśleć nad tym, jak zachować tę wodę – chodzi mi o sposób produkcji i wprowadzenie działań i innowacji ograniczających degradację gleb. Każda uprawa nienaturalna niszczy glebę w różny sposób, pod względem chemicznym i fizycznym. Mamy na przykład problem coraz większego zagęszczenia gleb, które ogranicza korzystne warunki powietrzne i infiltrację wody w glebie. Dawniej okresowo stosowano orkę z pogłębiaczem, a teraz – przy cięższym sprzęcie – to zagęszczenie gleb jest coraz większe i, co gorsza, niekorzystnie wpływa na obieg wody w glebie.

Jak jeszcze możemy poprawić zdrowotność gleb?

Musimy starać się ograniczać stosowanie sztucznych środków chemicznych, a zacząć proponować te, które występują w naturze. Chodzi mi o środki ochrony roślin, produkowane na bazie naturalnych, występujących w środowisku substancji, a także o zabiegi poprawiające zdrowotność gleb. Zdrowotnością gleby na razie nasze doradztwo rolnicze mało się zajmuje. Tymczasem istnieje wielka dyskusja w środowisku naukowym na świecie, jak oceniać zdrowotność gleb, ale brakuje specjalistów do takich badań. Myślę, że też na naszym Wydziale Biologii Uniwersytetu w Białymstoku będziemy w nieodległej przyszłości kształcić specjalistów, którzy będą się dobrze znali na organizmach glebowych.

Powinniśmy nauczyć się oceniać zdrowotność gleb na podstawie parametrów wskazujących na stan fauny glebowej, ponieważ to właśnie ona odpowiada za utrzymanie równowagi biologicznej, utrzymuje naturalne procesy biochemiczne i daje możliwość do rozwoju roślinności. Mamy przecież lasy, gdzie nikt nie podlewa ani nie sypie nawozu, a mimo to rośliny tam rosną. Istnieją więc naturalne, głównie biologiczne procesy, które wspomagają i regulują ten wzrost. Obecnie fauna glebowa zaczyna być zastępowana środkami chemicznymi, więc system staje się coraz bardziej rozchwiany. Zanikają naturalne regulatory.

Poruszył pan temat fauny i flory. Bo przecież zmiany klimatyczne nie wpływają tylko na człowieka, ale również na inne organizmy. Jak sobie z tymi zmianami radzą zwierzęta i rośliny na Podlasiu?

W naturze także obserwujemy różnego rodzaju ekstremalne zjawiska, które pokazują, że jeżeli organizmy mają niekorzystne warunki, to migrują. czyli przemieszczają się. Powodem tych migracji może być np. niedobór wody czy innych, niezbędnych do życia środków. W naturze jednak nie ma przestrzeni wolnej (za wyjątkiem terenów polarnych, czy wysokogórskich) , zawsze jest ona zastępowana innymi organizmami, które potrafią dostosować się do środowiska. Przez cały czas obserwujemy pewną fluktuację zasobów przyrodniczych poszczególnych populacji organizmów roślin i zwierząt. Jest ona tym bardziej intensywna, gdy w tym procesie uczestniczy człowiek, który – zajmując przestrzeń – ogranicza możliwości rozwoju, rozmnażania i naturalnej migracji tych organizmów. Na dodatek ludzie różnymi drogami rozprowadzają substancje sztuczne lub szkodliwe dla środowiska.

Jak możemy chronić różne podlaskie „organizmy” przed zmianami klimatu?

Powinniśmy tworzyć jak najlepsze warunki dla funkcjonowania naturalnych populacji. Okazuje się, że istnienie tych naturalnych obszarów o mało zmienionej strukturze stanowi bezpieczeństwo dla środowiska przyrodniczego obszarów niechronionych, w tym również i miejsc, w których my żyjemy. Trzeba zwrócić uwagę na to, że rezerwaty czy parki krajobrazowe to nie tylko miejsca, do których nie można wejść, ale są to też regulatory całego środowiska, które zabezpieczają także tereny poza obszarami naturalnego funkcjonowania różnych organizmów. Drapieżniki czy też inne organizmy z terenów chronionych penetrują te nasze tereny i – korzystając z ich zasobów - przyczyniają się do częściowej redukcji pośrednich efektów zmian środowiska, wywołanych zmianami klimatycznymi i działalnością człowieka. Im więcej terenów chronionych, tym bezpieczeństwo biologiczne środowiska człowieka wzrasta. Dlatego musimy robić wszystko, aby zabezpieczyć te naturalne ekosystemy. Po prostu nam się to też opłaca…

Czy może pan wskazać, które gatunki mieszkające na Podlasiu nie wytrzymują zmian klimatu i zaczynają emigrować? A które gatunki migrują z kolei w nasze strony z innych krajów?

Znamy przede wszystkim te organizmy, które wyemigrowały albo po prostu wyginęły, np. tur. W Polsce do niedawna popularna była populacja dropia - dużego ptaka, którego rozpiętość skrzydeł wynosiła 2,5 m długości. Mamy też organizmy, które znacząco powiększają swój obszar występowania np. norkę amerykańską, która ogranicza rozwój populacji ptaków, mięczaków i ryb. Od zachodu na wschód kraju szop pracz stale poszerza swoje rewiry. A może roznosić wściekliznę i pasożyty, m.in. groźne nicienie. Ponadto zaczynają się pojawiać u nas gatunki ciepłolubne, szczególnie niektóre gatunki ptaków. Znamy już przypadki gatunku papug, które pojawiły się na Dolnym Śląsku. Głównie więc mamy migracje z zachodu i południa, ale również zaczynają się u nas pojawiać organizmy z północy. Nie jest to jeszcze duża inwazja, natomiast o wiele bardziej niebezpieczne są inwazje organizmów, które zostały do nas przywleczone albo celowo wprowadzone i zaczynają nam bezpośrednio zagrażać.

Przykładem jest chociażby inwazja ślimaków bezdomkowych, które zaczynają wyżerać i niszczyć uprawy. Z tym mamy problem, ponieważ nie ma u nas chętnych na taką dietę ślimakową (śmiech). Gatunki te zostały sprowadzone ze Stanów Zjednoczonych w celu regulacji albo rozdrabniania biomasy w zakładach przetwórstwa owocowo-warzywnego i, niestety, wymknęły się spod kontroli i przeniosły na nasze pola i ogródki. W ramach programu unijnego monitorujemy wszelkie gatunki inwazyjne, a te najbardziej niebezpieczne stopniowo eliminujemy (np. kolczurkę klapowaną, dwa gatunki niecierpka, barszcz Sosnowskiego). Należy jednocześnie zachować szczególną ostrożność przy sprowadzaniu nowych gatunków organizmów na nasze tereny, a przecież ostatnio Polacy specjalizują się w hodowli egzotycznych ryb, płazów i gadów. I potem coraz częściej takie zwierzęta są znajdowane np. w parkach czy na osiedlach. Wydaje się, że to tylko hobby, ale może to być bardzo niebezpieczne nie tylko dla człowieka, ale także dla ekosystemów naturalnych.

Więcej informacji o zmianach klimatycznych w województwie podlaskim znajdziemy w pana najnowszym wydawnictwie.

Tak, wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku ukaże się na przełomie października i listopada. Książka jest dofinansowana z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Białymstoku i w związku z tym bezpłatną przesyłkę z Uniwersytetu dostaną urzędy gminne, powiatowe, biblioteki szkół średnich oraz inne instytucje w naszym województwie.

Alicja Olchanowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.