Jurek Owsiak: Za rok Przystanek Woodstock albo ekumeniczny, albo nie będzie go wcale [ROZMOWA]

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Karolina Koziolek

Jurek Owsiak: Za rok Przystanek Woodstock albo ekumeniczny, albo nie będzie go wcale [ROZMOWA]

Karolina Koziolek

Władze PiS otwarcie krytykują Jerzego Owsiaka, jako człowieka „totalnej opozycji”. On sam nazywa to abstrakcją i zastanawia się, czy festiwal przetrwa. - Może pomogą związki wyznaniowe. Mnisi buddyjscy, gmina żydowska? - spekuluje. - Już piszą do nas nie władze tych związków wyznaniowych, ale ich członkowie.

Przyszłoroczny Przystanek Woodstock będzie organizowany przez związek wyznaniowy, np. przez Kościół katolicki?
Może. Wszystko jest możliwe. Odezwałem się do ludzi z takim hasłem, bo kuriozalnie w Polsce związki wyznaniowe nie muszą przestrzegać przepisów dotyczących organizacji imprez masowych, dlatego samo przez się nasuwa się pytanie, dlaczego Przystanku nie organizować pod jakimś związkiem wyznaniowym.

Ta Pana odezwa była na poważnie?
Tak. Mało tego. Dostaliśmy bardzo wiele poważnych odpowiedzi. Chociażby od mnichów buddyjskich, od Kościoła narodowego, od gminy żydowskiej, od Kościoła katolickiego. Piszą do nas nie władze tych związków wyznaniowych, ale ich członkowie. Osoby, które będąc aktywnymi członkami swoich wspólnot, doskonale wiedzą, czym jest Przystanek Woodstock, co my robimy i chcą pomóc.

Jurek Owsiak: Za rok Przystanek Woodstock albo ekumeniczny, albo nie będzie go wcale [ROZMOWA]
Mariusz Kapała Jurek Owsiak zastanawia się, czy to już ostatni Przystanek Woodstock. - Będziemy walczyć do końca - mówi

Czy padły jakieś konkretne propozycje miejsc, gdzie nowy Przystanek Woodstock mógłby się odbywać?
Nie, nie, nie idźmy w tym kierunku. My proponujemy imprezę, która ma 23 lata. Doskonale wiemy, co chcemy robić i jak, a związki wyznaniowe zapraszamy do współpracy. Jeśli ktoś zna Przystanek Woodstock, to wie, że nie ma znaczenia, gdzie on będzie się odbywał. Przystanek był już w różnych miejscach. To nie jest tak, że szukam oferty od kogoś, kto ma miejsce i duże pole. To nie na tym polega.

A na czym?
Miejsce może być jakiekolwiek, zaproponowane przez nas. Wyobrażam sobie natomiast, że kolejny festiwal może być ekumeniczny, czy nawet więcej, organizowany przez katolików, buddystów, Żydów i innych. Ekumeniczny Przystanek Woodstock.

Wszystko przez to, że policja po raz drugi uznała, że festiwal ma status podwyższonego ryzyka? Musieliście zatrudnić dodatkową ochronę na kilka dni przed otwarciem.
Tak. Tegoroczny Przystanek Woodstock trwa, ale jego organizacja sporo nas kosztowała. Musieliśmy dodatkowo zatrudnić 160 osób z uprawnieniami do ochrony. Wzięliśmy osoby, które były dostępne na rynku. To osoby przypadkowe, takie, które o festiwalu nic nie wiedzą. Zgadza się matematyka, ale to się nie przekłada na jakość ochrony, na rzeczywisty wzrost bezpieczeństwa uczestników.

Z władzą jest sens dyskutować? Przekonywał Pan, że wprowadzone „ulepszenia” niewiele w tym wypadku zmienią?
Nie ma tu co bić piany, bo ani to nic nie zmieni, ani nic nie da. Nikt nie robi w Polsce takiego festiwalu, jak my, dlatego trudno nas do kogoś porównywać także w kwestii zastosowania przepisów dotyczących zabezpieczeń. Roztrząsanie niuansów nic tu nie da. Wolę się skupić na tym, że jesteśmy jedyną imprezą, która ma obecnie status podwyższonego ryzyka. A to oznacza dla nas matematykę: coś trzeba dodać, czegoś musi być więcej, a nie wynika to z niczego, żadnego realnego zagrożenia. Nie słyszałem o żadnym alercie dla Polski, żadnego podwyższonego ryzyka organizacji imprez masowych dla naszego kraju. Nie słyszałem, by coś się gdzieś działo, co powoduje konieczność dodatkowych zabezpieczeń imprez w Polsce. Dotyczy to tylko nas.

Odbiera Pan to jako szykany wobec festiwalu?
Jako coś, co jest trudne do spełnienia, ponieważ jesteśmy festiwalem bez biletów, pieniądze mamy wyłącznie od sponsorów i w sensie finansowym trudno nam gasić pożary, jakim jest np. konieczność zatrudnienia 160 dodatkowych osób na ostatnią chwilę. Każda taka decyzja jest dla nas bolesna. Ale nie próbuję tego w jakikolwiek sposób oceniać, tylko wiem, że musimy się z tym zmierzyć, boksować. Ale festiwal stoi. Na nasze konto wpłynęło ponad 52 tys. złotych od Polaków z całego świata. Gdy usłyszeli, że mamy problem, postanowili nas wesprzeć. Dodatkowe koszty na ochronę to dla nas 200 tys. zł, więc ta pomoc bardzo nas ucieszyła.

Pisał Pan na Facebooku, że wobec rosnących wymagań ze strony władz już nie dacie rady. Co z festiwalem w przyszłym roku?
Czas pokaże, co będzie. Proszę pamiętać, że bardzo wiele manipulowano przy ustawach o zgromadzeniach. Jesteśmy zaskakiwani jako Polacy. Przepisy prawa w każdej dziedzinie życia ulegają radykalizacji. Prawo w naszym kraju może zmienić się w ciągu tygodnia. Nie wiemy, czy za pół roku w Polsce coś się nie zmieni i Przystanek Woodstock w ogóle nie będzie miał szansy na organizację.

Nie obawia się Pan, że zostanie posądzony o zbytnią emocjonalność i przesadę?
A niech posądzają. To jest 23. Przystanek Woodstock i trudno, żebym miał do sprawy dystans. Ludzie, którzy chcą tu przyjechać, muszą wiedzieć, na czym stoją. Już w przeszłości informowaliśmy, że być może będziemy musieli wyjechać z Żar i tak się stało. Dlaczego mam nie mówić o tym wszystkim emocjonalnie? Przecież nie jestem menadżerem do wynajęcia, jak ma to miejsce w przypadku prowadzących wielu innych festiwali. Nie jestem reżyserem, któremu ktoś płaci za zrobienie wydarzenia. Ja na przykład nawet nie wiem, kto jest dyrektorem festiwalu w Opolu. To, co robimy na Przystanku Woodstock, to nasz festiwal. Ma świetne recenzje na całym świecie, jako profesjonalnie przygotowana impreza. Jest robiona przez nas, angażujemy się w to w całości, w związku z tym, dlaczego mam nie mieć emocji. Myślę, że dzielenie się emocjami jest dobre, ludzie czują, że robimy coś od serca i szczerze mówimy o tym, co się wokół tego dzieje.

Festiwal opolski w tym roku się nie odbył, na Wasz też władza czyha. Jak Pan myśli, o co tu chodzi?
Trudno mi oceniać, co lubi władza i o co w tym wszystkim chodzi. To, co mogę powiedzieć, to fakt, że nasz robimy bardzo profesjonalnie i denerwuje mnie, kiedy ze strony władzy padają określenia, że Przystanek Woodstock to festiwal niebezpieczny albo gdy przylepia się nam różne przymiotniki. Robią to ludzie, którzy tu nigdy nie byli. Robimy festiwal jak najlepiej. Chcemy, żeby ludzie dobrze się tu czuli, dobrze bawili, żeby wyjechali stąd wyedukowani. Tak, bo my tu ludzi również edukujemy. Nie chcę boksować się z władzą.

Z boku trochę tak to jednak wygląda. Ludzie zastanawiają się, do czego to boksowanie może doprowadzić.
Jest stare powiedzenie, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Jesteśmy konsekwentni, skoro robimy coś po raz pierwszy, drugi, trzeci, a teraz dwudziesty trzeci, to nagle festiwal nie zrobił się zły, tylko dlatego, że urzędnik ministerialny o nim źle mówi. Tak samo Finał WOŚP. Fakt ile zebraliśmy pieniędzy pokazuje, że to wszystko ma sens. Co roku Finał jest lepszy, lepszy, lepszy i coraz więcej z udziałem ludzi. I to jest najważniejsze.

Mariusz Błaszczak powiedział niedawno w Polskim Radiu, że jest Pan związany z totalną opozycją i mówi wszystkim „róbta co chceta”, a organizując festiwal tkwi w przeświadczeniu, że „będzie dobrze”. Przypomniał zarazem, że niedaleko Kostrzyna, za zachodnią granicą, w ubiegłym roku doszło do ataku terrorystycznego, a Pan rzekomo zaprosił na festiwal emigrantów z Frankfurtu nad Odrą. Łączenie tych faktów Pana zaskoczyło?
Nad tą wypowiedzią nie ma się co zastanawiać. Nastąpiła tu kosmiczna wolta myślowa pana ministra, trudno to komentować. To twierdzenia z pogranicza fantazji. Nie pochylałbym się nad tym. Jestem już gdzie indziej.

Gdzie?
Dla mnie ważne jest to, w jaki sposób w czwartek [rozmawiamy w poniedziałek - red.] rozpoczniemy Przystanek Woodstock, czy wszystko się uda punktualnie, czy damy radę, żeby ludzie wytrzymali, jeśli będzie upał, jak będzie działał szpital polowy, czego trzeba więcej. Rok temu padał deszcz, dwa lata temu było 5 st. C w pewnym momencie. Musieliśmy kupić koce NRC, żeby ludzi okrywać, żeby nikt się nie wyziębił. To jest teraz w mojej głowie, a nie to, co się komu z ust ulało. To abstrakcja.

Abstrakcja?
Za tydzień zakończony i udany festiwal będzie naszą kartą przetargową na przyszły rok. Jednak gdy będziemy czuli, że dochodzimy do ściany, będziemy musieli podsumować naszą pracę i powiedzieć, że dziękujemy bardzo, już dalej nie damy rady. Przecież nie jesteśmy Janosikami.

Mówił Pan, że jest konsekwentny. I konsekwentnie organizuje festiwal.
To o czym wspomniałem, to właśnie konsekwencja. Konsekwencja polega na tym, że jeśli okaże się, że w pewnych warunkach nie można czegoś robić, to tego nie robimy. Powody mogą być bardzo różne. Może wejdzie w życie ustawa, że zakazuje się organizacji festiwali w piątki i soboty. I co? Nic nie zrobimy. Jedno jest pewne, że z kimkolwiek nie będziemy organizowali kolejnych festiwali, to wyczerpiemy wszelkie możliwości. Do samego końca. Byśmy mogli powiedzieć: próbowaliśmy każdej drogi. Na samym końcu odpowiadamy przecież przed tym kilkusettysięcznym tłumem, który tu przyjeżdża.

Jurek Owsiak: Za rok Przystanek Woodstock albo ekumeniczny, albo nie będzie go wcale [ROZMOWA]
Grzegorz Dembiński Od 1999 roku na „Woodstock” przyjeżdżają ewangelizatorzy z Przystanku Jezus. Ale nie tylko... wśród zapraszanych na konferencji gości są też osoby duchowne. W 2015 r. był np. ks. Jan Kaczkowski (zm. 2016)
Karolina Koziolek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.