Kielczanin w podróży dookoła świata (10) Birma [ZDJĘCIA)]

Czytaj dalej
Jacek Słowak Karolina Maj

Kielczanin w podróży dookoła świata (10) Birma [ZDJĘCIA)]

Jacek Słowak Karolina Maj

Tylko u nas. Kielczanin Jacek Słowak opowiada o niezwykłej wyprawie dookoła świata. Dziś część 10 – Birma.

Kielczanin Jacek Słowak wraz z Michałem Szpakiem od 29 października 2015 roku do marca 2016 roku odbyli niezwykłą podróż dookoła świata.Jacek Słowak jest pierwszym mieszkańcem regionu, który pokonał trasę dookoła świata.W tym czasie wraz z przyjacielem Michałem Szpakiem zwiedził 35 krajów, 6 kontynentów i przeżył mnóstwo niesamowitych przygód. Jacek Słowak opisał swe przygody. Będziemy je publikować na echodnia.eu w każdą sobotę. Zamieścimy też wiele wyjątkowych zdjęć jakie zrobił podczas podróży.

Trochę trwało zanim doszliśmy do siebie po , ale gdy w końcu odzyskaliśmy wzrok i władzę w nogach mogliśmy rozejrzeć się po "krainie 2 tysięcy stup", gdzie znajdują się największe atrakcje archeologiczne Azji rozrzucone na rozległym obszarze niemal 40 tysięcy kilometrów kwadratowych . Samo Bagan to stosunkowo nieduże miasteczko - znaleźliśmy nocleg w jednym z kilkunastu tanich hostelików. W Bagan nie byliśmy jedynymi Europejczykami, mijaliśmy już gdzieniegdzie turystów ze Starego Kontynentu.

Piesze wędrówki pochłonęłyby bardzo dużo czasu z uwagi na ogromną przestrzeń, z której pragnęliśmy zobaczyć jak najwięcej. Dlatego poruszaliśmy się tam skuterem (pierwszego dnia) i rowerami (drugiego dnia). Uzbrojeni w latarki-czołówki wyruszaliśmy przed świtem, by mieć okazję patrzeć jak wśród okrytych mgłą pól i rozsianych w skupiska drzew obsypanych soczyście listowiem wyłaniają się z mroku strzeliste stupy i masywne świątynie, a słońce obwieszczając początek dnia ukazuje zachwyconym oczom obfitość barw tej urzekającej krainy: zieleń roślinności tworzyła delikatny kontrast z czerwienią ziemi, a fałdach tego kobierca niby klejnoty błyszczało złoto i biel świątyń.

Zachód słońca, którego nie mogliśmy sobie odmówić również był oszałamiający - z tą różnicą, że wraz z końcem dnia niebo zdawało się płonąć żywym ogniem, gaszone gdzieniegdzie połyskującą bielą obłoków. Stupy podobne były wówczas do żarzących się matowym światłem lamp.
Warto było tłuc się 14 godzin w tym nieszczęsnym pociągu dla tych chwil.
Radość z przebywania w tym wspaniałym miejscu była nieco zakłócana przez kręcących się tu i ówdzie wędrownych sprzedawców pamiątek. Wyciągasz aparat, by utrwalić na zdjęciu piękny widok - zaraz czujesz ciągnięcie za rękę, a przed oczami machają rozmaitymi bibelotami "na pamiątkę" udając, że nie rozumieją twojej odmowy. "Na pamiątkę proszę pani, to właśnie zdjęcie robię" - mruknąłem i poszedłem czym prędzej dalej.

Z Bagan autostopem przejechaliśmy nad jezioro Inle Lake. To bardzo płytki, ale szeroki akwen, w którym tkwi osada - domostwa osadzone na palach, pod nimi platformy, na których trzymane jest ptactwo - kury, kaczki, gęsi. Wynajęliśmy pokoik w jednym z tych uroczych domków i obserwowaliśmy jak toczy się życie tamtejszych mieszkańców. Dzieci do szkoły "dojeżdżają" łódkami. Głównym źródłem utrzymania jest tam rybołówstwo - rybacy łowią posługując się sieciami naciągniętymi na stożkowate stelaże, a każda łódź jest sterowana za pomocą wioseł przyczepionych do nogi, co wymaga dużej zręczności od rybaka. Ciekawy widok stanowiła uprawiana przez miejscowych plantacja pomidorów - grona pięknych dużych owoców znajdowały się nad powierzchnią wody, natomiast korzenie sięgają 2 m pod wodą! Rybacy to lud Inhtas, co oznacza "ludzie jeziora". Ponieważ jezioro jest płytkie, tworzy doskonałe środowisko do rozwoju alg - Inhtas zbierają je i budują z nich wysepki, na których uprawiają rolę. Ryby i płody rolne, które wytwarzają stają się przedmiotem handlu na największym targu wodnym w Birmie.
Spędziliśmy przyjemny dzień towarzysząc naszym gospodarzom i sąsiadom w codziennych czynnościach gospodarskich. Spotkaliśmy się tam z wielką sympatią - biały człowiek wciąż wzbudza sensację w miejscach, gdzie nie docierają echa wielkiego miasta. I tak też było w naszym przypadku - przez ten krótki czas na Inle Lake byliśmy w centrum zainteresowania, czuliśmy sie tak, jakbyśmy byli jedynymi białymi ludźmi, którzy postawili stopę na tych ziemiach. Ale de facto nie byliśmy jedyni - można wyobrazić sobie nasze zaskoczenie, gdy w Inle Lake spotkaliśmy przypadkiem Polaków - turystów pochodzących z Polski. Przy wspólnym obiedzie dzieliliśmy się wrażeniami z podróży.
Następnego dnia wyruszyliśmy na 15 kilometrowy trekking. Po drodze, jeszcze w obszarze Inle Lake trafiliśmy do świątyni, gdzie - rzecz ciekawa- mnisi tresowali koty, ucząc ich skakania przez obręcz.

Opuściwszy naszą uroczą osadę udaliśmy się do Mandalay, które określane bywa najhałaśliwszym miastem Birmy. Za bardzo niską opłatą wynajęliśmy na cały dzień rikszę rowerową z - jak się okazało - bardzo bystrym i zaradnym rikszarzem. Potrafił porozumieć się z nami po angielsku i pomógł nam dokonać pewnych oszczędności, jako że doskonale orientował się w porach zmiany wart przez strażników w muzeach i wszędzie tam, gdzie wstęp był płatny. Odwiedziliśmy tam świątynią Mahamuni (co oznacza: Świątynię Wielkiego Mędrca), gdzie znajduje się najważniejszy w kraju posąg siedzącego Buddy, wykonany z brązu - Birmańczycy wierzą, że jest on najwierniejszą i jedyną istniejącą podobizną Buddy. Słońce oświetla złotą kopułę pagody wydobywając jej niezwykły blask, szmer cichych modlitw unosi się w powietrzu, setki dzwonków na szczycie iglicy wydających delikatną melodię wraz podmuchem wiatru - wszystko to tworzy niesamowitą mistyczną atmosferę wokół tego miejsca. Pałac Mandalay to kolejne miejsce warte zobaczenia - rekonstrukcja zabytku z XIX w. Zbudowany w całości w odpornego na korniki drewna tekowego, otoczony fosą oraz oryginalnym murem (jedynie mur ocalał z pożogi II wojny światowej). Pałac był rezydencją birmańskich władców, w tym także założyciela miasta - króla Mindona. Z powstaniem pałacu związana jest makabryczna legenda - ponoć zamurowano pod nim 200 osób, aby wedle ówczesnego obyczaju, złożyć duchom wymagane ofiary. Los taki spotykać miał niebezpiecznych przestępców. Z pałacem sąsiaduje Mandalay Hill, z którego rozciąga się malowniczy widok na całą okolicę.

W miejscowości Mingwan podziwialiśmy Wielką Królewską Pagodę, która wg zamysłu inicjatora jej powstania miała być największą stupą na świecie i osiągnąć wysokość około 170 m. Nigdy jej nie ukończono, a wzniesiono "zaledwie" 1/3 wysokości. Obok umieszczono makietę mającą dać wyobrażenie efektu końcowego.

Gdy nasza przygoda w Birmie zbliżała się ku końcowi, a wyprawa miała niedługo przejść na kolejny etap doszliśmy do wniosku, że Birmę zapamiętamy jako jedno z najpiękniejszych państw Azji. Obaj z Majkim byliśmy tutaj po raz pierwszy. Kraj jest piękny i myślę, że drzemie w nim potencjał, który czeka na swoją dziejową szansę. Przez kilkadziesiąt lat panujący tam reżim izolował Birmańczyków od świata, a teraz gdy nastąpił czas powolnych przemian pojawiła się szansa na rozwój turystyki w tym rejonie. Da się zaobserwować pewne ożywienie w tej sferze w ostatnich latach- bowiem z roku na rok przybywa tutaj coraz więcej turystów.

Jacek Słowak Karolina Maj

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.