Komisja wyborcza będzie liczyć głosy miesiącami

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Sławomir Bobbe

Komisja wyborcza będzie liczyć głosy miesiącami

Sławomir Bobbe

Miasto poniosło już koszty przygotowania do wyborów prezydenckich, które miały odbyć się w niedzielę. Urzędnicy do teraz nie wiedzą, czy i kiedy wybory się odbędą i jak się do nich przygotować na nowo.

- Robiliśmy to, co wynikało z kalendarza wyborczego. Powołaliśmy nawet składy obwodowych komisji wyborczych. Do ich szkolenia już nie doszło, odwołała je delegatura Krajowego Biura Wyborczego w Bydgoszczy. Podobnie było z pierwszymi spotkaniami komisji. Zakupiliśmy też materiały biurowe i uzupełniliśmy inne potrzebne elementy typu parawany – mówi Agnieszka Jędrzejczak, koordynator ds. wyborów Urzędu Miasta Bydgoszczy. - Część pieniędzy, które otrzymaliśmy na organizację wyborów zostawiliśmy, bo nie wiemy teraz czy w związku z nowym terminem wyborów ta pula będzie do zwrotu czy będziemy dalej z niej korzystać. Nie wiemy nawet, kiedy będą wybory i kto właściwie będzie za nie odpowiadać.

Dotychczas obsada komisji wyborczych liczyła w naszym mieście maksymalnie 1849 osób, a minimalnie 1015. Teraz głosy liczyć ma zespół złożony tylko z 45 osób w jednej komisji. Jak miasto chce zorganizować proces liczenia?

- Na teraz nie wiem, jak ma to wyglądać technicznie. Musimy zapewnić komisji odpowiednio duże, przewiewne miejsce do pracy, a jednocześnie sprawić, by mimo rygorów mogła pracować wspólnie. Dlatego zaproponujemy Halę Sportowo-Widowiskową „Łuczniczka” (to tam tradycyjnie zbierały się komisje wyborcze po przeliczeniu głosów – red.) lub Bydgoskie Centrum Targowo-Wystawiennicze w Myślęcinku. Gdyby okazało się, że miejsca nie wskaże prezydent miasta Bydgoszczy to zadanie spoczywać będzie na wojewodzie – podkreśla Agnieszka Jędrzejczak.

Nawet gdy uda się zorganizować miejsce pracy dla tak licznej (a jednocześnie bardzo nielicznej w kontekście liczby głosów, które będzie musiała przeliczyć) komisji, zagadką pozostanie, jak jej członkowie poradzą sobie z liczeniem.

W Bydgoszczy zagłosować będzie mogło około 260 tysięcy osób, przy założeniu ze frekwencja będzie pięćdziesięcioprocentowa okaże się, że 45 osób będzie musiało przeliczyć 130 tysięcy głosów. Nie chodzi tu nawet o sam proces leczenia – karty najpierw trzeba będzie wyjąć z kopert, umieścić w urnach, a potem je wyciągnąć i dopiero przeliczyć. Prawdopodobnie trzeba będzie jeszcze weryfikować wyborcę w bazie PESEL. To wszystko trwa.

Swoisty eksperyment wyborczy przeprowadził senator Marek Borowski, który założył, że przeliczenie jednego głosu zajmie minutę, co w Krakowie oznaczałoby 240 tysięcy minut, a więc 4 tysiące godzin, z czego wynika, że komisja pracować będzie….166 dni. I to przy uwzględnieniu tego, że komisja liczy karty bez żadnej przerwy. Przy tym założeniu w Bydgoszczy potrzeba będzie około 130 tysięcy minut, czyli 2,2 tysiąca godzin, czyli 91 dni. Tymczasem, o ile do niej dojdzie, druga tura wyborów musiałaby się odbyć dwa tygodnie po pierwszej.

Przedstawicieli do komisji zgłaszać będą mogły tylko komitety, których kandydaci startują w wyborach. - Będzie to decyzja centralna, jednak aby kogoś zgłosić musimy mieć pewność, że będzie to bezpieczne dla wszystkich – mówi Jakub Mikołajczak, radny PO.

Wcześniej PO zdecydowała, że nie będzie zgłaszać kandydatów do pracy w komisjach obwodowych – właśnie ze względu na zagrożenie epidemiologiczne. - Jak wszyscy, czekamy na to, co zdecyduje Państwowa Komisja Wyborcza, która w kwestii wyborów jest wiodącym podmiotem, czego nie można powiedzieć o dwóch posłach, którzy chcą decydować o wyborach - podkreśla radny.

Sławomir Bobbe

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.