Beata Terczyńska, Klaudia Oronowicz

Krzysztof Witek z Rzeszowa i Barbara Krawczyk z Przeworska wygrali w Kole Fortuny. Na co przeznaczą pieniądze?

Barbara Krawczyk, emerytowana policjantka z Przeworska, zwyciężyła w 1210. odcinku teleturnieju „Koło Fortuny” Barbara Krawczyk, emerytowana policjantka z Przeworska, zwyciężyła w 1210. odcinku teleturnieju „Koło Fortuny”
Beata Terczyńska, Klaudia Oronowicz

Krzysztof Witek, rzeszowski urzędnik, marzył o wygranej w „Kole Fortuny”, aby wraz z żoną ruszyć w trasę po najpiękniejszych europejskich zamkach. Barbara Krawczyk, emerytowana policjantka z Przeworska, nagrodę wykorzysta na podróż do ciepłych krajów. Kierunek - Kenia lub Australia.

Udział Krzysztofa Witka w programie „Koło Fortuny” nie był jego telewizyjnym debiutem. W 2012 roku próbował szczęścia w teleturnieju prowadzonym przez Tadeusza Sznuka „Jeden z dziesięciu”. Z jakim skutkiem? - Udało mi się przejść pierwszą rundę i drugą do połowy stawki - opowiada 28-latek pochodzący z przysiółka Bednarskie w gminie Lipinki na pograniczu Małopolski i Podkarpacia, ale od studiów mieszkający w Rzeszowie. - Traktowałem ten udział jak fajną przygodę.

Teraz podobnie. Postanowił zmierzyć się z odgadywaniem haseł z innej perspektywy, czyli nie z wygodnej, ciepłej domowej kanapy przed telewizorem co szło mu świetnie, tylko na żywo, w studio. To już jest wyzwanie, bo człowieka może zjeść stres. Śmieje się, że zachęciła go żona.

Program nagrany został w Warszawie końcem listopada i do styczniowej emisji pan Krzysztof musiał wyniki trzymać w tajemnicy.

- Samo nagranie trwało może godzinkę, półtorej. Dodając całą otoczkę, czyli makijaż, przygotowania w garderobie, wyszło ok. 3-4 godzin.

Jak się ubrać?

- Wraz z zaproszeniem dostaliśmy informację, żeby zabrać z sobą trzy zestawy ubrań. Najlepiej, by nie były to rzeczy w kratkę czy paski, lecz raczej jednokolorowe, ładnie prezentujące się na ekranie i nie miały widocznych logo producenta odzieży.

Wcale nie jest łatwo dostać się do programu. - Jak wyglądała ta cała procedura? Otóż wysłałem mailem zgłoszenie do produkcji. Czekałem chwilę na odpowiedź, czyli zaproszenie do stolicy na eliminacje, które przebiegały dwuetapowo - opowiada absolwent administracji Uniwersytetu Rzeszowskiego. - Pierwszą częścią był pisemny test wiedzy bardzo podobny do rundy finałowej. Dostałem do odgadnięcia 20 haseł z różnych kategorii. O tyle było to trudne, że w odcinku prowadzący podaje 5 spółgłosek i 1 samogłoskę i uczestnik ma dodatkowo swoje 3 spółgłoski i 1 samogłoskę, a tu był tylko podstawowy „zestaw prowadzącego”.

I 10 minut na wszystko. Drugi etap stanowiła luźna, bardzo przyjemna rozmowa przed kamerą z pracownikiem produkcji sprawdzająca predyspozycje uczestnika.

Pan Krzysztof przyznaje, że właściwe nagranie teleturnieju wiązało się z emocjami, bo miał świadomość, że odcinek zobaczą tysiące widzów, nie chciał „dać plamy”.

- Natomiast sama atmosfera w studio była niesamowicie życzliwa, sympatyczna, wesoła. W rzeczywistości jeszcze lepiej ta współpraca wyglądała niż na ekranie - śmieje się. - Prowadzący: Izabella Krzan i Norbi dbają o to, by uczestnicy się nie denerwowali. To fenomenalne. Obsługa, kamerzyści, producent, reżyser, pani od makijażu, chłopaki z zespołu Rband - wszyscy byli bardzo mili, ciepli, z poczuciem humoru.

Trafił bezbłędnie

Krzysztof Witek rywalizował z Anną - emerytką z Połczyna i Anetą - opiekunką medyczną z Katowic. Najpierw wygrał rundę startową w kategorii zjawisko i zdobył 500 zł oraz zestaw gier planszowych. Pierwsza runda też należała do niego. Odgadł hasło dotyczące filmu i wykręcił 550 zł. W drugiej turze szczęście dopisało pani Anecie, ale kolejne należały już do rzeszowskiego urzędnika. Odgadywał poprawnie po kolei hasła z kategorii: przysłowie, komputer i meteorologia, „zgarniając” 950, 1000 i 200 zł. Do finału wszedł z kwotą 3200 zł i grami. Tu szczęście go nie opuściło. Choć odsłoniętych zostało niewiele liter z dwuwyrazowego hasła „obraz”, to trafił bezbłędnie. Także z wylosowaną kopertą, w której było 30 tys. zł. W grze zgromadził w sumie 33200 zł i planszówki.

- Samo zakręcenie sporym kołem to fajne uczucie - przyznaje. - Trzeba użyć troszkę siły.

Miał przeczucie, że to będzie jego dobry dzień? - Nie nastawiałem się tak, choć zależało mi, aby wygrać choć jedną rundę, by nie było „przysłowiowego wstydu”. Po pierwszej udanej konkurencji stres zupełnie zszedł i grało się już zupełnie inaczej.

Po zwycięstwie rozdzwonił się telefon z gratulacjami, komórka jest pełna wiadomości. - To bardzo miłe - mówi Krzysztof Witek.

Co zrobi z wygraną pasjonat piłki nożnej, kibicujący Wiśle Kraków? Spożytkuje na jeszcze jedną wielką pasję, o której wspominał na wizji. To wędrówki po zamkach. Są z żoną Magdą (stąd w programie zgadując litery mówił „m” jak Magdalena”) w połowie turystycznego Szlaku Orlich Gniazd, gdzie napotykamy jurajskie zamki i warownie wybudowane na skałach. Na trasie są m.in. Ojców, Bobolice, Mirów, Pilica. - Żeby przeliczyć, ile wypraw zamkowych mamy już na koncie, musiałbym otworzyć albumy ze zdjęciami. Zawsze ciekawiły mnie zagadnienia związane z historią. Chciałem niektóre miejsca, o jakich się uczyłem, zobaczyć na żywo, a nie tylko w podręcznikach.

Zazwyczaj są to wypady weekendowe, ale jadąc na wakacje, małżonkowie sprawdzają jakie zamkowe atrakcje znajdują się w promieniu kilkudziesięciu kilometrów i korzystają z okazji, by je zwiedzić. Przed rokiem udało się zobaczyć twierdzę krzyżacką w Malborku. Teraz planują eskapadę po Europie, być może na zachód, by podziwiać pałace i zamki Bawarii. - Przeznaczę na to jakąś część wygranej. I część, oczywiście jak obiecałem, na prezent dla żony, który sama sobie wybierze.

Najbliższe plany? Okolice Opola, zamek Książ, ruiny pałacu w Kopicach. A jest jakieś szczególne miejsce, które wciąż przyciąga? - Nasz Krasiczyn, ponieważ tam oświadczyłem się żonie - zdradza. - Dlatego jest to wyjątkowe miejsce.

Lubi też Zamek Krzyżtopór w Ujeździe. Zwłaszcza latem przyjemnie spacerować między ścianami powstałej w latach 1627-1644 rezydencji. Zdjęcie z wyprawy - obowiązkowo! Do tego magnes na lodówkę do kolekcji.

Pan Krzysztof przyznaje, że chciałby jeszcze raz spróbować szczęścia w „Kole Fortuny”.

A co szkodzi spróbować!

Barbara Krawczyk, emerytowana policjantka z Przeworska, zwyciężyła w 1210. odcinku teleturnieju „Koło Fortuny”. Do finału weszła z kwotą 4950 zł. Choć odsłoniętych było niewiele liter, przeworszczanka od razu odgadła hasło - „Oddział Zamknięty”, kategoria: zespół muzyczny. W wylosowanej kopercie było 15000 zł. Łącznie zgromadziła w teleturnieju 19950 zł.

Pani Barbara przez 20 lat była policjantką. Początkowo w Zabrzu, a później w Komendzie Powiatowej Policji w Przeworsku. - Dwa lata temu przeszłam na emeryturę i teraz odpoczywam - mówi.

W wolnych chwilach uwielbia jazdę na rowerze i szydełkowanie. Dzierga ozdoby świąteczne, koszyczki, serwetki, którymi obdarowuje rodzinę i przyjaciół. Chętnie ogląda „Koło Fortuny” i często udaje jej się odgadywać wszystkie hasła.

- Pewnego dnia pomyślałam, że może spróbuję sił w tym programie - tłumaczy pani Basia. - Wysłałam ankietę do „Koła Fortuny”. Długo czekałam na odpowiedź. 7 października zostałam zaproszona na casting. Pojechałam! Bez żadnego przygotowania, tylko tyle, że dobrze znałam ten program z telewizji.

Na castingu sprawdzano i oceniano kandydatów, czy nadają się do występu przed kamerami. - Dla mnie to akurat nie był wielki stres. Prowadziłam w życiu różne akademie i występowałam przed publicznością, więc byłam już w tym wszystkim obeznana.

Program został nagrany 25 listopada. - Już od tego dnia wiedziałam, że wygrałam, ale nie mogłam się tym chwalić, zgodnie z regulaminem. To ma być niespodzianka! Poza tym jest ewentualność, że program z różnych przyczyn może zostać niewyemitowany - tłumaczy.

Warto zaznaczyć, że wygrane pieniądze uczestnicy otrzymują dopiero po wyemitowaniu odcinka. Mieszkanka Przeworska przeznaczy je na wypoczynek w ciepłych krajach. - Kocham podróżować, najbardziej w miejsca, gdzie zawsze jest gorąco i jest plaża. Moje ulubione kierunki to Egipt, Chorwacja, Grecja i Turcja. Teraz chciałabym pojechać w miejsce, w którym jeszcze mnie nie było. Marzy mi się Kenia albo odległa Australia - mówi. - Nienawidzę zimna i najchętniej przeprowadziłabym się do ciepłych krajów. Na wczasy oczywiście zabiorę męża - wtrąca.

Swój udział w programie traktuje jako wspaniałe doświadczenie. - Nie zależało mi tyle na pieniądzach, jak na rozrywce. Każdemu polecam taką przygodę. Nic to nie kosztuje, można się zgłosić, pojechać i spróbować swoich sił. W programie wszyscy byli mili: prowadzący Norbi i Izabela Krzan, jak i cała obsługa techniczna oraz reżyserowie. Świetnie się bawiłam przez tych kilka godzin (bo tyle trwało nagranie). Po wyemitowaniu odcinka dużo osób dzwoniło do mnie i pisało z gratulacjami. Otrzymałam mnóstwo ciepłych słów od przyjaciół. Jest mi bardzo miło z tego powodu - podsumowuje pani Barbara.

Beata Terczyńska, Klaudia Oronowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.