"Kuchenne rewolucje" od kuchni, czyli jak brałam udział w nagraniu kolacji z Magdą Gessler

Czytaj dalej
Fot. Archiwum GP24.PL
Anna Czerny-Marecka

"Kuchenne rewolucje" od kuchni, czyli jak brałam udział w nagraniu kolacji z Magdą Gessler

Anna Czerny-Marecka

Zaproszenie na finałową kolację w niegdysiejszym Mikołajku, a obecnie Złotym Piklingu, przyjęłam z radością ciekawskiej baby, ale też z obawami, czy będą zachowane rygory sanitarne. To było moje pierwsze pytanie do sympatycznego pana z ekipy telewizyjnej, gdy tylko z mężem zjawiliśmy się punktualnie przed lokalem.

- Zaproszono 20 osób, będzie utrzymany dystans - uspokoił mnie młody mężczyzna. Po czym oznajmił, że kolacja zacznie się z opóźnieniem, bo jeszcze rozwożone są zaproszenia. Zanim odeszliśmy, przez piwniczne okienko zajrzeliśmy do Mikołajka/Piklinga, gdzie gwiazda wieczoru, Magda Gessler, poddawała się właśnie fryzjerskim zabiegom, a, jak powszechnie wiadomo, burza blond loków jest jej znakiem firmowym.

W czasie, kiedy my czekaliśmy na wejście, syn odbierał przed naszym domem przekąskę i zaproszenie. Dwukrotnie: raz "na sucho", drugi raz - do kamery. Musiał powtórzyć wyjście oraz spontaniczne "Ooooo", które wyrwało mu się na widok wozów transmisyjnych (aż dziw, że nie zleciało się całe osiedle). Synowskie "Ooooo" musiało być bardzo sugestywne, bo reżyser wyraźnie zaznaczył, iż ma wybrzmieć w całej okazałości. Kto wie, jak go nie wytną, może czeka naszego syna wielka kariera filmowa?

Kuchenne rewolucje w Słupsku. Jak mikołajek zamienił się w Złotego Piklinga. Nowy odcinek Kuchennych Rewolucji Magdy Gessler w Słupsku

My też zaliczyliśmy dubel - wejścia do lokalu. A to dlatego, że koleżanka, z którą maszerowaliśmy przez rozwalony z powodu remontu chodnik, zapatrzyła się w kamerę. Przecież miało być naturalnie. Wcześniej kolejny sympatyczny członek ekipy wycelował w nas komórkę, pytając, czy wyrażamy zgodę na wykorzystanie naszych wizerunków itp. itd. Żeby była jasność, energicznie machał w czasie naszych odpowiedzi głową "na tak". Sugestywnie, wszyscy się zgadzali. Ja też, ale z cichą nadzieją, że montażyście z reżyserem nie zadrży ręka i będą ciąć wszystkie kadry ze mną do ostatniej setnej sekundy, aż nie zostanie nic. Wszystko przez syna, który życzył mi przed wyjściem "Obyś nie została memem". Za diabła nie chcę nim się stać.

Od momentu wejścia do lokalu towarzyszyła nam kamera, przypominający długą szczotkę mikrofon na wysięgu i prostokątna lampa. Mąż przytomnie odsunął mi krzesło, żeby w razie czego cała Polska widziała, że jest dżentelmenem. Niech ma.
Po pierwszych zachwytach nowym wystrojem nadszedł czas na Nią, Magdę Gessler. Prawdziwą, nie z ekranu. Energiczną, barwną, swojską. Drobniejszą niż w telewizji, ale wiadomo, kamera pogrubia. Słowo wstępne wygłosiła dwukrotnie, bo kolację podano w dwóch salkach. Było o tradycji słupskiej kuchni, także tej przedwojennej, do czego nawiązuje nowy wystrój lokalu i menu. Krótko i na temat. Bez konieczności nagrywania dubli. A dorodny pikling na moim talerzu został przez Gwiazdę wyróżniony, gdyż nad nim właśnie tłumaczyła, jak się do niego zabrać.

Kiedy już rybka została rozebrana ze skóry i zjedzona ze smakiem, przekonaliśmy się, że nie będzie łatwo, a zaproszenie na darmową wyżerkę ma swoją cenę. Natychmiast pierwszy stolik z naszej sali został zaatakowany przez ekipę techniczną i długowłosego mężczyznę, który łagodnym tonem psychiatry mającego niezrównoważonego pacjenta na kozetce wyciągał z rozmówcy, co sądzi o wystroju i przekąsce. - A pasta, a sos, a smak, a konsystencja... padało pytanie za pytaniem i już widać było, że jednym zdaniem wymigać się nie da.

Nad nami ekipa zawisła, kiedy podano zupę rybną. Chciałam przeczekać z pierwszą łyżką, mieszałam w talerzu, zwlekałam, ale oni byli bardziej uparci, więc pierwszy łyk doczekał się nagrania. Spontanicznie i zaskoczona spytałam kelnerkę, czy dodali do zupy jajko sadzone. Ta kwestia musiała zabrzmieć bardzo dramatycznie, bo pan z długimi włosami poprosił, żebym ją powtórzyła. Niestety, przejęta i speszona kelnerka zdążyła wyjść. Tak bezpowrotnie straciłam szansę na wielką karierę filmowej gwiazdy i Hollywood.

Chociaż nie na zaistnienie w "Kuchennych rewolucjach", jeżeli moje wynurzenia a propos wystroju, przekąski i zupy unikną nożyczek montażysty. Nie wiem ostatecznie, co mówiłam, bo moje myśli skupiały się na tym, żeby nie użyć trzech znanych mi z poprzednich odcinków frazesów: kubki smakowe, eksplozja smaku i rozpływa się w ustach. To akurat mi się udało.
Wiem natomiast, co rzekł mój mąż. Jemu nasunęło się literackie porównanie z kryminałami Marka Krajewskiego, w których przedwojenna gastronomia jest szczodrze opisywana. Czy ta wypowiedź nie zostanie uznana za kryptoreklamę pisarza i się ostanie? Przekonamy się, kiedy słupski odcinek zostanie wyemitowany.

A pani Jolancie Rozkosz i Złotemu Piklingowi życzymy powodzenia i wielu, wielu gości. Zaserwowane na kolacji dania, poza wymienionymi także gęsina, były naprawdę smaczne. Oby była to udana rewolucja naczelnej kucharki Polski.

Zobacz także: Kuchenne rewolucje Magdy Gessler w restauracji Mikołajek

Anna Czerny-Marecka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.