Ludzie władzy sądzą się ze swoją gminą o pieniądze

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com/tomaszzz
Jarosław Miłkowski

Ludzie władzy sądzą się ze swoją gminą o pieniądze

Jarosław Miłkowski

Przywrócenia dotychczasowej pensji żąda burmistrz Witnicy. Nie on jeden...

- Jest mi bardzo przykro, patrząc na to, co się dzieje. Bo markę, także markę miasta, buduje się latami, a można ją stracić bardzo szybko - mówi nam Andrzej Zabłocki, były burmistrz Witnicy. Komentuje to, co dzieje się właśnie w urzędzie, którym kierował do jesieni 2014 r. O co chodzi?

Następca Zabłockiego - Dariusz Jaworski - procesuje się właśnie z... własnym urzędem. Po tym, gdy radni gminni obcięli mu pensję o 750 zł, poszedł do gorzowskiego sądu pracy. Chce przywrócenia dotychczasowych zarobków oraz 9 tys. zł odszkodowania. Zaznacza przy tym, że nie kieruje nim chciwość, tylko poczucie sprawiedliwości. W poprzedniej pracy - szkole w Kamieniu Małym - zarabiał 3,5 tys. zł. - Od lat jestem społecznikiem. Nie zależy mi na pieniądzach - mówi.

O 750 zł radni w Witnicy obniżyli pensję burmistrzowi swojej własnej gminy

Zabłockiego pokonał w kampanii wyborczej, bo chodził od domu do domu wyborców i nie stawiał się na debaty z dotychczasowym burmistrzem. Jego oponenci twierdzą, że robił to, bo wiedział, że w bezpośrednim starciu - twarzą w twarz - był na przegranej pozycji. Zabłocki (dostawał na rękę ok. 7,2 tys. zł) rządził wszak Witnicą prawie ćwierć wieku.

W podobnej do Jaworskiego sytuacji znalazł się starosta słubicki Piotr Łuczyński. Jemu radni powiatowi obcięli prawie połowę pensji. - To dyskryminacja! - mówi Łuczyński. Uważa też, że pensja powinna mu zostać przywrócona. Nie wie jeszcze, jak będzie starał się o to, by znów zarabiać ponad 11 tys. zł, a nie 6 tys. zł brutto, ale wstępnie zapowiadał, że pójdzie do sądu.

Ludzie władzy sądzą się ze swoją gminą o pieniądze
Renata Hryniewicz/archiwum D. Jaworskiego/Mariusz Kapała Piotr Łuczyński (z lewej) z 11.592 zł brutto ma dostać 6.630 zł. Dariusz Jaworski miał 6.250 zł, ale teraz już 5.550 zł netto. Sławomir Kowal miał 12.360 zł brutto, później 9.480 zł.

Do sądu, by walczyć o swoje pieniądze, zamierza pójść Tomasz Watros, były burmistrz Skwierzyny. Gdy pod koniec 2014 r. kończył swoją jedyną kadencję w urzędzie, podjął decyzję o wypłacie pieniędzy za nadgodziny. Sobie i swojemu zastępcy. Za uczestnictwo w finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, za występowanie w telewizji - wszystko po godzinach pracy - Watros pobrał 12.543 zł, a wiceburmistrz Aleksander Szperka - 5.481 zł. Zwrócili pieniądze, gdy domagał się tego nowy burmistrz Lesław Hołownia, a o sprawie napisaliśmy w „GL”. Dziś Szperka do sprawy wracać nie chce. Watros z kolei mówi nam, że sprawy nie żałuje. - Decyzję o wypłacie pieniędzy konsultowaliśmy z prawnikami - argumentuje. Gdy, jak mówi, znajdzie czas, zamierza pójść do sądu i będzie domagał się, by urząd w Skwierzynie oddał mu zwrócone w zeszłym roku pieniądze.

Sprawą w sądzie i zwrotem zaległej pensji zakończył się długi konflikt, jaki toczył się minionej kadencji w Nowym Miasteczku. Tu z radą gminy walczył były burmistrz Wiesław Szkondziak. Pod koniec 2014 r. otrzymał zwrot 34 tys. zł zaległej pensji, którą rajcy obniżyli mu jeszcze w 2013 r. - Decyzja o obniżeniu pensji przez radę była zwykłą złośliwością. Zrobili ze mnie najmniej zarabiającego burmistrza w Polsce, choć pracowałem rzetelnie - mówił nam Szkondziak.
Swój urząd miasta zaskarżył też - i wygrał! - Sławomir Kowal, burmistrz Żagania. W maju 2012 r. rada miasta podjęła uchwałę o zmniejszeniu wynagrodzenia aż o 2.880 zł.

Rekordzista wśród walczących o zaległe pieniądze szefów samorządów dostał aż 34 tys. zł. Ale nie wszyscy zakończyli bitwę o pieniądze...

Radni chcieli obniżyć pensję - o 1,6 tys. zł - także Markowi Babulowi, wójtowi Bobrowic. Przyjęli nawet stosowną uchwałę. Babul
odwołał się jednak od tej decyzji do wojewody i ostatecznie uchwała została unieważniona.
- To obciach, że szefowie samorządów walczą z własnymi gminami - mówi „Gazecie Lubuskiej” Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli. Jest członkiem sejmowo-samorządowej podkomisji, która planuje zająć się relacjami szef samorządu - rada miasta bądź gminy. - Do 2002 r., gdy prezydentów czy burmistrzów wybierały rady, nie było konfliktów między nimi. Teraz te spory bardzo często mają podłoże polityczne. Radni i szef samorządu są z różnych opcji politycznych i zwyczajnie robią sobie na złość. Trzeba to ukrócić - mówi.

Jarosław Miłkowski

Jestem dziennikarzem gorzowskiego działu miejskiego "Gazety Lubuskiej". Zajmuję się tym, co na co dzień dzieje się w Gorzowie - opisuję to, co dzieje się w magistracie, przyglądam się miejskim inwestycjom, jestem też blisko Czytelników. Często piszę teksty o problemach, z którymi mieszkańcy przychodzą do naszej redakcji w Gorzowie (Park 111, ul. Sikorskiego 111, II piętro). Poza tym bliskie mi są tematy związane z Kościołem. Od dzieciństwa jestem też miłośnikiem żużla, więc zajmuję się też tą dyscypliną sportu. Gdy żużlowcy rozgrywają sparingi, turnieje szkoleniowe a także jeżdżą w turniejach za granicą Polski, wybieram się tam z aparatem fotograficznym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.