Ma muzykę w sercu. Od pokoleń nuty towarzyszą jej rodzinie

Czytaj dalej
Fot. Archiwum "GL"
Łukasz Koleśnik

Ma muzykę w sercu. Od pokoleń nuty towarzyszą jej rodzinie

Łukasz Koleśnik

Danuta Kaczmarek. Można powiedzieć, że dzięki niej muzyka obudziła się w mieście przygranicznym. I gra pięknie do dzisiaj.

Wszyscy znają panią Danutę, jako prowadzącą zespół Gubińskie Łużyczanki, który przecież działa już od 18 lat. Śpiewające panie śmieją się, że w końcu są pełnoletnie. Jak zaczęła się muzyczna historia Danuty Kaczmarek, która sprawiła, że lokalna muzyka jest znana w całym województwie i nie tylko?

Cała rodzina z muzyką za pan brat
Muzyczne zamiłowania pani Danuty zaczęły się od jej rodziny. - Mój tata był muzykiem-amatorem, który przygrywał często we wsi Czarnowice w gminie Gubin. Tu też poznał moją mamę, która lubiła śpiewać - opowiada D. Kaczmarek.
Kiedy pani Danuta skończyła osiem lat, trafiła na wychowanie do wujostwa w Czarnowicach. W ich domu również rozbrzmiewała muzyka.
- Mój dziadek, ojciec mamy, grał na fujarce. Sam sobie strugał instrumenty z wierzby. Jego syn, czyli mój wujek Władysław, kupił sobie guzikówkę. Dawał mi czasami nią pograć. Już wtedy zaczęłam się zarażać miłością do akordeonu. Wujek później sprawił sobie właśnie taki instrument. Zakochałam się w tej harmonijce - opowiada gubinianka.

Jako dziewczynka, często wracała na wieś do wujostwa, aby posłuchać i pograć. Muzyka towarzyszyła jej cały czas. Zresztą nie tylko jej. Również rodzeństwo, trzy siostry oraz brat, potrafili grać i mieli podobną pasję. Później nawet założyli własny zespół i grali na różnych imprezach. Zarobione pieniądze przynosili do domu, aby pomóc rodzicom.
Pani Danuta sama siebie uznaje za muzyka-amatora.

- Kiedy byłam młoda, to w okolicy nie było prawdziwych szkół muzycznych - przyznaje. - Ojciec zapisał mnie i rodzeństwo do Społecznego Ogniska Muzycznego, gdzie rozwijaliśmy swoje umiejętności. Początkowo grałam na fortepianie. Były też dzieci, które ćwiczyły na akordeonie, czyli instrumentem, z którym obecnie wiele ludzi mnie kojarzy. Podczas jednej z lekcji chwyciłam instrument i zaczęłam coś próbować. Dobrze się z nim czułam. Nasz instruktor usłyszał moje próby i powiedział, że będę od teraz uczyła się również grać na akordeonie - uśmiecha się D. Kaczmarek.

Później w Gubinie tworzyła się szkoła muzyczna i zakładany był zespół akordeonistów. - Byłam wtedy "podlotką" - śmieje się pani Danuta. - Naszą grupę, która składała się z 20 osób prowadził pan Leonard Kuryłowicz. Tam graliśmy utwory Tadeusza Wesołowskiego, Feliksa Dzierżanowskiego oraz inne - wymienia. - Wraz z siostrą podczas występów często wychodziłyśmy przed szereg jako solistki, grałyśmy i śpiewałyśmy różne przeboje - wspomina gubinianka.

Od biblioteki, przez kasyno, do szkoły
Jako dziecko chciała być lekarzem, lecz szanse były na to niewielkie.
- Nie pochodziłam z zamożnej rodziny. Rodziców nie było stać na internat czy też studia - przyznaje. Choć muzyka towarzyszyła jej od zawsze, to zanim zaczęła się nią zajmować na poważnie, to miała też inne zajęcia.

- Moją pierwszą pracą była biblioteka, później pracowałam w wojskowym kasynie. W życiu nie myślałam, że zostanę nauczycielką. Stało się to zresztą dość przypadkowo. Pewnego dnia zabrakło akompaniatora dla zespołu dziecięcego. Padło na mnie. Dyrektor zobaczył jak sobie radzę. Chwilę później zaproponował mi pracę - opowiada D. Kaczmarek.

Poza tym pracowała w Gubińskim Domu Kultury. To tam stworzyła Gubińskie Łużyczanki, które w tym roku zostały nominowane przez burmistrza do Złotego Dukata. - To była dla nas miła niespodzianka. Czekamy na wyniki - mówi z uśmiechem pani Danuta.

Od pokoleń noszą muzykę w sercu
Rodzice pani Danuty, dziadkowie i wujkowie. Później ona i jej rodzeństwo. Miłość do muzyki jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. - Teraz nasze dzieci mają wykształcenie muzyczne. Wnuki również. Muzyka to nasza miłość oraz sposób na życie - mówi.

Łukasz Koleśnik

Co robię?


Żadna tematyka mnie nie odstrasza. Biznes, polityka, sport, reportaże, fotoreportaże, relacje, newsy, historia. Dzięki temu też pogłębiam swoją wiedzę i doskonalę swoje umiejętności.


Największą satysfakcję z pracy mam wtedy, kiedy w jakiś sposób mogę pomóc. Dlatego często opisuję ludzi z problemami, chorych i potrzebujących oraz zachęcam do pomocy. I kiedy uda się pomóc nawet w najmniejszym stopniu, to jest plus. 


Działam głównie na terenie powiatu krośnieńskiego. Obecnie trzymam rękę na pulsie, jeśli chodzi o poszczególne inwestycje w regionie, jak chociażby przygotowywane podniesienie zabytkowego mostu w Krośnie Odrzańskim (Czy zabytkowy most w Krośnie Odrzańskim zostanie podniesiony w tym roku? To coraz mniej prawdopodobne), przyglądam się rozwojowi szpitala w regionie (Zachodnie Centrum Medyczne w końcu kupiło nowy rentgen do szpitala. Budynek w Gubinie doczeka się termomodernizacji).


Jak trafiłem do Gazety Lubuskiej?


W Gazecie Lubuskiej jestem zatrudniony od kwietnia 2015 roku. Wcześniej też pracowałem jak dziennikarz, głównie na terenie Gubina i okolic. Tam stawiałem też swoje pierwsze kroki w zawodzie, poznałem podstawy, złapałem kontakty.


Początkowo nie łączyłem swojej przyszłości z dziennikarstwem. Myślałem o informatyce albo aktorstwie (wiem, spory rozstrzał ;) ). Ostatecznie trafiłem jednak na studia do Wrocławia, gdzie studiowałem na kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Poszczęściło mi się i po studiach zacząłem pracę w zawodzie oraz trwam w nim do dziś.


O mnie


Jestem miłośnikiem piłki nożnej oraz koszykówki. Od lat zapalony kibic Borussii Dortmund. Łatwo się domyślić, że w wolnym czasie lubię oglądać mecze, ale nie tylko. Czytam książki. Głównie kryminały lub biografie. Kinomaniak. Oglądam filmy (fan Gwiezdnych Wojen, ale tych starych) i seriale (za dużo by wymieniać). Lubię czasem pobiegać (za rzadko, co po mnie widać ;) ). Tak w skrócie. To tyle :)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.