Mama czeka, aż Maciek się ustatkuje i założy rodzinę

Czytaj dalej
Fot. Piotr Smolinski
Paweł Gzylp

Mama czeka, aż Maciek się ustatkuje i założy rodzinę

Paweł Gzylp

Uznaje się go za najprzystojniejszego amanta polskiego kina. Mimo urody i wdzięku nie udało mu się jednak zbudować trwałego związku.

Kiedy słyszy, jak ktoś po raz kolejny nazywa go „polskim Bradem Pittem”, uśmiecha się i mówi: „Jak długo można jeść codziennie tę samą zupę”. A czasem dodaje: - „Na razie nie zarabiam tyle, co on”. Faktem jest, że z wyglądu przypomina hollywoodzkiego gwiazdora. Kocha go więc wiele Polek, a producenci wiedzą, że dzięki temu na filmy z jego udziałem przyjdą tłumy. Choćby na „Listy do M. 2”, które oglądamy właśnie na ekranach kin.

- Aktorstwo to nie sposób życia, ale zawód. Wyraźnie rozgraniczam moment, kiedy jestem na scenie czy przed kamerą, a kiedy w domu z przyjaciółmi. Wtedy nie gram żadnej roli. Dla moich bliskich jestem sobą. Inaczej nie wiedziałbym, dlaczego oni mnie lubią i czy tak na pewno jest - śmieje się w „Gali”.


Maciej Zakościelny
Create your own infographics

Jako dziecko uwielbiał się bawić w wojnę. Podobno nawet nocami śniło mu się, że biega z karabinem po piwnicach. To nie przypadek. Jego dziadek należał do AK. Po wojnie dalej walczył w podziemiu. Maciek dowiedział się o tym od babci, kiedy był mały. Opowiadała mu, że dziadek został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i osadzony w więzieniu w Przemyślu. Nie dodawała, że był tam torturowany - bito go w pięty, wybijano zęby, wyrywano paznokcie. Młody chłopak nawet nie przypuszczał, że wiele lat później zagra podobną postać w serialu „Czas honoru”. Kiedy tak się stało - pomyślał, że w pewnym sensie odgrywa losy własnego dziadka.

- Wyrosłem w rodzinie z tradycjami. Gdy chleb upadł na ziemię, to się go podnosiło i całowało. Dla pieniędzy trzeba było mieć szacunek. W domu obowiązywała kindersztuba. Babcia uczyła mnie zachowania przy stole. Musiałem trzymać łokcie przy sobie, jeśli nie pamiętałem - babcia wsadzała mi książki pod ramiona i trzeba było tak jeść, by nie wypadały. Jeśli miałem wrócić o umówionej godzinie, o żadnych wymówkach nie było mowy - wyznaje w „Twoim Stylu”.

Jako nastolatek Maciek zbuntował się i wrócił do domu później niż miał, ale zastał zamknięte drzwi na klucz. Gdy nikt nie otwierał, postanowił wejść po balkonach. Mama, która nie spała, była przerażona wyczynem syna. Jednak postawił na swoim - bo od tamtej pory, kiedy by nie wrócił, nigdy już nie zastał zamkniętych drzwi.

Rodzice zawsze mówili mu i trójce jego rodzeństwa, że „powinni sobą coś reprezentować”. W praktyce oznaczało to, że po prostu każde z nich powinno sobie znaleźć coś, w czym byłoby naprawdę dobre. I tak się stało.

W przypadku Maćka wymyślono, że będzie to gra na skrzypcach. Inicjatorką tego, by posłać chłopaka do szkoły muzycznej, była babcia. Wszystkie jej trzy córki chodziły wcześniej do takiej placówki, stwierdziła więc, że wnukowi też nie zaszkodzi muzyczne wykształcenie. W efekcie Maciek przez trzynaście lat uczył się gry na skrzypcach.

- Najgorsze były chwile, kiedy temperatura przekraczała 25 stopni, pot występował mi na czoło, słyszałem odgłosy kolegów grających w piłkę za oknem, a ja stałem ze skrzypkami przy pulpicie, bo tak je wtedy pieszczotliwie nazywałem i w kółko rzeźbiłem te same melodie. Myślałem, że tego nie zniosę - wyznaje.

Prawdziwą pasję Maciek odkrył w sobie, kiedy zaczął trenować karate. Aby nie denerwować rodziców, ukrywał przed nimi, że chodzi na treningi. Wracał z ojcem ze szkoły muzycznej, przejeżdżał obok klubu sportowego, gdzie ćwiczył karate, docierał do domu na drugim krańcu miasta, a potem mówił, że idzie do kolegi uczyć się matematyki - i wędrował z powrotem na zajęcia. To wymagało prawdziwej siły woli. I wystarczyło mu jej na całe pięć lat.

Co ciekawe - obie umiejętności bardzo mu się później przydały. Karate sprawiło, że do dziś na planie potrafi zadziwić kolegów i koleżanki sprawnością fizyczną. A umiejętność gry na skrzypcach wykorzystuje występując z polskimi muzykami w spektaklu „Śpiewając jazz”.

- Jako muzyk mogę pozwolić sobie na więcej swobody. Mogę być naprawdę sobą. Często udziela mi się atmosfera koncertu. Gdy stoję na scenie, śpiewam czy gram na instrumencie, nikt nie jest mnie w stanie powstrzymać. I to, że za każdym razem jest inaczej, za każdym razem słyszę inne dźwięki, inną interpretację, sprawia, że mam ogromną radość z grania koncertów - deklaruje w „Gali”.

W szkole średniej odkrył w sobie talent do popisywania się przed innymi. Jego specjalnością były żarty sytuacyjne. W końcu jakiś nauczyciel rzucił: „Ty to byś Maciek nadawał się na aktora”. To sprawiło, że zaczął się poważnie zastanawiać nad szkołą aktorską.

- Kiedy byłem dzieckiem, babcia mówiła na mnie często „mój ty mały Delonie”. Nie wiedziałem, o co chodzi, więc odpowiadałem: „Babcia, przestań, nie jestem żadnym delonem”. Wtedy mi wyjaśniła, że to znany aktor. Chodziło oczywiście o Alaina Delona. Kim był, zrozumiałem po latach, ale jako dzieciak odczytywałem to tak, że być takim „delonem” to musi być coś, bo gdy babcia tak mówiła, patrzyła na mnie z zachwytem. Może zostałem aktorem właśnie przez tego „delona”. Może babcia mi aktorstwo swoim żartem jakoś zaprogramowała? - zastanawia się w „Twoim Stylu”.

Za pierwszym razem nie udało mu się dostać do warszawskiej szkoły filmowej. Okazało się, że ma zadatki na aktora, ale powinien kilka rzeczy poprawić. Maciek musiał przede wszystkim popracować nad dykcją i pozbyć się regionalnego akcentu. Kiedy zaczął mówić „włączać” zamiast „włanczać”, zdecydował się na drugie podejście do egzaminu. I tym razem udało się.

- Jan Englert dowiedział się, że trenowałem karate i zaproponował mi, żebym przygotowany tekst powiedział walcząc z wyimaginowanym przeciwnikiem. Zaprezentowałem kilka obrotów, wyskoków i uników, w dodatku robiłem to bez skarpetek, a na koniec wyciągnąłem skrzypce i sam sobie akompaniując, zaśpiewałem „Mały biały domek”. Komisji spodobała się moja „prezentacja”. Śmieję się, że dostałem się do Akademii Teatralnej dzięki karate i skrzypcom - opowiada.

Na studiach od razu mu się spodobało. Po raz pierwszy w życiu dostał własny pokój, bo wcześniej musiał go dzielić z braćmi. Szybko znalazł z kolegami z roku wspólny język. - Kiedy raz, jeszcze na studiach, poszliśmy razem z kolegami do Marcinka - to taka bardzo popularna za moich czasów knajpa dla studentów, w której stoliczek miał profesor Zapasiewicz - i jakiś facet uderzył naszą koleżankę kuflem w twarz, to nie było przebacz. Było z nim kilku starszych od nas bysiorów, ale wtedy nie kalkulowaliśmy. I razem z kolegami zrobiliśmy z nimi porządek - wyznaje w „Twoim Stylu”.

Pierwsze sukcesy przyniosła mu telewizja. Młody, przystojny chłopak szybko podbił serca kobiecej widowni. Nic dziwnego, że niebawem zaczęto go widywać z pięknymi kobietami. Pierwszą wielką miłością była aktorka Izabella Mikołajczyk, której udało się w Hollywood zaistnieć na krótką chwilę pod pseudonimem Iza Miko. Mieszkanie na dwóch różnych kontynentach sprawiło, że para najczęściej spotykała się na... czacie w internecie.

- Normalnie ludzie są razem: ktoś gotuje, ktoś inny robi pranie, a ja mam Maćka w komputerze. Czasami po prostu tylko na siebie patrzymy i milczymy - przyznała Iza w jednym z wywiadów.

Kiedy Miko przyleciała do Polski, aby zagrać w filmie „Kochaj i tańcz”, zamieszkała z Maćkiem. Zazgrzytało. Okazało się, że proza wspólnego życia doprowadziła do rozstania zakochanych.

Potem aktor ulokował uczucia znowu w piękności mieszkającej w innym kraju. Diana Tadjuideen-Pakulska pracowała jako modelka w Paryżu. Maciek latał do niej co weekend, obsypywał kwiatami i prezentami. Z tego uwielbienia nie była zadowolona mama aktora, uważając, że potrzebna mu dziewczyna mniej skoncentrowana na sobie i swojej karierze i po dwóch latach para się rozstała. Wtedy Weronika Rosati przedstawiła Maćkowi amerykańską aktorkę Caity Lotz. Wydawało się, że tym razem będzie dobrze. Ale kolejny związek na odległość nie wypalił. Pojawiły się plotki, że aktor jest gejem. - Mój syn nie jest gejem. Olaboga! Przecież nie byłoby tylu dziewczyn! Nie! - zapewnia w „Super Expressie” mama Maćka.

Paweł Gzylp

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.