Mateusz Masłowski: jestem dumny z siebie i chłopaków

Czytaj dalej
Fot. fivb.com
Marek Bluj

Mateusz Masłowski: jestem dumny z siebie i chłopaków

Marek Bluj

- Chcę być na swojej pozycji najlepszy na świecie - mówi Mateusz Masłowski, libero Asseco Resovii i drużyny mistrzów świata juniorów z Brna.

Mucha nie siada. Zadanie zostało wykonane wzorowo. Wróciłeś do domu w Rzeszowie ze złotym medalem mistrzostw świata. Wszyscy są pod wrażeniem stylu, w jaki tą drużyną przeszliście przez wszystkie imprezy odnosząc same zwycięstwa. Jesteś z siebie dumny?
W 100 procentach. Podtrzymaliśmy swoją zwycięską passę, jesteśmy niepokonani, dołożyliśmy kolejne trofeum do naszej kolekcji.

Masz w niej wszystkie, jakie były do zdobycia w świecie, do kadetów do juniorów...
W młodzieżowych rozgrywkach wygraliśmy wszystko, co było możliwe. To jest coś niesamowitego. Sam jestem pod wrażeniem, jak to zrobiliśmy. Lepiej można było grać tylko w ten sposób, aby nie tracić żadnych setów.

Ktoś policzył, że grając ponad dwa lata wyśrubowaliście rekord 48:0. 48 zwycięstw i ani jednej porażki. Trudno to będzie komuś pobić...
To rekord, jak u bokserów. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy go dalej śrubować w drużynie seniorów.

Kubańczyków w finale znokautowaliście, jak wytrawny bokser...
Wygraliśmy ten mecz zdecydowanie, choć ten mecz wcale łatwy nie był. Szczególnie na początku było bardzo ciężko. Kubańczycy to jednak taki naród, że jak ich się już przełamie, to odpuszczają i można ich wtedy brzydko mówiąc dobić. Nam się to udało i jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi.

To nie był wcale spacerek, bo wcześniej z Iranem, a w półfinale z Brazylią wygraliście po 3:2?...
To był bardzo ciężki turniej, nie tylko myślę tutaj o meczach, ale także o przygotowaniach, w których borykaliśmy się z problemami. Mieliśmy kupę problemów zdrowotnych. Przyjmujący, atakujący, każdy miał jakieś kłopoty, ale mimo tych przeciwności pokazaliśmy charakter i jesteśmy najlepsi w świecie.

Podobno przed starciem z Kubą, bo oczekiwano ciężkiej przeprawy z tą drużyną o złoto, sytuacją wcale tak różowo nie wyglądała, choć na boisku każdy z was hasał aż miło było patrzeć?...
Teraz, jak to już nie ma znaczenia, Kubańczycy już się nie dowiedzą i nie zrobią z tego na boisku użytku, przyznam, że byłem bardzo, a to bardzo zmęczony, podczas rozgrzewki czułem słabość w nogach. Jak obserwowałem kolegów, to dostrzegałem, że nie było tak jak zawsze, ale potrafiliśmy się jednak pozbierać i wygrać ostatkiem sił. Chwała nam za to. To jest finał i na szalę rzuca się wszystko.

Ten ostatni medal jest dla ciebie najcenniejszy, najważniejszy ze wszystkich, jakie masz, bo jest najbardziej "dorosły"?
Każdy z medali jest bardzo cenny i wyjątkowy, ale ten z Czech jest ukoronowaniem naszej hegemonii w młodzieżowej siatkówce, bo został zdobyty w kategorii, która jest najbliżej dorosłej.

To był ostatni już oficjalny mecz tej drużyny. Z jednej strony radość z sukcesu, z drugiej chyba jednak smutek, że kończy się coś naprawdę fantastycznego?...
Ja osobiście, po finale, oprócz ogromnej radości, poczułem taką pustkę, że to ostatni już nasz mecz, że coś niesamowitego dobiega końca. Zapewne każdy z nas chętnie by cofnął się o trzy lata wstecz i nie wiedząc, jaki będzie tego skutek, chciałby przeżyć to jeszcze raz.

Jak świętowaliście to złoto?
Oj, działo się. Na meczu były nasze rodziny, była mama, brat, wielu znajomych i przyjaciół. Tato musiał zostać w Rzeszowie, ale cały czas mnie wspierał, był ze mną, czułem jego obecność. Najpierw balowaliśmy w hotelu, w nocy wracaliśmy autobusem do Polski, był to naprawdę wesoły autobus. Godnie uczciliśmy zwycięstwo.

Pewnie w drużynie trzymaliście się razem z chłopakami, z którymi razem w Rzeszowie zaczynaliście - Jakubem Ziobrowskim, Łukaszem Kozubem i Norbertem Huberem, który dołączył do was trochę później?
Cała drużyna to jest jedność, jednak my się przyjaźnimy od dziecka i ta przyjaźń zostanie już chyba na zawsze. Dogadujemy się w 100 - procentach. W planach mamy bowiem budowanie obok siebie wspólnych domów. Mamy się trzymać razem do końca swoich dni. jak się jest przyjaciółmi, to można sobie zaufać. Myślę także, że jest to coś wspaniałego dla nas i naszych rodzin oraz kibiców, że chłopaki z Rzeszowa mogą sięgać po takie sukcesy.

Teraz należy ci się przynajmniej kawałek wakacji?...
Wiem, że niektórzy kombinują i chcą nas powołać do kadry U23, ale jak i inni także powiedzieli, że nie będziemy grać, bo chcemy trochę odpocząć. Muszę zregenerować się po kontuzji, odpocząć fizycznie i porządnie przygotować się do sezonu, który będzie dla mnie bardzo ważny, bo z naszą Resovią musimy wrócić na tron. Planowaliśmy wylecieć razem z reprezentacją, ale niektórzy już mieli inne plany, inni mają obozy kadry i nic z tego nie wyszło. Może chociaż z chłopakami z Rzeszowa wybierzemy się w jakieś egzotyczne miejsce.

Trener kadry Ferdinando de Giorgi powołał do kadry na Mistrzostwa Europy trójkę twoich kolegów - Kochanowskiego, Kwolka i Fornala. Nie zazdrościsz im trochę?
Cieszę się, bo jest to po trochu sukces nas wszystkich, że chłopaki mogli się wypromować. Nie tyle im zazdrościmy, co byśmy chcieli znaleźć się razem z nimi w kadrze, bo to marzenie każdego z nas. Moje także, po cichu liczyłem, że może też dostałem powołanie, szansę, ale nie tym razem. Postaram się udowodnić, że zasługuję na to powołanie. Mieć takie kariery, jakie mieli poprzedni mistrzowie świata juniorów, było coś wspaniałego, ale my też mamy swoje cele. Jak chcę być najlepszy na świecie na swojej pozycji i chcę by moja drużyna była najlepsza i będę dążył do tego ze wszystkich sił na każdym treningu i zawodach.

Wiesz już kiedy musisz zameldować się na inauguracyjnych zajęciach Resovii?
Chyba gdzieś na początku sierpnia, ale ja już od jutra będą ćwiczył indywidualnie.

Marek Bluj

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.