Grażyna Starzak

Medziugorie. Co ciągnie Małopolan do miejsca (nieuznanych) objawień

Medziugorie. Co ciągnie Małopolan do miejsca (nieuznanych) objawień Fot. archiwum PPG
Grażyna Starzak

Watykan nigdy nie uznał objawień w Medziugorie, ale dwa lata temu papież zezwolił na pielgrzymowanie do tego - położonego w Bośni i Hercegowinie - miasta. Wierni i tak jeździli tam już wcześniej. Milionami.

Miejsce, w którym 40 lat temu szóstce dzieci rzekomo ukazała się Matka Boska, odwiedza kilka milionów pielgrzymów z całego świata.

W tej grupie są rzesze rodaków. Na początku sierpnia tego roku w Medziugorie odbył się festiwal młodzieży chrześcijańskiej. Wśród uczestników, którzy przyjechali z 54 krajów, najliczniejszą grupę stanowili młodzi Polacy. Spora ich część przyjechała z Krakowa i Małopolski.

Błękitne oczy Maryi

Matka Boża według „wizjonerów” z Medziugorie ma około 20 lat, 165 cm wzrostu, czarne włosy i błękitne oczy. Na sobie - szarobłękitną suknię i długi do ziemi, biały welon. Nad jej głową świeci tuzin złotych gwiazd. Rzeźbę z marmuru kararyjskiego, pokazującą postać Maryi tak, jak ją widzą „wizjonerzy” z Medziugorie, można zobaczyć przed kościołem w centrum tego miasteczka. Mieszkańcy nie ukrywają, że wizjonerzy, dzisiaj dorośli ludzie, sprawili, iż całkiem nieźle im się żyje. Zarabiają, oferując pielgrzymom noclegi, wyżywienie, handlując dewocjonaliami. W świat poszła informacja, że wiele osób odwiedzających Medziugorie nie tylko nawraca się, ale również doznaje cudu uzdrowienia.

Większość pielgrzymów nawet nie wie, że Stolica Apostolska wcale nie uznaje objawień z Medziugorie. Objawienia - żeby zostały uznane za wiarygodne przez Watykan - muszą być zakończone. Te z Medziugorie podobno ciągle się dokonują. Sześć osób utrzymuje, że doświadcza ich niezależnie od tego, gdzie przebywają i z kim są.

W 2012 roku Watykan - a konkretnie papież Benedykt XVI - widząc, że Medziugorie przyciąga coraz większy tłum wiernych, postanowił zbadać tę sprawę. Zadanie zlecił specjalnej komisji. Raport komisji został złożony już na ręce papieża Franciszka. W czerwcu 2015 roku Kongregacja Nauki Wiary na podstawie raportu komisji podtrzymała wcześniejsze stanowisko, kwestionując autentyczność objawień w Medziugorie. Członkowie Kongregacji zaapelowali jednocześnie do wiernych, by odwiedzając bałkańskie miasto, nie utrzymywali kontaktów z „widzącymi” i nie brali udziału w organizowanych przez nich seansach z „objawieniami”.

Bada się zarówno wiarygodność widzących, jak i okoliczności rzekomych objawień. A te bywają dziwne.

Fenomen

Ów raport i wytyczne Watykanu nie miały (w przeciwieństwie do pandemii) dużego wpływu na biznes pielgrzymkowy. Obecnie w biurach pielgrzymkowych znów powodzeniem cieszy się „wypoczynek z misją”. Tak zachęcają potencjalnych klientów krakowskie biura. W programie pielgrzymki jest „wyciszenie w Medziugorie” i zwiedzanie kilku wybranych miast, znajdujących się na szlaku. W krakowskich biurach turystycznych siedmiodniowy wyjazd do Medziugorie kosztuje grubo powyżej dwóch tysięcy złotych. Chętnych jest sporo.

Zresztą w Krakowie i Małopolsce nigdy ich nie brakowało. Pod Wawelem to bardzo popularny cel wyjazdów pielgrzymkowych. Tu ukazują się dwa periodyki, w których publikowana jest treść najnowszych objawień. Chętnych będzie zapewne jeszcze więcej, jeśli tylko sytuacja pandemiczna pozwoli. Dwa lata temu Watykan zmienił bowiem oficjalne stanowisko w sprawie Medziugorie, zezwalając na prywatne pielgrzymki do tego miejsca. W komunikacie Stolicy Apostolskiej zaznaczono, że najlepiej, aby odbywały się one pod przewodnictwem duszpasterzy. Mają oni za zadanie informować wiernych o tym, że objawienia, do których miało tam dochodzić, nie zostały do tej pory oficjalnie uznane przez Kościół.

Na stanowisko Watykanu duży wpływ miała misja, jakiej podjął się na prośbę papieża Franciszka zmarły kilka dni temu abp Henryk Hoser. Polski hierarcha miał za zadanie dokładnie poznać sytuację duszpasterską w sanktuarium i zdać relację papieżowi. Z obszernego raportu abp. Hosera wynika, że fenomen Medziugorie można opisać za pomocą kilku prostych słów: „modlitwa, cisza, skupienie, Eucharystia, adoracja, post, sakrament pojednania”. Hierarcha podkreślał, że Medziugorie pozostaje przede wszystkim „znakiem żywego Kościoła”. Bo „klimat tego miejsca sprzyja modlitwie, gościnie oraz nawróceniu”. Duchowny zwracał też uwagę, że znakomita większość pielgrzymów nie przybywa do tego miejsca z powodu objawień. Bardziej pociąga ich atmosfera modlitwy.

W podobny sposób wyjaśnia fenomen Medziugorie ks. prof. Jan Machniak, kierownik Katedry Teologii Duchowości krakowskiego Uniwersytetu Papieskiego. Twierdzi on że - niezależnie od rzekomych objawień - bałkańskie miasto stało się znaczącym ośrodkiem duchowym: - Tam są organizowane rekolekcje, spotkania, powstają wspólnoty o charakterze charyzmatycznym. Raz spotkałem w Krakowie księdza z Czech, który mówił mi, że jechał do Bośni sceptycznie nastawiony, ale gdy tam dotarł, ogarnęła go atmosfera duchowego uniesienia. Teraz ten ksiądz przynajmniej raz w roku wozi tam młodzież ze swojej diecezji - opowiada ks. prof. Machniak.

W gwarze warmińskiej

Pierwsze w historii Kościoła objawienie odnotowano w 271 roku. Narastał wówczas problem ze sformułowaniem symbolu wiary - credo, który miała rozwiązać Matka Boża z Janem Ewangelistą, dyktując Grzegorzowi Cudotwórcy właściwą formułę.

Pierwsze i jedyne objawienie w Polsce, uznane za autentyczne przez Watykan, miało miejsce w Gietrzwałdzie na Warmii, w XVIII wieku. Właściwie - seria objawień między 27 czerwca a 16 września 1877 roku. Matka Boża miała się ukazywać dwóm dziewczynkom na przykościelnym klonie. Objawienia były badane przez władze kościelne już w trakcie ich trwania. Maryja miała powiedzieć, że Kościół na ziemiach polskich nie będzie prześladowany, a polskich kapłanów będzie więcej, jeśli ludzie będą się modlić i odmawiać różaniec.

Podobno przemawiała do nich po polsku, w gwarze warmińskiej. Historycy uważają, że objawienia w Gietrzwałdzie pozwoliły zacieśnić więzi między Kościołem katolickim a polskim ruchem patriotycznym, a także utrwalić kult maryjny w Polsce.

W samym tylko XX wieku odnotowano ponad 400 objawień, ale za wiarygodne uznano tylko cztery: w Fatimie (Portugalia), w Betanii-Cua (Wenezuela), w Beauraing i Banneux (Belgia). Było jeszcze jedno, w Kibeho w Rwandzie, ale ono zostało zatwierdzone w XXI wieku.

W XXI wieku - 4 maja 2008 roku - potwierdzono także objawienie w Laus we Francji, które wydarzyło się kilka wieków wcześniej.

Weryfikacja

Zmarły w ub. roku ks. prof. Wojciech Życiński, który był kierownikiem Katedry Mariologii Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, mówiąc o objawieniach uznanych przez Kościół, zwracał uwagę na ich kontekst. Zdarzały się w czasie, kiedy miał nadejść kataklizm czy inne tragiczne wydarzenie.

Niektórzy mogą sobie zadać pytanie, czy katolik, który np. wątpi w objawienia fatimskie lub inne, popełnia grzech? Ks. prof. Życiński twierdził, że nikt nie ma obowiązku wierzyć w prywatne objawienia i stosować się do poleceń czy próśb Maryi przekazanych przez widzących. „Nie ma takiego obowiązku, nawet, gdy objawienia zostały uznane za autentyczne. Mamy objawienie w Chrystusie i do niego chrześcijanie są zobligowani w wierze i życiu. Z innych objawień można korzystać, jeśli służą rozwojowi duchowemu, poprawie życia, czynią nas lepszymi chrześcijanami i są zgodne z duchem Chrystusa” - wyjaśniał.

Weryfikacja objawień przez kościelne komisje trwa latami, a nawet - wiekami. I nie zawsze kończy się zajęciem przez Kościół konkretnego stanowiska. Jeśli chodzi o objawienia prywatne, ich treść nie może być sprzeczna z tym, co objawił Chrystus, co znamy z Ewangelii ani nie może dodawać niczego nowego do niej. Każde z objawień musi być chrystocentryczne. Druga sprawa to wiarygodność świadków objawienia, nazywanych widzącymi. Przedstawiciele Kościoła muszą sprawdzić, czy są oni poczytalni, zrównoważeni. Jeśli wynik tych badań jest pozytywny, wtedy dopiero ich relacjom o tym, co widzieli czy słyszeli, można wierzyć.

Bada się też okoliczności, w jakich dane objawienie się dokonywało. A te okoliczności bywają dziwne. Np. na ogródkach działkowych w Oławie koło Wrocławia od 1983 roku, przez kilkanaście lat, renciście Kazimierzowi Domańskiemu regularnie ukazywała się ponoć Matka Boska, ale też Pan Jezus i święci. Domański zyskał tłumy „wyznawców” i za ich pieniądze zbudował ogromną świątynię, choć nie było na to zgody ani władz kościelnych, ani cywilnych. Co więcej, w 1986 r. Konferencja Episkopatu Polski przestrzegła wiernych, aby nie gromadzili się w Oławie, gdyż zjawiska te nie mają nic wspólnego z nadprzyrodzonością, godzą w zasady wiary i są wykorzystywane przeciw Kościołowi.

Grażyna Starzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.