Miał być plac budowy, jest plac boju. Hali jak nie było, tak nie ma
- Chcę zapobiec nieszczęściu - mówi szef firmy budowlanej. Miał stawiać halę przy szkole, ale twierdzi, że projekt to gotowa katastrofa!
Jeszcze w tym roku uczniowie podstawówki mieli cieszyć się halą za 2,3 mln. Miała stanąć przy szkole w Rzepinie. Powstał projekt, ogłoszono przetarg na wykonawcę, gmina dostała 500 tys. zł dofinansowania z ministerstwa sportu. Nic, tylko budować. Prace ruszyły, ale kierownik budowy zauważył błędy w projekcie. - Pracuję w budownictwie 52 lata. 20 lat byłem biegłym sądowym do spraw budownictwa. Na początku prac zauważyłem nasypy niebudowalne, czyli piaski, gruz, namuły. Pod spodem były torfy i piaski próchnicze. Te czynniki absolutnie wykluczają - w mojej opinii - posadowienie bezpośrednie jakiejkolwiek budowli. To grozi katastrofą budowlaną! Zgłosiłem to natychmiast do wykonawcy - mówi Adolf Smorowiński, inżynier budownictwa.
Burmistrz każe budować
Wykonawca to firma Bud - Mat z Ośna. Właściciel Adam Matysiak: - Przekazałem obawy kierownika do inspektora nadzoru inwestorskiego, projektanta i gminy. Zażądaliśmy obliczeń i schematów, że posadzka jest zaprojektowana dobrze. Burmistrz tylko kazał budować zgodnie z projektem. Zamówiliśmy opinie biegłych, którzy - oprócz źle zaprojektowanej posadzki - wytknęli inne błędy uniemożliwiające dalsze prace. Burmistrz kazał budować według projektu. Dostarczyliśmy dokumenty niezależnych biegłych mówiące o tym, że budowa grozi katastrofą. Burmistrz kazał budować - mówi szef Bud - Matu. Przerwał prace, bo - jak podkreśla - w razie nieszczęścia grozi mu kryminał i wyrzuty sumienia do końca życia.
Matysiak pokazuje też szereg dokumentów, w tym obszerną opinię Instytutu Politechniki Poznańskiej. Czytamy w nim: projekt budowlany oraz wykonawczy posiadają liczne wady, błędy i nieprawidłowości. Obecne nie spełniają one wymagań stawianych projektom architektoniczno - budowlanym przeznaczonym do realizacji nowego obiektu i już na etapie wstępnym projektowym powinny zostać uzupełnione - napisali eksperci. Ich zalecenie to m.in. wykonanie nowego projektu „posadowienia budynku, wykonanie nowego projektu posadzki, usunięcie znacznych wad i błędów w konstrukcji drewnianej”.
Albo hala albo dotacja
Wykonawca pokazuje nam też opinię mgr. inż. Romana Busz-kiewicza, rzeczoznawcy budowlanego: „Z otrzymanego projektu budowlanego oraz dostarczonych schematów i obliczeń nie można stwierdzić, że warunki zostały zachowane. Zgadywanie jest dobre w teleturniejach a nie w inżynierii budowlanej”.
- Już na początku powiedzieliśmy, że na budowę hali mamy 2,5 mln zł. Oferta opiewała na na około 2,3 mln, także pan Matysiak wiedział, że jest pewna rezerwa w wysokości około 200 tys. zł. W naszym odczuciu firma chciała zarobić więcej - twierdzi burmistrz Sławomir Dudzis. Mówi nam, że jeszcze zanim wykonawca rozpoczął budowę, „dotarły do urzędu informacje, że firma chce zarobić na dodatkowych pracach”. - One obudziły w nas czujność. Powołaliśmy inspektora nadzoru budowy, co do którego mamy pewność, że będzie bardzo dokładny i skrupulatny. Opieramy się na tym, że projektant, który jest fachowcem w swojej dziedzinie i ma pełne uprawnienia w tym zakresie stwierdził, że można budować, to kazaliśmy budować, tym bardziej że mamy dofinansowanie, które przepadnie, jeżeli w tym roku nie wybudujemy hali. Mam oświadczenia, notatki stwierdzające prawidłowości, zresztą inspektor budowlany to potwierdził, nie mam żadnych wątpliwości - mówi burmistrz (z inspektorem nie udało się nam porozmawiać, nie odpowiadał na telefony i sms z prośbą o kontakt).
- Czy chciałem dodatkowo zarobić? Opinie biegłych, koszty placu budowy, postoju i inne to już kwota rzędu około 100 tys. Narażam się na ogromne koszty, żeby zapobiec nieszczęściu - mówi Matysiak.
Projektanta hali zapytaliśmy, czy zna opinie biegłych i czy nadal uważa swój projekt za bezpieczny. Odmówił wypowiedzi. Gmina odstąpiła od umowy z firmą Bud - Mat i będzie szukała wykonawcy.