Mieliśmy podwójne derby. AZS był lepszy od Sobieskiego

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
Jakub Lesiński, Edward Gurban, Paweł Tracz, Alan Rogalski

Mieliśmy podwójne derby. AZS był lepszy od Sobieskiego

Jakub Lesiński, Edward Gurban, Paweł Tracz, Alan Rogalski

Za nami pierwsze mecze siatkarskie w 2016 roku. W sobotę mieliśmy podwójne lubuskie derby, w których pewnie triumfowali gospodarze. Zacięte spotkanie odbyło się w Sulęcinie.

AZS UZ Zielona Góra - Sobieski Żagań 3:0 (25:23, 25:23, 25:15).
AZS UZ: Kupisz, Ruciński, Kępski, Ryba, Jasnos, Kaczurowski, Zasowski (libero) oraz Januszewski, Wiśniewski, Biczyk, Baumgarten.
Sobieski: Judycki, Bartnik, Kacprzak, Radomski, Śląski, Sajdak, Gregorowicz (libero) oraz Matusewicz, Smętek, Milczarek, Wróblewski, Bogdanowicz, Pigla.

Goście jechali do akademików po zwycięstwo, z kolei opiekun AZS-u, Tomasz Paluch nie ukrywał, że jego ekipa nie jest faworytem tej konfrontacji. Tymczasem to właśnie zielonogórzanie, mimo przestojów byli tego dnia lepsi i zainkasowali kolejne trzy punkty, które z pewnością przydadzą się w walce o upragnioną „czwórkę”. Warto podkreślić, że to szóste zwycięstwo z rzędu gospodarzy sobotniego pojedynku.

Początek był dość wyrównany, jednak później do głosu doszli akademicy. Przy prowadzeniu 14:8 o pierwszą przerwę na żądanie poprosił opiekun Sobieskiego. Przewaga gospodarzy zaczęła topnieć, co wróżyło interesującą końcówkę. Faktycznie tak było, a przez moment pachniało nawet rywalizacją na przewagi. Ostatecznie minimalnie lepsi, podobnie jak w drugim secie okazali się zielonogórzanie. Scenariusz w drugiej partii był z resztą podobny. AZS prowadził już 16:11, ale długo nie był w stanie utrzymać bezpiecznej przewagi. Trzecia odsłona bez większej historii. Goście walczyli tylko do stanu 6:6, potem akademicy zaczęli im odskakiwać, a końcówka była już tylko formalnością.

- Punkty cieszą, ale nie było takiej płynności gry. Ta przerwa świąteczna trochę nas wybiła z rytmu. W trzecim secie pokazaliśmy to, co potrafimy. Cieszyliśmy się grą, wychodziły kombinacje, dobrze funkcjonowało przyjęcie. Myślę, że triumfowaliśmy zasłużenie - komentował drugi trener AZS-u, Zbigniew Zarzeczny. - Wychodzimy po to, aby dobrze rywalizować. Jeżeli tak się dzieje, to wynik jest korzystny. Czy po Żaganiu spodziewałem się więcej? Tak. Liczyliśmy, że będzie to trudne spotkanie, pełne walki. Tymczasem właściwie tylko w drugiej części było takie małe zagrożenie ze strony rywali. Sobieski nie grał tego, co podczas poprzedniego meczu na ich terenie - zauważył szkoleniowiec.

- W dwóch pierwszych setach walczyliśmy. W trzecim, co było widać, chłopaki zwiesili głowy, weszli rezerwowi. Co tutaj dużo mówić... Zielonogórzanie byli tego dnia od nas lepsi. Myśleliśmy, że będzie to wyglądało inaczej. Moim zdaniem przegraliśmy przez przyjęcie - ocenił trener Sobieskiego Artur Chaberski. - Najbardziej boli, że nasz atakujący doznał poważnej kontuzji i nie zagra przez jakiś miesiąc. Jestem mocno rozczarowany, bo przed meczem mówiłem, że jadę tutaj po zwycięstwo. No cóż... Z porażką też trzeba się pogodzić. Będziemy walczyć dalej - zapowiedział opiekun żagańskiej drużyny.

Astra Nowa Sól - Chrobry Głogów 1:3 (20:25, 26:24, 23:25, 21:25).
Astra: Lis, Gajowczyk, Klucznik, Grześkowiak, Bitner, Skibicki, Pabisiak (libero) oraz Goltz.

Drużyna niedawnego lidera znów musiała uznać wyższość Chrobrego. Przypomnijmy, że w pierwszej rundzie nasi przegrali w Głogowie 2:3. Pierwszy set rozpoczął się od trzech zepsutych zagrywek gospodarzy. Właśnie ten element najbardziej szwankował w sobotnim meczu u naszych, co niestety miało przełożenie na końcowy wynik. Później zaczęła się już zacięta walka niemal o każdy punkt, aż do stanu 16:16. Tu jednak sprawy w swoje ręce wzięli grający znani wcześniej z występów w ekstraklasie.
Głogowianie Mateusz Kucharski i Grzegorz Kokociński swoimi atakami oraz asami serwisowymi nie dawali żadnych szans obronie Astry. Pierwszą część zakończył udaną „kiwką” Michał Matyja. W drugim secie inicjatywę przejęli miejscowi, którzy prowadzili już nawet sześcioma punktami. Wydawało się, że wszystko jest na jak najlepszej drodze, a tymczasem goście doszli nas na 23:23, wygrali kolejną wymianę, po czym zdaniem gości sędzia popełnił błąd w następnej akcji na ich niekorzyść. Chrobry „pękł” i... przegrał.
W trzeciej partii znowu rozgorzała walka punkt za punkt, ale od stanu 22:22 Chrobry nie wypuścił już wygranej. Czwarty set dał nadzieje popularnym „Koliberkom”, którzy prowadzili od początku. Niestety, prowadząc 15:14, dały o sobie znać błędy w rozegraniu. U gości bezlitośnie w ataku i bloku punktował Kokociński, z kolei w Astrze dobre momenty mieli Gajowczyk, Grześkowiak i Lis, ale zbyt krótka ławka i wspomniane błędy przesądziły o przegranej gospodarzy.

Olimpia Sulęcin - Olavia Oława 3:2 (19:25, 21:25, 25:20, 25:21, 15:10).
Olimpia: Zarębski, Romańczuk, Janas, Troska, Sławiak, Gajowczyk, Dzierżyński (libero) oraz Sas, Jurant, Greś, Stefanowicz, Kowalski.

Kapitalne, emocjonujące starcie z happy endem dla naszych - tak sulęcinianie otworzyli rok 2016. Sobotnie spotkanie zaczęło się dla nich fatalnie, ba, po dwóch setach mało kto sądził, że Olimpia jest w stanie odwrócić losy meczu. A jednak się udało!
W pierwszej partii gospodarze toczyli wyrównany bój tylko do stanu 2:3. Potem rywale odjechali na 10:4 i mimo ambitnej postawy tego seta nie udało się już uratować. Zadecydowały proste błędy, a szkoda, bo była szansa na udany początek. Następna odsłona była bardziej zacięta, ale znów seria pomyłek „Olimpijczyków” ułatwiła zwycięstwo oławianom. Najpierw goście odskoczyli na 17:11, potem zbliżyliśmy się na 18:20, ale końcówka ponownie należała do przeciwnika.
W trzecim secie trener gospodarzy Łukasz Chajec zaryzykował i wystawił eksperymentalny szóstkę. Opłaciło się, bo od tego momentu sulęcinianie grali jak z nut! Co prawda w partii numer trzy przyjezdni nawet przez chwilę prowadzili (10:8), ale lepszą odporność psychiczną wykazali nasi. Spotkanie nabrało rumieńców, gdy czwarta partia również padła naszym łupem. Emocje sięgnęły zenitu w tie-breaku. Długo było na styku, ale dwa bloki dały naszym trzy punkty przewagi (12:9), której już nie roztrwoniliśmy.

GBS Bank Orzeł Międzyrzecz - Iwaniccy Gubin-Krosno Odrz. 3:0 (25:21, 25:20, 25:21).
GBS Bank Orzeł: Haładus, Baran, Szulikowski, Tobys, Misterski, Olejniczak, Wanat (libero) oraz Przybysz (libero), Walczak, Strajch, Rolewicz, Sławiński, Chwirot.
MLKS A.Z. Iwaniccy: Buła, Chojnacki, Kozik, Lasota, Drela, Mozalewski, Wawrzyniak (libero).

Mimo że drugi z derbowych pojedynków też zakończył się w trzech partiach, to jednak był znacznie mniej wyrównany. Zgodnie z przewidywaniami, albowiem niewielu przypuszczało, że MLKS A.Z. Iwannicy, po raz drugi - tak jak w pierwszej potyczce - urwie dwa sety międzyrzeczanom.

- Do tego sobotniego starcia przystąpiliśmy o wiele bardziej skoncentrowani, niż to miało miejsce na wyjeździe. W każdej odsłonie budowaliśmy sobie dwa lub trzy punkty przewagi i w końcówkach ją powiększaliśmy. Cieszę się, że pomimo ciężkich treningów zdobyliśmy trzy punkty oraz że swój udział w tym mieli też rezerwowi - przyznał szkoleniowiec gospodarzy Marcin Karbowiak, zarazem dodając, że jest myślami w Żaganiu. - Chciałbym, żebyśmy za tydzień w końcu przełamali się na obcym terenie - zaznaczył, nawiązując do ligowego starcia z Sobieskim.

W odmiennych nastroju był prezes gości Robert Siegel. -Podjęliśmy walkę, ale zawiodła nas przede wszystkim siła w ataku. Moi młodzi chłopcy są za słabi fizycznie - podkreślił.

Jakub Lesiński, Edward Gurban, Paweł Tracz, Alan Rogalski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.