Majka Lisińska-Kozioł

Można sprawić, by dzieciom z hospicjum śmiały się oczy

Moja córeńka, moje dzieciątko, gwiazdeczka moja  - mówi  mama  siedemnastoletniej dziś  Gabrysi Fot. fot. Agnieszka Cynarska - Taran/almaspei Moja córeńka, moje dzieciątko, gwiazdeczka moja - mówi mama siedemnastoletniej dziś Gabrysi
Majka Lisińska-Kozioł

Od czasu, gdy doktor Małgorzata Musiałowicz i pielęgniarka Barbara Jabłońska założyły Hospicjum Domowe Alma Spei dla dzieci minęło dziesięć lat. - Dajemy małym pacjentom komfort życia bez bólu, a ich rodzinom poczucie bezpieczeństwa i odwagę. Karmimy ich nadzieją. To właśnie znaczy Alma Spei.

Wiele dzieci, które doktor przyjmowała - już pożegnała. Choćby Wiktorka, rezolutnego chłopca z dystrofią mięśniową. Śmiały mu się oczy do zwierząt w ZOO. Na hospicyjnej wycieczce w Jałowcowej Górze wołał - szybciej, szybciej! - a wolontariuszka, ledwie się wyrabiała na zakrętach. Pożegnała się z nami Asia.

Urodziła się zdrowa, ale gdy zaczęła słabnąć lekarze byli bezradni. Nie ma już maleńkiej Lilianki, nie ma Nikosia ani Bartusia, który odszedł tuż przed Bożym Narodzeniem; bracia wysłali mu świąteczną kartkę do nieba. Nie ma też Krzysia, ale Krzyś ma powody do radości, bo urodziły mu się dwie zdrowe siostry. I nie ma Sebastiana, siedemnastolatka, który kochał motocykle. - Była noc, nie mógł oddychać, podałam mu lek a tata chłopaka otworzył okno. Lepiej ci spytałam? - Lepiej - szepnął. Westchnął tylko i już go nie było - opowiada Aneta Motyczyńska, pielęgniarka; w hospicjum od początku.

Zaczęła tu pracować, gdy cała instytucja mieściła się w małym pokoju pełnym teczek i dokumentów. Ledwie dało się tam upchnąć pożyczony sprzęt medyczny. Przez te dziesięć minionych lat hospicjum otoczyło opieką ponad 180 dzieci. Jeżdżąc do nich personel pokonał z górą milion kilometrów.

Ponad 220 par włączyło się do akcji „Ślub z sercem” i przekazało pieniądze za kwiaty na rzecz chorych dzieci. Zebrano ponad 2500 paczek pampersów i wyprawiono 300 przyjęć urodzinowych. Dzięki dobrym ludziom Domowe Hospicjum Alma Spei ma dziś 5 asystorów kaszlu (ok. 22 tys. zł sztuka), 40 pulsoksymetrów, 50 ssaków, 30 koncentratorów tlenu i 10 pomp infuzyjnych. Są też auta kupione za pieniądze z 1 procenta, podarowane przez WOŚP Jurka Owsiaka i ufundowane przez sponsorów. - W szpitalu, gdzie pracowałam wcześniej dzieci zdrowiały. Tym hospicyjnym zdarza sie to rzadko. Chodzi jednak o to, by mogły być w domu - mówi Aneta, pielęgniarka.

Jak Radzio z Kukowa, który skończył niedawno roczek. Ma burzę jedwabistych blond włosów i tylko zdrowia dostał za mało. Ma za sobą operację serduszka, przetrwał sepsę i wyłoniono mu stomię. Do życia potrzebny jest mu ssak, sonda i koncentrator tlenu. Radziu nie siedzi, nie mówi, słabo widzi, a na nieznane odgłosy reaguje niepokojem. - Wbrew prognozom lekarzy w domu stan Radzia się ustabilizował, a ja odetchnęłam - mówi mama. - Szpitalne życie może obrzydnąć. Zwłaszcza, że starszy synek też mnie potrzebuje. Tu jest nam lepiej a hospicjum daje poczucie bezpieczeństwa. I czasami zapewnia odrobinę zwykłej radości. Trochę normalności.

Czytaj więcej i dowiedz się: 

  • jak wygląda codzienna praca w takim hospicjum? 
  • jak choroba dzieci wpływa na życie ich i ich rodziców?
Pozostało jeszcze 74% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Majka Lisińska-Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.