Na brak kasy nie narzekają specjaliści i... szefowie gmin

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com
Jakub Nowak

Na brak kasy nie narzekają specjaliści i... szefowie gmin

Jakub Nowak

Zarobki w naszym regionie wciąż są najniższe w Polsce. W rankingu miast wojewódzkich Gorzów i Zielona Góra zajęły - odpowiednio - przedostatnie i ostatnie miejsce. Na dobre pieniądze nie mogą jednak narzekać specjaliści. Tych firmy wręcz sobie „wyrywają”.

Na brak zleceń nie narzekam - przyznaje Karol Przybyła z Kargowej, który całkiem niedawno, bo w 2015 roku, założył firmę Auster Automatyka Przemysłowa. Na co dzień zajmuje się projektowaniem i kompleksową instalacją systemów automatyki pod indywidualne zlecenia. - Jak na początek, jest w porządku. Liczę na to, że ten rok będzie taki sam, a może i jeszcze lepszy - mówi nam.

Miniony rok był również bardzo dobry dla „dużych” graczy. - Rozwijamy się cały czas, bo... nie mamy innego wyjścia - żartuje Ryszard Gongor, szef zakładu Gedia Poland, który jest największym pracodawcą w powiecie nowosolskim. Niedawne wydatki inwestycyjne firmy opiewają na około 20 milionów euro, czyli blisko 100 milionów złotych. Przemysław Bieńkowski, wiceprezes zielonogórskiego Stelmetu, też ma powody do zadowolenia. - Po raz kolejny udało się zwiększyć sprzedaż architektury ogrodowej, szczególnie do Niemiec, które są największym rynkiem w Europie - nie ukrywa. Dodajmy, że to właśnie Stelmet jest europejskim liderem w produkcji tej architektury.

Zarabiamy najmniej

Czy wspomniana w miarę dobra kondycja lubuskiej gospodarki przekłada się także na zarobki samych pracowników?
Według najnowszego raportu Lubuskiego Ośrodka Badań Regionalnych średnia miesięczna pensja w naszym regionie wynosi 3.635,90 złotych brutto.

- Przeciętne wynagrodzenie w województwie lubuskim co prawda regularnie rośnie, ale w porównaniu z innymi regionami w kraju cały czas widać około 15-procentowy „odchył” w dół - komentuje Krystyna Motyl, zastępca dyrektora w urzędzie statystycznym w Zielonej Górze.

Na brak kasy nie narzekają specjaliści i... szefowie gmin

Dlaczego tak się dzieje? - To efekt wcześniejszych lat i dużego bezrobocia, które miało niegdyś miejsce. Sytuacja jest prosta: jeśli rynek pracowników jest duży i nie trzeba o nich walczyć, to pracodawcy nie są skorzy do podnoszenia wynagrodzeń. Jeśli mały, jak na przykład w przypadku specjalistów w określonych branżach, zarobki idą zdecydowanie w górę - tłumaczy nam Krystyna Motyl.

Sytuację potwierdzają zresztą sami pracodawcy. - To prawda, zarobki w naszym regionie są najniższe w Polsce - mówi Łukasz Rut z Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej. Zaraz podaje zresztą najnowszy przykład. - Niedawno po zbadaniu 18 stolic wszystkich województw w kraju okazało się, że dwa ostatnie miejsca zajmują właśnie Gorzów i Zielona Góra - zauważa. Podkreśla jednak, że osobną kwestią są płace specjalistów, ludzi z określonym fachem w ręku, których na rynku jest po prostu za mało. - Oni na zarobki nie narzekają, mogą przebierać w ofertach i są wręcz „wyrywani” przez samych pracodawców, którzy oferują coraz większe stawki - opowiada Łukasz Rut.

Potwierdzają to również pracownicy urzędu statystycznego. - Z sygnałów, które dostajemy od samych pracodawców, widać, że duże zapotrzebowanie jest dziś na fachowców, ludzi z dobrym wykształceniem zawodowym, co ma oczywiście odzwierciedlenie w zarobkach. Spore jednak zapotrzebowanie jest także na robotników, rzemieślników czy operatorów maszyn - wylicza Krystyna Motyl.

Co na to sami przedsiębiorcy? - Na rynku brakuje fachowców! - odpowiada nam szybko Zbigniew Witkowski z Gorzowskiej Fabryki Maszyn Cadwit. Firma zatrudnia dziś 15 osób, tworzy maszyny do przemysłu drzewnego. Zakład szczyci się tym, że stworzył na przykład głowice wielowrzecionowe do drewna, aluminium i tworzyw sztucznych. Dzięki ich urządzeniom w jednym momencie można wywiercić kilka otworów jednocześnie. I o ile na rozwój i nowe zamówienia zakład nie narzeka, o tyle gorzej jest właśnie z dobrymi fachowcami.

- Dobremu pracownikowi trzeba dać więcej niż 3.000 złotych na rękę i my jesteśmy w stanie płacić takie pieniądze - zapewnia nas Zbigniew Witkowski. - Niestety, o dobrych tokarzy, frezerów, szlifierzy czy nawet elektryków jest dziś bardzo ciężko.

Zaniedbane szkolnictwo

Wspomniana sytuacja może mieć kilka przyczyn. Główną wydaje się być jednak obecny poziom szkolnictwa i odejście niegdyś od praktycznej nauki zawodu.

Tomasz Łyszyński, kierownik działu personalnego nowosolskiej firmy Nord Napędy, przytacza nam na dowód pewną historię. - Niedawno dwie osoby starały się u nas o pracę na stanowisku obróbki mechanicznej. Nie wymagamy tu cudów, wystarczą podstawowe umiejętności, jak odczytanie rysunku technicznego, odczyt z suwmiarki. Jeden z kandydatów kończył właśnie studia inżynierskie na budowie maszyn. Drugi przerwał naukę w technikum, ale pracował wcześniej w warsztacie samochodowym. I przepaść między nimi, jeśli chodzi o wiedzę, była po prostu ogromna. Na korzyść tego, który już pracował, który miał praktyczne umiejętności - zaznacza.

Jak podkreśla Tomasz Łyszyński, praktyka w nauce zawodu to po prostu podstawa. - Powiedzmy sobie szczerze: dwutygodniowe zajęcia dla uczniów kompletnie nic nie dają, w ogóle taka metoda nauki się nie sprawdza, dlatego my na przykład preferujemy praktyki co najmniej roczne - mówi.

Łukasz Rut potwierdza nam, że firmy muszą wkładać dziś bardzo dużo energii w szkolenia nowych pracowników, ponieważ okazuje się, że nawet dyplom inżyniera nie zawsze wystarcza, aby samodzielnie pracować na danym stanowisku. - Zakłady pracują nad poszerzaniem ich wiedzy praktycznej od trzech do nawet sześciu miesięcy - wylicza. To ważne, ponieważ inwestycje w pracownika też oczywiście odbijają się później na jego zarobkach.

- W naszym zakładzie płaci się głównie za wiedzę - przyznaje Tomasz Łyszyński. W firmie Nord Napędy najniższa płaca wynosi 2.100 złotych brutto, otrzymują ją nowo przyjęci i przyuczani. Potem wszystko zależy już jednak od umiejętności, tego, ile dana osoba potrafi - Wachlarz pensji jest duży, a niektóre wynagrodzenia są naprawdę bardzo wysokie - zaznacza kierownik.

Koszty pracy są dziś spore, co też wpływa na zarobki - mówi Łukasz Rut z Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej

Sytuację potwierdzają także inni. ICT Poland w Kostrzynie, zakład z branży papierniczej, pół roku temu zwiększył zatrudnienie o 80 osób. - Łatwo było je pozyskać - mówi dyrektor Michał Wrembel. Firma doskonale jednak wie, że musi skusić pracownika właśnie dobrymi zarobkami.

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że ponad 60 procent Lubuszan zarabia poniżej przeciętnego wynagrodzenia. - My jesteśmy z drugiej strony - zdradza Michał Wrembel. Ile wynosi średnie wynagrodzenie w ICT, nie podaje. Tajemnica... Podkreśla za to, że kto chce w szybkim czasie zarabiać coraz więcej, nie ma na to szans. Firma ma zasadę, że do coraz wyższych zarobków dochodzi się stopniowo. - Pracownik wie dzięki temu, że warto u nas zostać - wskazuje dyrektor. Dodaje, że firma nie różnicuje zarobków ze względu na płeć. W ICT za taką samą pracę wypłata jest identyczna. Skąd zatem „odwieczna” dysproporcja między zarobkami kobiet i mężczyzn? - Mężczyznom łatwiej jest znaleźć pracę - tłumaczy.

Na brak kasy nie narzekają specjaliści i... szefowie gmin

Władza na kasę nie narzeka

Z przedstawionego przez urząd statystyczny raportu wynika, że na szczycie zarobków w województwie lubuskim znajdują się... urzędnicy. Warto tu jednak podkreślić, że chodzi nie o „szarych” pracowników, ale o przedstawicieli władz. - Moje zarobki są raczej śmiechu warte - mówi nam pracownica jednego z urzędów na południu regionu. - Jakieś 200 złotych więcej od najniższej krajowej, nie ma czym się pochwalić.

Statystyki „podkręcają” oczywiście pensje wójtów, burmistrzów i prezydentów, a także naczelników wydziałów. W tym sektorze, zgodnie z omawianym raportem, przeciętne wynagrodzenie wynosi ponad 7.000 złotych.

Na koniec pozostaje jednak pytanie: Co zrobić, by zarobki w naszym regionie, zwłaszcza w sektorze przedsiębiorstw, były w końcu wyższe? - Wysokie zarobki zawsze można znaleźć tam, gdzie lokują się duże zagraniczne firmy, z wielkim kapitałem - komentuje Krystyna Motyl. A takich, przynajmniej na razie, w naszym regionie brakuje, niestety. Osobną kwestią są także koszty pracy. Prowadzenie biznesu, czy to dużego, czy małego, nie jest bowiem wcale takie proste, a gros pieniędzy pochłaniają różnego rodzaju podatki czy składki. - Niestety, prawo jest dziś skonstruowane tak, że pracodawca ponosi spore obciążenia związane z zatrudnieniem ludzi. A to także ma wpływ na poziom wynagrodzeń - przyznaje Łukasz Rut.

W końcu grudnia 2015 stopa bezrobocia w regionie wyniosła 10,6 proc. We wszystkich powiatach województwa zmniejszyła się w skali roku, przy czym najniższa była w Gorzowie (5,1 proc.) i Zielonej Górze (6,8 proc.), a także w powiatach: słubickim (6,3 proc.) i gorzowskim (8,2 proc.), a najwyższa w powiatach: żagańskim (18,1 proc.) i nowosolskim (18 proc.).

Jakub Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.