Nasz jest ten kawałek osiedla, czyli miasta muszą się rozwijać, ale w mądry sposób, z myślą o przyszłości

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Szymon Spandowski

Nasz jest ten kawałek osiedla, czyli miasta muszą się rozwijać, ale w mądry sposób, z myślą o przyszłości

Szymon Spandowski

Trawnik przed blokiem, na którego zagospodarowanie nie ma pomysłu spółdzielnia mieszkaniowa? A może ugór gminny, o którym zapomniały władze miasta, choć to praktycznie jedyne miejsce na osiedlu, gdzie można wybrać się na spacer? Tereny zaśmiecone? Zasypane gruzem? Nie szkodzi, to właśnie na takich gruntach kiełkuje sąsiedzka inicjatywa.

Zobacz wideo. Powrót na działkę po zimie. Jak ją przygotować na kolejny sezon?

Do niedawna obcy sobie ludzie chwytają za łopaty, taczki i zaczynają batalię o uporządkowanie i upiększenie przestrzeni przed oknami. Upiększenie, albo zachowanie, bo nie było nas – był las, a jak nie będzie lasu, to co się z nami stanie? Takie pytania zadają sobie mieszkańcy miast od gór do morza, w tym również na bydgoskim Miedzyniu, gdzie władze miasta zdecydowały się sprzedać zalesione działki w rejonie ul. Wiśniowej. Obowiązujący plan miejscowy dopuszcza w tym miejscu zabudowę, sąsiedzi obawiają się więc, że wszystkie drzewa na gruntach wystawionych pod młotek, trafią później pod topór.

[polecane]21363453,21395281;1;Polecamy[/polecane]

- Na działkach, jakie na Miedzyniu zostały przeznaczone pod zabudowę, wszystkie drzewa zostały już wycięte – mówi Emila Czekała, wiceprzewodnicząca bydgoskiego Stowarzyszenia MODrzew. - Tymczasem globalne ocieplenie jest faktem. Doskonale również wiemy, mamy to potwierdzone naukowo, że drzewa pozwalają te zmiany zahamować. Produkują tlen, dają nam cień, są takimi naturalnymi klimatyzatorami.

Ile jest wart las?

Takie klimatyzatory w miastach są szczególnie cenne, władze miasta wychodzą jednak z założenia, że większą wartość będą miały pieniądze ze sprzedaży działek. Miasto musi się przecież rozwijać, zaś w okolicy lasów jest wiele.

- Lasy okoliczne nie należą jednak do miasta, nie będziemy mieli na nie wpływu – mówi Emila Czekała. - Las miejski jest właśnie tym, który ma zostać sprzedany i wycięty.

Z taką perspektywą nie zgadzają się mieszkańcy osiedla, pod skierowaną do prezydenta Bydgoszczy petycją w ciągu kilkunastu dni podpisało się prawie dwa tysiące osób. Przedstawiciele obu stron rozmawiali ze sobą, jednak wirtualne spotkanie nie przyniosło rozstrzygnięcia. Obie strony trwają na swoich pozycjach, chociaż w gruncie rzeczy wszystkim zależy na tym samym, bo czy troska o zieleń nie jest również troską o rozwój miasta? Czy odpowiednio zadbane tereny obsadzone dużymi drzewami nie są cenniejsze niż te zieleni pozbawione? Są i warto o nie zabiegać nie tylko z powodów ekologicznych.

- W Portland w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania, które pokazały, że tam gdzie społeczność zaczęła wspólnie dbać o zieleń, przestępczość spadła nawet o 58 procent – mówi Emilia Czekała. - Jest o tym mowa w artykule Aleksandra Dordy, który znajduje się na naszej stronie internetowej.

Jak to możliwe?

Odpowiedź można znaleźć na przykład w Toruniu na Psim Polu, albo bardziej fachowo – fortecznym międzypolu. Chodzi o wydmowe, częściowo zalesione tereny położone na granicy osiedla Wrzosy. Ulubione miejsce spacerowe okolicznych mieszkańców i nie tylko ich, bo poza przestrzenią i zielenią jest tu również sporo ciekawych pamiątek z przeszłości: kilka obiektów zewnętrznego pierścienia umocnień pruskiej twierdzy, a także dobrze zachowane rowy przeciwczołgowe jakie w 1944 roku musiały tu kopać żydowskie więźniarki z Chorabia.

Teren monitorowany

W styczniu Rada Miasta Torunia podjęła uchwałę w sprawie sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Mieszkańcy przyjęli te wieści z niepokojem, nie zgadzają się, aby w tym miejscu powstały jakiekolwiek budynki. Początek wiosny uczcili organizując tam generalne porządki. W bardzo spontanicznej akcji wzięło udział kilkadziesiąt osób, w tym również radni – taczki ze śmieciami pchał sam przewodniczący Rady Miasta. Dziś jest to z całą pewnością jeden z najczyściejszych lasów w regionie. Ci, którzy się natrudzili przy sprzątaniu, stale monitorują teren, na spacery chodzą z workami i zbierają te odpady, jakie się tam pojawiają. Śmieci jest jednak coraz mniej, chociaż spacerowiczów przybywa. Ludzie wiedzą, że jest to teren zadbany.

- Niedawno natknąłem się tu na panią, która coś dłubała w ziemi – mówi jeden z mieszkańców Wrzosów. - Zobaczyła mnie i już z daleka zaczęła wołać, że ona nie wyrzuca żadnych śmieci, tylko chciała wziąć nieco piasku do akwarium.

[polecane]21493687,21489987;1;Polecamy[/polecane]

Wspólna idea jednoczy ludzi, zaangażowanych społeczników na Wrzosach przybywa, jednak wciąż nie brakuje również tych, których społecznicy muszą przekonywać. Podobnie jak w przypadku bydgoskiego Miedzynia, tu również padają argumenty, że przecież miasto musi się rozwijać, czyli rozbudowywać.

- Świat się zmienił. Kilka lat temu nikt nie mówił o katastrofie klimatycznej, nikt nie mówił o zabijającym ludzi smogu – mówi Krzysztof Strzemeski, inicjator wiosennych porządków. - Uderza mnie, że pomimo tego myślenie o mieście, jego rozwoju i urbanizacji, jest takie jak zawsze, czyli: jeśli jest jakiś plac, to trzeba go zabudować.

Wyprowadzka na wieś, czy to właściwe wyście?

Podczas różnych dyskusji społecznicy z Wrzosów słyszeli, że mieszkają na otoczonym lasem osiedlu domków jednorodzinnych, więc o co im chodzi? Tłumaczą zatem, że na osiedlu wyrastają bloki, zaś lasy znikają – za miedzą, a raczej po drugiej stronie ul. Ugory wyrasta ogromne osiedle mieszkaniowe, drzewa są tam wycinane hektarami. W całkiem bliskiej przyszłości zatem las, o który walczą, może być w okolicy jedynym. Że co, jeśli ktoś szuka lasu, powinien wyprowadzić się na wieś? W takich dyskusjach propozycje tego typu padają bardzo często. Innymi słowy...

- Jeżeli mieszkasz w mieście, godzisz się na to, aby mieć, hałas, smród, pył, upał i suszę w lecie, a jeśli ci to nie odpowiada, wyprowadź się na wieś – mówi Regina Strzemeska -. To chyba jednak nie jest pożądany kierunek, moim zdaniem włodarze miasta powinni raczej pomyśleć o tym, aby zatrzymać tych mieszkańców, którzy potrzebują warunków bardziej przyjaznych. Potrzebne jest myślenie przyszłościowe.

Tam, gdzie osiedlowi społecznicy są aktywni i zdeterminowani, ta przyszłość może rysować się całkiem ciekawie. Między blokami w rejonie Szosy Chełmińskiej i ul. Św. Józefa w Toruniu był sobie kiedyś stary, zaniedbany plac zabaw. Kilka lat temu jego sąsiadów zaalarmowała wiadomość, że w miejscu placu ma wyrosnąć blok. Za porządkowanie placu zabrały się cztery kobiety, następnie zaczęły się do nich dołączać mieszkające w okolicy dzieci, a później ich rodzice. Dziś Topolowy Ludzik jest jednym z najlepiej utrzymanych i wyposażonych – dzięki kilku projektom z budżetu obywatelskiego - placów zabaw w mieście.

- Ja traktuję otoczenie mojego bloku i w ogóle cały okręg, jak przedpokój mieszkania – mówi Justyna Kardasz, szefowa Rady Okręgu Chełmińskie Przedmieście w Toruniu. - O przedpokój trzeba dbać, gdyby każdy to robił, to i całe mieszkanie byłoby piękne.

To nasze, więc o to dbamy

Ludzi z Chełmińskiego zjednoczył również sprzeciw wobec miejskich planów przebudowy ul. Długiej. Obu stronom udało się jednak dojść do porozumienia i obie strony mogą być z efektu dumne. Przy okazji zresztą odbył się tam ciekawy eksperyment. Na prośbę Rady Okręgu drogowcy postawili tam kilka dużych donic wypełnionych ziemią. Niczego tam nie posadzili, rada również nasadzeń nie zorganizowała. Nie musiała, najpierw rośliny pojawiły się w pierwszej donicy, a później zazieleniły się kolejne. Mieszkańcy zadbali o to sami, wszak jest to ich ulica i ich osiedle.

Jak traktować społeczników?

- Naprzeciw mojego domu dwójka młodych ludzi właśnie przekopuje ziemię na przydomowym skwerku, sadząc coś nowego. Kibicuję im z całego serca – mówi prof. Maria Lewicka, dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. - W mojej piwnicy stoi łopata do śniegu, którą kupiłam i kilkakrotnie użyłam, nie mogąc doczekać się reakcji ze strony administracji mojej spółdzielni. Prowadziłam kiedyś badania na sąsiedniej Ukrainie, w trakcie których zadałam pytanie otwarte: na co byś wydał milion, gdybyś go dostał? Takie samo pytanie zadałam w Polsce. Zaskakująco dużo Ukraińców napisało, że przeznaczyłoby jakąś część na poprawę sytuacji w mieście. W Polsce nikomu to do głowy nie przyszło. Pomyślałam sobie, że Ukraina to kraj, w którym instytucje zawiodły i obywatele sami chcą wziąć los swoich miast w swoje ręce. Nie ma nic złego w oddolnej aktywności. Trzeba ją wspierać i pielęgnować jak młodą roślinkę. Okropnym byłby świat, w którym nie byłoby miejsca na oddolne inicjatywy. Ale ta aktywność musi przynosić widoczne skutki osobom aktywnym. To nie może być nieustanne rozbijanie sobie głowy o ścianę. A z tym niestety miejscy aktywiści mają aż nadto często do czynienia.

Szymon Spandowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.