Niby ruskie, ale jednak są inne

Czytaj dalej
Fot. FOT: ŁUKASZ KOLEŚNIK
Łukasz Koleśnik

Niby ruskie, ale jednak są inne

Łukasz Koleśnik

To właśnie ruskie pierogi sprawiły, że Budachów jest rozpoznawany na mapie Polski. Co niezwykłego jest w tym prostym daniu?

Można ich skosztować tylko raz w roku i to widać. Podczas festynu budachowskiego pieroga, każdy chce spróbować tego specjału. Za sobą mamy już piętnaście odsłon tej lokalnej imprezy. Niewielka wieś jest tego dnia wręcz oblegana. Sołtyska Danuta Spychała przyznaje, że pojawiali się nawet goście zza granicy, bo słyszeli o budachowskich pierogach i chcieli sami spróbować.

Nie wychodzą takie dobre nawet w domu

Jaka tajemnica kryje się za smakiem piegów z Budachowa, które cieszą się taką popularnością? Jakiś specjalny składnik? Może ukryty przepis? Nie. Mało tego. Panie, które co roku przygotowują pierogi na festyn chętnie się dzielą swoim przepisem.
- Ziemniaczki, ser, mąka, trochę cebuli. Ilość? Na oko. Robimy po prostu klasyczne, ruskie pierogi. Później można do nich dodać skwarki albo śmietanę - opowiada pani Janina Żuk, która z innymi mieszkankami lepi je, jeszcze na kilka tygodni przed lokalną imprezą.

Sołtys Danuta Spychała uśmiecha się, kiedy słyszy o niezwykłości ich ruskich pierogów.
- Prawda jest taka, że same dokładnie nie wiemy, dlaczego wychodzą one lepiej i tak smakują. Słyszałam, że wiele osób podkreśla, że to dlatego, ponieważ są one przygotowane z sercem. Może to jest ten specjalny składnik? Coś w tym może być. Nie tylko festyn jest u nas specjalny, ale również kilka tygodni przygotowań - zastanawia się kobieta.
Dodaje, że podobnie jak każda pani, lepiąca pierogi na zabawę, przyrządza je w taki sam sposób w swoich domach, dla członków rodziny.

- Jednak nigdy nie są one tak dobre, jak te, którymi zajadamy się podczas tego specjalnego dnia - przyznaje sołtyska.
Najprostszy przepis na ciasto do pierogów, to trzy szklanki mąki, łyżeczka soli i szklanka letniej wody.
- Oczywiście zależy ile tego ciasta chcemy przygotować. My robimy ich tysiące - mówią panie z Budachowa.
Dokładnie 25 tysięcy. Tyle pierogów potrafi zniknąć w ciągu jednego dnia.
- Zaczynaliśmy od 2 tys. Okazało się, że za mało. Systematycznie zwiększaliśmy produkcję, ale wciąż brakowało - opowiada D. Spychała.
- Kiedyś zarzucano nam, że to niemożliwe, abyśmy same zrobiły tyle jedzenia i że kupujemy je w markecie. To oczywiście nieprawda i są to swojskie pierogi - podkreśla Alicja Stempel.
- Muszę przyznać, że wcześniej nie potrafiłam lepić pierogów - śmieje się Łucja Dawidziak. - Teraz nie dość, że to potrafię, to bardzo lubię to robić - dodaje.
Co roku kilkanaście osób bierze udział w produkcji budachowskich pierogów ruskich.

Doskonałe pierogi trudniejsze niż się wydaje.

Wielu pasjonatów kuchni, smakoszy, kucharzy profesjonalnych, a także amatorów przyznaje, że pierogi ruskie tylko na pierwszy rzut oka są proste do przyrządzenia.
- Odkąd pamiętam są specjalnością każdej babci. Sam do tej pory kilka razy próbowałem je zrobić własnoręcznie. Początkowo z mizernym skutkiem - opowiada Tomasz Lach, kucharz amator, prowadzący blog Zajadam.pl.
- Przepis na pierogi ruskie jest banalny, jednak trzeba się do jego realizacji odpowiednio przygotować - mówi.
- W dodatku te niby łatwe w przygotowaniu pierogi ruskie pierogi wbrew pozorom mogą sprawić niemałe problemy. Twarde ciasto, woda na talerzu, nie ten smak - wymienia T. Lach.

Jednak paniom z Budachowa zawsze udaje się wszystko idealnie wymierzyć. Może to kwestia wprawy? W końcu lepią pierogi od kilkunastu lat.
- Nie jestem pewna, czy za naszym sukcesem stoi doświadczenie. Być może też, ale z drugiej strony, gdyby w pierwszej edycji festynu pierogi nie smakowały, to nigdy nie przyszedł na drugą odsłonę - zauważa sołtys D. Spychała.

Około 40 minut czekania w kolejce

Podczas ostatniego, piętnastego festynu organizatorzy mieli pecha. Deszcz momentami zacinał niemiłosiernie. Nie odstraszył jednak gości, którzy chceli skosztować miejscowego przysmaku.
Dostępne były trzy stoiska, gdzie sprzedawano pierogi. Często trudno było znaleźć koniec kolejki, ponieważ sięgała ona do centrum placu.

Sami spróbowaliśmy „dopchać” się do jednej z budek, aby spróbować budachowskiego specjału.
Przy każdym ze stoisk znajdowały się przenośne kuchnie, więc każdy widział, że pierogi gotowane były na bieżąco.
- Wypływają, to znaczy że są już dobre - mówił jeden z kucharzy, który mieszał pierogi znajdujące się w kotle.
Znikały z niego w błyskawicznym tempie. Po chwili trzeba było dosypać kolejną porcję. Zanim pierogi się ugotują, trzeba chwilę poczekać. Ludzie w kolejce cierpliwie jednak czekali, tylko nieliczni rezygnowali.
W sumie zanim udało się nam dotrzeć pod samą ladę, minęło około 40 minut. Jednak opłacało się. Pierogi ze skwarkami wręcz rozpływały się w ustach.

Trafiliśmy na wójta gminy Bytnica, Leszka Olgrzymka, który również zajadał się pierogami.
- Już pan wie dlaczego ludzie tak czekają na te pierogi? Bo warto - powiedział z uśmiechem.
Włodarz przyznał, że sam nie wie jak budachowianki to robią. Panie same przyznały się, że one do końca nie wiedzą, czemu im to wszystko tak dobrze wychodzi.

Wygląda na to, że nie sposób odtworzyć niepowtarzalnego smaku budachowskich pierogów w domowym zaciszu.
- Może, to jednak lepiej. Gdyby tak było, to w naszych pierogach nie byłoby nic niezwykłego - mówi D. Spychała.
Budachowski przysmak jest jednak niezwykły i podobnie jak wielu gości, którzy ich spróbowali, już nie możemy się doczekać przyszłego roku. W czerwcu odbędzie się kolejna odsłona lokalnego święta, ponownie wszyscy staną w kolejkach , aby znowu poczuć ten smak...

- Panie z Budachowa wkładają swoje serca, lepiąc te pierogi - mówią uczestnicy festynu

Każdego roku panie z Budachowa przygotowują 25 tys. ruskich pierogów

Zaczęło się od remontu kościoła

Co roku, od ponad 10 lat, w trzecią sobotę czerwca organizuje „Budachowski Festyn Ruskich Pierogów”, z którego dochód przeznaczony jest na remont miejscowej perełki - zabytkowego kościoła pw. Św. Józefa oraz na potrzeby wsi. Miejscowe gospodynie promują swój produkt lokalny „ruskie pierogi” na wszelkich okolicznych festynach, dożynkach, konkursach, targach itp. nie tylko w powiecie krośnieńskim.

Wszystko zaczęło się właśnie od kościoła.A dokładniej od tego, że musieli pozbierać pieniądze na remont kościoła. Mowa o mieszkańcach Budachowa. Świątynia znajdowała się już w bardzo w złym stanie. - Kościół mógł się zawalić, a w tamtych czasach nie było unijnych pieniędzy. Postanowiliśmy więc wziąć sprawy w swoje ręce - mówi sołtys Danuta Spychała. - Dzięki pomocy księdza wikariusza Kazimierza Noculaka, który pokazał nam, jak organizować festyny, udało się uratować kościół. Tak właśnie dzięki inicjatywie mieszkańców narodziły się coroczne obchody Budachowskich Pierogów.

Kościół w Budachowie to zabytek: Kościół rzymsko-katolicki pw. św. Józefa, barokowy z lat 1782 - 1785 z klasycznymi emporami, dobudowanymi w pierwszej połowie XIX wieku. Budowla murowana z cegły, wieża od strony zachodniej. Ołtarz ambonowy z 1789 i chrzcielnica z 1676 roku reprezentowały wyposażenie liturgiczne, a do dziś przetrwał ołtarz, który po 1945 roku przystosowano do wymogów religii katolickiej.

A na co teraz przeznaczane są dochody ze święta w Budachowie? Jeśli jest taka potrzeba i konieczne są dodatkowe remonty, to wciąż na kościół, ale w ogólnym rozrachunku na całą miejscowość. - Pieniądze przeznaczamy na jej rozwój lub rekreację. Ponadto podczas każdego festynu musimy też zarobić na organizację kolejnej imprezy - przyznaje sołtys Danuta Spychała.

Tysiące pierogów do ulepienia, atmosfera podczas przygotowań jest bardzo przyjemna. Panie żartują, ,śmieją się i śpiewają
Łukasz Koleśnik

Co robię?


Żadna tematyka mnie nie odstrasza. Biznes, polityka, sport, reportaże, fotoreportaże, relacje, newsy, historia. Dzięki temu też pogłębiam swoją wiedzę i doskonalę swoje umiejętności.


Największą satysfakcję z pracy mam wtedy, kiedy w jakiś sposób mogę pomóc. Dlatego często opisuję ludzi z problemami, chorych i potrzebujących oraz zachęcam do pomocy. I kiedy uda się pomóc nawet w najmniejszym stopniu, to jest plus. 


Działam głównie na terenie powiatu krośnieńskiego. Obecnie trzymam rękę na pulsie, jeśli chodzi o poszczególne inwestycje w regionie, jak chociażby przygotowywane podniesienie zabytkowego mostu w Krośnie Odrzańskim (Czy zabytkowy most w Krośnie Odrzańskim zostanie podniesiony w tym roku? To coraz mniej prawdopodobne), przyglądam się rozwojowi szpitala w regionie (Zachodnie Centrum Medyczne w końcu kupiło nowy rentgen do szpitala. Budynek w Gubinie doczeka się termomodernizacji).


Jak trafiłem do Gazety Lubuskiej?


W Gazecie Lubuskiej jestem zatrudniony od kwietnia 2015 roku. Wcześniej też pracowałem jak dziennikarz, głównie na terenie Gubina i okolic. Tam stawiałem też swoje pierwsze kroki w zawodzie, poznałem podstawy, złapałem kontakty.


Początkowo nie łączyłem swojej przyszłości z dziennikarstwem. Myślałem o informatyce albo aktorstwie (wiem, spory rozstrzał ;) ). Ostatecznie trafiłem jednak na studia do Wrocławia, gdzie studiowałem na kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Poszczęściło mi się i po studiach zacząłem pracę w zawodzie oraz trwam w nim do dziś.


O mnie


Jestem miłośnikiem piłki nożnej oraz koszykówki. Od lat zapalony kibic Borussii Dortmund. Łatwo się domyślić, że w wolnym czasie lubię oglądać mecze, ale nie tylko. Czytam książki. Głównie kryminały lub biografie. Kinomaniak. Oglądam filmy (fan Gwiezdnych Wojen, ale tych starych) i seriale (za dużo by wymieniać). Lubię czasem pobiegać (za rzadko, co po mnie widać ;) ). Tak w skrócie. To tyle :)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.