Nie mamy skarpety z milionem złotych w środku

Czytaj dalej
Fot. Filip Pobihuszka
Filip Pobihuszka

Nie mamy skarpety z milionem złotych w środku

Filip Pobihuszka

Rozmowa z wicewojewodą lubuskim, Robertem Paluchem, na temat sytuacji pracowników Dozametu w Nowej Soli, którzy od pół roku czekają na wypłaty.

Pracownicy Dozametu chwytają się już chyba wszelkich możliwych rozwiązań. Napisali nawet list do pani premier. Chciałem zapytać, czy pan również zamierza wspomnieć szefowej rządu o tym problemie?
Wiem, że wysłali prośbę o interwencje do premier Szydło. A to wszystko z takim nastawieniem dość bojowym, bo pani premier na ruinach Odry była, a na Dozamecie nie. Tyle tylko, że Dozamet jest w stu procentach prywatnym zakładem, a Odra jest majątkiem skarbu państwa. W państwie demokratycznym nie jest tak, że premier wejdzie i każe wypłacić pieniądze. To jest przedsiębiorca, z którym wszyscy mają problemy. Ostrzegam tylko kolejnych pracowników, by przy wyborze pracy wzięli pod uwagę, co się tam dzieje.

A co w tej sprawie może zrobić wicewojewoda?
Mi jako gospodarzowi województwa bardzo z tego powodu przykro. Co ja mogę zrobić? Mogę namawiać przedsiębiorcę, żeby się z nimi rozliczył. Być może mogę stosować metody ograniczające działalność gospodarczą tego pana, tego jeszcze nie sprawdzałem. Ale tu jest potrzebny wyrok sądu, ja nie będę stanowił kto może prowadzić działalność, a kto nie.

Robert Paluch, od 4 stycznia wicewojewoda lubuski. Wcześniej znany jako wicestarosta nowosolski i radny sejmiku lubuskiego

Owszem, mogę wysłać do pani premier maila, mogę do niej zadzwonić, mogę zrobić wiele rzeczy, które jakoś by pomogły. Ale trzeba pamiętać, że pani premier ma do dyspozycji wojewodów, do wykonywania zadań rządu w terenie, a takim zadaniem na pewno nie jest znajdowanie cudownej recepty na to, by spółka zaczęła płacić pieniądze. Możemy co najwyżej pomóc prawnie, pomóc napisać pozew zbiorowy. Mogę uruchomić służby wojewody w celu interwencji prawnej. Tym wszystkim oczywiście służymy. I do tego zapraszam, bo do tematu podchodzę z troską. To jest moje miasto, w którym mieszkam, w którym się wychowałem i w którym funkcjonuję na co dzień. Chcę tym ludziom pomóc. Jak się do mnie zgłoszą, to ich zaproszę, usiądziemy i będziemy się zastanawiać.
Ale proszę pamiętać, że nie mamy tu skarpety, z której wytrząśniemy milion złotych i damy tym ludziom wypłaty. Nie ma nawet takiego mechanizmu.

Dokładnie milion jest tu potrzebny, dobrze pan strzelił.
No widzi pan. Ale nie ma takiej możliwości, żeby zapłacić tym ludziom z budżetu państwa. A gdyby była, to pewnie ustawiłaby się długa kolejka pracowników z całej Polski...

W tym tygodniu inspekcja pracy chce oddać sprawę Dozametu do prokuratury.
Oczywiście, trzeba takie rzeczy ścigać za pomocą prawa, które ma przecież służyć ludziom i chronić pracowników, ale to nie wróci tym ludziom pieniędzy. Oni by pewnie chcieli wziąć swoje wypłaty i iść do domów, do swoich rodzin. W sądach to się może ciągnąć latami i to z różnym skutkiem. A oni potrzebują tu i teraz. Bo muszą jakoś żyć. To wszystko jest smutne, przykre, złe, niedobre i patologiczne. I to jeszcze w centrum Europy...

Dziękuję za rozmowę.

Filip Pobihuszka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.