Natalia Dyjas-Szatkowska

Nie potrzeba wiele, by pomóc

Inicjatorka Anna Duciewicz (z prawej) razem z wolontariuszami zielonogórskiej Jadłodzielni Fot. Archiwum Jadłodzielni Inicjatorka Anna Duciewicz (z prawej) razem z wolontariuszami zielonogórskiej Jadłodzielni
Natalia Dyjas-Szatkowska

Jadłodzielnia - miejsce, w którym można zostawić jedzenie dla innych, już działa. Ale przed wolontariuszami, opiekującymi się tym nietypowym punktem, wciąż mnóstwo wyzwań. Jakich?

Po wielu miesiącach prac, zaangażowaniu rzeszy ludzi, ale przede wszystkim dzięki olbrzymiemu uporowi inicjatorów, w mieście powstał punkt, w którym można zostawić zbędne nam jedzenie. By mogli skorzystać inni mieszkańcy.

- Jadłodzielnia jest dla wszystkich - podkreśla Anna Duciewicz, inicjatorka zielonogórskiego miejsca, gdzie w prosty sposób można się podzielić pożywieniem z innymi. W jaki sposób ono tam dociera?

- My, jako wolontariusze, docieramy do sklepów, restauracji, które oddają nam jedzenie - wyjaśnia A. Duciewicz. - Ale nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich, stąd też nasz apel, by jak najwięcej osób chciało się zainteresować tym tematem i dzielić się jedzeniem z innymi. A wolontariuszem, ratownikiem żywności, może zostać każda osoba, która będzie miała odrobinę czasu. Choć trzeba podkreślić, że jest to właśnie praca społeczna.

Przypomnijmy: w sierpniu przy ul. Moniuszki 35 została otwarta pierwsza w mieście Jadłodzielnia - punkt, w którym można zostawić i wziąć za darmo jedzenie. Wszystko po to, by pomóc innym, ale i nie marnować pożywienia. Obecnie dziesięcioro wolontariuszy stara się, by punkt sprawnie funkcjonował.

- To nie jest duży wysiłek - zauważa A. Duciewicz. - Każdy może w okolicy swojego zamieszkania czy pracy, porozmawiać z ludźmi o tej inicjatywie. Może zapytać, czy jest szansa na odebranie żywności ze sklepu lub restauracji. Pojawiają się pierwsze firmy, z którymi mamy już stałą współpracę i otrzymujemy od nich jedzenie. Oczywiście jest możliwość, by w dane miejsce przyjechać i produkty te odebrać.

Pierwsi chętni podeszli do tego bardzo entuzjastycznie.

- Kiedy zaczęły się poszukiwania wolontariuszy, to stwierdziliśmy, że jest to superokazja, by jeszcze przed wyjazdem na studia pomóc przy kolejnej, świetnej inicjatywie w Zielonej Górze - mówi Aleksander Piskorz, jeden z ratowników jedzenia. Osoby pomagające przy Jadłodzielni liczą, że wolontariuszy będzie tylko przybywać.

Być może więcej osób dobrze zna swój okoliczny sklep i wie, że byłby on w stanie przekazać jedzenie? Zawsze do Jadłodzielni można je też przynieść lub przywieźć samemu.

- Sklep może przekazać jedzenie jako darowiznę, można też przecenić towar, a my go wtedy za symboliczną złotówkę odkupujemy - wyjaśnia A. Duciewicz. - Trzecia możliwość, to wpisanie towaru w straty, wtedy może on trafić na półkę Jadłodzielni.

Organizatorzy zielonogórskiego punktu zauważają, że zapotrzebowanie na takie miejsca jest spore. Jeśli w Jadłodzielni znajduje się jedzenie, to jest zabierane przez mieszkańców w ciągu paru godzin. A coraz więcej zielono¬górzan zauważa, że takie punkty przydałyby się w innych dzielnicach miasta. Powoli trwają rozmowy, by kolejne jadłodzielnie u nas powstały. Jedna z wolontariuszek chce też stworzyć comiesięczne wegań¬skie śniadania przy ul. Moniuszki, które staną się okazją do spotkania z innymi mieszkańcami.

- Jadłodzielnia jest też po to, byśmy zauważyli drugiego człowieka, ale i ograniczyli ilość marnowanego jedzenia i podzielili się nim z innymi- zauważa inicjatorka tego miejsca w Zielonej Górze. Nawet ze zwierzakami, bo w punkcie można zostawiać karmę dla psów i kotów.

I choć, by zostać wolontariuszem to...

- Musisz mieć dużo czasu, wytrwałości, samozaparcia oraz wiary, że to, co robisz, ma sens - zauważa A. Duciewicz. Jednak, jak podkreślają ratownicy żywności, ta pomoc przynosi satysfakcję, mimo przeciwności.

- Dawanie i dzielenie się daje ci to coś, ale nie da się tego zrozumieć, dopóki samemu się tego nie zrobi - mówią wolontariusze Jadłodzielni. - Daje radość i olbrzymią satysfakcję.

- Zależy nam, żeby Jadłodzielnia wciąż funkcjonowała, bo nas, wolontariuszy, sporo zaangażowania kosztowało to, by zaczęła ona działać - mówi Anna Duciewicz. - Nie wystarczyło ją tylko otworzyć, wciąż potrzeba sporo pracy.

Jednym z jej aspektów jest usprawnienie działalności. A w tym może pomóc każdy. Może mają Państwo pomysł, gdzie mogłaby stanąć kolejna Jadłodzielnia w mieście? Zapraszamy Czytelników do podzielenia się z nami opinią.

Wolontariusze Jadłodzielni dziękują za pomoc: MOPS-owi, Polskiemu Komitetowi Pomocy Społecznej, Fundacji Razem Łatwiej, firmom: KremBud, Elektro IWEX, drukarniom:Wydrukujemy To, Xero Express, Żolitex; L. Leclerc, Opifex PPH M, Pawłowi Szwalowi, Michałowi Kaliszewskiemu, Irenie Kamińskiej, Jakubowi Bończy¬ko¬wi, Markowi Pracukowi, Pan Zbyszkowi, Remigiuszowi Gwarze, Anecie Kurzyńskiej, Lubuszankom, kobietom sukcesu, Sławkowi Tomiakowi i Dariuszowi Jarzęb¬skiemu, Restauracji Zakątek Regionalne Smaki, Warzywniakowi Brygidy Wierzchowskiej, Sklepowi Zielarsko-Medycznemu Dary Natury - bez ich pomocy Jadłodzielnia by nie powstałaby.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.