Niech z deszczem kwiatów sypie się na Niemców deszcz kul

Czytaj dalej
Fot. arc
Teresa Semik

Niech z deszczem kwiatów sypie się na Niemców deszcz kul

Teresa Semik

Książka Kazimierza Gołby o obrońcach wieży spadochronowej uwiera wiele osób. Dlaczego? Odpowiada prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz

Skąd Ignacy Walek Nendza z Harcerskiego Klubu Taternickiego dowiedział się o drzewach, w których od wojny tkwiły pociski?

Walek zarabiał na kolejną wyprawę pracami na wysokościach, w tym przypadku - przy wymianie więźby dachowej kościoła św. Barbary w Chorzowie. Prace nadzorował architekt Wojciech Czech, późniejszy wojewoda katowicki. Deski wykonano z drewna, które po wycince drzew w parku Kościuszki zakupiła Kuria w Katowicach. W tartaku ujawniły swoją tajemnicę.

Kazimierz Gołba w "Wieży spadochronowej" pisał: "Przemówiły ogniem wszystkie drzewa, zarośla, krzewy. Wywiązała się krótka, mordercza walka". Ciągle nas zaskakuje to miejsce. Gdybyśmy mogli znać archiwum Gołby...

Archiwum jest w Bibliotece Śląskiej.

Sądziłam, że tylko ta część, której bezpieka nie zabrała z domu pisarza po jego śmierci.

Ubecja niczego nie zabrała. Sprawdziłam, nie było też rewizji w domu Gołby.

Skąd zatem to powszechne przekonanie o rewizji i konfiskacie dokumentów, które posłużyły do napisania "Wieży spadochronowej"?

Sama spotykałam się z taką informacją. Dopiero w latach 90. usłyszałam od rodziny pisarza, że w domu znalazł się rękopis książki. Gdyby wcześniej było tam UB, zabrałoby go w pierwszej kolejności.

W 1946 roku Kazimierz Gołba apelował o nadsyłanie wspomnień z pierwszych dni wojny. Poginęły relacje świadków?

Są w Bibliotece Śląskiej, choć nie mogę zaręczyć, że kompletne. Skoro jednak jest tak ważna relacja, jak Franciszka Szymiczka, który widział autobus wiozący harcerzy w górę ulicy Kościuszki w stronę parku, jest wspomnienie żołnierza postrzelonego na ul. 3 Maja, to znaczy, że to archiwum przetrwało. Relacje zostały ukryte na dnie wielkiego kufra, częściowo spleśniały, ale pozostały. Ja się temu nie dziwię, bo ludzie długo bali się ujawniać rodzinne pamiątki.

Piąte wydanie "Wieży spadochronowej", które przygotowała pani profesor do druku, znów wznieciło ogień. Dlaczego książka o harcerskiej i powstańczej obronie Katowic we wrześniu 1939 roku wciąż uwiera wiele osób?

Też tego nie rozumiem. Mogę tylko domniemywać, że tak patriotyczna książka może być pewnym siłom nie na rękę.

Siłom, które w równym stopniu kontestują powstania śląskie, co samoobronę Katowic?

Miasto powinno być dumne z tej książki. Powinny się ukazywać jej luksusowe wydania, wręczane przy różnych okazjach, a nie ma nawet świadomości, jak jest to ważna opowieść. Dzięki tej książce odnalazłam drogę do Śląska, dużo więcej zrozumiałam. "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego są pewnie najpiękniejszą książką o Warszawie, a "Wieża spadochronowa" Kazimierza Gołby jest najpiękniejszą książką o Katowicach, mówię to z całą odpowiedzialnością. Nie wyobrażam sobie takiego ataku w Warszawie na "Kamienie na szaniec", jaką na Śląsku doświadczyła książka Gołby.

Prof. Ryszard Kaczmarek w książce "Górny Śląsk podczas II wojny światowej" napisał, że zbliżająca się do Katowic niemiecka dywizja została ostrzelana z wieży spadochronowej. Podciągnięte działo uciszyło wieżę "jednym z pierw- szych strzałów ". Wtedy rozpoczęła się strzelanina w parku Kościuszki. Według raportu niemieckiego "potyczka musiała być zażarta", po obu stronach wykorzystano karabiny maszynowe. Potem "park miejski został oczyszczony". Z punktu widzenia wojskowego wieża była epizodem. Skoro w parku "potyczka musiała być zażarta", to kto strzelał do Niemców?

Prokurator Ewa Koj z katowickiego IPN, po śledztwie, które prowadziła w tej sprawie, napisała, że ostrzał z wieży prowadzili harcerze, że kilku z nich zginęło. Relacji świadków jest wiele, a ich zestawienie pozwala na wyprowadzenie wniosku, że Katowic od strony parku Kościuszki bronili harcerze. Mnie bardziej zainteresowało cytowane przez panią stwierdzenie: "park został oczyszczony"? Z czego oczyszczały park wojska niemieckie? Mówił mi świadek, który przypadkowo znalazł się z rodzicami w tym miejscu, że widział ciała w harcerskich mundurach. Widział żołnierza niemieckiego, który mówił do nich: przechodzić, przechodzić!

Jak to się stało, że pani profesor została znawczynią tej historii?

Byłam drużynową 12. Drużyny Harcerek im. Bohaterów Wieży Spadochronowej. Harcerstwo doprowadziło mnie do książki Gołby. Od pierwszej lektury nie przestawała mnie niepokoić. Z wykształcenia jestem polonistką, więc spojrzałam na nią jako badacz tekstu literackiego. Nie jest kwestią przypadku, że najważniejsze książki o polskim harcerstwie: "Kamienie na szaniec" i "Wieża spadochronowa" są w wymowie podobne. Tamto pokolenie ukształtował podobny etos harcerski - całym życiem służyć Polsce.

W czasach stalinowskich obie książki były zakazane. Czego bali się komuniści?

Bali się wspomnień o przedwojennym harcerstwie, bo z niego wyrosło wielu ludzi niezłomnych. Jak stawialiśmy Pomnik Harcerzy w Katowicach, to słyszeliśmy: "Co, sanacyjnym harcerzom pomnik stawiacie?"

Sam Gołba mógł być groźny dla władzy?

Pisarz poruszał się już na wózku inwalidzkim i w tym sensie nie był dla nikogo groźny. Natomiast to, co się działo w jego domu, mogło być groźne. Przychodziły do niego tłumy ludzi ze swoimi wojennymi doświadczeniami. Bywał Paweł Chruszcz związany z podziemiem antykomunistycznym. Jeden z bohaterów "Wieży…" to Franciszek Chruszcz. Myślę, że Gołba wprowadzając takie, nie inne nazwiska do książki, dziękował informatorom, ale nie wskazywał na nich wprost.

Zamieścił prawdziwe nazwiska urzędników, powstańców śląskich. Dlaczego harcerze nie mają prawdziwych nazwisk?

Nie wiem, czy Gołba nie był pewien tych nazwisk, czy się bał. Może rodziny go prosiły, by nie podawał ich nazwisk?

Z archiwum Gołby nie wynikają te nazwiska, nie można iść ich śladami?

Nie. Atrament jest już wyblakły, zatarty. Pytałam Adelę Korczyńską, komendantkę tajnej Śląskiej Organizacji Harcerek, dlaczego nie dokumentowały losów harcerzy. Powiedziała, że bały się nawet o tym rozmawiać. Gdyby Gołba nie opisał tej historii, nie mielibyśmy nawet o co się spierać.

Literacka narracja "Wieży spadochronowej", jeśli nawet niektóre fakty koloryzuje, nie osłabia przesłania książki - jedni Ślązacy walczą o Polskę, inni wiwatują na cześć wkraczającego do Katowic Wehrmachtu. Jak napisał Gołba, "z deszczem kwiatów sypie się na nich deszcz kul".

Znam całą twórczość Gołby. Siłą jego talentu nie była wyobraźnia tylko obserwacja rzeczywistości. Gołba pisze, że co szósty modli się do Hitlera. Zajrzałam do statystyk - jedna szósta mieszkańców Katowic należała do mniejszości niemieckiej. Wie pani, co mnie najbardziej przekonało do prawdy tej książki? Jest w niej taki moment, w którym brat Stach daje Teresce rewolwer i mówi, że jest tam sześć nabojów, powinno jej starczyć. Ten pistolet ma w magazynku tylko sześć naboi. Taki pedantyzm autora uczy szacunku.

Z tego steyera w książce Gołby Tereska strzela z bukietu chryzantem do niemieckiego oficera. Trudno uwierzyć w tę wzruszającą historię.

W dokumentach Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce jest relacja Elżbiety Cierpiołowej z Chorzowa, która to widziała. Twierdziła tylko, że dziewczyna była starsza od powieściowej Tereski. Dotarłam do niej, ale była już bardzo chora. Jej córki potwierdzały, że w rodzinie wszyscy znają tę historię, bo mama ciągle o niej mówiła. Oglądając pod lupą rękopis "Wieży spadochronowej" na okładce widać nazwisko kobiety z dopiskiem: "strzał z bukietu". Całego nazwiska nie potrafię rozszyfrować, litery są zatarte. Gołba spisywał na okładkach rękopisów nazwiska swoich informatorów.

Dlaczego Gołba uczynił wieżę spadochronową symbolem obrony Katowic ?

Obrona wieży jest obroną polskiego miasta. To bardzo piękny, symboliczny obraz. Cień strzelistej wieży, wbrew prawom natury, w książce Gołby zatacza coraz szersze kręgi. Pada na cały Śląsk, gdzie wciąż toczą się walki z Niemcami.
Opis walki o park Kościuszki w "Wieży spadochronowej" jest klasyczny dla nurtu martyrologicznego polskiej literatury - wierność sprawie przegranej, wierność ojczyźnie. I o tym warto pamiętać.

***

Relacja Ignacego Walka Nendzy (oryginalny zapis)

Bytom 8 sierpnia 2012 rok

W czerwcu 1982 r. ostro szły naprzód przygotowania do Polsko-Brazylijskiej wyprawy w Himalaje. „Makalu 82”. Trzeba było domknąć budżet i w związku z tym wykonywaliśmy różne prace wysokościowe. Wraz z druhami z Harcerskiego Klubu Taternickiego im. gen. Mariusza Zaruskiego pracowaliśmy w najstarszym chorzowskim kościele św. Barbary. Były to różne prace przygotowawcze związane z koniecznością wymiany więźby dachowej. Zatrudnił nas ks. Proboszcz Norbert Sklarek. Budowę nadzorował architekt mgr inż. Wojciech Czech również harcmistrz.
Pewnego dnia druh Wojtek przywiózł ze sobą deskę, która była świeżo przedarta z bala. W desce tej o długości ok. 1,5 m i szerokości 20 cm tkwiło kilka przeciętych naboi różnego kalibru. Deskę wykonano z drewna, które dłuższy czas się sezonowało, a pochodziło z terenu między Parkiem Kościuszki a Ogrodem Jordanowskim przy ulicy Barbary. Mieści się tu również Komenda Hufca ZHP Katowice. Jeszcze w 1957 r. organizowaliśmy w tym terenie harcerskie gry terenowe, bo teren ten był porosły różnego gatunku drzewami. Później ruszyła budowa dróg. Najpierw był jednopasmowy łącznik między ul. Mikołowską i Francuską. Następnie drogę poszerzono, aż w końcu przekształciła się w autostradę A-4.
Drzewa sukcesywnie wycinano na tym terenie w zależności od potrzeb przebudowy. Całość pozyskiwanego drewna zakupiła Kuria w Katowicach. Bale leżały zmagazynowane i czekały na przetarcie. Dla nas harcerzy jest to dowód, jaki ogień musiał być prowadzony na tym terenie, który znajduje się około 100 m od wieży spadochronowej.
Te poranione we wrześniu 1939 r. drzewa zabliźniły się i ukazały swą tajemnicę dopiero w 1982 r. w tartaku.

Walek Nendza.

Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.