Nowosolanka na krańcach świata. Poznaliśmy magiczny dziennik

Czytaj dalej
Fot. Archiwum podróżniczki
Eliza Gniewek-Juszczak

Nowosolanka na krańcach świata. Poznaliśmy magiczny dziennik

Eliza Gniewek-Juszczak

Pierwsze spełnione marzenie to Peru. Później Patagonia, Wyspa Wielkanocna i wiele innych. Wakacje się skończyły. Poczytajcie o podróżach, które można już planować

Wysłuchałam niesamowitej opowieści o podróżach po świecie, które sama sobie organizuje dziewczyna z Nowej Soli. Jeździ na krańce świata, bo chce czegoś więcej od życia, niż zwykłej codzienności.

Tak zaczyna się ta opowieść

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami są kraje, o których niegdyś nie śniło się filozofom i nie wiedzieć czemu, jakby biegnąc za tym bajkowym obrazem z dzieciństwa, zawsze wybieram te najodleglejsze i najdziksze zakątki: Nepal, Indonezja, Chile, Argentyna, Peru, czy Boliwia.

Komplikacje

„Kolejna wielka podróż rozpoczęta. W drodze będę 17 godzin. Nie przewiduję żadnych komplikacji.” Tak najczęściej rozpoczynam mój dziennik podróży. Później zagubiona w czasie i przestrzeni oddaję się całą sobą odkrywaniu. A komplikacje? Nie istnieją, bo każda zmiana planu to tylko nowe wyzwanie.

Zabójstwo damy

Zwykle podróż rozpoczynam jako dama, która dba o europejskie standardy, lecz w krajach takich jak Boliwia, gdzie woda jest praktycznie racjonowana, czy Nepal, gdzie nie używa się elektrycznego ogrzewania, po kilku dniach staję się tubylcem, który radzi sobie z tym co ma (po cichu wznosząc dziękczynne modły do „bóstw”, które wymyśliły wilgotne chusteczki higieniczne, antybakteryjne żele i suche szampony).

Nieskończone „pierwsze”

Lecę tysiące kilometrów, by stanąć oko w oko z dziką naturą, nieokiełznaną przez człowieka. Chcę poznać kraj, poczuć jak to jest być Argentyńczykiem, Nepalczykiem, czy mieszkańcem Wyspy Wielkanocnej, więc wychodzę z hotelu, idę do ludzi, negocjuję ceny, pokazuję zdjęcia mojej rodziny, uczę się kilku kluczowych słówek, wybieram lokalny autobus zamiast tego podstawionego, jem tam, gdzie jedzą tubylcy, chodzę na piesze wędrówki, zapominam kim jestem i skąd pochodzę. Chłonę ten z pozoru obcy świat, jakbym się właśnie narodziła. Mój pierwszy spacer po Himalajach, mój pierwszy nieznany ciału chłód, moje pierwsze budzące nieskończony respekt szczyty, moje pierwsze momo (pochodzące z Tybetu, bardzo popularne w Nepalu pierogi), mój pierwszy most zawieszony nad przepaścią, moja pierwsza kawa parzona na Bali, moja pierwsza kąpiel w Oceanie Indyjskim, moje pierwsze banany i kokosy prosto z drzewa, moje pierwsze pole ryżowe, a później niezliczone wodospady, plantacje kawy i sam napój w każdym kraju podawany inaczej, pałace, świątynie, stroje, wulkany czynne i wygasłe.

Brzydkie strony

Odkrywanie nowych krain to nie tylko zachwyt nad przyrodą, kulturą, kuchnią, ale także poznanie problemów danego miejsca, np. brak lub bardzo zła jakość wody w Boliwii, ograniczone środki transportu, zaśmiecenie Himalajów, topniejący w zastraszającym tempie lodowiec Perito Moreno, ograniczony dostęp do edukacji, etc. Tam na miejscu widzę namacalne ślady organizacji, które pomagają zwalczać istniejące problemy, zatem które warto wspierać.

Współtowarzysze

Podróże to nie tylko krajobrazy i tubylcy to także ludzie, którzy podobnie jak ja, łakną poznać świat. Ludzie, których zapraszam lub którzy zapraszają mnie do przygody: niezwykle przystosowani do dalekich podróży Australijczycy i Nowozelandczycy, a także Anglicy, Amerykanie, Niemcy, Irlandczycy, Chińczycy. To także niezwykłe przyjaźnie jak ta, która połączyła mnie z Malezyjką mieszkającą w Australii, Fon, z którą planuję już czwartą wspólną wyprawę.

La Pass

Gdy ktoś pyta, która podróż była najlepsza, mimo uwielbienia wszystkich zwiedzanych miejsc, na usta zawsze ciśnie się Nepal, trekking na Annapurnę. Dlaczego ta? Bo w Himalajach codziennie toczy się walka o przetrwanie. Kiedy ręce mi zamarzają przy kolejnym ruchu szczoteczki do zębów i mycie staje się wyzwaniem. Kiedy nie wiem jak mój organizm zareaguje na wysokość ponad 3 tys. m.

Miejsca magiczne

Gdzie spotykam lokalnego lamę (mędrca), który życzliwie mnie błogosławi. Gdzie dzień ogrzewa mi ciało do ponad trzydziestu stopni, a noc je chłodzi temperaturami nawet do minus dziesięciu. Gdzie przerwy na herbatę wiodą mnie w najpiękniejsze himalajskie krajobrazy. Gdzie mieszkańcy witają mnie uśmiechem. Gdzie wszędzie mogę zjeść ulubione momo. Gdzie o równowadze duchowej codziennie przypominają mi kołyszące się na wietrze kolorowe chustki z mantrami. Gdzie wszystko przypomina mi o filmie „Siedem Lat w Tybecie”, którego piracką wersję oglądam w lokalnym minikinie. Gdzie nogi odpadają po 9-godzinnym trekkingu, ale dowiaduję się, że mój organizm, choć osłabiony, jednak wytrzyma wysokość 5416 m. Gdzie wreszcie na trzydzieste piąte urodziny dostaję wymarzony prezent - dotarcie do Thorong La Pass i nepalski tort urodzinowy.

Mieć i być

Wyprawy takie jak te pozwalają wrócić do początku. By dowiedzieć się czegoś o regionie nie przeszukuję Internetu, pytam drugiego człowieka, a gdy jest ciężko, bo ciało odmawia posłuszeństwa opieram się na współtowarzyszu. Zamiast marketingowego kreowania moich potrzeb po prostu JESTEM tu i teraz z kubkiem masali i talerzem pierożków.

Utracony raj

Powrót to zwykle ból utraconego raju. Raju prostoty, bez biegu, bez pilnowania czasu, zgody z wymagającą naturą i jeszcze to kilkudniowe przyzwyczajanie się do innej strefy czasowej. Najlepszą formą walki z tęsknotą jest planowanie kolejnej wyprawy. Kiedy ktoś pyta co następne? Odpowiadam dalsze podróże zaczęły się od wymarzonego Peru, poprzez Patagonię, Boliwię, Wyspę Wielkanocną. Teraz czas wreszcie odkryć Oceanię.

Eliza Gniewek-Juszczak

Opisuję to, co dzieje się w powiecie nowosolskim, ale także to, co dotyczy mieszkańców całego województwa lubuskiego. Ciekawią mnie przepychanki polityczne, przemiany gospodarcze w regionie i emocjonują ludzkie sprawy. Piszę o religii, ale też tym, co się buduje. Lubię odkrywać ciekawostki Nowej Soli, Kożuchowa, Otynia, Bytomia Odrzańskiego i Nowego Miasteczka oraz wielu innych miejscowości. Publikuję artykuły w Gazecie Lubuskiej oraz na portalach www.gazetalubuska.pl i www.nowasol.naszemiasto.pl.
Chętnie napiszę o Twojej sprawie, wydarzeniu, które organizujesz lub sukcesie, którym chcesz się pochwalić.
Skończyłam filologię polską w Zielonej Górze i dziennikarstwo w Poznaniu. W Gazecie Lubuskiej pracuję od 2016 r.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.